Jesień 2024, nr 3

Zamów

Galopem przez kadry. Krótka historia polskiego komiksu

W Polsce co roku ukazuje się kilkaset komiksów. Większość z nich pochodzi wprawdzie z zagranicy, sporą część stanowią jednak utwory rodzime. Reprezentują one wszystkie odmiany gatunku, sytuacja wygląda więc na ustabilizowaną. Komiksożercy mają wreszcie powody do zadowolenia.

Kiedy powstał komiks? Jak stary jest gatunek łączący literaturę i grafikę? I czy można mówić o jego wynalazcy? Zażarte dyskusje na ten temat trwają od lat, a odpowiedzi na powyższe pytania zależą bardzo często od narodowości odpowiadającego. Poszczególne nacje mają bowiem swoich artystów pretendujących do miana „ojców komiksu” (nie ma wśród nich kobiet) i są do ich pierwszeństwa mocno przywiązane. Amerykanie uważają za pioniera Richarda Feltona Outcaulta (1863–1928), rysownika gazety „New York Word”, dla której w 1895 r. wykreował postać Żółtego Dzieciaka (The Yellow Kid) – pierwszego ich zdaniem bohatera komiksowego.

Przez wiele lat ta opinia uchodziła na całym świecie za obowiązującą. Europejczycy jednak od dawna podają ją w wątpliwość i wskazują na wielu dziewiętnastowiecznych poprzedników Outcaulta. Niemcy powołują się na malarza i satyryka Wilhelma Buscha (1832–1908), który w 1865 r. w tygodniku „Fliegende Blätter” ogłosił w odcinkach obrazkową opowiastkę Max und Moritz o okrutnych żartach płatanych mieszczańskim dorosłym przez dwóch małych obwiesiów. Badacze angielscy wymieniają zawierający historie obrazkowe miesięcznik „The Man in The Moon” (1847–1849) i Charlesa H. Rossa (1835–1897) – rysownika, który w 1867 r. stworzył postać Ally’ego Slopera, trunkowego włóczęgi i kanciarza, bohatera rysunkowych opowiastek w tygodniku „Judy”.

Natomiast Francuzi szczycą się francuskojęzycznym Szwajcarem, Rodolphe’em Töpferem (1799–1846). Ów nauczyciel, rysownik i pisarz w latach 1833–1846 opublikował siedem „powieści w rycinach” o groteskowych przygodach, podróżach, karierach i romansach komicznych osobników, przy czym rysunki i umieszczone niżej teksty narracyjne nawzajem się uzupełniały. I to właśnie ten skromny mieszkaniec Genewy wygrywa ostatnio wyścig o pierwszeństwo wśród „ojców komiksu”. I tak oto świat za 15 lat świętować będzie dwusetlecie narodzin nowego gatunku, którego wyróżnikiem jest rodzaj narracji – funkcję narratora pełnią obrazki uzupełnione (lub nie) tekstem słownym.

W latach 70. komiks przestawał już być gatunkiem podejrzanym i dość szybko uznano, że świetnie nadaje się do wykorzystania jako narzędzie propagandy. Seria o Żbiku jest tego doskonałym przykładem

Adam Rusek

Udostępnij tekst

Na ziemiach polskich pierwsze „opowiastki w obrazkach” zaczęły ukazywać się w popularnych tygodnikach ilustrowanych wychodzących w Warszawie, począwszy od końca lat 50. XIX wieku. Już w trzecim numerze „Tygodnika Ilustrowanego” (z 15 października 1859 r.) ukazał się pierwszy z pięciu odcinków Historii jedynaczka w 32 obrazkach – wspólnego dzieła Franciszka Kostrzewskiego (1826–1911), autora rysunków, z których sporządzono drzeworyty, i Leona Kunickiego (1828–1873), który dostarczył pomysł (dziś powiedzielibyśmy: scenariusz). Wkrótce potem Kostrzewski – już samodzielnie – ogłosił na łamach „Tygodnika…” Historię jedynaczki w 22 obrazkach, również pięcioodcinkową. Oba utwory były zjadliwymi satyrami skierowanymi przeciwko próżniaczemu wychowaniu młodzieży wywodzącej się z ziemiaństwa i bogatego mieszczaństwa oraz przeciw cudzoziemszczyźnie (niecierpianej przez konserwatywnego Kostrzewskiego).

Zatem pionierem rodzimego komiksu był uzdolniony malarz, który „dla chleba” wybrał karierę ilustratora prasowego, karykaturzysty i „humorysty narodowego” – i na tym polu osiągnął wielkie sukcesy. Wiele swoich obrazkowych historyjek, z reguły jednoplanszowych, Kostrzewski zamieszczał w „Kłosach” – znanym tygodniku społeczno-kulturalnym. Z oboma periodykami współpracował również przez długie lata inny artysta, którego można zaliczyć do kręgu „ojców założycieli” gatunku. To Stanisław Lentz (1861–1920), znacznie młodszy od Kostrzewskiego wybitny malarz i ilustrator. Jego historie to najczęściej pozbawione słów pantomimy, w których najważniejszy jest ruch i mimika bohaterów. Lentz zapewne wzorował się na historyjkach popularnego wówczas francuskiego artysty Carana d’Ache’a (właściwie: Emmanuela Poiré), uważanego za jednego z prekursorów komiksu.

„Filmy” obrazkowe w odrodzonej Polsce

Olbrzymia popularność Yellow Kida Outcaulta wśród nowojorskich czytelników spowodowała, że gazety amerykańskie masowo sięgnęły po ten rodzaj twórczości. Do początków XX wieku w prasie USA zdążyło się ukazać sporo słynnych do dziś seriali komiksowych, wiele z nich uznano za arcydzieła gatunku. Wypowiedzi występujących w nich postaci były przedstawiane z reguły w „dymkach” – inaczej niż w Starym Świecie, gdzie wciąż jeszcze umieszczano teksty pod rycinami.

Tę formę przyjęto też w Polsce, choć trzeba zauważyć, że pierwszy długi serial obrazkowy ukazał się tu dopiero w roku 1919. Cykl Ogniem i mieczem, czyli przygody szalonego Grzesia opowiadał o tym, czym żył wówczas kraj: o świeżo odzyskanej niepodległości i walce o granice. Bohaterem był waleczny Grześ, ochotnik do Wojska Polskiego i uczestnik walk z Ukraińcami w Galicji, z bolszewikami na kresach wschodnich, z Niemcami na Górnym Śląsku i w Wielkopolsce, a także ze spekulantami gospodarczymi i agitatorami komunistycznymi w Warszawie. Ten humorystyczny utwór o wymowie patriotycznej publikowany był przez kilka miesięcy w satyrycznym „Szczutku”. Wymyślił go i narysował Kamil Mackiewicz, wybitny grafik i ilustrator, skąpe teksty sporządził zaś literat i dziennikarz Stanisław Wasylewski, posługujący się pseudonimem Bury Jan.

Choć dwie następne serie obrazkowe również przedstawiały patriotyczne wyczyny dzielnych polskich wojaków (tym razem Ślązaka i Wielkopolanina), wkrótce już w rodzimych opowiastkach zagościła tematyka bulwarowa, dostosowana do gustów drobnomieszczańskich i robotniczych czytelników łódzkiego „Expressu Ilustrowanego”, w którym te serie drukowano. Wystarczy przywołać takie tytuły, jak: Lola Gzyms – łódzka Titine. Wesoła tragedja rozpalonych zmysłów w 50 aktach albo „Przebudzenie się wiosny”, czyli don Juan Cyperman. Rysował je Stanisław Dobrzyński do tekstów, zdaje się, Ludwika Starskiego.

Większa liczba krajowych „filmów” obrazkowych (tak wówczas nazywano komiksy) pojawiła się w prasie dopiero w latach 30. Najdłuższą serią okazały się Przygody Bezrobotnego Froncka, drukowane codziennie w katowickiej popołudniówce „Siedem Groszy” od maja 1932 r. aż do wybuchu wojny. Ich autorem był plastyk amator Franciszek Struzik. Tytułowy bohater, bezrobotny górnik, robi wszystko to, co pozostający bez pracy odbiorcy gazety: poszukuje nowego zatrudnienia, chodzi po prośbie, wystaje w kolejkach po darmowe posiłki, głoduje. Treści realistyczne splatały się jednak w serialu z fantastycznymi, a problematyka lokalna z ogólnopolską, a nawet ogólnoświatową, Froncek bowiem z czasem wyjeżdżał w regiony głośnych konfliktów militarnych: do Etiopii, Palestyny, Hiszpanii i Chin. Ta wielowymiarowość skutecznie zwiększała atrakcyjność cyklu.

Inne humorystyczne seriale tego czasu opiewały stereotypowe przygody mieszczuchów pantoflarzy (anonimowe Rozkosze i przykrości pana Wyżerki z rodziną czy Przygody Felusia Dobrzyńskiego), a także perypetie wesołych niebieskich ptaków (Przygody Dodka Jerzego Nowickiego). W prasie drukowano również serie propagandowe: antysemickie i antysanacyjne Ucieszne przygody Obieżyświatów, antysowieckie Przygody Wicka Buły w „raju”, antyhitlerowskie Heil, Piffke! i wiele innych.

Wszystkie te opowiastki nie były raczej przeznaczone dla dzieci (chociaż to zapewne one je czytały). Najmłodsze pokolenie miało dla siebie obrazkowe serie we własnych pisemkach, do niego kierowane były także nieliczne wydawnictwa książkowe, spośród których największą sławę zdobyła tetralogia o Koziołku Matołku tandemu Marian Walentynowicz – rysunki, Kornel Makuszyński – teksty. Kolorowe albumiki o przygodach naiwnego kozła o złotym sercu – z rysunkami czerpiącymi z estetyki disnejowskiej i opatrzonymi dowcipnymi czterowierszami – dziś są symbolem polskiego komiksu przedwojennego.

Nie mam jednak wątpliwości, że dla ówczesnych młodzieżowych odbiorców największą atrakcję stanowiły utwory importowane – zwłaszcza amerykańskie seriale przygodowe (Tarzan, Prince Vaillant, Tim Tyler’s Luck, Brick Bradford, Flash Gordon i in.) drukowane w łódzkich i warszawskich gazetach komiksowych („Świat Przygód”, „Karuzela”, „Wędrowiec”, „Tarzan”, „Gazetka Miki”). Świetnie narysowane i ciekawe, w dużej części barwne, przewyższały pod każdym względem krajową produkcję (w dodatku wyłącznie humorystyczną; polscy autorzy właściwie nie tworzyli serii awanturniczych). Ponadto najpopularniejsze seriale komiksowe z gazet codziennych: Pat i Patachon (z „Expressu Ilustrowanego”) i Agapit Krupka (początkowo z „Ilustrowanego Kuryera Codziennego”, następnie i z innych tytułów) – to również produkty importowane, odpowiednio: z Danii i ze Szwecji.

Komiks w służbie narodu

W powojennej polskiej rzeczywistości, zgodnie z polityką kulturalną przyjętą przez komunistyczne władze, nie było miejsca dla komiksów. Początkowo były symbolem szmiry, potem zaś – amerykańskiej kultury popularnej, wyśmiewanej i obrzydzanej obywatelom przez propagandę. W rezultacie w połowie lat 50. prasa publikowała niewiele obrazkowych seriali. Wcześniej jednak, szczególnie w latach 1946–1949, krajowe periodyki sięgały po nie bardzo chętnie, przysparzały one bowiem nowych czytelników. Ponieważ nie drukowano już komiksów zagranicznych, więc obok seriali humorystycznych pojawiły się również rodzime cykle przygodowe i sensacyjne.

Niekiedy występowali w nich bohaterowie komiksów przedwojennych, nieco przemalowani zgodnie z duchem nowy czasów. „Express Ilustrowany” natychmiast po wznowieniu działalności zaprezentował czytelnikom perypetie dwóch komicznych wesołków, do złudzenia przypominających dawnych gwiazdorów gazety: Pata i Patachona. Teraz nosili oni jednak imiona Wicek i Wacek, rysował ich Wacław Drozdowski, a pierwsze przygody przeżywali podczas okupacji, kiedy to bez przerwy robili z Niemców idiotów. Ryzykowne żarty Drozdowskiego bardzo podobały się czytelnikom, a książeczka Wicek i Wacek. Ucieszne przygody dwóch wisusów w czasie okupacji, wydana w dużym nakładzie w 1949 r., biła rekordy popularności. Podobnie spolonizowano szwedzkiego Adamsona, znanego przed już wojną jako Agapita Krupkę, na Śląsku przywrócono zaś postać Froncka (z oczywistych przyczyn już nie bezrobotnego).

W „Życiu Warszawy”, a potem w „Rolniku Polskim” tryumfy święcił najpierw rzemieślnik, a potem chłop Wazonik, w „Expressie Poznańskim” wygłupiali się Oleś z Bolesiem… Wszystkie te postacie (a także wiele innych) znikły z gazet w latach 1949–1953, a w końcowym okresie swych występów doskonale realizowały już socrealistyczne wzorce. Wyjątkiem był „przekrojowy” Profesor Filutek – krakowski emeryt „dzieckiem podszyty”, który od narodzin (w 1948 r.) nie poddawał się politycznym naciskom. Być może ratowało go to, że występował w historyjce niemej, której nikt wówczas nie uznawał za komiks.

Papcio Chmiel w kosmosie

Odwilż na komiksowym rynku przyniósł dopiero Październik i ostateczny koniec stalinizmu w Polsce. Wtedy prasa – w trosce o nakłady – powróciła do tematyki sensacyjnej i nieco bardziej liberalnej obyczajowo, która mogła zainteresować czytelników. Do łask redakcji powróciły również historyjki obrazkowe (aczkolwiek nadal wyłącznie krajowe). Sięgnęły po nie także czasopisma młodzieżowe, takie jak „Świat Młodych”, pismo harcerskie powstałe w 1949 r. z przekształcenia obrazkowego „Świata Przygód”, czy nowy tygodnik „Przygoda” (istniejący w latach 1957–1958), który na komiksach właśnie opierał swą popularność.

W październiku 1957 r., w związku z wyniesieniem na orbitę pierwszego radzieckiego satelity, w „Świecie Młodych” zdecydowano się drukować żartobliwą historię o przygodach w kosmosie dwóch urwisów i małpki, autorstwa rysownika Henryka Chmielewskiego. Cykl Tytus, Romek i A’Tomek zyskał wkrótce niesłychaną popularność, daleko wykraczającą poza krąg odbiorców gazety. Przyczyniła się do tego atrakcyjna fabuła, celne, trafiające do młodego pokolenia dialogi i liczne dowcipy semantyczne autora. Z grona trzech bohaterów największą przychylność młodzieży zdobył wkrótce szympans Tytus – osobnik sympatyczny i pełen fantazji. W „Świecie Młodych” serial publikowano do początku lat 90. XX w., a od 1966 r. ukazuje się również w samoistnych wydawnictwach, zwanych „księgami”.

Drugim ważnym serialem, zainaugurowanym w końcu lat 50., są Niezwykłe przygody Kajtka Majtka z „Wieczoru Wybrzeża”, autorstwa Janusza Christy. Zwariowany kryminał przerodził się szybko w opowiastkę fantastyczną, potem nastąpiły podróże w czasie, wizyty w krainie baśni i tym podobne atrakcje. Kiedy do głównego bohatera, marynarza Kajtka – osoby ze wszech miar pozytywnej, prawej i inteligentnej – dołączył (w 1961 r.) ospały łakomczuch i łgarz, marynarz Koko, serial zyskał kształt ostateczny. Nastąpiły kolejne wyprawy obu protagonistów, a ich kulminacją była czteroletnia podróż międzygwiezdna – historia do dziś wielbiona przez fanów rodzimego gatunku.

Niezwykle istotną kwestią w utworach Chmielewskiego i Christy była forma: w obu serialach wypowiedzi występujących postaci umieszczone były w „dymkach”, nie używano w nich natomiast wcale tekstów narracyjnych umieszczonych pod kadrami. W ten sposób w rodzimych historiach obrazkowych upowszechniał się zwolna niechętnie dotąd stosowany, „amerykański” sposób opowiadania.

„Złoty wiek” komiksu

Aż do drugiej połowy lat 60. komiks w Polsce pojawiał się niemal wyłącznie w prasie, a nieliczne wydawnictwa samodzielne były z reguły antologiami serii znanych z czasopism (np. książeczki z historyjkami o Filutku czy „świerszczykowej” Gąsce Balbince). Sytuacja zaczęła się z wolna zmieniać, kiedy Wydawnictwo Harcerskie rozpoczęło publikowanie „ksiąg” z przygodami Tytusa, Romka i A’Tomka, a firma Sport i Turystyka w porozumieniu z Komendą Główną Milicji Obywatelskiej wydała w 1968 r. pierwszy z serii 53 komiksowych zeszytów mających popularyzować tę mundurową formację wśród młodzieży. Bohaterem cyklu został nieskazitelny kapitan MO Jan Żbik, sensacyjne fabuły wymyślał najczęściej wysoki oficer KG MO (z niewielkim udziałem dziennikarzy i literatów związanych z resortem), rysowników zaś wyszukiwało wydawnictwo. Dla trzech z nich: Grzegorza Rosińskiego, Bogusława Polcha i Jerzego Wróblewskiego tworzenie „Żbików” stanowiło wstęp do kariery zawodowego rysownika komiksowego (mimo iż Wróblewski ilustrował od lat historie obrazkowe w bydgoskim „Dzienniku Wieczornym”).

„Komiksowe otwarcie” z końca lat 60. i początku 70., kiedy rządy w kraju objęła nowa, bardziej otwarta na świat ekipa polityczna, wiązało się z zaakceptowaniem przez władze napływającej z Zachodu kultury popularnej. Utworów zachodnich nadal nie było na polskim rynku, ale komiks przestawał już być gatunkiem podejrzanym i dość szybko uznano, że świetnie nadaje się do wykorzystania jako narzędzie propagandy. Zarówno „Żbiki”, jak i następne zrealizowane serie są tego doskonałym przykładem. Dziewięcioodcinkowy Podziemny front (1970–1972), oparty na wyemitowanym kilka lat wcześniej serialu telewizyjnym, propagował zbrojny wysiłek komunistycznego podziemia (w rzeczywistości nielicznego) podczas ostatniej wojny. Przygody pancernych i psa Szarika oraz innych dzielnych żołnierzy – rysunkami opowiadane (1970–1971) również dotyczyły II wojny i walk polskich oddziałów wojskowych utworzonych na terenie ZSRR i stowarzyszonych z Armią Czerwoną, natomiast Kapitan Kloss (1971–1973) opowiadał o wojennych przygodach Polaka, szpiega radzieckiego w mundurze Wehrmachtu.

Oczywiście, nie tylko wydarzenia z II wojny poddawano odpowiedniej interpretacji dotyczyło to również innych serii z historią w tle: Janosik (1974 r.) przedstawiał ludowego bohatera walczącego ze złym posiadaczem ziemskim, zaś w Legendarnej historii Polski i Początkach państwa polskiego (1974–1978) wiele miejsca poświęcono zmaganiom Słowian z żywiołem germańskim. Z kolei serial Pilot śmigłowca (1974–1983) niezwykle pochlebnie przedstawiał polską armię traktował o dzielnym wojskowym lotniku, który wraz z kolegami wspomagał ludność cywilną w czasie klęsk żywiołowych.

Obok wydawnictw samodzielnych, drukowanych w olbrzymich nakładach, wiele komiksów ukazywało się nadal w prasie, która sięgała po nie coraz odważniej. W 1976 r. Krajowa Agencja Wydawnicza zaczęła nawet wydawać magazyn komiksowy „Relax”, w którym publikowali krajowi twórcy obrazkowych opowieści – zarówno znani (m.in. Rosiński, Wróblewski, Christa, Polch, Szymon Kobyliński), jak i początkujący (Tadeusz Baranowski, Marek Szyszko, Witold Parzydło). Wiele historii publikowanych w „Relaksie” nosiło wyraźne piętno propagandowe, drukowano w nim jednak także historie pozbawione ideologicznych podtekstów. Żywot nieregularnie wydawanego magazynu był krótki zlikwidowano go w 1981 r. Podobnie przedstawiały się losy czasopisma „Alfa”, poświęconego komiksom i nowelom fantastycznym (ukazało się zaledwie siedem numerów).

„Świat Młodych” nie ograniczał się do publikowania wciąż popularnego Tytusa, Romka i A’Tomka; zamieszczał również najbardziej chyba poczytny komiks prasowy tych lat, jakim był Kajko i Kokosz autorstwa Christy. Artysta, najwyraźniej znudzony już rysowaniem w „Wieczorze Wybrzeża” przygód dwóch marynarzy, odmienił im nieco imiona i przeniósł do średniowiecznego grodu kasztelana Mirmiła. Na łamach harcerskiej gazety ukazywały się również znane seriale Szarloty Pawel, Baranowskiego i Wróblewskiego. Dla najmłodszych komiksowe utwory drukował w „Świerszczyku” i „Misiu” Bohdan Butenko.

Na początku lat 70. komiksów doczekali się wreszcie także odbiorcy dorośli; do nich bowiem były kierowane satyry obrazkowe drukowane w tygodniku „Szpilki”. Tworzyli je młodzi polscy plastycy (m.in. Andrzej Mleczko, Andrzej Dudziński, Edward Lutczyn), inspirowani utworami amerykańskiego „podziemia komiksowego”: antyestablishmentowymi i antymieszczańskimi, obscenicznymi, rysowanymi antyestetyczną, uproszczoną kreską. Dla dorosłych przeznaczone były również pełne erotyzmu obrazki Krystyny Wójcik w lubelskiej „Kamenie” (Pamiętniki Casanovy).

Uchylanie kurtyny

Wprawdzie kryzys polityczny i gospodarczy początku lat 80. przyczynił się do przejściowego spadku zarówno liczby tytułów komiksowych zeszytów, jak i ich nakładów, ale począwszy od 1983 r., obie wielkości zaczęły znów rosnąć. W tych latach wydawano przede wszystkim liczne albumy z drukowanymi wcześniej w prasie dziecięcej i młodzieżowej opowieściami o Kajku i Kokoszu Christy, fragmentami serialu Jonka, Jonek i Kleks Pawel i pełnymi fantazji historyjkami Baranowskiego.

Natomiast nieco starsi, zainteresowani fantastyką naukową odbiorcy komiksów entuzjastycznie przyjęli cykl Funky Koval, który zaczął się ukazywać w nowo powstałym miesięczniku „Fantastyka” w 1982 r. Komiks opowiadał o przygodach tytułowego kosmicznego detektywa, ale fabuła zawierała czytelne aluzje do trwającego wówczas stanu wojennego i późniejszego okresu tzw. normalizacji: Funky wraz z przyjaciółmi, podobnie jak ówcześni działacze podziemia politycznego, toczył nierówną walkę ze skorumpowanym układem polityczno-biznesowym popieranym przez Obcych. Ten pierwszy długi serial przeznaczony dla dorosłych – utwór dojrzały i starannie przemyślany, do dziś uważany za jeden z najlepszych rodzimych komiksów – był dziełem Polcha oraz pracowników „Fantastyki”: Jacka Rodka i Macieja Parowskiego. Innym głośnym komiksem fantastycznym w tym czasie był cykl siedmiu albumów narysowanych wcześniej przez Bogusława Polcha dla wydawcy niemieckiego, wykorzystujących pomysły szwajcarskiego pisarza Ericha von Dӓnikena (tytuł polski: Według Ericha von Dӓnikena). Inne komiksy s.f. w tym okresie ilustrowali m.in. Marek Szyszko i Zbigniew Kasprzak.

Wydawnictwa publikujące komiksy – w trosce o legitymizację lukratywnej produkcji –  starały się również realizować zadania dydaktyczne i edukacyjne. Dwa cykle poświęcone II wojnie światowej (Tajemnica Złotej maczety i Dziesięciu z Wielkiej Ziemi) tradycyjnie już w sposób tendencyjny przedstawiały fakty historyczne, podobnie jak album Cena wolności (scenariusz Janusz Maruszewski, rys. Jerzy Wróblewski) opowiadający o wydarzeniach prowadzących do odrodzenia Rzeczypospolitej w roku 1918. Celom edukacyjnym miał służyć np. cykl Polscy podróżnicy (pięć albumów w opracowaniu graficznym Wróblewskiego i Szyszki), zeszyt Polacy na olimpijskich arenach i wiele innych.

Planowana była również seria Klasyka przygodowa ze znanymi tytułami światowej literatury przygodowej w komiksowych adaptacjach – miało to zachęcić młodzież do sięgnięcia po oryginalną prozę. Ostatecznie opublikowano jedynie trzy tytuły, natomiast wiele adaptacji komiksowych literatury światowej ukazało się w naszym kraju dzięki autorom węgierskim – wydano kilkanaście utworów z obrazkowymi wersjami klasyki młodzieżowej opracowanych przez scenarzystę Tibora Cs. Horvátha i zilustrowanych przez czołowych węgierskich artystów komiksowych. W ten sposób na rynku samodzielnych wydawnictw komiksowych pojawiły się wreszcie produkty zagraniczne (w prasie komiksy węgierskie były obecne już znacznie wcześniej). Postępująca erozja systemu politycznego sprzyjała poszerzeniu krajowego rynku komiksowego w końcu lat 80. o historie z Europy Zachodniej i USA. Początkowo były to publikowane w Belgii albumy rysowane przez Rosińskiego do scenariuszy Jeana Van Hamme’a (Szninkiel i pierwsze tomy serii Thorgal), zaraz potem zaczęły się ukazywać inne serie frankofońskie, a także – nakładem różnych podejrzanych spółek – komiksy amerykańskie.

W nowych dekoracjach

Wesprzyj Więź

W nowej rzeczywistości politycznej i gospodarczej rodzime komiksy radziły sobie kiepsko. Po ożywionej działalności wydawniczej w latach 1989–1990 na rynku komiksowych utworów nastała kilkuletnia zapaść. Ku zaskoczeniu wielu wydawców okazało się niespodziewanie, że zbiorowość wielbicieli tego gatunku jest niewielka. Czołowi twórcy krajowi (prócz Chmielewskiego i Butenki) zniknęli z rynku zalanego przez amerykańskie wydawnictwa Disneya i komiksy superbohaterskie (Superman, Batman, Spiderman itp.), a młodzi artyści najczęściej publikowali prace w wydawanych przez siebie nieprofesjonalnych i niskonakładowych czasopismach („zinach”). Tak rozpoczynali karierę znani dziś twórcy, m.in. Krzysztof Owedyk, Andrzej Janicki, Tomasz Leśniak, Krzysztof Gawronkiewicz, Przemysław Truściński, Tomasz Tomaszewski, Mateusz Skutnik, Jerzy Ozga i inni. Sytuacja zaczęła się zmieniać dopiero na przełomie wieków. W Bydgoszczy powstało czasopismo komiksowe „Produkt” redagowane przez Michała Śledzińskiego, promujące komiksową młodzież, w odbudowę komiksowego rynku zaangażowała się firma Egmont, rozpoczęły też działalność wydawnictwa niestroniące od krajowych produkcji.

Dziś w Polsce co roku ukazuje się kilkaset komiksów (w 1988 r. – 58). Większość z nich pochodzi wprawdzie z zagranicy, sporą część stanowią jednak utwory rodzime. Reprezentują one wszystkie odmiany gatunku: komiksy historyczne (bardzo liczne w ostatnich latach, także z uwagi na zamówienia od instytucji państwowych), sensacyjne, obyczajowe, satyryczne, humorystyczne, dziecięce itp. Sytuacja wygląda więc na ustabilizowaną i chociaż autorzy narzekają, że ze swej pracy nie mogą się utrzymać (niskie nakłady!), komiksożercy mają wreszcie powody do zadowolenia.

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” nr 2/2018

Podziel się

Wiadomość