Poprawcie w domu kalendarze: przenieście niedzielę na początek tygodnia, „żyjcie jak w jasny dzień”. Bo to wtedy, w pierwszy dzień tygodnia, wzeszło „słońce nie znające zachodu”.
„A gdy [Bóg] ukończył w dniu szóstym swe dzieło, nad którym pracował, odpoczął dnia siódmego po całym swym trudzie, jaki podjął” (Rdz 2, 2) – tak kończy się I czytanie liturgii Wigilii Paschalnej. A jak się zaczyna Ewangelia? „Gdy minął szabat, Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba, i Salome nakupiły wonności, żeby pójść namaścić Jezusa. Wczesnym rankiem w pierwszy dzień tygodnia przyszły do grobu, gdy słońce wzeszło” (Mk 16, 1-2). I choć między Wielkim Tygodniem stworzenia a Wielkim Tygodniem odkupienia minął „czas, czasy i połowa czasu” (Dn 12, 7), zdaje się jakby to było nazajutrz. Bo Pan znów odpoczywał w szabat. Po „całym trudzie, jaki podjął” dla odkupienia świata, który sam stworzył, Pan odpoczywał w grobie.
Trzeba było znów – jak tamtego pierwszego dnia – zacząć od oddzielenia światło od ciemności, nocy od dnia. „O tej to nocy napisano: a noc jako dzień zajaśnieje, oraz: noc będzie mi światłem i radością” – słyszeliśmy w Orędziu Wielkanocnym. „A była noc” (J 13, 30), gdy Judasz wyszedł z Wieczernika po spożyciu kawałka chleba, by Pana wydać na śmierć. I gdy Pan umierał „ciemności ogarnęły ziemię od godziny szóstej aż do godziny dziewiątej”. A gdy Pan umarł i chowano Go w nowym grobie, „szabat się rozjaśniał”. Trzeba jednak było dwóch ciemnych nocy w grobie, by „stała się światłość”, aby „noc się posunęła, a przybliżył się dzień” (Rz 13,12). Gdy chowano Pana w grobie, „były przy tym niewiasty, które z Nim przyszły z Galilei” (Łk 23, 55). To one przybiegły o świcie pierwszego dnia tygodnia, gdy – jak zapowiadał Zachariasz – „z wysoka Wschodzące Słońce” oświeciło ziemię stwarzaną na nowo.
Bo – jak przypomniał podczas wielkopiątkowej homilii o. Raniero Cantalamessa – „duch, którego [Jezus] tchnął w chwili śmierci, daje początek nowemu stworzeniu, podobnie jak Duch Boży na początku, unosząc się nad wodami, przemienił chaos w świat uporządkowany”. I „wody się rozstąpiły” (Wj 1, 21), a z Jego boku „natychmiast wypłynęły krew i woda” (J 19, 34), które zrosiły ziemię. A ta odnawiająca się ziemia rozstąpiła się i „wydała roślinę zieloną” (por. Rdz 1, 29) – Zmartwychwstałego, bo ziarno Jego obumarłego ciała wpadło w ziemię i „przyniosło plon obfity” (J 12, 24). I człowieka na „swój obraz i podobieństwo” (Rdz 1, 27) na nowo stworzył Bóg, zstępując do otchłani, „na poszukiwanie naszego praojca […] i [aby] wyzwolić Adama i towarzyszącą mu Ewę”. I tak ogród Jego grobu stał się ogrodem nowego stworzenia. „A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre” (Rdz 2, 2).
Ojcowie Kościoła wprowadzili nową rachubę czasu. Nie wystarczał im już tydzień siedmiodniowy. Uważali, że nie daje się nim opisać pełni tajemnicy odkupienia. Stworzenie wyraziło się w siedmiu dniach, ale do odkupienia człowieka, jego nowego stworzenia trzeba było dni osiem. Dzień po świętym dniu sobotniego spoczynku, kiedy niewiasty, a za nimi apostołowie przybiegli do pustego grobu, nie mógł być tylko pierwszym dniem tygodnia. Był także dniem ósmym, dniem wyjątkowym, dniem innego porządku, dniem zmartwychwstania Jezusa, a jednocześnie pierwszym dniem nowego stworzenia.
Św. Augustyn mówił w kazaniu na niedzielę w oktawie Wielkanocy: „Wspominany dzień ósmy oznacza przy końcu świata nowe życie”. Właśnie dlatego chrześcijanie zwykli wielkie tajemnice świętować osiem dni, począwszy od oktawy wielkanocnej, by ósmego dnia posmakować przyszłego życia, aby zamknąć ziemski czas i otworzyć się na wieczność. „Kiedy więc przeminie pełnych siedem dni, dzień ósmy jest jakby pierwszy: tak więc po skończeniu i dokonaniu siedmiu okresów tego świata, wrócimy do okresu szczęśliwości, sprzed upadku człowieka” – pisze św. Augustyn. Niedziela – dzień pierwszy i ósmy – jest tego czasu przedsmakiem.
Co niedzielę słyszymy w liturgii Mszy świętej, że „uroczyście obchodzimy pierwszy dzień tygodnia, w którym Jezus Chrystus zmartwychwstał”. Cóż, kiedy kultura niedzieli dawno ustąpiła miejsca kulturze weekendu. W naszej powszechnej świadomości niedzielą się tydzień raczej kończy, a nie zaczyna. Ale nie tydzień chrześcijan.
W powieści Thorntona Wildera „The Eighth Day” kaznodzieja mówi: „Stworzenie się jeszcze nie skończyło. […] Człowiek nie jest końcem, ale początkiem. Jesteśmy na początku drugiego tygodnia. Jesteśmy dziećmi ósmego dnia”. Tak, my chrześcijanie jesteśmy dziećmi ósmego dnia, bo jesteśmy dziećmi Zmartwychwstania, które niczego nie kończy, ale wszystko zaczyna. Chrześcijanie są ludźmi początku. To w niedzielę rodziliście się dla nieba przez chrzest. Bo to „w tym to dniu wybawił Pan Izraela z rąk Egipcjan”, a grzech jest duchowym Egiptem. To w niedzielę dano Wam białe szaty, „wybielone we krwi baranka”. To w niedzielę przystąpiliście do Pierwszej Komunii, do Stołu Pańskiego, bo Eucharystia jest ciałem Zmartwychstałego.
Poprawcie więc w domu kalendarze, przenieście niedzielę na początek tygodnia, „żyjcie jak w jasny dzień”! Bo to wtedy, „wczesnym rankiem w pierwszy dzień tygodnia […] słońce wzeszło”, a jest to „słońce nie znające zachodu”.
We wspomnianym kazaniu na niedzielę w oktawie wielkanocną św. Augustyn pisze: „Przeminęły dni świąteczne, następować po nich będą dni szare, dni zbierania podatków, dni sporów”. Kazanie gdzieś z początku V wieku, a pisane jakby wczoraj, choć PIT-ów jeszcze wtedy nie znano. „Zwróćcie na to uwagę, bracia moi, jak w ciągu tych dni będziecie się zachowywać. W tych dniach świątecznych winniście obmyślać uczynki uprzejmości i grzeczności” – zachęca Augustyn. Jak to robić, by temu sprostać? Może po prostu nie przestawać świętować?
„Osiem dni w tygodniu kocham cię, / osiem dni w tygodniu to za mało, / aby pokazać jak bardzo mi na tobie zależy” – śpiewali kiedyś, choć w zupełnie innym kontekście, Bitelsi. Ale ja się z nimi nie zgadzam. Osiem dni to wcale nie za mało, pod warunkiem wszakże, że z każdego dnia zrobimy dzień ósmy, nie tylko z niedzieli.