Olga Krzyżanowska, córka legendarnego dowódcy Okręgu Wileńskiego Armii Krajowej generała „Wilka”, harcerka Szarych Szeregów podczas drugiej wojny światowej, działaczka „Solidarności” od 1980 roku, lekarka, w wolnej Polsce wicemarszałek Sejmu, senator, zmarła 22 czerwca 2018 roku. Miała 88 lat.
„Mnie właściwie wychowała wojna – wspominała pół roku temu w wywiadzie Marii Mrozińskiej dla Gdańsk.pl. – Kiedy wybuchła, miałam dziesięć lat i wszystko, co się potem działo, niemal przykryło dobre dziecinne przedwojenne wspomnienia z Tarnopola, gdzie ojciec w stopniu majora Wojska Polskiego był dowódcą I dywizjonu 12 Pułku Artylerii Lekkiej. Szybko zrozumiałam, że mój bezpieczny świat się zawalił. Ojciec był na froncie, nasze warszawskie mieszkanie trzeba było opuścić ze względu na zagrożenie atakiem niemieckich czołgów”.
Po wojnie wraz z matką przeniosły się do Gdańska. „W moim studenckim środowisku nikt nie należał do partii, a nawet ci koledzy, którzy zapisywali się do ZMP, nie starali się przekonywać nas do słuszności swoich wyborów. Pamiętam rozmowę z jednym kolegów, który postanowił wstąpić do ZMP. »Po co ci to?« – pytam. A on na to: »Muszę jakoś żyć, rodzice zginęli, nie mam grosza przy duszy, stypendium nie dostanę, bo rodzice zginęli w ZSRR«. To były straszne czasy, a ludzkie życiorysy bardzo skomplikowane. Nie znoszę uproszczonych czarno-białych ocen ludzi tamtego czasu. Ratowała nas wtedy wzajemna lojalność”.
Ojciec Olgi, Aleksander Krzyżanowski, zmarł w ubeckiej katowni na warszawskim Mokotowe 29 września 1951 roku. Kilka jego więziennych listów Olga przechowywała jak relikwie. Ostrzegał ją przed politycznym zaangażowaniem. „Polityka jest brudna, córeczko” – pisał.
Rozliczał się: „Może byłem niezłym ojcem. Może popełniłem jednak błąd życiowy i nadmiernie poświęciłem się sprawie ogólnej. Trudno mi sądzić samemu, więc sądź Ty. Ogólnie jednak mój bilans życiowy jest jakby ujemny, jestem niezaprzeczalnie bankrutem w dziedzinie ogólnej, jak również w życiu prywatnym. Może winna temu moja donkiszoteria, może zbytnie ryzykanctwo, po prostu jakby pewna niezdolność do przystosowania do współczesnego życia”. I jeszcze: „Myślałem, że jako jedyny spadek zostawię Ci dobre imię. Ale i to jakby bierze w łeb, ponieważ zawiodło powodzenie i okazuje się, że mój cały i szczery żołnierski wysiłek był li tylko zbrodnią. Po powrocie do kraju tak chciałem odpocząć i odżegnałem się od wszelkiego rodzaju zaszczytów, odchodząc jak najdalej od polityki. Ale nie uratowało mnie to od mego dzisiejszego losu. Nie chcę nikogo obwiniać, ale sam również nie poczuwam się do żadnej winy. Mówię Ci o tym, ponieważ wiem, że mnie i moje imię, jako reprezentujące »coś«, postarają się zohydzić i zarzucić błotem, tym bardziej że bronić się nie mogę”.
Po demokratycznych przemianach Olga Krzyżanowska zrobiła bardzo wiele, by przypominać nazwisko ojca w zbiorowej pamięci.
Wcześniej jednak upomniała się o nią polityka. W 1980 roku pracowała w przychodni na terenie Stoczni Gdańskiej. „Czas karnawału »Solidarności« bardzo mnie wzmocnił – wspominała dla Gdańsk.pl. – Za kraty trafił wtedy Piotr Mierzewski, mój bliski współpracownik, późniejszy mąż mojej córki. Wbrew wszystkiemu wierzyłam, że w końcu komuna przegra. Czas stanu wojennego był nieporównywalnie mniej gorzki niż bolesne lata pięćdziesiąte. Zaangażowałam się w pomoc potrzebującym, ukrywającym się. Trzeba było zapewnić leki, wystawiać potrzebne zaświadczenia medyczne. Któregoś razu zadzwonił do mnie Bogdan Borusewicz: »Olga, trzeba przechować człowieka, który się ukrywa«. Oczywiście! Mieszkał w naszym domu we Wrzeszczu dosyć długo. Końcówka lat osiemdziesiątych, strajki, decyzja o podjęciu rozmów Okrągłego Stołu. Dla mnie to było spełnienie nadziei, którą nosiłam w sobie właściwie od początku stanu wojennego«”.
W wyborach czerwcowych 1989 roku kandydowała z Tczewa. Została wicemarszałkiem Sejmu. W latach 90. należała do Komitetu Obywatelskiego, Unii Demokratycznej i Unii Wolności oraz Partii Demokratycznej. Przewodniczyła sejmowej komisji regulaminowej i spraw poselskich oraz komisji etyki poselskiej – gdy znaczyły one więcej niż dziś. W 2001 roku zdobyła mandat senatora.
Cały czas udzielała się publicznie. Krytykowała niekonstytucyjne działania i politykę historyczną Prawa i Sprawiedliwości. Należała do rady programowej Kongresu Kobiet, a od 2011 roku pełniła rolę „ministra zdrowia” w gabinecie cieni Kongresu.
Była żoną Jerzego Krzyżanowskiego, profesora Polskiej Akademii Nauk. Historię jej rodziny opisali wspólnie córka i mąż w wydanej kilka lat temu książce „Według Ojca, według córki. Historia rodu”.
O śmierci Olgi Krzyżanowskiej poinformował prezydent Gdańska Paweł Adamowicz.
JH