Sytuacja osób niepełnosprawnych i ich rodziców to jedna z tych spraw, w których głos Kościoła powinien się głośno rozlegać. Okazuje się jednak, że konsekwentne opowiedzenie się za życiem i ludzką godnością nie dla wszystkich katolików jest oczywiste. Dla niektórych „bycie za życiem” to wyłącznie walka przeciw aborcji.
Protest rodziców osób niepełnosprawnych trwający na sejmowych korytarzach przypadł w szczególnym momencie. W styczniu do prac w komisji polityki społecznej i rodziny został przyjęty obywatelski projekt „Zatrzymaj aborcję”, który ma z polskiego prawa usunąć możliwość dokonania aborcji ze względu na podejrzenie u dziecka ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia. Od tego czasu temat ochrony życia wciąż jest gorący. Projekt spotkał się z falą społecznego protestu, którego najbardziej widocznym przejawem były demonstracje zorganizowane pod nazwą „Czarny Piątek”. Choć jak zwykle w sporach na ten temat silnie zaznaczyły się wojownicze hasła – sprowadzające złożoność sytuacji do dramatu tylko jednej osoby, czyli matki, z pominięciem osoby dziecka (w stylu „Moja macica, moja sprawa”) – wybrzmiały też przejmujące głosy rodziców, którzy ciężar związany z opieką nad niepełnosprawnym potomkiem dźwigają od lat. Wielu z nich wyrażało pogląd, że do podjęcia takiego trudu (powiem od siebie: codziennego heroizmu) nie wolno nikogo zmuszać ustawą, a więc że rozwiązanie w postaci aborcji należy pozostawić.
Co z tego wynika? Czy opowiedziane przez nich historie miałyby zatrząść podstawami katolickiej etyki? (Nie tylko katolickiej zresztą – błędem byłoby sprowadzanie podejścia do aborcji do spraw wyznaniowych, ale to akurat nauczanie Kościoła katolickiego jest dla mojego tekstu istotne). Czy miałyby one doprowadzić do uznania, że dopuszczalność aborcji jest uzależniona od trudu, jaki rodzic poniesie przy wychowaniu i opiece nad dzieckiem? Przecież prawo do życia jest kwestią z innego porządku niż sprawy polityki społecznej i statusu materialnego rodziny (najprościej mówiąc: nie zabijamy swojej pięcioletniej córki, która na skutek wypadku stała się niepełnosprawna, co prowadzi rodzinę na granicę nędzy oraz wyczerpania psychicznego i fizycznego; nie ma też moralnego uzasadnienia, by zabijać z powodu niepełnosprawności dziecko, które znajduje się jeszcze w łonie matki – sprawa nie zmieni się magicznie od tego, że kiedy jest ono niechciane, będziemy je konsekwentnie nazywać płodem i zapominać o ciągłości między tym bytem a mającym się narodzić człowiekiem). Rzecz jednak w tym, że nie unosimy się w abstrakcyjnej moralistycznej bańce i realia ludzkiego życia, mające wpływ na kształtowanie postaw i podejmowanie decyzji, muszą być brane pod uwagę przez tych, którzy chcą mieć wpływ na stanowienie prawa.
Godne życie osób niepełnosprawnych ściśle splata się z wiarygodnością i przyszłością polskiego Kościoła
Dla tych, którym na sercu leży zmiana ustawy aborcyjnej i usunięcie z niej przesłanki eugenicznej, istotna powinna być postawa solidarności z osobami, które na sobie doświadczają ciężaru niepełnosprawności. Wszak to właśnie o prawo do narodzenia się takich osób prowadzona jest walka. Czy troska o nie może kończyć się na doprowadzeniu do porodu? Czy na tym wyłącznie miałoby polegać „bycie za życiem”? Jeszcze kilka dni temu byłam przekonana, że przynajmniej dla wszystkich zaangażowanych katolików całkowicie jasna jest ciągłość między sprzeciwem wobec aborcji a robieniem wszystkiego, co możliwe, aby chorzy przychodzący na świat mogli swoje życie mimo utrudnień prowadzić w godny sposób.
Pieniądze stały się z dziwnych przyczyn sprawą, o której według niektórych nie wypada głośno mówić – tymczasem powiedzieć trzeba jasno, że zapewnienie godnego standardu życia osobie chorej wymaga potężnych środków finansowych. W wielu wypadkach zresztą trzeba by mówić nie o godnym standardzie, ale w ogóle o możliwości przeżycia. To, jak niedostateczne jest obecnie wsparcie ze strony państwa dla opiekunów osób niepełnosprawnych, szczegółowo opisał Rafał Bakalarczyk w artykule „Za życiem – ale jak konkretnie”.
Z wyżej opisanych względów zabranie głosu w sprawie protestu w Sejmie wydało mi się sprawą, która dla episkopatu i działaczy ruchów pro life powinna być absolutnie priorytetowa. Nie musiałyby to być konkretne rozwiązania, przyklaśnięcie postulatom protestujących – cenny byłby głos z metapoziomu, przypominający w kontekście zaistniałej sytuacji o obowiązkach, jakie społeczeństwo ma wobec osób słabych, o współodpowiedzialności, wezwaniu do wspólnego dźwigania ciężarów. Nie mogłam jednak takich wypowiedzi znaleźć. Cóż, fakt, że czegoś się nie znajduje, nie oznacza, że to nie istnieje. Postanowiłam więc posiłkować się wiedzą znajomych z Facebooka, zamieszczając na swoim profilu pytanie o treści: „Czy Episkopat i proliferzy udzielili jakiegoś wsparcia rodzicom osób niepełnosprawnych protestującym w sejmie? Może coś przegapiłam? Mam nadzieję, bo trudno o gorszy strzał samobójczy we własną wiarygodność”.
Zapewnienie godnego standardu życia osobie chorej wymaga potężnych środków finansowych. W wielu wypadkach zresztą trzeba by mówić nie o godnym standardzie, ale w ogóle o możliwości przeżycia
Odpowiedzi osób, których zaangażowanie w sprawy Kościoła jest mi znane, były – co tu ukrywać – szokujące, a dla części śledzących tę dyskusję wręcz gorszące. „A ktoś ich chce zabić? Albo istnieje ustawa, która pozwala ich zabić bezkarnie?” (a więc faktycznie cała troska dla niektórych kończy się na sprawie aborcji i eutanazji – skoro nikt nie postuluje zabijania osób z niepełnosprawnością, to według autora wpisu temat dla ruchu pro life nie istnieje); „To Kościół mało jeszcze przeróżnych domów opieki dla niepełnosprawnych prowadzi, że wyrażasz taką wątpliwość?” (kompletne pomieszanie spraw – czy rodzice niepełnosprawnych mieliby masowo rozwiązać swój problem, oddając dzieci do domów opieki?!; ci, którzy opiekują się nimi we własnych domach, potrzebują innego rodzaju wsparcia, a właśnie ogromne zaangażowanie Kościoła w sprawy ludzi słabych nadaje jego głosowi szczególną rangę); „W tej sprawie episkopat nie ma co do powiedzenia. Problem jest po stronie protestujących związanych z Nowoczesną…”.
Najwyraźniej projekt konsekwentnej etyki życia pozostaje dla komentujących czymś obcym (w czym rzecz, opisuje Charles C. Camosy – z odwołaniem do nauczania Jana Pawła II, Benedykta XVI i Franciszka – w artykule „Za życiem, byle konsekwentnie”). To poważny problem – mało jest rzeczy równie szkodliwych jak wycinkowe traktowanie rzeczywistości i zaciekłe skupianie się na jednej sprawie z pominięciem całości.
Co gorsza, przez długi czas jedyną przywoływaną w dyskusji wypowiedzią hierarchów na ten temat był wywiad udzielony Krzysztofowi Ziemcowi przez abp. Henryka Hosera (28 kwietnia, RMF FM), w którego słowach łatwo było wyczytać krytykę pod adresem protestujących: „one chcą natychmiast żywej gotówki i zobaczymy, do czego to prowadzi”. Zapytany o możliwość sformułowania głosu Kościoła w tej sprawie, biskup senior diecezji warszawsko-praskiej pośrednio, między wierszami odrzucił taką ewentualność, stwierdzając: „Kościół nie jest stroną w tym sporze, tylko jest uczestnikiem w tym sensie, że prowadzi mnóstwo zakładów właśnie przewidzianych dla podtrzymywania i komfortu życia osób niepełnosprawnych”. Wiadomo jednak, że wielokrotnie polski episkopat wyrażał stanowisko w sprawach, w których także nie był stroną. Przykładem mogą być zmiany w systemie emerytalnym w 2012 r., zakaz handlu w niedzielę, pojednanie polsko-ukraińskie, przyjmowanie uchodźców, koncesja dla TV Trwam. Trudno też powiedzieć, że Kościół jest stroną w przypadku problemu aborcji, in vitro czy gender. We wszystkich tych sprawach Kościół zabiera głos w imię dobra wspólnego, a nie racji partykularnych. Jaka różnica istnieje między tymi sytuacjami a wstawieniem się za poprawą bytu osób niepełnosprawnych – doprawdy nie umiem się domyślić.
Rozróżnienie właściwych i niewłaściwych sposobów włączania się przez Kościół do polityki przypomniał papież Franciszek w wydanej niedawno w Polsce książce „Otwieranie drzwi”: „Kościół powinien praktykować miłość miłosierną, a moi poprzednicy, Pius XI i Paweł VI, mówili, że jedną z jej najwyższych form jest polityka. Kościół powinien uczestniczyć w polityce «wysokiej». Ponieważ on sam uprawia «wysoką» politykę. Taką, która polega na mobilizowaniu ludzi do wprowadzania w życie przesłania ewangelicznego. Ale nie powinien mieszać się do «niskiej» polityki partyjnej i tym podobnych rzeczy. Tymczasem Kościół jest tak często wykorzystywany w «niskiej» polityce…”. Milczenie obecnie w sprawie sytuacji osób niepełnosprawnych i ich opiekunów oznacza w mojej opinii właśnie porzucenie odpowiedzialności za politykę wysoką i za wprowadzanie Ewangelii w życie.
Mało jest rzeczy równie szkodliwych jak wycinkowe traktowanie rzeczywistości i zaciekłe skupianie się na jednej sprawie z pominięciem całości
Na szczęście w istocie Kościół hierarchiczny nie zrezygnował z wypowiedzenia się w sprawie protestu w Sejmie. 26 kwietnia, dwa dni przed wywiadem radiowym abp. Hosera, na stronie episkopatu opublikowano przygotowaną przez KAI notę pod tytułem „Przewodniczący Komisji Charytatywnej Episkopatu: zadaniem rządu jest pomoc niepełnosprawnym”. Przytoczone w niej zostały słowa bp. Wiesława Szlachetki, przewodniczącego wskazanej w tytule komisji KEP: „Trudno zabierać głos w imieniu rządu, bo to zadaniem rządu jest szukanie i podejmowanie rozwiązań systemowych. Cieszyłbym się, gdyby postulaty i podwyżki dla opiekunów osób niepełnosprawnych zostały uwzględnione. Mam nadzieję, że tak się stanie. […] Mam nadzieję, że uda się dojść do porozumienia, bo to nie jest dobry wizerunek Polski w świecie. A to jest bardzo delikatna sprawa. Trzeba zrobić wszystko, aby tym ludziom pomóc, ich praca jest bardzo ciężka”.
Szkoda, że wypowiedź ta nie przebiła się do opinii publicznej – przez media obficie cytowane i komentowane były za to słowa abp. Hosera, stanowiące jego prywatną opinię. Oczywiście, można powiedzieć, że jest to decyzja samych dziennikarzy i publicystów. Warto jednak, by episkopat dbał o słyszalność wypowiedzi swoich przedstawicieli. Mądry głos Kościoła miałby też zapewne większą siłę oddziaływania, gdyby oprócz wypowiedzi przewodniczącego Komisji Charytatywnej dla serwisu KAI pojawił się w tej sprawie oficjalny dokument. Godne życie osób niepełnosprawnych ściśle splata się tu z wiarygodnością i przyszłością polskiego Kościoła.
Ktoś kiedys w rozmowie powiedział o faktycznej eugenice bodajze
w Holandii ( nie pamietam ) i „zmuszaniu do aborcji” rodzicow dzieci nienarodzonych
z glebokimi uposledzeniami warunkowanymi genetycznie polegajacym na tym, ze Panstwo
z zasady nie udziela zadnej pomocy tym matkom, ktore urodzily chore genetycznie dzieci.
Miałem koleżankę, lekarkę, która w trakcie jakichś praktyk czy staży w Holandii w latach 90-tych urodziła trzecie dziecko- bardzo uszkodzone. Z jej relacji wynikało coś wprost przeciwnego.
„Duchowa Adopcja Dziecka Poczętego Zagrożonego Zagładą”. (…) adopcja duchowa dziecka poczętego zagrożonego zabiciem w łonie matki. Wyrażana jest osobistą modlitwą jednej osoby o ocalenie życia dziecka wybranego przez Boga Dawcę Życia.Trwa przez 9 miesięcy, okres wzrostu dziecka w łonie matki. Zobowiązanie adopcyjne, poprzedza przyrzeczenie, które je utwierdza.”- cytat ze strony. W przyrzeczeniu jest wspomniane o sprawiedliwym i prawym życiu po urodzeniu. Wzmianki o godnym nie znalazłem. Dla niektórych życie warte uwagi kończy się na narodzinach.
.