Karol Wojtyła był przekonany o prawdziwości objawień siostry Faustyny, nawet wtedy, gdy krytycznie wypowiadał się o niej Kościół. Orędzie o miłosierdziu uczynił centralnym tematem pontyfikatu.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 5-6 2005.
Zdaniem watykanistów, w ostatnim roku Jan Paweł II pracował nad kolejną encykliką: o miłości miłosiernej. Nie dokończył jej jednak. Pozostawił tylko szkic…
Być może rzeczywiście tak było – i ten ledwie zaczęty dokument skończy i ogłosi nowy papież Benedykt XVI? Jeśli jednak tak się nie stanie, to przecież… nic straconego. Bo ta „encyklika” już jest – Jan Paweł II „pisał ją” całym swoim życiem. Faktycznie: jest niedokończona – ale to już nasz problem. Ona „czeka” – na naszą myśl i na nasz czyn.
Ideę miłosierdzia Karol Wojtyła przyniósł do Rzymu z Krakowa – miasta, w którym czterdzieści lat wcześniej (w październiku 1938 roku) umarła siostra Faustyna Kowalska. „Czuję – pisała w „Dzienniczku” – że nie kończy się posłannictwo moje ze śmiercią, ale się zacznie”. I dalej: „stąd wyjdzie iskra, która przygotuje świat na ostateczne Jego [tzn. Jezusa Chrystusa] przyjście”.
Wojtyła był przekonany o prawdziwości tych objawień (a co za tym idzie: o tym, że wolą Jezusa jest głoszenie światu Jego miłosierdzia), nawet wtedy, gdy o Faustynie krytycznie wypowiadał się Kościół. Nic dziwnego zatem, że to orędzie uczynił centralnym tematem swego pontyfikatu. Tematem i zadaniem – dla nas wszystkich. „Trzeba tę iskrę (…) rozniecać. Trzeba przekazywać światu ogień miłosierdzia. (…) To zadanie powierzam wam, drodzy bracia i siostry, Kościołowi w Krakowie i w Polsce…”.
Pierwszym „punktem” papieskiego nauczania o miłosierdziu jest encyklika „Dives in misericordia” (1980). W tak krótkim tekście nie sposób omówić wszystkich jej wątków. Zatrzymajmy się więc jedynie przy „definicji” miłosierdzia: „ono objawia się jako dowartościowywanie, podnoszenie w górę, wydobywanie dobra spod wszelkich nawarstwień zła, które jest w świecie i w człowieku”. I dalej: miłosierdzie „to szczególnie twórczy sprawdzian tej miłości, która «nie daje się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwycięża»”.
To definicja bardzo odkrywcza, odchodząca od schematów, wedle których miłosierdzie kojarzy nam się przede wszystkim z jałmużną. W tej perspektywie miłosierny był na przykład święty Maksymilian Kolbe. I ksiądz Jerzy Popiełuszko.
Jan Paweł II zwrócił nam uwagę na te rozważania o miłosierdziu w ostatnich tygodniach swego życia, kiedy dostaliśmy do rąk jego książkę „Pamięć i tożsamość”. Pokazał tam, że także w wymiarze dziejowym istnieje „miara wyznaczona złu” – i jest nią Boże miłosierdzie. „Bóg zawsze potrafi wyprowadzić dobro ze zła” – nawet z tak wielkiego zła, jak to, z którym mieliśmy do czynienia w XX stuleciu! „Zło nie odnosi ostatecznego zwycięstwa”.
To prawda naszej wiary, zakorzeniona w tajemnicy paschalnej. I nie jest przypadkiem, że święto Miłosierdzia, ustanowione przez Jana Pawła II, obchodzimy ósmego dnia po Zmartwychwstaniu. Ono mówi nam: Zwycięzca śmierci jest miłosierny!
Encyklikę o miłosierdziu Jan Paweł II „pisał” całym swoim życiem. Ona wciąż „czeka” – na naszą myśl i na nasz czyn
Miłosierdzie to zatem moc dobra. I nowe – paschalne! – oblicze naszej religijności.
Punkt drugi papieskiej katechezy o miłosierdziu stanowi kanonizacja siostry Faustyny, dokonana w trakcie Wielkiego Jubileuszu Odkupienia, i dodatkowo – cały kontekst roku 2000.
Faustyna ujrzała Jezusa, kiedy wszedł do Wieczernika, „tchnął na apostołów i powiedział: «Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone…»”– i tak właśnie kazała Go namalować. Słowa umieszczone na tym obrazie: „Jezu, ufam Tobie” odnoszą się zatem do naszego usprawiedliwienia. Stanowią wyraz nadziei – tej ostatecznej. Jest ona silniejsza niż śmierć.
Wielki Jubileusz Roku 2000 był czasem łaski i wybaczenia win. Był przede wszystkim proklamacją łaskawości Boga, który – za pośrednictwem Kościoła – odpuszcza grzechy i kary za nie (to dlatego w tym roku Kościół tak szczodrze udzielał odpustu zupełnego). Ale także: wezwaniem do wybaczania sobie nawzajem oraz do „łaskawego” potraktowania „naszych winowajców” (apel o zniesienie kary śmierci) i dłużników (apel o redukcję długów zaciągniętych przez kraje najuboższe). Oraz do „wpuszczenia światła” do naszych własnych serc: „Przestań się lękać! (…) Jest z tobą Chrystus, niezawodny Dawca nadziei”. Papież mówił, że „prosty akt zawierzenia Jezusowi przebija najgęstsze chmury i sprawia, że promień światła przenika do życia każdego człowieka”.
Jubileusz już dawno się skończył, ale czy wolno nam zapomnieć o tym, co stanowiło jego treść?! O naszym nawróceniu?
Za punkt trzeci tego nauczania uważam konsekrację sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krakowie-Łagiewnikach i wszystko, co Jan Paweł II powiedział wówczas światu i Polsce.
A mówił – w rok po zamachu terrorystycznym w Nowym Jorku i Waszyngtonie – zawierzając świat Bożemu Miłosierdziu. I prosząc nas o modlitwę – modlitewny „szturm” w intencji całego świata, tak jakby nic nie zależało tu od nas („W miłosierdziu Boga świat znajdzie pokój, a człowiek szczęście”). Jednocześnie wzywał nas do praktykowania miłosierdzia, tak jakby zależało od nas wszystko: „Bądźcie świadkami miłosierdzia!”.
„Potrzebna jest dziś wyobraźnia miłosierdzia” – mówi Kościołowi (to znaczy: nam!) Ojciec Święty. „Potrzeba tej wyobraźni wszędzie tam, gdzie ludzie w potrzebie wołają do Ojca miłosierdzia: «Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj». Oby dzięki bratniej miłości tego chleba nikomu nie brakowało! «Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią»”.
Oto testament Papieża Jana Pawła. Czy możemy przejść obok niego obojętnie?
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 5-6 2005.