Zamiast nostalgii za sielankowym obrazem „chrześcijańskiej Europy”, która istniała wyłącznie w marzeniach dziewiętnastowiecznych romantyków, powinniśmy ukazywać realistyczną wizję politycznego zaangażowania chrześcijan w proces integracji europejskiej.
Nowi populiści fetują dziś największe sukcesy w dawnych krajach bloku socjalistycznego. Na tę ideologię nie są jednak odporne również państwa z długą tradycją demokratyczną – wystarczy wspomnieć Brexit i wybór Donalda Trumpa na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Populiści obecni są też w Niemczech, zwłaszcza w ich wschodniej części.
Integracja populistów na szczeblu międzynarodowym postępuje powoli. Łączą ich zasadniczo postawy negatywne – opozycja wobec systemu liberalnej demokracji, protest przeciwko politycznym i kulturowym elitom tego systemu, lęk przed imigrantami i rzekomą „islamizacją Zachodu”. Tym, co oferują, jest „nieliberalna demokracja bezpośrednia”, a zatem likwidacja państwa prawa i parlamentaryzmu.
Dawne ideologie totalitarne wyrosły z napięć społecznych zaogniających się w okresie kryzysu gospodarczego, natomiast współczesne ruchy populistyczne odnoszą sukcesy również w krajach bogatych. Kryzys, który stał się dla nich pożywką, pierwotnie nie ma charakteru ekonomicznego – jego podłoże jest w większym stopniu psychologiczne, kulturowe i duchowe. Jest to przede wszystkim kryzys tożsamości, kryzys zaufania do fundamentalnych wartości, na których zbudowano kulturę Zachodu.
Rosnący w siłę nowy populizm przypomina chorobę nowotworową. W każdym społeczeństwie, tak jak w każdym organizmie, występują komórki patologiczne. Normalnie działający system odpornościowy potrafi sobie z nimi poradzić. Jeżeli jest jednak osłabiony, komórki rakowe zaczynają się namnażać. Które instytucje społeczne powinny pełnić funkcję takiego systemu? Czy Kościół nie powinien w tej sytuacji podjąć się roli „szpitala polowego”, o czym mówi papież Franciszek?
Szukając przyczyn narastania nowego populizmu, trzeba rozróżnić między jego bezpośrednimi (geo)politycznymi źródłami a głębszymi przyczynami moralnymi i kulturowymi.
Obawiam się, że Bóg, jakiego chcą polscy nacjonaliści, w rzeczywistości ma bardzo niewiele wspólnego z Tym, którego Jezus nazywał swoim Ojcem
Uwaga mediów w krajach zachodnich skupia się w ostatnich latach na zjawiskach zachodzących w krajach arabskich. Tragiczne jest jednak niedocenianie faktu, że autorytarny reżim Putina w Rosji prowadzi przeciwko Zachodowi systematyczną wojnę hybrydową, której ważnym elementem jest wszechstronne wspieranie ekstremistycznych ruchów populistycznych w tych krajach. Głównym celem tych działań jest dezintegracja Europy, rozpad Unii Europejskiej i sojuszu transatlantyckiego.
Oprócz pomocy finansowej najważniejszą rolę odgrywa w tym kontekście systematyczna dezinformacja prowadzona w sieciach internetowych. W wielu miejscach na świecie znaleziono dowody na to, że Rosja starała się wpływać na wyniki organizowanych tam wyborów i referendów.
Owemu informacyjnemu „praniu mózgu” poddawani są w największym stopniu mieszkańcy dawnego bloku wschodniego. Ma ono podważać ich zaufanie do Unii Europejskiej i NATO, siać chaos, wywoływać podziały i panikę w społeczeństwie oraz budzić histeryczny lęk przed uchodźcami.
My chcemy Boga?
Część tej propagandy kierowana jest świadomie do chrześcijan – i nie pozostaje bez echa w skrajnie konserwatywnych środowiskach katolickich, w których reżimy autorytarne zawsze cieszyły się sympatią.
Polscy nacjonaliści skandują antysemickie hasła, a jednocześnie śpiewają „My chcemy Boga”. Obawiam się, że Bóg, jakiego oni chcą, w rzeczywistości ma bardzo niewiele wspólnego z Tym, którego Jezus nazywał swoim Ojcem. Mamy tu do czynienia raczej z niebezpiecznym bałwochwalstwem, które w miejscu Boga umieszcza naród. Populiści przeciwstawiają pluralistycznemu społeczeństwu czarno-biały obraz zdrowego narodu walczącego ze skorumpowanymi elitami, w którym im samym przypada rola rzeczników ludu.
Jeżeli pewne środowiska kościelne w niektórych krajach zawierają sojusz z nacjonalistycznymi reżimami autorytarnymi lub partiami politycznymi, po upadku takich reżimów można się spodziewać szybkiego i radykalnego odejścia znacznej części społeczeństw od Kościoła.
Zamiast nostalgii za sielankowym obrazem „chrześcijańskiej Europy”, która istniała wyłącznie w marzeniach dziewiętnastowiecznych romantyków, powinniśmy ukazywać realistyczną wizję politycznego zaangażowania chrześcijan w proces integracji europejskiej. Wiąże się to z teologiczną refleksją nad uniwersalną otwartością chrześcijaństwa, przejściem od katolicyzmu przeszłości do autentycznej katolickości oraz pogłębianiem ekumenizmu. Pokusie prowadzenia „wojen kulturowych” powinniśmy przeciwstawić wierność wizji papieża Benedykta, zgodnie z którą istotą kultury europejskiej jest współistnienie humanizmu chrześcijańskiego i humanizmu świeckiego czy też „zdrowej laickości”.
Fragment tekstu, który ukazał się w kwartalniku „Więź”, lato 2018.