Czekam na pozew pana Ziemkiewicza, którym mi groził – chętnie wyjaśnię mu w sądzie, dlaczego określenie przedstawicieli jakiegoś narodu mianem „parchy” jest haniebne – mówi prof. Dariusz Stola, dyrektor Muzeum Polin w rozmowie z WP Opinie.
Z prof. Dariuszem Stolą rozmawia Jarosław Kociszewski. Wywiad ukazał się 12 kwietnia i można go przeczytać w całości tutaj. Cytujemy wybrane fragmenty:
Przez poprzednie lata, od otwarcia naszej wystawy w 2014 r., niemal wszyscy bardzo dobrze przyjmowali muzeum. Na potwierdzenie mamy tysiące wycinków prasowych z kraju i ze świata, wiele wręcz entuzjastycznych.
Więcej uwag krytycznych zaczęło pojawiać się mniej więcej rok temu. Monitorujemy prasę i komentarze w internecie. Zauważyliśmy wzrost liczby dość negatywnych komentarzy na prawicowych portalach. Od stycznia tego roku obserwujemy z kolei wręcz wysyp tekstów otwarcie atakujących muzeum, co jest częścią szybko rosnącej fali wypowiedzi antysemickich w ogóle. Z dnia na dzień coraz więcej internautów zaczęło stwierdzać, że „trzeba zrobić porządek z tymi Żydami, którzy za nasze pieniądze szkalują Polskę”. Ktoś zbadał, jak w ciągu kilku zaledwie tygodni wzrosła liczba tekstów czy wpisów z wyrażeniami typu „parchy”, „żydowski antypolonizm”, „Żydy”. Nasilenie tych antysemickich wypowiedzi jest ewidentnie związane z ustawą o IPN.
Ja, jako polski historyk, uważam ją za głupią i szkodliwą, szkodliwą nie tylko dla wizerunku Polski w świecie, co chyba wszyscy już widzą, ale po pierwsze szkodliwą dla nas wewnętrznie, dla badania historii i dla naszej zdolności do poważnej rozmowy o przeszłości. Ustawa została skrytykowana za granicą, a zwłaszcza w Izraelu, i w tej krytyce znowu pojawiły się nieuzasadnione i krzywdzące wypowiedzi zarzucające antysemityzm wszystkim Polakom albo insynuujące, że Polacy mieli jakiś wpływ na stworzenie niemieckich obozów. Na to reagują niektórzy polscy politycy i część mediów: Żydzi nas atakują, a my stajemy w obronie honoru polskiego i prawdy o naszym cierpieniu I niewinności. Zarówno w 1968 r. jak i w 2018 r. odpowiednio nagłośnione głosy krzywdzącej lub po prostu głupiej krytyki z zagranicy okazują się świetnym paliwem do podgrzania atmosfery oblężonej twierdzy, wezwań do obrony naszej godności, w której można wreszcie nie przebierać w słowach, do aktywowania starych uprzedzeń wobec Żydów i nadania tym uprzedzeniom nowego życia.
Jako polski historyk i dyrektor Muzeum Historii Żydów Polskich nie mogłem nie zareagować na tę ustawę (…). To byłoby kompromitujące dla muzeum, jako polskiej instytucji kultury, i dla mnie, jako historyka. Gdyby ktoś w parlamencie nas posłuchał, Polska uniknęłaby bardzo wielu kłopotów.
Niemal każda z naszych wystaw czasowych odnosiła się jakoś do współczesności. Jedna była nawet w całości współczesna, pokazywała zdjęcia kibicowskich graffiti, w tym rasistowskich czy antysemickich. Poprzednia nasza wystawa, o krwi, pokazywała m.in. filmy o niedawnych sporach dotyczących krwi w Izraelu i dłuższą wideoinstalację z nagraniem marszu nacjonalistów w Warszawie. Wystawa prac Franka Stelli zawierała zupełnie nowe prace artystów inspirowane jego reliefami. Czyli na każdej z tych wystaw mamy nawiązania do współczesności i nikomu to nie przeszkadzało, a teraz nagle zaczęło. Czy dlatego, że teraz urażony poczuł się znany felietonista, a on jest nietykalny, nawet jak nazywa Żydów „chciwe parchy”? My nawet nie podajemy nazwisk autorów tych wypowiedzi, bo chcieliśmy zwrócić uwagę na problem – powrót „mowy marcowej”, zwrotów jakby żywcem wziętych z ’68 roku.
Wystawy historyczne powinny pokazywać związki historii i współczesności, bo to pomaga lepiej zrozumieć problemy współczesności, i lepiej uzmysławia przeszłość. Robimy to od dawna i za to także dostaliśmy najważniejsze nagrody muzealne w Europie.
Teraz słyszę, że muzeum jest dobre, ale dyrektor zły, albo że wystawa stała jest dobra, ale program wydarzeń zły. To jest już bardziej subtelne podejście, choć zarzuty wobec mnie są takie same jak wobec muzeum: niejasne lub fałszywe.
Nie domagamy się niczego wyjątkowego, tylko, żeby nie atakować nas z bliżej nieznanego powodu.
Wyb. JHP
Drogi Darku,
Jeszcze nie zdążyłem odwiedzić ostatniej wystawy czasowej, jednak się dowiaduję, iż nie został tam uwzględniony najbardziej wyrachowany przypadek o największym zasięgu odwołania się do antysemityzmu Polaków jaki miał miejsce w ostatnich latach, tj. zlustrowanie w prezydenckiej kampanii wyborczej w 2015 pochodzenia małżonki kandydata na prezydenta Andrzeja Dudy, Agaty Kornhauser-Dudy przez Newsweek Tomasza Lisa. O ile Magdalenie Ogórek lub Rafałowi Ziemkiewiczowi ich wypowiedzi zdarzyły się “spontanicznie” i nie były obliczone na odniesienie konkretnych korzyści, nie da się tego powiedzieć o Newsweeku, który uczynił to w sposób “systemowy”. W razie wątpliwości polecam podcast radia TOKFM w tygodniu po publikacji, w którym w porannej audycji o 8.10 p.red.Renata Kim z redakcji Newsweeka uzasadniała wręcz obowiązek wobec czytelników takiego zlustrowania małżonki kandydata, co osobiście słyszałem. Żadna ustawa o IPN nie była potrzebna, by cyniczne elity (bo bynajmniej nie antysemickie) zagrały na antysemityzmie. O ile to prawda, że Muzeum pominęło ten przypadek, to nawiązując do Twojego ostatniego zdania, już wiesz, z jakich powodów Muzeum przez niektórych jest nieufnie odbierane po ostatnich wypadkach.
Pozdrawiam,