Mój (instytucjonalny) Kościół schował głowę w piasek. Jeśli dziś nie pokaże, że jego miejsce jest na sejmowej podłodze, bo właśnie tam są teraz ci, którzy źle się mają, za pokolenie lub dwa nikomu do niczego nie będzie potrzebny.
„W oblężonym Sarajewie i Groznym byłam wielokrotnie. Widziałam zasieki z drutu kolczastego. Pod Sejmem RP widzę ściśnięte dłonie Straży Marszałkowskiej. Jestem niepełnosprawną kobietą, co mogę zrobić złego?” – mówi Janina Ochojska.
Moje Państwo bohatersko obroniło się w środę przed ciężko chorą szefową Polskiej Akcji Humanitarnej. Zdjęcia z podobnych zdarzeń miały kiedyś moc dymisjonowania ministrów, obalania rządów, bywały początkiem rewolucji. U nas nic podobnego nie będzie miało miejsca. Popieramy (ponad 80. proc. Polaków) protestujących, ale nie za cenę utraty własnego komfortu. Poza tym politycy zrobili wszystko, by przekonać nas, że to co dzieje się na Wiejskiej, to wirtualna rzeczywistość, a oni są po prostu ulubionymi bohaterami serialu, którzy mają tępić tych znienawidzonych, a ofiary – jak to w serialu – czasem muszą być. Oglądamy więc łzy protestujących matek, ocieramy własne, i zmieniamy kanał na „Na dobre i na złe”.
Jasne jest, w co teraz gra władza. Chce przeczekać medialny kryzys, który jej fachowcy od nastrojów społecznych ocenili jako nieśmiertelny. Za półtora miesiąca wakacje, Sejm zawsze jest wtedy zamykany na miesiąc do remontu, poza tym opinia publiczna ma wtedy wszystko w pompie.
Sprawa jest jasna: gdybyśmy jako opinia publiczna jasno i stanowczo zażądali realizacji postulatu RON – Rodziców Osób Niepełnosprawnych, rząd jutro przyznałby im nie po 500, a po 1500 złotych. Jedyne bowiem, czego ci ludzie realnie się boją, to nie utrata wstydu, szacunku czy tego, jak osądzi ich historia (albo Bóg), ale wyłącznie tego, że nasza wyborcza decyzja odklei ich od stołka. Nie mam takiej władzy, by wpływać na ludzkie przekonania. Myślę jednak, że to dobry czas, by bez silenia się na niuansowanie i ezopowe metafory to wyrazić. Być może ośmieli to kogoś, i może kogoś jeszcze.
Gdybyśmy jako opinia publiczna zażądali realizacji postulatu Rodziców Osób Niepełnosprawnych, rząd jutro przyznałby im nie po 500, a po 1500 złotych
Uważam, że państwo może mieć różne pomysły w dziedzinie podatków, polityki zagranicznej, budowy autostrad, ale krew się we mnie gotuje, gdy podnosi rękę na najsłabszych. W moralistyce jest kategoria „grzechów wołających o pomstę do nieba”. W mojej ocenie właśnie takim grzechem były na przykład przeprowadzane wbrew niektórym rodzinom – przerażonym i totalnie bezsilnym – ekshumacje smoleńskie, haniebna przemoc w majestacie prawa, etyczna obrzydliwość wyższego rzędu. To przecież niezatrzymanie się przed majestatem śmierci, przed łzami wdowy, przed ciężarem żałoby – dokonane w imię politycznych interesów. W mojej ocenie takim grzechem – owej władzy, mieniącej się „katolicką” – są też bez cienia wątpliwości sytuacje, o których opowiadają protestujący w Sejmie.
Mówi o nich także siostra Małgorzata Chmielewska we wstrząsającym wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego”. Szefowa Wspólnoty „Chleb Życia” od 29 lat opiekuje się Arturem – swoim przybranym synem, chorym na ciężką postać autyzmu i koszmarną padaczkę lekooporną. Otrzymuje w związku z tym od państwa jedynie 741 zł renty Artura i 153 zł dodatku pielęgnacyjnego, jest emerytką z tysiącem emerytury (a są setki mających dużo gorzej niż oni). Siostra Chmielewska w rozmowie z „TP” mówi wprost: o nieetyczności „500 plus”, programu pobieranego przez bogate rodziny, do którego nie ma prawa samotna matka jedynaka, gdy przekroczyła o parę złotych kryterium dochodowe; o ciężkim grzechu butnych polityków, którzy poniżają teraz protestujących; o tym jak bardzo potrzeba teraz Kościoła, który będzie po prostu mówił o Ewangelii (choćby dzieciom, które obecnie po raz pierwszy przystępują do komunii – teraz głównie uczy się je, jak wyjść i wejść do ławki oraz jak złożyć ręce).
Mój (instytucjonalny) Kościół schował głowę w piasek, gdy prokuratura w obstawie policji i żandarmów brukała prawa wdów sprzeciwiających się wykopywaniu ich mężów. Podobnie, z nielicznymi wciąż wyjątkami, zachowuje się przy proteście niepełnosprawnych. Jeśli dziś nie pokaże, że jego miejsce jest na sejmowej podłodze, bo tam są teraz ci, którzy źle się mają, za pokolenie lub dwa nikomu do niczego nie będzie potrzebny. Ludzie nie zobaczą w nim obrońcy człowieka, a grający w warcaby („my wam święty spokój, wy nam dotacje na remonty plus katechezę w szkołach”) z ministrami i posłami urząd.
To największa tragedia: mój Kościół (instytucjonalny) stąpa na paluszkach, byle tylko nie zadrzeć z obecną władzą, bo sam pozycjonuje się jako jej część, jakby mieścił się w sąsiednim, obok rządu, pokoju w „Centrum Zarządzania Prostym Ludem”. To bezsensowna strategia, ślepa uliczka, absurd. To jest właśnie ten moment, drodzy Księża Biskupi, by przestać hamletyzować i zastanawiać się, czy Naczelnik Państwa tupnie, czy Ojciec Dyrektor zbeszta z anteny, i jak tu niuansować, bo przecież rząd jeździ na pielgrzymki i po co robić sobie wrogów. Wiem, że to dziwne, iż owca przemawia do pasterzy, ale czasem i owcy się uleje: Drodzy Pasterze, wasze miejsce jest dziś nie na komisjach w ministerstwach, a z krzywdzonymi, z biednymi, z potrzebującymi. To nie Jankę Ochojską powinni w środę nie wpuszczać do Sejmu, to Wy powinniście tam być codziennie, przy tych kuriozalnych zasiekach, z dobrym słowem, z komunią. Wtedy byście nas za sobą porwali, by chciało nam się iść tam i bronić Was, stojąc z Wami ramię w ramię, gdy będziecie walczyli o najsłabszych. Boże, jak ja marzę o takich biskupach…
Kościół stąpa na paluszkach, byle tylko nie zadrzeć z obecną władzą, bo sam pozycjonuje się jako jej część
Jasne, że stan, w jakim znajdują się dziś rodzice osób niepełnosprawnych, to nie wyłączna wina obecnej władzy. Ich krew i łzy obciążają wszystkich ich poprzedników. Jednak to za tej władzy grupa ta doszła do ściany. I to właśnie dziś – w państwie, które ogłasza, że wyda ponad 0,5 mld złotych na program „Strzelnica w każdym powiecie”, i które pobiera wielusetmilionowe daniny od spółki Skarbu Państwa do swojej propagandowej fundacji, niepotrafiącej nic zrobić – należy ten problem rozwiązać natychmiast. Tak, aby ci ludzie, którzy otwarcie mówią o tym, że modlą się, by ich dzieci umarły przed nimi (bo są przerażeni tym, jaki los czeka je w Polsce po ich śmierci), od jutra – jak postuluje siostra Chmielewska – stali się w tym państwie VIP-ami.
Najlepsze, co mogłoby się nam, jako wspólnocie, przytrafić, to siostra Chmielewska w roli prezydenta. Bo takiego właśnie myślenia o państwie potrzeba nam bardziej niż powiatowych strzelnic, a nawet tych cholernych autostrad.
To oczywiście nie przejdzie (a siostra Chmielewska „zabije mnie” za samo rzucenie takiego pomysłu). Co więc mogę zrobić? Mogę nie zapomnieć zdjęć Janki Ochojskiej bezsilnie stojącej pod barierkami Sejmu. Może ktoś jeszcze też nie zapomni. Ta pamięć się w nas odłoży, jestem tego pewien, i za jakiś czas – bo przyjdzie taki czas – zrobi z tym to, co potrzeba.
Tekst ukazał się 16 maja na facebookowym profilu Szymona Hołowni.
W radio słyszałem wypowiedź jednego z sejmowych urzędników. Pytany dlaczego kard. Nycz mógł wejść do sejmu, a p. Ochojska nie, odpowiedział, że kardynał mógł bo należy do szeroko rozumianych przedstawicieli władzy….
Zacznę od długiego wstępu, ale lepiej nie wytłumaczę swoich intencji bez narażanie się na pochopne zaszufladkowanie. Otóż Kościół odstąpił od najsłabszych już dawno temu, tylko jakoś wrażliwości Kościoła „otwartego” to nie dotykało. Mógłbym zacząć wyliczankę od przykładu porzuconych na pastwę Balcerowicza pracowników PGRów na początku lat ’90, no ale ktoś mógłby powiedzieć że biskupi na to mieli podobny wpływ, jak dziś na rozwiązania formalne ws. niepełnosprawnych (nieformalne mieli wtedy i dziś poważne). Ale osobiście biskupi podjęli decyzję o likwidacji w 1996 roku komisji episkopatu ds. duszpasterstw ludzi pracy powołanej profetycznie przez prymasa Wyszyńskiego w maju 1980 jako komisja robotnicza. W dokumentach Synodu Plenarnego z 1998 „ojcowie synodalni” pięciokrotnie poparli niskie podatki, a duszpasterstwa ludzi pracy zostały wymienione tylko raz w sposób neutralny, w wyliczance rozmaitych rzeczywistości kościelnych. Dziś na dorocznych zjazdach duszpasterzy ludzi pracy jest ich 5- razy mniej niż w 1990 roku, mniej niż mamy diecezji. Ostatni dowód w tym akcie oskarżenia jest taki, że powołanie na delegata abp Kupnego nie zostało odnotowane w komunikacie episkopatu z jego posiedzenia – w takim właśnie poważaniu mają biskupi zagadnienia pracy mimo encyklik „naszego” papieża, o którego urodzinach znowu wszyscy w tych dniach gardłują np. Solicitudo rei socialis, Laborem exercens i in.. Jednym z głównych architektów tej operacji wygaszania zaangażowania Kościoła na rzecz pracowników był abp Gocłowski, ostatni przewodniczący komisji i pierwszy delegat episkopatu ds. duszpasterstw ludzi pracy mający przykryć wizerunkowo dobrowolne przyzwolenie na sekularyzację tak znaczącego obszaru aktywności człowieka. Ale umoczyli się w to także biskupi „konserwatywni”, bez różnicy. Tylko u biskupa Jareckiego w artykule w Rzeczpospolitej przeczytałem kilka raz temu surową krytykę pozorowanego zaangażowania Kościoła w sprawy społeczne (nie mówię o działalności charytatywnej).
Szymona Hołownię szanuję i liczę się z jego zdaniem np. w sprawie uchodźców to jego argumentacja trochę „rozszczelniła” moje jednoznaczną krytykę stanowiska Kościoła w tej sprawie. Ale tym razem odmawiam mu prawa używania takiego języka, bo nic nie wiem o tym, by w przypadku innych zaniechań Kościoła w sprawach społecznych argumentował z podobną siłą i zaangażowaniem za dowolnego rządu. A o obecnym rządzie można powiedzieć, że poczynił największe koncesje na rzecz niezamożnych i tak zajadłe atakowanie tego akurat rządu za to, że koncesje mogłyby być większe jest nieautentyczne, po prostu polityczne. I nie zmienia tu faktu motywacja PiSu, najprawdopodobniej interesowna. Ogromną większość krytyki opozycji stanowiska rządu ws. niepełnosprawnych mam za jeszcze bardziej interesowną, a Szymon Hołownia i wielu innych wiarygodnych obrońców niepełnosprawnych jakoś bardzo łatwo zapisują się do jednego z obozów, zamiast szukać formuły pozwalającej na nie wikłanie się po stronie polityków, którzy tyle się troszczą o niepełnosprawnych, co ich przeciwnicy o beneficjentów 500+. Wierzący, którzy nie dali sobie politykom odebrać Kościoła nie powinni zapisywać się do żadnego obozu, ale z oboma obozami współpracować, chociaż ręki do spraw kontrowersyjnych nie przykładać. A Szymon Hołownia (i w wielu artykułach także Więź) proponuje opowiedzenie się po jednej ze stron w sporze politycznym. „No bo skoro o.Rydzyk …” to nam też wiele wolno.
Oj, panie Piotrze, ileż uproszczeń w tym, co Pan napisał. I niewiedzy…
Pisze Pan choćby: „Kościół odstąpił od najsłabszych już dawno temu, tylko jakoś wrażliwości Kościoła „otwartego” to nie dotykało”. A własnie że dotykało i wielokrotnie o tym pisaliśmy i mówiliśmy, tylko że Pan tego albo nie wie, albo nie pamięta, albo to Panu nie pasuje do obrazka.
Im dalej, tym gorzej… Kłopot główny, że głosy krytyczne wobec polityki obecnego rządu Pan natychmiast wpisuje w narrację partii opozycyjnych. Tyle razy tu pisaliśmy, że główną siłą PiS jest słabość opozycji – a Pan nas uparcie zapisuje do obozu partyjnego. Sorry, ale to bzdura!
Przez takie właśnie reakcje ludzi inteligentnych – którzy uwierzyli w podział sceny publicznej w Polsce na dwa tylko obozy – biskupi nie potrafią obecnie nic powiedzieć w wielu istotnych sprawach społecznych, bo się obawiają, że ktoś ich zaraz zapisze do tego drugiego obozu.
Od 2002 roku poważnie przewartościowałem zasady, którymi się kieruję. Od 2006 obok pracy zawodowej prowadzę w jednej z organizacji pozarządowych program wspierania rad pracowników. Przez moje szkolenia dla nich przewinęło się ze 2 tysiące osób. Współpracuję ze związkowcami z obu największych central związkowych, monitorując każdy publiczny i wiele niepublicznych gestów Kościoła wobec tych środowisk. Wielokrotnie i bezskutecznie starałem się w ludziom Kościoła nadać temat. Obojętność doskonała, także tych, których pieczy powierzono ten obszar życia człowieka. Przeczytałem wiele publikacji katolickich na temat pracy począwszy od bardzo słusznych prac obecnego delegata ds. duszpasterstw ludzi pracy abp Kupnego. Przykro mi, ale Państwa głosu nie dosłyszałem. Był on chyba jednak mniej donośny i pryncypialny, niż obecna krytyka działań PiS. Rzeczywiście, odbieram obecną linię środowiska jako wchodzenie w politykę i martwi mnie to, bo jesteście jednym z ostatnich może środowisk, które ma wiarygodność by budować mosty. Mosty już nie między wierzącymi a niewierzącymi, z czego wywiązaliście się wspaniale, ale dziś już po tych mostach niewiele kto chodzi, bo kto miał dobrą wolę z nich skorzystać już po nich przeszedł. Dziś Polsce potrzeba innych mostów. Czasy uciekają do przodu, a Więź jest przywiązana to starej misji, pielęgnuje dawne swoje zasługi gdy potrzeba nowych. Nie namawiam Pana ani środowiska do zmiany poglądów, bo to kwestia sumienia, części z nich nie podzielam, ale widzę, że są wypracowane w dobrej wierze i oparte o poważną diagnozę Polski Jarosława Kaczyńskiego. Ale namawiam, przepraszam za śmiałość, do ofiary byście przeszli do porządku dziennego nad swoimi poglądami i próbowali ocalić cokolwiek, sami stali się takim mostem. Ale wtedy by mieć zaufanie drugiej strony (bo jednej już macie) nie możecie używać języka, którym trzymając się przykładu Szymona Hołowni, od którego tekstu zaczęła się nasza wymiana zdań, posługuje się Autor. Jest to język mający na celu odarcie z „godności etycznej” przeciwników, a wszystko to w sosie oburzenia moralnego. Po takich wypowiedziach traci się wiarygodność pontifexa (budowniczego mostów) – jak druga strona może odebrać uczciwość tytułu, że państwo podnosi rękę na najsłabszych?! Oczywiście, że argumentacja PiS ws. niepełnosprawnych w świetle innych działań tej partii jest niewiarygodna. Używane przez PiS argumenty, by nie ustąpić pochodzą z arsenałów balcerowiczowskich i mają poważne uzasadnienie, tyle, że w świetle koncesji PiSu na rzecz innych słabszych grup społecznych, gdzie to się tej partii wyborczo opłaca, są niewiarygodne. Ale powiedzmy sobie, taniec PiS na linie ws. socjalnych to nie pierwszyzna w polskiej polityce, to zwykły standard przez nikogo, także przez Państwa dotychczas nie oprotestowany, a przynajmniej nie na tyle, by odmawiać mandatu etycznego do sprawowania władzy Platformie Obywatelskiej czy wcześniej SLD jak to czynicie w przypadku PiS. Więc mam prawo się martwić, że środowisko zapisuje się do polityki partyjnej ze stratą dla Kościoła i Polski.
Przepraszam, mogę tylko króciutko odpowiedzieć. Kłopot między nami widzę w tym, że i Pan, i „Więź” należą do obozu bezpartyjnych (rzecz jasna, to nie znaczy: niezaangażowanych). Tyle że nieco inaczej własną bezpartyjność rozumiemy. Mam wrażenie, że Pan uznaje odstępstwa od Pańskiego modelu bezpartyjności za uleganie pokusie partyjności. A obóz bezpartyjnych ex definitione jest i musi być wielobarwny, zróżnicowany.
Owszem, od dawna nie pisaliśmy o rozpadzie duszpasterstw ludzi pracy. Tyle że Pan wcześniej postawił zarzut dużo ogólniejszy. Cytuję: „Kościół odstąpił od najsłabszych już dawno temu, tylko jakoś wrażliwości Kościoła 'otwartego’ to nie dotykało”. Otóż, jak odpowiedziałem poprzednio, dotykało.
Argument, że Pan czegoś nie pamięta, nie świadczy o tym, że tego w „Więzi” nie było. Co zrozumiałe – kieruje się Pan nie obrazem wszystkiego, co „Więź” robi, lecz lekturą wybiórczą. Parokrotnie się już w Pańskich komentarzach okazywało, że nie znał Pan nawet naszych niektórych kluczowych deklaracji, np. „Dlaczego otwarta ortodoksja”. Dlatego prosiłbym o większą ostrożność w opiniach, co „Więź” dotykało lub nie dotykało.
Panie Hołownia,za dużo czasu pan spędzasz w TVN-nie,i wszystko się panu miesza.Nawet sobie pan sprawy z tego nie zdaje.Ja ze swego Kościoła jestem dumny,tylko,że ja mam gdzieś TVN i Tygodnik Powszechny.
Prawa niepełnosprawnych są zapisane w konstytucji. Są też naturalnymi prawami, których spełnienie jest wartością na której chcemy budować naszą cywilizację. Bardzo chciałbym aby niepełnosprawni byli równoprawnymi uczestnikami naszej polskiej wspólnoty. Sposób zakończenia protestu będzie miał wpływ na to jaki będzie nasz kraj i jacy będziemy my – jego mieszkańcy.
Panie Jacku ma Pan prawo do własnych preferencji ale niech się Pan tym nie przechwala bo to żaden powód do dumy.
Coś przedziwnego dzieje się z większością naszego Kościoła hierarchicznego.Nijak nie da się tego pojąć ani racjonalnie, ani ewangelicznie. Od ponad dwóch lat Episkopat uległ jakiejś formie hipnozy, którą stosuje wobec niego rządząca partia, a może to jest zaczadzenie o którym mówił biskup Pieronek? Czy ta opiewana mądrość biskupów ( przez nich samych rzecz jasna) każe im sądzić, że ta władza będzie trwać wiecznie? Co oni powiedzą swoim wiernym, gdy ta, jak każda zresztą, przeminie? Jak wytłumaczą się choćby z obrzydliwego milczenia w sprawie ekshumacji? Co powiedzą gdy ponad wszelką wątpliwość okaże się moralna i prawna ohyda działań obecnej władzy, gdy na jaw wyjdą wszelkie jej przeniewierstwa i krzywdy wyrządzone wielu ludziom? Aż strach pytać. Co sądzić o rozumieniu zasad ewangelicznych przez naszych duchownych ( nie mówię o wszystkich), gdy zdolny uczeń gimnazjum wie, że to co czynią jest niezgodne z tą Ewangelią? Zdarzyło mi się ostatnio „podsłuchać” taką rozmowę prowadzoną przez tych młodych ludzi i jej zimna logika mnie przeraziła. Na dzień dzisiejszy światełka w tunelu nie widać, gdy się tylko pojawi natychmiast jest zalewane wodą… oczywiście święconą. Brzmi to jak populizm, ale coraz bardziej się do niego przychylam, że polski Kościół zacznie się reformować, gdy głód zajrzy do kościelnych garnków. W zasadzie żadne odkrycie, syn marnotrawny „poszedł” po rozum do głowy i serca gdy skończyło się jedzonko, a pasza dla wieprzów okazała się niedostępnym luksusem.
Być może P. red. Nosowski jeszcze raz zabierze głos, ale komentarz P. Ciompy jest dla wszystkich, więc kilka zdań ode mnie dla Niego. Może to źle świadczy o mojej inteligencji (biorę to poważnie pod uwagę), ale zwyczajnie, po prostu, dość często nie wiem o co Panu chodzi. Sz. Hołownia pisze o sprawach oczywistych, zło trzeba nazwać złem, to że wszyscy je czynimy, to żaden argument żeby o nim nie mówić. Znając poglądy Sz. Hołowni, te z Jego publikacji i działalności społecznej, ostatnią rzeczą jaką można mu przypisać, jest chęć odarcia innych z „godności etycznej”. Ta sugestia ociera się o oszczerstwo i też jest złem, które trzeba nazwać. Choć uczestniczyłem w wyborach, nie jestem entuzjastą poprzednich ekip sprawujących władzę, ta władza podeptała jednak tak wiele uznanych wartości, że zwykłe porównanie jej błędów, do błędów innych partii, dla mnie, obawiam się, że nie tylko dla mnie, jest pozbawione jakiegokolwiek sensu. To nie ten wymiar! Tu nie chodzi o gusta o których się nie dyskutuje i do których każdy z nas ma prawo, tu chodzi o wartości podstawowe, których niszczenie można niemal matematycznie udowodnić, tu chodzi o plugawo – bezczelne i cyniczne kłamstwa, którymi każdego dnia usiłuje się nas karmić. Są oczywiście różne drogi, Pan dywaguje i „rozdziela włos na czworo”, Hołownia mówi – „DOŚĆ”
„Mogę nie zapomnieć zdjęć Janki Ochojskiej bezsilnie stojącej pod barierkami Sejmu. Może ktoś jeszcze też nie zapomni. Ta pamięć się w nas odłoży, jestem tego pewien, i za jakiś czas – bo przyjdzie taki czas – zrobi z tym to, co potrzeba.” – czyli podsumowanie artykułu w stylu „Precz z PiSem!”. Tylko skąd autor ma pewność, że inny rząd „da” niepełnosprawnym więcej? Doświadczenie tego raczej nie uczy.