Dymisja minister Elżbiety Rafalskiej byłaby niepotrzebna. Problem leży gdzie indziej.
To, że ubiegłotygodniowa sejmowa dyskusja nad wnioskiem o wotum nieufności wobec minister rodziny, pracy i polityki społecznej Elżbiety Rafalskiej oraz wobec wicepremier Beaty Szydło nie doprowadzi do postulowanych dymisji, było oczywiste. Mniej oczywiste jest to, że centralna oś parlamentarnego sporu – a raczej kolejnej międzypartyjnej kłótni – została nieszczególnie dobrze zarysowana.
Z 500+ i bez
Pominę ocenę Szydło (jej oficjalna funkcja wicepremier od spraw społecznych od początku wydaje się fasadowa i była prezes Rady Ministrów niestety niewiele zrobiła, by to wrażenie zatrzeć). Ciekawsza jest kwestia oceny Rafalskiej i jej roli (według mnie przecenianej) w kluczowych wydarzeniach na polu polityki społecznej obecnej kadencji, czyli we wprowadzeniu programu „Rodzina 500+”, oraz podczas niedawnego strajku niepełnosprawnych i ich rodzin. Można mieć wrażenie, że postać ta wręcz uosabia ambiwalentny stosunek rządu do spraw społecznych.
Najpierw spływały do niej pochwały, obecnie zaś padają na nią gromy. Tymczasem, wbrew pozorom, rola minister jest ograniczona
Odbiór minister Rafalskiej opiera się na pewnym nieporozumieniu. Najpierw spływały do niej niemal od prawa do lewa pochwały za „500+”, obecnie zaś ze strony niemałej części opinii publicznej i polityków padają na nią gromy – za niewprowadzenie „500+” dla znacznie niepełnosprawnych dorosłych. Tymczasem w obydwu sprawach, wbrew pozorom, rola minister była ograniczona. Nie widzę więc ani jej nadzwyczajnych zasług we wprowadzeniu pierwszego programu, ani też nie ją przede wszystkim obwiniałbym za fiasko negocjacji w sprawie „500+” dla niepełnosprawnych dorosłych, niezdolnych do samodzielnej egzystencji.
Przybrana matka sukcesu
Program „500+”, o ile wiem, nie był ani jej pomysłem, ani skutkiem jej decyzji. Decydowano na wyższym szczeblu. Główna trudność polegała raczej na zapewnieniu mu godziwego i trwałego finansowania niż na organizacji jego obsługi, zresztą nieszczególnie skomplikowanej (co również świadczy o jego atrakcyjności).
Owszem, dostosowanie prac instytucji pomocy społecznej do obsługi programu było, zwłaszcza w pierwszej fazie, pewnym wyzwaniem. Mierzyli się z nim jednak urzędnicy na niższym szczeblu niż minister. A gdy potrzebne było zaangażowanie resortu, to odpowiedzialnym za program był wiceminister Bartosz Marczuk, nad którym nie unosi się aura szczególnej wrażliwości społecznej.
Większy pozytywny wkład można by przypisać minister Rafalskiej, gdyby doprowadziła do korekty jednej z wielu słabości programu już po jego wprowadzeniu. Wiele z tych słabości (jak wykluczenie części niezbyt zamożnych rodziców, w tym tych wychowujących samotnie jedno dziecko, czy wykluczenie dzieci z domów dziecka) było sygnalizowanych, ale nie zostały one dotąd wzięte pod uwagę. A być może siła polityczna minister (zbudowana dzięki medialnemu i faktycznemu sukcesowi programu 500+) wystarczyła już, by wprowadzić choćby „złotówkę za złotówkę” na pierwsze dziecko (przynajmniej dla samotnych matek pracujących)? Tak się jednak nie stało.
Krótko mówiąc: myślę, że rola Rafalskiej w ogólnej konstrukcji programu była niewielka (więc nie ma ją za co chwalić), a w rozstrzygnięciach szczegółowych, gdzie ta rola mogła być większa, działania minister zasługują na krytykę.
Częściowa odpowiedzialność
Podobnie z nieprzyznanym dodatkiem dla niepełnosprawnych. Przecież satysfakcjonująca odpowiedź na ten postulat zależała od decyzji na wyższym szczeblu i gotowości do poniesienia niemałych wydatków budżetowych, które zależą od resortów odpowiedzialnych za finanse i samego premiera (oraz realnego kierownictwa obozu władzy) niż od samej minister Rafalskiej.
Jej odpowiedzialność jest może częściowa, ale bynajmniej nie większa niż wspomnianych osób.
Możliwe, że Rafalskiej udałoby się przekonać rząd i prezesa PiS do jakiegoś wariantu pośredniego, np. do zasiłku w mniejszej wysokości od kolejnego roku. Nie wiem, czy zabrakło woli z jej strony, czy jej pozycja jest na tyle słaba, że nie mogła wiele ugrać.
Zagrożenia na zewnątrz
Jakkolwiek było, niespecjalnie przekonuje mnie robienie z Rafalskiej kozła ofiarnego. Za jej rzekome porażki faktycznie odpowiada cały obóz władzy. Bardziej niż dymisję minister poparłbym wotum nieufności dla całego rządu… przy wyborczej urnie.
Minister Rafalska jednak wiele w tej kadencji zrobiła, np. uruchomiła program „Za życiem”, pewne zmiany w stosunkach pracy; wprowadziła twórczą kontynuację programów zainicjowanych przez poprzedników, choćby na polu polityki senioralnej czy żłobkowego wsparcia rodzin z dzieckiem (o osiągnięciach w tej materii pisałem tutaj). Właśnie tymi kwestiami zajmuje się kierownictwo Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej (są na tyle złożone, że nie podejmują ich partyjni liderzy), i z tego warto je rozliczać.
Na koniec jedna uwaga. Pole działania MRPiPS jest ograniczone nie tylko przez ramy kompetencji finansowych i decyzyjnych, lecz także przez ogólniejszy klimat, styl i kierunki rządzenia obecnego obozu władzy. Skoro PiS podejmuje wiele brzemiennych w skutki finansowe kontrowersyjnych decyzji na innych polach oraz otwiera rozmaite konflikty na dziesiątkach frontów krajowych i międzynarodowych, trudno się dziwić, że w rządowej agendzie politycznej brakuje później czasu, energii i środków, by skutecznie mierzyć się ze społecznymi wyzwaniami. Największym zagrożeniem dla polityki społecznej rządów PiS nie są działania ministerstwa Rafalskiej, ale to, co dzieje się poza jego domeną.