Zima 2024, nr 4

Zamów

#WięźCytuje. Ewa Kusz o pedofilii w Kościele: Problem „nie istnieje”, dopóki nie dotknie się dna

Fot. Jeso Carneiro

Są miejsca w polskim Kościele, gdzie zgłoszenie nadużycia seksualnego na osobie nieletniej będzie empatycznie załatwione. Ale są też takie, gdzie może być różnie – mówi psychoterapeutka Ewa Kusz w rozmowie z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Teksty Ewy Kusz dotyczące pedofilii w Kościele ukazywały się między innymi w „Więzi”. W 2015 roku opublikowała w naszym kwartalniku ważny artykuł „Kultura klerykalna a pedofilia”. „Nie ma żadnego istotowego związku między kapłaństwem a wykorzystywaniem seksualnym osób małoletnich. Nie ma też żadnych podstaw twierdzenie, że Kościół ze swej istoty sprzyja wykorzystaniu seksualnemu. Istnieje jednak specyficzne rozumienie kapłaństwa, które sprzyja nadużyciom” – pisała.

Wywiad z Ewą Kusz do bieżącego numeru „Tygodnika Powszechnego” z 16 maja przeprowadził Artur Sporniak. W całości można go przeczytać tutaj. Cytujemy wybrane fragmenty:

Osoby duchowne w kulturze klerykalnej traktuje się jako wybrane, wyjątkowe. Krzewią ją nie tylko księża – także świeccy. Takie zamknięte środowisko zaczyna się rządzić swoimi zasadami. Jeśli stanie się coś niedobrego, zadziałają różne mechanizmy, które będą zmierzały do tego, by to ukryć. Przełożony będzie się czuł zobowiązany bronić całej struktury.

Niedojrzałość jest głównym czynnikiem ryzyka [w przypadku pedofilii w Kościele]. Na przykład w dowodzie ksiądz ma nie wiadomo jak dużo lat, ale emocjonalnie czuje się na poziomie nastolatka. W związku z tym wchodzi w relacje z nastolatkami, bo są dla niego bezpieczniejsze.

Są miejsca w polskim Kościele, gdzie zgłoszenie nadużycia seksualnego na osobie nieletniej będzie empatycznie załatwione. Ale są też takie, gdzie może być różnie.

Wesprzyj Więź

Głównym kryterium w seminarium nie powinno być to, żeby kleryk dobrze zdał egzamin, był poprawny w kaplicy czy zachowywał się zgodnie z regulaminem. Tylko żeby miał kontakt z samym sobą – ze swoim światem przeżyć, uczuć, żeby umiał tym zarządzać.

Trochę jest tak, że ten problem „nie istnieje”, dopóki nie dotknie się dna. Zawsze uczymy się szybciej na własnych niż na cudzych błędach. Sprzyja temu fakt, że tak wiekowa struktura, jak instytucja Kościoła, ma poczucie stabilności, które usypia. Myślimy: Kościół przetrwał już dwa tysiące lat, nic więc nie może się stać. Każdy kraj przerabia mniej więcej to samo. My, Polacy, robimy te same błędy.

Wyb. DJ

Podziel się

Wiadomość