Jesień 2024, nr 3

Zamów

Za życiem, byle konsekwentnie

Niechciani ludzie ‒ nienarodzeni, starzy, niepełnosprawni, ubodzy ‒ traktowani są jak niechciane przedmioty: wyrzuca się ich „na śmieci”.

W życiu publicznym współczesnych społeczeństw narasta zapotrzebowanie na nowy rodzaj polityki. Takiej, która konsekwentnie stanie po stronie najsłabszych i najbardziej kruchych. Konsekwentnie za życiem. Konsekwentnie bez przemocy. Konsekwentnie po stronie osób marginalizowanych i pozbawionych przywilejów. Uważam, że podstawą takiej polityki powinien stać się sposób myślenia, który w USA nazywamy konsekwentną etyką życia.

Co mają wspólnego aborcja i wyścig zbrojeń

Konsekwentna etyka życia zakorzeniona jest w Biblii i Tradycji Kościoła. Jednak pierwszą osobą, która przedstawiła to podejście publicznie w sposób pobudzający wyobraźnię Amerykanów był kard. Joseph Bernardin z Chicago.

Bernardin był przewodniczącym ważnego Komitetu Pro Life Konferencji Biskupów USA. W roku 1983 wygłosił słynny wykład na nowojorskim Uniwersytecie Fordham zatytułowany „Konsekwentna etyka życia ‒ dialog amerykańsko-katolicki”. Jego przesłanie trafiło szeroko do opinii publicznej, w dużej mierze dzięki artykułowi, jaki pojawił się następnego dnia na tytułowej stronie „New York Times’a” pod tytułem „Bernardin prosi katolików, by walczyli zarówno z bronią jądrową, jak i z aborcją”. Treść wykładu przedstawiono jako szerokie zajęcie się całą wiązką spraw związanych ze świętością życia, m.in. bronią jądrową, aborcją i karą śmierci.

Pozytywne reakcje na artykuł skłoniły Bernardina do głębszego przemyślenia konsekwentnej etyki życia. Ostatecznie wprowadził do niej również takie kwestie jak ubóstwo, eutanazja, genetyka, ochrona zdrowia i pornografia. Arcybiskup Chicago jasno podkreślał, że nie można ukrywać istotnych różnic pomiędzy kwestiami, które usiłował połączyć ‒ wskazywał jednak przede wszystkim na ich wspólne cechy charakterystyczne i wzywał do myślenia „w poprzek”, do konsekwentnego łączenia tych spraw w myśleniu i działalności katolików. Przekonywał, że w trosce o skuteczne przekonywanie innych i wiarygodność Kościoła należy odmawiać traktowania tych spraw w oderwaniu od pozostałych, niejako ad hoc, byłoby to bowiem ich sztuczne oddzielanie od pozostałych problemów dotyczących ludzkiego życia.

Takie podejście spotkało się również z krytyką. Znaczna jej część dotyczyła kwestii aborcji. Na lewicy krytykowano konsekwentną etykę życia za bezkrytyczne wrzucanie do jednego worka problemów sprawiedliwości społecznej i ograniczania praw aborcyjnych. Na prawicy natomiast zarzucano kardynałowi, że porównując problem aborcji z innymi, mniej znaczącymi, nie podkreśla wystarczająco mocno, że skutkiem legalnego przerywania ciąży są miliony zabitych istot ludzkich.

Pomimo tej krytyki biskupi USA w swoich duszpasterskich planach działań pro life wprost przedstawiali konsekwentną etykę życia jako pojęcie kluczowe, ukazując aborcję jako najważniejszą z całego „spektrum spraw związanych z ochroną ludzkiego życia i promowaniem godności człowieka”[1]. Cytując Jana Pawła II, biskupi podkreślali konieczność głębokiej konsekwencji katolików w tych sprawach. „Posługa miłości wobec życia powinna obejmować wszystko i wszystkich: nie może tolerować jednostronności ani dyskryminacji, ponieważ życie ludzkie jest święte i nienaruszalne w każdej swojej fazie i kondycji; jest ono dobrem niepodzielnym. Trzeba zatem „zatroszczyć się” o całe życie i o życie wszystkich”[2] – pisali.

Dla każdego, kto czytał „Evangelium vitae”, nie ulega chyba wątpliwości, że tam też chodzi o konsekwentną etykę życia. Broniąc niezbywalnej godności ludzkiego życia, zwłaszcza osób słabych i bezbronnych, Jan Paweł II zwraca w encyklice uwagę nie tylko na zło „dawnych, dotkliwych plag, takich jak nędza, głód, choroby endemiczne, przemoc i wojny”, ale również na „plagi nowe, przybierające nieznane dotąd formy i niepokojące rozmiary” (EV 3). Lista tych zagadnień wydłuża się, gdy papież przyłącza się do apelu II Soboru Watykańskiego, który „potępił stanowczo liczne zbrodnie i zamachy wymierzone przeciw życiu ludzkiemu”.

Kładąc solidne fundamenty pod konsekwentną etykę życia, i Jan Paweł II, i Benedykt XVI uruchamiali pewien proces. Nie jest zatem zaskakujące, że papież Franciszek podjął te idee

„Wszystko, co godzi w samo życie, jak wszelkiego rodzaju zabójstwa, ludobójstwa, spędzanie płodu, eutanazja i dobrowolne samobójstwo; wszystko, cokolwiek narusza całość osoby ludzkiej, jak okaleczenia, tortury zadawane ciału i duszy, próby wywierania przymusu psychicznego; wszystko, co ubliża godności ludzkiej, jak nieludzkie warunki życia, arbitralne aresztowania, deportacje, niewolnictwo, prostytucja, handel kobietami i młodzieżą; a także nieludzkie warunki pracy, w których traktuje się pracowników jak zwykłe narzędzia zysku, a nie jak wolne, odpowiedzialne osoby: wszystkie te i tym podobne sprawy i praktyki są czymś haniebnym; zakażając cywilizację ludzką, bardziej hańbią tych, którzy się ich dopuszczają, niż tych, którzy doznają krzywdy”[3].

Nie będzie zatem zaskoczeniem fakt, że również papież Benedykt XVI prezentował podobne podejście co jego poprzednik. W encyklice „Caritatis in veritate” odrzuca on fałszywe oddzielanie zagadnień pro life i dotyczących sprawiedliwości społecznej. Twierdzi, że na aborcję, eutanazję i niszczenie embrionów w badaniach naukowych można patrzeć w kontekście sprawiedliwości społecznej ‒ tak jak na problemy globalnego kapitalizmu, troskę ekologiczną i ubóstwo można spojrzeć w kontekście ochrony życia.

Przykładowo warto wskazać przełomowy apel Benedykta XVI o zwiększoną wrażliwość ekologiczną, sformułowany w sposób niemal klasycznie zgodny z konsekwentną etyką życia.

Obecny papież emeryt wzywa w „Caritatis in veritate”, by nie izolować sztucznie spraw, które składają się na to, co nazywa „ludzką ekologią”. „Jeśli nie szanuje się prawa do życia i do naturalnej śmierci, jeśli sztucznym czyni się poczęcie, ciążę i narodziny człowieka, jeśli poświęca się ludzkie embriony w celach badawczych, to w powszechnej świadomości w końcu gubi się pojęcie ekologii człowieka, a wraz z nim pojęcie ekologii środowiska. […] Księga natury jest jedna i niepodzielna w tym, co dotyczy środowiska, jak i w dziedzinie życia, płciowości, małżeństwa, rodziny, relacji społecznych, jednym słowem, integralnego rozwoju ludzkiego. Obowiązki, jakie mamy względem środowiska, łączą się z obowiązkami, jakie mamy względem osoby jako takiej, i w jej relacjach z innymi. Nie można wymagać przestrzegania jednych i naruszać drugich (CV 51)”.

Można więc stwierdzić, że kard. Bernardin jedynie nadał rozgłos konsekwentnej etyce życia, podczas gdy jej główny zrąb to po prostu oficjalne nauczanie Kościoła rzymskokatolickiego.

Franciszek przeciw kulturze wyrzucania

Kładąc solidne fundamenty pod konsekwentną etykę życia, i Jan Paweł II, i Benedykt XVI uruchamiali pewien proces. Nie jest zatem zaskakujące, że papież Franciszek podjął te idee i rozwija podejście, o którym mowa. Szczególne znaczenie dla rozwoju etyki konsekwentnej ma jego metafora „kultury wyrzucania”. Sądzę, że ten język ma szczególną szansę trafienia do nowych pokoleń.

Franciszek bywa krytykowany bądź wychwalany ‒ odpowiednio przez świeckich konserwatystów i przez progresistów ‒ jako liberał. Jednak jego stanowisko w gorących kwestiach moralnych podąża ściśle szlakiem konsekwentnej etyki życia, wytyczonym przez jego poprzedników. Wystarczy choćby spojrzeć na ten piękny fragment encykliki „Laudato si’”, aby to dostrzec: „Kultura relatywizmu jest tą samą patologią, która pobudza daną osobę do wykorzystywania innej i potraktowania jej jedynie jako przedmiotu, zmuszając ją do pracy przymusowej lub sprowadzając do niewolnictwa za długi. Jest to ta sama logika, która prowadzi do porzucenia osób starszych, które nie służą naszym interesom, czy do wykorzystywania seksualnego dzieci. Jest to także logika wewnętrzna tych, którzy mówią: «Pozwólmy, by niewidzialne siły rynku uregulowały gospodarkę, ponieważ ich szkodliwy wpływ na społeczeństwo i przyrodę jest nieunikniony».

Jeśli nie ma żadnych prawd obiektywnych ani stałych zasad, poza zaspokojeniem własnych aspiracji i doraźnych potrzeb, jakie ograniczenia może mieć handel ludźmi, organizacje przestępcze, przemyt narkotyków, handel „krwawymi diamentami” czy skórami zwierząt zagrożonych wyginięciem? Czyż to nie ta sama logika relatywistyczna usprawiedliwia handel organami ludzi ubogich, aby je sprzedać czy wykorzystać do badań, lub odrzucenie dzieci, ponieważ nie odpowiadają życzeniom swoich rodziców? Chodzi o tę samą logikę «użyj i wyrzuć», generującą wiele odpadów jedynie z powodu nieuporządkowanego pragnienia konsumowania więcej niż faktycznie potrzeba” (LS 123).

Franciszek nie powiedział katolikom, by przestali mówić o aborcji. Stwierdził raczej, że sprzeciw wobec aborcji powinien być umieszczony w kontekście zaangażowania na rzecz innych spraw związanych z ochroną życia

Niektórzy mogą być zaskoczeni, znajdując u Franciszka aborcję na poczesnym miejscu zagrożeń dla życia. Bierze się to z rozpowszechnionego przekonania, że obecny papież przesunął tę kwestię na dalszy plan. A przekonanie to wynika z niewłaściwego odczytania wypowiedzi papieża w wywiadzie dla czasopism jezuickich z września 2013 r.: „Nie możemy upierać się tylko przy sprawach związanych z aborcją, małżeństwami gejowskimi i stosowaniem metod antykoncepcji. To niemożliwe. Nie mówiłem o tym wiele i byłem za to strofowany. Ale kiedy mówimy o tych sprawach, musimy o nich mówić w kontekście”[4].

Inaczej niż to przedstawiano w mediach, Franciszek nie powiedział katolikom, by przestali mówić o aborcji. Stwierdził raczej, w zgodzie ze swymi poprzednikami, że sprzeciw wobec aborcji powinien być umieszczony w kontekście zaangażowania na rzecz innych spraw związanych z ochroną życia. Już bowiem następnego dnia papież w mocnych słowach potępił przerywanie ciąży. Takie jego wypowiedzi nie przyciągają jednak uwagi mediów.

Warto zwrócić uwagę na słowa Franciszka z 20 września 2013 r. W przemówieniu do lekarzy ginekologów papież podkreślił, że każde nienarodzone dziecko, skazane niesprawiedliwie na aborcję, „ma w sobie oblicze Pana, który jeszcze przed narodzeniem i zaraz potem doświadczył odrzucenia przez świat”. Papież scharakteryzował aborcję jako wytwór „rozpowszechnionej mentalności nastawionej na zysk, kultury wyrzucania, która zniewoliła dziś serca i umysły tak wielu”[5].

Kluczową metaforą w Franciszkowej konsekwentnej etyce życia jest „kultura wyrzucania”. Przemawiając w Boliwii, powiedział, że jest to „logika, która próbuje przemienić wszystko w przedmiot wymiany, wszystko na przedmiot konsumpcji, targowania się. Logika, która usiłuje pozostawić miejsce bardzo niewielu, odrzucając tych wszystkich, którzy «nie produkują», których uważa się za niezdolnych lub niegodnych, gdyż pozornie «nie mogą nam nic dać»”[6].

Logika „użyj i wyrzuć” sprowadza wszystko, włącznie z ludźmi, do roli przedmiotów, których wartość polega jedynie na byciu kupowanym, sprzedawanym, używanym ‒ a następnie wyrzucanym, gdy już ich wartość rynkowa obniży się. Wartość „bezużytecznych” czy „uciążliwych” istot ludzkich jest w kulturze wyrzucania po prostu ignorowana, gdyż takie wartości są uznawane za kłopotliwe i niewygodne.

Redukując osobę ludzką do zwykłego produktu rynkowego ‒ który można użytkować, a następnie wyrzucić ‒ nasza kultura popełnia kategoryczny błąd. Osoby są celem samym w sobie, z własną niezbywalną i nieredukowalną wartością i nigdy nie można ich wyrzucać na śmietnik. „Nie pozwólmy zagościć w naszym sercu kulturze odrzucania, ponieważ jesteśmy braćmi. Nikt nie może być odrzucony” ‒ mówił papież w ubogiej faweli Rio de Janeiro w lipcu 2013 r.[7].

Logika „użyj i wyrzuć” sprowadza wszystko, włącznie z ludźmi, do roli przedmiotów, których wartość polega jedynie na byciu kupowanym, sprzedawanym, używanym ‒ a następnie wyrzucanym, gdy już ich wartość rynkowa obniży się

W krytykowanej przez Franciszka kulturze wyrzucania zawiera się przemoc, i to przemoc wprost śmiertelna ‒ podobnie jak w „klasycznych” przejawach przemocy, którymi są wojna, ludobójstwo, terroryzm czy kara śmierci. Ale papież myśli tu również o aborcji (odrzucenie dziecka, które jest niewygodne) i eutanazji (traktowanie osób w sędziwym wieku jako balastu, którego należy się pozbyć). To wszystko przejawy tej samej śmiercionośnej przemocy.

Franciszek zwraca uwagę także na efekt, jaki przemoc wywiera na jej sprawców. W swoim wystąpieniu przed Kongresem USA mówił, że przez powtarzalne odwoływanie się do przemocy człowiek ryzykuje wpadnięcie w pułapkę i stanie się więźniem swoich własnych przyzwyczajeń. Papież przestrzega również, że „naśladowanie nienawiści i przemocy tyranów i morderców jest najlepszym sposobem, aby zająć ich miejsce”[8].

Konsekwentna etyka życia zajmuje się więc nie tylko przemocą bezpośrednią w postaci zabijania, lecz także przemocą strukturalną, obecną w sposobie zorganizowania naszych społeczeństw. Dla Franciszka, jak i dla jego poprzedników, poszanowanie życia oznacza opór nie tylko wobec agresywnej przemocy ze strony kultury wyrzucania, lecz także wobec jej struktur społecznych.

Papież stanowczo twierdzi, że przykazanie „Nie zabijaj” ma jasne zastosowanie do tego aspektu naszej kultury, który nazywa on „ekonomią wykluczenia”. „Ta ekonomia zabija” ‒ stwierdza jasno w adhortacji „Evangelii gaudium”. Szczególnie niepokoją Franciszka nieświadome praktyki prowadzące do tego, że wykluczeni są nie tylko wyzyskiwani, lecz stają się „odrzuceni, są «niepotrzebnymi resztkami»” (EG 53).

W tej samej adhortacji Franciszek nie szczędzi ostrych słów „«teorii skapywania», zakładającej, że każdy wzrost ekonomiczny, któremu sprzyja wolny rynek, jest zdolny sam w sobie tworzyć większą sprawiedliwość i uczestnictwo społeczne w świecie” (EG 54). Teorie takie traktują człowieka jako rzecz, którą można zignorować czy pozbyć się jej, jeśli staje na przeszkodzie wzrostowi gospodarczemu. Osoba bezdomna umierająca na chłodzie, małe dziecko pozbawione odpowiedniej opieki medycznej w przypadku łatwo wyleczalnej choroby, zagrożeni zmianami klimatycznymi migranci płynący ku europejskiej wyspie ‒ ci wszyscy ludzie przychodzą na myśl, gdy się czyta o tym, co Franciszek nazywa „globalizacją obojętności”.

Rzeczywiście, godność tych osób jest niewygodnym balastem dla tych z nas, którzy odnoszą korzyści z globalnej kultury konsumpcji ‒ ignorujemy zatem ubogich i zmarginalizowanych, znieczulamy się na ich płacz. W miejsce prymatu osoby ludzkiej pojawia się miłość do pieniądza (w boliwijskim Santa Cruz Franciszek określił zamiłowanie do pieniędzy jako „gnój diabła”). Logika wzrostu gospodarczego dominuje absolutnie ‒ bez względu na to, czy i kogo trzeba pozbyć się w trakcie.

Oswojona przemoc seksualna

Współczesnym przejawem kultury wyrzucania jest także konsumpcyjne podejście do erotyki, związane również z przemocą seksualną. Teza ta może się niektórym wydawać dziwna. Cóż bowiem wspólnego ma kultura seksualna z konsekwentną etyką życia? A jednak… Wystarczy przypomnieć sobie fragment z „Laudato si’”, w którym papież pisze o wykorzystywaniu innej osoby i traktowaniu jej jedynie jako przedmiotu.

Dominującą we współczesnej kulturze (w muzyce, mediach, portalach społecznościowych) postawę wobec seksu można określić jako „kulturę bzykania”. Chodzi w niej o przelotne niezobowiązujące kontakty seksualne. W takim podejściu zawiera się przemoc, która redukuje drugą osobę do roli przedmiotu użycia, bez uznania jej godności. Wystarczy rzut oka na jakiś popularny portal młodzieżowy, by się o tym przekonać. W internetowych dyskusjach młodych ludzi pełno jest komentarzy traktujących partnerów seksualnych w sposób poniżający, a zarazem ujawniających klasycznie przemocowe motywacje samych „bohaterów”.

Franciszek ubolewa, że współczesna kultura seksualna stała się częścią kultury wyrzucania ‒ nawet osoby, z którymi pozostajemy w najbardziej intymnych relacjach, zyskują status „jednorazowego użytku”. W „Amoris laetitia” papież zauważa: „Na relacje uczuciowe przenosi się to, co dzieje się z przedmiotami i środowiskiem: wszystko można wyrzucić, każdy używa i wyrzuca, marnotrawi i niszczy, wykorzystuje i wyciska jak długo służy. A potem: żegnaj!” (39).

Uznając seks za należący do sfery całkowicie prywatnej autonomii jednostki, stajemy się ‒ w imię hasła „nie zaglądaj innym do sypialni” ‒ stopniowo obojętni także na los ofiar przemocy seksualnej

I rzeczywiście są powody, by nad tym ubolewać ‒ zwłaszcza gdy zastanowić się nad bardzo poważnymi konsekwencjami przemocy obecnej w kulturze bzykania. Bezpośrednio do przemocy seksualnej prowadzą: dehumanizacja „partnera” i czołowe miejsce alkoholu w sztuce podrywania. Niekiedy oznacza to przymuszanie do współżycia osoby stawiającej opór. Dużo częściej jednak sprawca świadomie planuje zaaplikowanie ofierze odpowiedniej ilości drinków, aby ją później bez wysiłku „zdobyć”. A najczęściej chyba oznacza to po prostu seks z kimś, kto wypił na tyle dużo, że nie jest w stanie świadomie podjąć decyzji, czy pragnie z tym drugim współżyć. Zwłaszcza w tym ostatnim przypadku zmierzyć się musimy z trudnym, lecz koniecznym wnioskiem: znaczna część sytuacji współżycia seksualnego w ramach kultury bzykania to w istocie gwałt.

Jeśli zrozumiemy, że w ten oto sposób do głównego nurtu współczesnej kultury seksualnej wdarła się przemoc, łatwiej pojąć, dlaczego nie poświęcamy wystarczającej uwagi międzynarodowemu handlowi usług seksualnych. Według ONZ jest to najszybciej rosnący kryminalny biznes w świecie. Papież wielokrotnie surowo ganił ten rodzaj współczesnego niewolnictwa, nazywając go plagą i „raną na ciele współczesnej ludzkości”.

Akceptując we własnej kulturze instrumentalne używanie ciała drugiej osoby w celu jej „zdobywania” i osiągania satysfakcji seksualnej ‒ a zwłaszcza promując takie postawy i uznając ja ze wartościowe zdobycze w imię wyzwolenia seksualnego ‒ pozbawiamy się narzędzi intelektualnych, by odrzucać handel ludźmi zmuszanymi do prostytucji. Dlaczego bowiem w przypadku A coś ma być złe, skoro w przypadku B jest akceptowalne, a w przypadku C nawet dobre? Mając tak zamazane granice moralne i uznając seks za należący do sfery całkowicie prywatnej autonomii jednostki, stajemy się ‒ w imię hasła „nie zaglądaj innym do sypialni” ‒ stopniowo obojętni także na los ofiar przemocy seksualnej.

Konsekwentna etyka życia domaga się zatem przemiany współczesnej kultury seksualnej, wręcz tworzenia seksualnej kontrkultury. Powinna się ona opierać na entuzjastycznym „tak” dla seksu dobrego, wyrażającego prawdziwe spotkanie i wzajemne otwarcie dwojga osób, a zarazem stanowczym „nie” dla seksu złego ‒ zdominowanego przez konsumerystyczne indywidualistyczne dążenia do autonomii, prywatności, zdobywania i używania ciała innej osoby.

Dzieci do śmieci

Niektórzy wewnątrzkościelni krytycy konsekwentnej etyki życia twierdzą, że ten sposób myślenia jest próbą albo ignorowania, albo pomniejszania zła aborcji ‒ sprowadzania jej do jednej z wielu spraw równej wagi, którymi należy zajmować się równocześnie.

Trzeba przyznać, że krytyka ta jest słuszna w odniesieniu do niektórych osób powołujących się na etykę konsekwentną. Sam na przykład bezskutecznie apelowałem do s. Simone Campbell, aby swoje apele o niestosowanie przemocy i troskę wobec najsłabszych konsekwentnie zastosowała do sytuacji dzieci poczętych, które padają ofiarami aborcji.

Rzecz jasna, krytyka ta nie ma jednak zastosowania wobec absolutnej większości osób promujących myślenie w kategoriach konsekwentnej etyki życia. Dotyczy i trzech kolejno tu wymienianych papieży, i samego kard. Bernardina. W odniesieniu do tego ostatniego nawet George Weigel, chyba najbardziej znany krytyk etyki konsekwentnej, przyznawał, że kardynał był zaangażowanym obrońcą życia.

Jak już wspomniałem, podobnie jest z papieżem Franciszkiem. Warto dostrzec, że stosuje on nową argumentację ukazującą zło aborcji ‒ przedstawia przerwanie ciąży jako przejaw kultury wyrzucania. Jego spojrzenie na etykę dokonuje się bowiem właśnie przez ten pryzmat. Niechciani ludzie ‒ np. nienarodzeni, starzy, niepełnosprawni, ubodzy ‒ traktowani są jak niechciane przedmioty: wyrzuca się ich „na śmieci”.

Aborcja w takiej kulturze staje się elementem niezbędnym. Wynika to wprost ze sposobu, w jaki dzisiaj myśli się o seksie. Zwłaszcza w tym, co nazywam kulturą bzykania ‒ podejściu opartym na antykoncepcji, ale też na założeniu, że seks uprawia się po pijanemu i w pośpiechu ‒ aborcja staje się niezbędnym zabezpieczeniem. Seks ma przecież być bez zobowiązań i bez konsekwencji.

W USA w ostatnich latach znakomicie pokazywała to kampania BroChoice, w której mężczyźni otwarcie występowali w obronie legalności aborcji ze względu na „zagrożenia”, jakie zakaz aborcji niósłby dla swobody ich życia seksualnego. Jeden z uczestników kampanii przestrzegał kolegów, że gdyby wprowadzono zakaz aborcji, to przygodny seks stałby się o wiele trudniej dostępny. Krótko mówiąc, legalna aborcja była im konieczna do tego, by mogli dalej wykorzystywać seksualnie kobiety…

Szeroki dostęp do aborcji jest po prostu wbudowany w kulturę bzykania. Drobna zabawa w piątkową noc nie może przecież oznaczać, w przypadku nieplanowanej ciąży, obietnicy płacenia przez 18 lat 30% pensji kobiecie, którą przypadkowo spotkałeś przy barze. Takie właśnie, czysto patriarchalne oczekiwanie jest fundamentem rozumienia seksu jako bzykania. Zresztą w kulturze wyrzucania tak to już jest, że jej poszczególne części są ze sobą ściśle powiązane.

Aborcja oznacza, jak wiadomo, radykalną przemoc wobec najsłabszych z nas: dzieci poczętych. Jeśli są one chciane, to nie ma w naszej kulturze problemu, by mówić o nich jako o dzieciach. Gdy jednak są niechciane, błyskawicznie stają się „płodami” czy „tkanką”. W takiej sytuacji ich godność ‒ właśnie dlatego, że są tak niewygodne ‒ jest tak radykalnie zredukowana, że można je wyrzucić do kosza. O wiele łatwiej wyrzucić na śmieci „tkankę” niż dziecko.

Raz jeszcze trzeba podkreślić, że w kulturze wyrzucania wartość osoby jest zredukowana do roli przedmiotu na rynku. Jest to szczególnie widoczne w rozumieniu aborcji. Gdy bowiem dziecko jest postrzegane jako obciążenie, wyrzucenie go (czyli aborcja) staje się opcją nie tylko uprawnioną, ale wręcz niezbędną.

Jeśli dzieci poczęte są chciane, to nie ma w naszej kulturze problemu, by mówić o nich jako o dzieciach. Gdy jednak są niechciane, błyskawicznie stają się „płodami” czy „tkanką”

Dzieje się tak tym częściej, jeśli dziecko jest niepełnosprawne. We współczesnych społeczeństwach 65-90 proc. dzieci, u których podejrzewa się zespół Downa, jest zabijanych jeszcze przed narodzeniem. Gdzieniegdzie, np. w Danii, wprost mówi się o doprowadzeniu do całkowitego wyeliminowania zespołu Downa (przez wczesną diagnozę i aborcję). A wszystko to pomimo potwierdzonego badaniami faktu, że osoby z zespołem Downa są szczęśliwsze niż ci uznawani za „normalnych”.

Kultura wyrzucania konsekwentnie pociąga za sobą również działania o charakterze neokolonialnym. Tak właśnie patrzę na dążenia organizacji Planned Parenthood do wprowadzenia aborcji jako „rozwiązania” problemu wirusa Zika w Ameryce Środkowej i Południowej. Do kosza wyrzuca się za to prawdziwe historie osób z małogłowiem, które znakomicie się rozwinęły, jak np. brazylijska dziennikarka Ana Carolina Caceres.

Podobnie dzieje się w innych przypadkach związanych z tzw. prawami reprodukcyjnymi. Ciekawe zresztą, że samo to słowo ujawnia konsumerystyczny aspekt tego podejścia. Zamiast współpracy z Bogiem w procesie prokreacji, ten sposób myślenia zakłada, że potomstwo jest owocem swego rodzaju „produkcji”.

Wymiar ten jest szczególnie czytelny, jeśli chodzi o praktykę zapłodnienia in vitro. To właśnie klasyczny przykład reprodukcji, a nie prokreacji. Jest to przedsięwzięcie szalenie drogie, dzięki czemu kliniki oferujące in vitro są ekskluzywne i bogate ‒ ale procedura n vitro jest tak skonstruowana, że prowadzi do wyrzucania ludzkiego życia wręcz dosłownie. Ze względu na wysokie koszty sztucznego zapłodnienia w każdym przypadku doprowadza się do powstania kilku nowych członków gatunku homo sapiens. Chodzi o sprawdzenie prawdopodobieństwa przeżycia ciąży przez embriony i wybór tego jednego lub dwóch „najsilniejszych”, które są dalej implantowane. „Nadmiarowe” embriony są zaś najczęściej po prostu wyrzucane (chyba że prawo w danym kraju stanowi inaczej).

Rynkowe rozumienie wartości ludzkiego życia niekiedy dominuje całkowicie. Tak jest w przypadku genetycznej diagnostyki preimplantacyjnej. Pozwala ona „klientom” mieć wgląd w proces kontroli jakości zamówionych przez nich „produktów”. Ma to zastosowanie szczególnie w przypadku możliwych wad genetycznych. Mimo protestów ignorowane są w takich przypadkach prawa osób niepełnosprawnych ‒ i najmłodsi członkowie wspólnoty ludzkiej lądują w koszu.

Przeciwstawiając się kulturze wyrzucania, papież Franciszek zachęca nas, byśmy zastąpili mentalność rynkowo-produkcyjną kulturą spotkania i gościnności. Przed nami zatem ciężka praca tworzenia kultury nastawionej na prokreację, gotowej na przyjmowanie życia, zwłaszcza gdy jest ono słabe, podatne na zranienie, a uznanie jego godności jest uciążliwe i niedogodne.

Obcy już nie jest obcy

Ostatnia dziedzina, w której chciałbym ukazać praktyczne skutki konsekwentnej etyki życia, to przyjęcie migrantów i uchodźców.

Papież wskazuje na tę kwestię stale i niezmiennie, widząc ją właśnie w tym szerokim kontekście. Przykładowo: na wrześniowej rzymskiej konferencji o globalnych migracjach i kryzysie uchodźczym Franciszek podkreślił fakt, że w dzisiejszym świecie ponad 65 mln osób zostało, z różnych powodów, zmuszonych do opuszczenia swego miejsca zamieszkania. Słusznie powiedział, że jest to liczba bez precedensu i przekraczająca ludzką wyobraźnię. Zachęcał swoich słuchaczy, by przyjmowali uchodźców do swoich domów i wspólnot, tak aby mogli oni doświadczyć nie noclegu na zimnej ulicy, lecz ciepłego ludzkiego przyjęcia.

Nacisk papieża na kwestię przyjęcia przybysza nie jest niczym nowym w Kościele katolickim, który już od ponad 100 lat obchodzi Światowy Dzień Migranta i Uchodźcy. W cytowanej już klasycznej encyklice „Evangelium vitae” Jan Paweł II pisał, że przykazanie „Nie zabijaj” pogłębione jest „w pozytywnym przykazaniu miłości bliźniego”. Wynikające z niego obowiązki „obejmują nie tylko troskę o życie brata (krewnego, członka tego samego narodu czy cudzoziemca mieszkającego w kraju Izraela), ale także odpowiedzialność za obcych, a nawet miłość nieprzyjaciół”. Dla Jana Pawła II „żaden człowiek nie jest obcy dla tego, kto powinien być bliźnim wszystkich potrzebujących” (EV 41, podkreślenia w oryginale)[9]. Powinniśmy więc gościnnie witać przybyszów jako bliźnich.

Papież stanowczo twierdzi, że przykazanie „Nie zabijaj” ma jasne zastosowanie do tego aspektu naszej kultury, który nazywa on „ekonomią wykluczenia”

Bp Daniel Flores z diecezji Brownville w Teksasie dobrze zna problem migracyjny, jest to bowiem teren graniczący z Meksykiem. Mówił on niedawno, że przemoc wyrażająca się w odmowie przyjęcia przybyszów jest podobna do przemocy zawartej w aborcji. Warto zacytować fragment jego wypowiedzi, w której odnosił się do propozycji składanych przez Donalda Trumpa jeszcze podczas kampanii wyborczej: „Pojawiła się w tym roku na stole propozycja przeprowadzenia masowych deportacji ludzi nie posiadających dokumentów: mężczyzn, kobiet i dzieci. Sumienie nie pozwala uznać takiej możliwości. To propozycja brutalna. W niektórych przypadkach, zwłaszcza kobiet i dzieci z Ameryki Środkowej, oraz w razie deportacji w niektóre regiony Meksyku mielibyśmy do czynienia z umieszczeniem tych osób w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia. Uważam, że wspieranie działań polegających na wysyłaniu osób dorosłych czy dzieci w miejsce, gdzie są one skazane na śmierć, gdzie panuje bezprawie czy rozpad wspólnoty ludzkiej, to formalna współpraca ze złem. Coś jak zawiezienie kogoś do kliniki aborcyjnej”[10].

Mamy tu zatem sytuację klasyczną dla kultury wyrzucania, a zarazem dla podejścia, które w ramach konsekwentnej etyki życia reprezentuje papież Franciszek. Godność ludzi słabych i niewygodnych (dla tych, którzy mają nad nimi władzę) jest tu degradowana tak skutecznie, by ich w końcu usunąć na margines, a następnie wyrzucić jak zbędne śmieci. Dokładnie o tym mówił Donald Trump w swych niesławnej pamięci wypowiedziach o tym, że Meksyk nie przysyła nam tu swoich najlepszych ludzi, a migranci przynoszą ze sobą tylko narkotyki i przestępstwa.

Podobną sytuacje mieliśmy w przypadku sporu o muzułmańskich migrantów przyjeżdżających do USA. Im zarzucano brak szacunku dla ludzkiego życia. W obu tych przypadkach czytelne jest wspomniane degradowanie godności migrantów ‒ czy to latynoskich, czy muzułmańskich ‒ prowadzące do ich marginalizacji i wyrzucenia poza nasze granice, nawet jeśli w ojczyźnie miałaby ich czekać śmierć.

Papież bardzo słusznie podkreśla, że w takich sytuacjach, zwłaszcza jeśli wiąże nas Chrystusowe przykazanie miłości bliźniego, nasze lęki należy przezwyciężać ‒ przez gościnność, spotkanie, a zwłaszcza miłosierdzie. Owszem, może to być ryzykowne. Ale wystarczy zerknąć do Ewangelii, by zorientować się, że bycie uczniem Jezusa to ryzykowne przedsięwzięcie. To Ewangelia mówi nam przecież, że właśnie wtedy, gdy porzucamy Chrystusowe przykazania, próbując ratować własne życie ‒ życie to tracimy.

Wesprzyj Więź

Tłum. Zbigniew Nosowski

Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” nr 4/2016.


[1] Zob. „Pastoral Plan For Pro-Life Activities: A Campaign In Support Of Life”, http://www.usccb.org/about/pro-life-activities/pastoral-plan-prolife-activities.cfm.
[2] Jan Paweł II, encyklika „Evangelium vitae87. W polskim tekście encykliki związek ten jest mniej czytelny. Tam, gdzie po polsku czytamy: „obejmować wszystko i wszystkich”, w przekładzie angielskim jest: profoundly consistent. Pozwalało to biskupom i autorowi mówić bezpośrednio o konsekwentnej etyce życia (consistent ethic of life).
[3] Konstytucja duszpasterska o Kościele w świecie współczesnym „Gaudium et spes”, 27 – cytowana przez Jana Pawła II w encyklice „Evangelium vitae”, 3.
[4] Przekład za portalem Gosc.pl, zob. http://gosc.pl/doc/1712827.Papiez-nie-mowi-ze-Kosciol-ma-obsesje
[5] Przekład częściowo za serwisem Katolickiej Agencji Informacyjnej z 20 września 2013 r., częściowo własny.
[6] Ten i pozostałe cytaty z wypowiedzi papieża Franciszka, jeśli nie zaznaczono inaczej, pochodzą z oficjalnych watykańskich przekładów dostępnych na stronie internetowej www.vatican.va. Tu:
https://w2.vatican.va/content/francesco/pl/homilies/2015/documents/papa-francesco_20150709_bolivia-omelia-santa-cruz.html
[7] Zob. http://w2.vatican.va/content/francesco/pl/speeches/2013/july/documents/papa-francesco_20130725_gmg-comunita-varginha.html.
[8] Zob. https://w2.vatican.va/content/francesco/pl/speeches/2015/september/documents/papa-francesco_20150924_usa-us-congress.html
[9] W tekście angielskim encykliki brzmi to jeszcze dosadniej: A stranger is no longer a stranger (Obcy nie jest już obcy).
[10] Zob. „Bishop says deporting migrants not unlike abortion”, https://cruxnow.com/interviews/2016/07/26/camosy-interview-bp-brownsville-tx/.

Podziel się

2
2
Wiadomość