Zima 2024, nr 4

Zamów

Abp Muszyński: Przeżywamy najpoważniejszy kryzys w relacjach polsko-niemieckich

Abp Henryk Muszyński, kwiecień 2016 r. Fot. Mazur / episkopat.pl

Martwi mnie, że w kontekście europejskim Polska skazuje się, w pewnym sensie na własne życzenie, na całkowitą izolację. Europa wymaga współpracy i współodpowiedzialności, a nie ma współpracy bez dialogu – mówi abp Henryk Muszyński w rozmowie z Lidią Ciecierską i Tomaszem Dostatnim OP.

Publikujemy fragment książki „Posługa Słowu w prymasowskim Gnieźnie. Arcybiskup Henryk Muszyński w rozmowie z Tomaszem Dostatnim OP i Lidią Ciecierską”, która właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Bernardinum, Pelplin 2018

Lidia Ciecierska, Tomasz Dostatni OP: Skoro było tak dobrze [w relacjach polsko-niemieckich], to skąd obecny kryzys i wyzwania pojednania polsko-niemieckiego w 2017 roku?

Abp Henryk Muszyński: Przeżywamy bez wątpienia najpoważniejszy kryzys w relacjach polsko-niemieckich, który w dużym stopniu jest częścią ogólnoświatowego kryzysu humanitarnego, postawienia pod znakiem zapytania podstawowych wartości chrześcijańskich – godności człowieka, jego niezbywalnej wartości, małżeństwa i rodziny jako trwałego związku mężczyzny i kobiety.

Dotychczas przeżywaliśmy niejedną próbę, ale obecnego kryzysu doświadczamy w sposób niezwykle bolesny, bo kontrastuje on wyraźnie z oczekiwaniami, które ujawniły się w czasie wyżej wymienionych celebracji.

Jako naród oczywiście mamy pełne prawo bronić wszystkiego, co jest wyrazem naszej religijnej, narodowej i historycznej tożsamości. Musi się to jednak odbywać we wzajemnym poszanowaniu, a nie kosztem burzenia jedności, wspólnoty i podważania elementarnego zaufania partnerów dialogu. Niestety dialog nie dotyczy tych podstawowych wartości. Gorzej, w tych sprawach nie ma nawet prawdziwego, merytorycznego dialogu.

Gdzie leżą przyczyny impasu?

– Widzę dwa główne powody kryzysu: odmowa przyjęcia uchodźców ze strony władz polskich i żądanie reparacji wojennych od Niemiec.

Wbrew wcześniejszym oświadczeniom rząd Polski odmówił przyjęcia zadeklarowanej wcześniej liczby siedmiu tysięcy uchodźców. Obecnie Komisja Europejska odstąpiła od wyznaczania liczby uchodźców, mimo to rząd pozostaje nieugięty, stwierdzając, że nie przyjmie nawet ani jednego uchodźcy. Towarzyszy temu ostra kampania przeciwko nim, która nie respektuje podstawowych rozróżnień pomiędzy: uchodźcami zagrożonymi wojną, imigrantami ekonomicznymi a terrorystami, stosując wyraźną kampanię odstraszania. Jako usprawiedliwienie często wskazuje się, że zamiast uchodźców z Afryki Polska przyjęła Ukraińców oraz wspomaga na miejscu uciekinierów z Bliskiego Wschodu.

Jest to tłumaczenie straszliwie pokrętne, bo ze zgrozą czytam twarde dane. Do połowy 2017 roku o ochronę międzynarodową w Polsce ubiegało się 378 Ukraińców, Urząd do Spraw Cudzoziemców udzielił ochrony – status uchodźcy, ochrona uzupełniająca i pobyt tolerowany – 140 byłym mieszkańcom Ukrainy, status uchodźcy 88 osobom! To jest nasz chrześcijański humanitaryzm, poczucie europejskiej jedności, poszanowanie dla umów międzynarodowych? Trzy miliony Ukraińców, którzy przyjeżdżają do nas na ograniczeniach wizowych do pracy jako pracownicy najemni, nie jest tym samym.

Brak „postawy przebaczenia” może zniszczyć bardzo dużo, a odbudowanie będzie niezwykle trudne, a może wręcz niemożliwe

Co gorsza, ignoruje się całkowicie dramatyczne, wielokrotnie powtarzane apele papieża Franciszka, a w dużym stopniu także inicjatywy biskupów polskich.

Nie chodzi oczywiście o przyjmowanie bez zastrzeżeń wszystkich uchodźców. Państwo ma pełne prawo bronić się przed terroryzmem i innymi zagrożeniami. Istnieje jednak pełna prawna możliwość weryfikowania, kogo przyjmujemy do siebie.

Jak Ksiądz Arcybiskup, przedstawiciel pokolenia wojennego, patrzy na nowe żądanie reparacji wojennych od Niemców?

– W tej sprawie należy odróżnić wyraźnie dwie płaszczyzny: od strony moralnej Polska ma oczywiście prawo do odszkodowań wojennych. I tego nikt nie kwestionuje! W wymiarze prawnym problem jest jednak o wiele bardziej złożony i trudny. Dziwi przede wszystkim fakt, że zagadnienie to zostaje podjęte bez formalnego wniosku skierowanego do rządu niemieckiego. Jak zapewniają znawcy prawa międzynarodowego, prawne szanse na przyznanie odszkodowań są nikłe albo żadne.

W świetle mojej najlepszej wiedzy, na mocy układu w Poczdamie, prawo do odszkodowań ze strony Niemiec zyskały tylko zwycięskie mocarstwa: Anglia, Francja i Rosja. Odszkodowania wobec Rosji obejmowały także roszczenia Polski. W 1953 roku na mocy układu z NRD Polska zrzekła się wszelkich roszczeń. Traktat pokojowy z 1997 roku, który reguluje sprawy granic polskich, nie wspomina o żadnych odszkodowaniach w stosunku do Polski. Wreszcie Trybunał w Hadze w 2004 roku zrzekł się swoich praw do rozstrzygania sporów w sprawie roszczeń wojennych. Nie ma więc faktycznie żadnej instytucji, która mogłaby to rozstrzygnąć. Nie ma także żadnego dialogu z obecnymi władzami niemieckimi w sprawie odszkodowań. Wszystko to wskazuje, że akcja ta ma wymiar wyłącznie propagandowy i wewnętrzny. Ta krótkowzroczność, obliczona na cele partyjne i wewnętrzne, burzy zaufanie, na które trzeba będzie pracować przez lata.

A od strony międzyludzkiej patrząc?

– Bardzo poważnie zostaje zachwiane wzajemne zaufanie pomiędzy Niemcami a Polakami. Wyrosły całe pokolenia Niemców, na których zrozumienie w sprawie odszkodowań nie można już liczyć. Podobnie młode pokolenie Polaków szuka życia w zgodzie i pokoju we wspólnym świecie, a szarpanie dzisiejszych Niemiec o zaległości sprzed osiemdziesięciu lat uważa za niezrozumiałe.

Martwi, że w kontekście europejskim Polska skazuje się, w pewnym sensie na własne życzenie, na całkowitą izolację. W dużym stopniu została nadszarpnięta również zasada solidarności społecznej i międzynarodowej. Unia Europejska domaga się respektowania solidarności, która działa w obydwie strony. Dotychczas jesteśmy beneficjentami, jeśli chodzi o pomoc ze strony Unii Europejskiej, a Niemcy są nie tylko naszymi najbliższymi sąsiadami, ale także sojusznikami.

Jakie jest światełko nadziei, zdaniem Księdza Arcybiskupa?

– Nadzieją napawa fakt, że pojednanie nie jest sprawą ani układów, ani rządów, ale jest długotrwałym procesem, który realizuje się w wymiarze międzyludzkim, między rodzinami, wspólnotami, parafiami, gminami i konkretnymi narodami. Zmieniła się i pogłębiła świadomość wspólnoty narodów żyjących w Europie. Młode pokolenia pragną żyć w wolności i pokoju, korzystając z dobrodziejstw demokratycznych państw. Czytałem dane, że sześćdziesiąt procent Polaków jest zadowolonych z naszych relacji z Niemcami. Wierzę, że duch pojednania się ostoi, bo – przywołam cenne spostrzeżenie arcybiskupa Alfonsa Nossola, od początku czynnie zaangażowanego w proces pojednania polsko-niemieckiego – „pojednanie pomiędzy Polakami a Niemcami to cud. (…) Ufam, że pojednanie polsko-niemieckie jest trwałe, przede wszystkim dlatego, że u jego początku nie była polityka, lecz wyłącznie chrześcijańskie przykazanie przebaczenia”.

„Posługa Słowu w prymasowskim Gnieźnie. Arcybiskup Henryk Muszyński w rozmowie z Tomaszem Dostatnim OP i Lidią Ciecierską”, Wydawnictwo Bernardinum, Pelplin 2018

Bardzo dużo Ksiądz Arcybiskup mówi o innych w dziele pojednania polsko-niemieckiego, tymczasem, zwłaszcza zagranicą, jest identyfikowany jako moderator tego pojednania. Może się Ksiądz Arcybiskup przyznać do swoich nagród na tym polu?

– Nie muszę się przyznawać, bo to nagrody publiczne. Bardzo sobie cenię tytuł doktora honoris causa teologii Wydziału Teologii Katolickiej Uniwersytetu Reńskiego w Bonn z 2003 roku, przyznany między innymi za zapoczątkowanie dialogu między Żydami i chrześcijanami, za budowanie relacji między Kościołem katolickim a judaizmem, obronę własnego przekonania i niewzruszone starania o pokonanie przeszkód w konflikcie o klasztor w Oświęcimiu oraz zbliżenie pomiędzy Kościołami Niemiec i Polski, a także między narodami niemieckim i polskim.

Jak już wspominaliśmy w innym kontekście, dużym zaskoczeniem dla mnie była Nagroda imienia Lucasa, przyznawana przez Ewangelicki Wydział Teologiczny w Tybindze, bo uhonorowano zagranicą nasz dialog polsko-żydowsko-niemiecki.

Jak Ksiądz Arcybiskup dzisiaj rozumie, w naszym najnowszym kontekście dziejowym i politycznym, historyczne „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”?

Wesprzyj Więź

– Europa, tak pluralistyczna, wymaga współpracy i współodpowiedzialności, a nie ma współpracy bez dialogu, ten zaś wymaga zaufania. Zaufanie zdobywa się tylko przez gotowość zrozumienia drugiego człowieka, poprzez dialog.

Brak „postawy przebaczenia” może zniszczyć bardzo dużo, a odbudowanie będzie niezwykle trudne, a może wręcz niemożliwe.

Abp Henryk Muszyński – prymas Polski senior, biblista, doktor habilitowany teologii, doktor nauk biblijnych, po studiach w Lublinie, Rzymie, Jerozolimie i Heidelbergu. W latach 1985–1987 biskup pomocniczy diecezji chełmińskiej (obecnie pelplińskiej), 1987–1992 – biskup włocławski, 1992–2010 – metropolita gnieźnieński, w latach 2009–2010 prymas Polski, od 2010 roku metropolita gnieźnieński senior. Przez szereg lat pełnił wiele ważnych funkcji w Kościele – m.in. był wiceprzewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski i przewodniczącym Komisji Episkopatu Polski ds. Dialogu z Judaizmem. W Watykanie był m.in. sekretarzem specjalnym Synodu Biskupów poświęconego formacji kapłańskiej, przez osiem lat członkiem Kongregacji Nauki Wiary i przez dwadzieścia lat członkiem Papieskiej Rady ds. Popierania Jedności Chrześcijan.

Podziel się

Wiadomość

Tak jak Kmicic ojcu Kordeckiemu, tak księdzu arcybiskupowi można powiedzieć: wielkie w was, księże arcybiskupie, serce, wielkie i święte, ale się na armatach nie znacie. Jest sens zgłaszania reparacji wojennych od Niemiec, na wypadek, gdyby organizacje żydowskie wystąpiły z roszczeniami reprywatyzacyjnymi. Podstawa prawna będzie równie wątpliwa, etycznie natomiast trudno będzie Ameryce i reszcie świata popierać takie roszczenia, bo jak to, Polska nie dostała reparacji od Niemców, a sama ma zapłacić za konsekwencje niemieckich zbrodni?

Ale w wypowiedziach ks.arcybiskupa widzę chęć manipulowania prawdą i mierzenie się z prawdą w wygodniejszej wersji. Kto nie rozróżnia uchodźców od imigrantów ekonomicznych, jak nie UE i strona, z którą ksiądz arcybiskup się identyfikuje? To co, status Ukraińca wolno weryfikować, czy nie przyjechał do nas za chlebem, a w przypadku mieszkańców Bliskiego Wschodu i Afryki to skandal? „Istnieje jednak pełna prawna możliwość weryfikowania, kogo przyjmujemy do siebie” – nieprawda, pierwszy wist Brukseli był taki, że mieliśmy przyjmować kogo oni nam przyślą, państwo polskie nie miało prawa wybrzydzać i miało być zobowiązane do zaufania odpowiednim służbom granicznych krajów UE (Grekom? Włochom?; a pamiętacie, jaki się podniósł rwetes, gdy zaproponowano, by byli to tylko chrześcijańscy uchodźcy?) Sloganów księdza arcybiskupa o solidarności europejskiej w kontekście Nord Stream 1, kiedy Polska była poprawna politycznie z perspektywy „wartości europejskich”, a mimo to Niemcy kopnęły nas w tyłek nie chce się czytać. Po tej próbce widzę, że ta książka to stracona próba dialogu i to, że druga strona też go nie chce nikogo nie usprawiedliwia. Bo współautorzy wywiadu mogli pomyśleć, by jego przesłanie było kierowane nie do PiS, bo to byłoby rzeczywiście nieskuteczne, ale do tych, których PiS przekonuje swoją narracją. Ta szansa została nie po raz pierwszy zmarnowana.

Na marginesie, po powyższej próbce widzę, że ten wywiad przeprowadzany jest na kolanach, jakby Nasz Dziennik wywiadował abp Głodzia czy Jędraszewskiego – żadnych trudnych pytań i dociekań. „Klerykalizm Kościoła otwartego” – czy to nie oksymoron?

Serdeczne pozdrowienia i za slowa prawdy.Z utesknieniem czekalem na zajecie stanowiska Ksiedza Arcybiskupa.Znalismy i szanowalismy Kaplana–wikarego w Gdyni iszanujemy Arcybiskupa w Gnieznie,oby te slowa otworzyly oczy iuszy Rzadowi i Episkopatowi.Wyrazy szacunku Andrzej Okon.