Chrześcijanin nie powinien pysznić się własną pobożnością, ani też zamykać się w „oblężonej twierdzy” przed złym światem, rzekomo zagrażającym mu ze wszystkich stron. Nie powinien, bo Jezus tak nie postępował.
Dzisiaj w czytaniu liturgicznym mamy dalszy ciąg nocnej rozmowy Jezusa z Nikodemem. Ewangelista Jan, wielki teolog, wkłada w usta Jezusa słowa o wyjątkowej mocy: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, aby świat został przez Niego zbawiony”.
Czy te dwa zdania, zapisane przed dwoma tysiącami lat, nie są kluczem do umysłów i serc nas, osób ukształtowanych przez współczesną cywilizację Zachodu? W dawnych wiekach ludziom wystarczały bezmiar i piękno świata, by uznawać istnienie Stwórcy i oddawać mu cześć. Dziś, po okropnościach dwóch wojen światowych, po Zagładzie i gułagu, wielu myślicieli, artystów i zwykłych zjadaczy chleba stawia pod znakiem zapytania samo istnienie dobrego Boga – wskazując na zło w historii i ogrom cierpień niewinnych istot, także zwierząt. Na odwieczne pytanie filozofów – unde malum, skąd zło? – doprawdy trudno dziś zadowalająco odpowiedzieć.
Chrześcijańską odpowiedzią nie może być jakaś racjonalna teoria, jakaś teodycea usprawiedliwiająca istnienie zła. Jest nią, jak proponuje dzisiaj Ewangelia św. Jana, sam Jezus, cierpiący i współczujący Mesjasz – Syn Boży. On jest milczącym Słowem Boga adresowanym do nas, ludzi – doznających różnorakiego cierpienia, to prawda, ale też zadających często cierpienie jedni drugim, czyniących zło zamiast dobra.
Na odwieczne pytanie filozofów – unde malum, skąd zło? – doprawdy trudno dziś zadowalająco odpowiedzieć
Słowa Jezusa z rozmowy z Nikodemem skierowane są jednak, jak sądzę, nie tylko do tych współczesnych, którzy – ze współczuciem obserwując świat – wątpią w istnienie dobrego i wszechmocnego Boga. Czy nie są one także adresowane – paradoksalnie – do tych dzisiejszych chrześcijan, którzy w imię wiary w Boga tak gorliwie potępiają zły, zdeprawowany ludzki świat?
Posłuchajmy jeszcze raz słów skierowanych do Nikodema: „Tak bowiem Bóg umiłował świat…”. Czy mowa tu tylko o miłości Stwórcy do świata o nieskazitelnym pięknie i czystości moralnej? Otóż, z całą pewnością chodzi tu o miłość Boga Zbawcy do realnego ludzkiego świata, ułomnego i grzesznego, bo właśnie ten świat potrzebuje i oczekuje zbawienia.
Do tego właśnie świata „posłał Bóg swego Syna – nie po to, aby świat potępił, ale po to, aby świat został przez Niego zbawiony”. Dlatego chrześcijanin w żadnym razie nie powinien pysznić się własną pobożnością, ani też zamykać się w „oblężonej twierdzy” przed złym światem, rzekomo zagrażającym mu ze wszystkich stron. Nie powinien, bo Jezus tak nie postępował. „Pan – czytamy bowiem w Psalmie 34 – jest blisko skruszonych w sercu i wybawia złamanych na duchu”.
Tekst emitowany 11 kwietnia jako „Słowo na dzień” w poranku radiowej Dwójki.