Jesień 2024, nr 3

Zamów

Wnuczka generała „Wilka”: Dzielne pokolenie „Wyklętych” zasługuje na coś innego

Prezydent Andrzej Duda na terenie byłego Aresztu Śledczego Warszawa-Mokotów przy ul. Rakowieckiej 1 marca 2018 r. Fot. Jakub Szymczuk / KPRP

Przesłanie prezydenta na Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” jest typowym przykładem politycznych harców – ciułania punktów za pomocą cudzego bohaterstwa, cudzej tragedii, cudzej śmierci.

W 2011 roku z inicjatywy Lecha Kaczyńskiego – podjętej po jego śmierci przez Bronisława Komorowskiego – Sejm ustanowił  1 marca Narodowym Dniem Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”.

Mój Dziadek, Aleksander Krzyżanowski, generał „Wilk”, dowódca Okręgu Wileńskiego Armii Krajowej, został aresztowany w Wilnie przez NKWD w roku 1944, w czasie Akcji „Burza”. Z sowieckich więzień i obozów internowania zwolniono go w 1947 roku, tylko po to, żeby w następnym roku aresztowało go UB. Poddany okrutnemu śledztwu umarł w więzieniu mokotowskim w roku 1951.

Idea Dnia „Żołnierzy Wyklętych” jest mi zatem bliska. Tragiczne losy dzielnego pokolenia żołnierzy Armii Krajowej, mężczyzn i kobiet ściganych po wojnie przez UB, więzionych i mordowanych w majestacie stalinowskiego prawa przez polskich prokuratorów i sędziów, zasługują na trwałą pamięć. A my jako społeczeństwo zasługujemy na rzetelną wiedzę o tych osobach.

Z niemałym zdumieniem przeczytałam zatem na stronie Kancelarii Prezydenta przesłanie Andrzeja Dudy do organizatorów i uczestników obchodów Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”, a w nim między innymi, że „epopeja powstania antykomunistycznego weszła na trwałe do kanonu naszych dziejów ojczystych”, a „prawda o drugiej konspiracji, o powszechnym oporze Polaków przeciwko powojennej sowietyzacji, o heroicznych walkach oddziałów »leśnych« jest dziś fundamentem niepodległej Rzeczypospolitej”.

To świetnie, że jednak prawda jest fundamentem Rzeczypospolitej, i cieszyć się wypada, że pan prezydent zechciał – niechby tylko przy okazji Dnia „Żołnierzy Wyklętych” – tym się przejąć. Nie jest jednak prawdą ani to, że opór przeciwko wprowadzaniu reżimu komunistycznego miał charakter „powstania”, ani że był to opór „powszechny”. Nie jest także prawdą, że rzetelna wiedza o „drugiej konspiracji” upowszechniła się w społeczeństwie. Aby tak się stało, potrzeba by czegoś znacznie więcej niż nieustannych politycznych harców wokół tych, których skrótowo nazywamy „żołnierzami wyklętymi”. Pompatyczny tekst podpisany przez pana Dudę jest typowym przykładem takich harców – ciułania punktów za pomocą cudzego bohaterstwa, cudzej tragedii, cudzej śmierci.

Nie jest prawdą ani to, że opór przeciwko wprowadzaniu reżimu komunistycznego miał charakter „powstania”, ani że był to opór „powszechny”. Nie jest także prawdą, że rzetelna wiedza o „drugiej konspiracji” upowszechniła się w społeczeństwie

W rezultacie mamy do czynienia z sytuacją, w której w przestrzeni publicznej słyszymy gorszące i hałaśliwe przepychanki towarzyszące obchodzeniu tego dnia.

Ze strony partii rządzącej i mediów rządowych (nazywanych nie wiadomo dlaczego publicznymi) dobiega nas całkowicie bezkrytyczna gloryfikacja wszelkich form oporu zbrojnego przeciwko władzy komunistycznej po 1944 roku, także tych osób i jednostek, co do których nie ma wątpliwości, że zabijali osoby cywilne. Przy tym władza wykonawcza najgorliwiej promuje te formacje, których historycy nie wahają się nazwać faszyzującymi – że wspomnimy tylko nieszczęsną wizytę premiera Morawieckiego na grobach żołnierzy Brygady Świętokrzyskiej. Znacznie mniej uwagi poświęca zaś formacjom poakowskim. I nieprzypadkowo: demokratyczna tradycja Państwa Podziemnego, którego Armia Krajowa stanowiła zbrojne ramię, słabo nadaje się do legitymizowania praktyki państwowej Prawa i Sprawiedliwości.

Ta namolna propaganda rządowa musi wywołać reakcję. I wywołuje: ze strony przeciwników partii kierowniczej nierzadko słyszymy o „wyklętych żołnierzach” głosy i teksty, które wydają się wyjęte wprost z komunistycznego repertuaru narracji o konspiracji antykomunistycznej jako o mordercach i zbrodniarzach. Rządzący manipulują historią dla doraźnych celów polityki partyjnej; a obywateli rozzłoszczonych i przerażonych permanentnym naruszaniem rządów prawa jako metodą rządzenia ponosi złość na nazbyt już cyniczne próby dyskontowania cudzego bohaterstwa, a także często niedostateczna znajomość historii.

Ofiarą bieżącej walki politycznej padają – jak w czasach stalinowskiego terroru, toutes proportions gardées – „żołnierze wyklęci” i rzetelna pamięć o nich.

Wesprzyj Więź

Smutno.

Panu Dudzie zaś ktoś powinien wreszcie powiedzieć, że nie ten zostaje mężem stanu, kto lubuje się w nadętej retoryce i kto za wszelką cenę – kosztem prawdy historycznej, umiaru i dobrego smaku – stara się schlebiać obywatelom, co to niby powszechnie opierali się komunizmowi…

„Żołnierze wyklęci” czy „powstanie antykomunistyczne” – jakie słowa najlepiej określają powojenne podziemie antykomunistyczne w Polsce? Rozmawiają historycy Rafał Wnuk i Tomasz Łabuszewski.

Podziel się

Wiadomość

Wstyd że takie kłamstwa wypisuje wnuczka zasłużonego dla kraju żołnierza jak by żył to by się ze wstydu podziemie zapadł gdzie się uczylas historii komuchy uczyły i w główce głupoty zostały

Dziekuje za ten tekst. Mój ojciec był podwładnym gen. Wilka i pzreszedł tą sama drogę po okrązeniu oddziałow leśnych AK przez sowiecki czołgi (oczywiscie juz pozajęciu Wilna przez Sowietów, gdy im pomoc AK już potrzebna nie była). Z obozu przejsciowego w Miednikach (po wygwizdaniu oficera mówiącego łamanym polsko-rosyjskim, w mundurze pułkownika Armii Belinga, oferującemu wstapienie w szseregi berlingowców) wywieziono ich pulmanami do Kaługi i tam początkowo skoszarowano. Z Kaługi , już jako typowe batalionów pracy karnej, wywieziono ich w wielkie lasy na północ od Kaługi do wyrębu drzewa. Naturalnie, w oficjalnym Archiwum Armii Radzieckiej , zapisani są , jako 'żołnierze Zaspasnowo Strielkowego Połka. Ojciec wrócił do Wilna prawie rok wcześniej. W grupie pionad 20 chłopaków uciekli z obozu lesnego. Do Wilna dotarło tylko kulku. I było juz w łapach sowieckich, a rodziny juz repatriowane do 'nowej Polski’. Nie miał i chcieć nie chcial nic wspólnego z grupami watażków, którzy się organizowali na Białostoczyźnie i dokonywali ohydnych mordów na miejscowej ludnoścvi pochodzenia białoruskiego. Nikt nie ma prawa mieszać legalnych – w świetle prawa międzynarodowego i polskiego – oddziałow Państwa Podziemnego rozwiązanych oficlanym rozkazem Naczelnego Wodza, z tymi grupami. Nawet jeśli wywodzili się z szeregów AK. AK obowiązywała Konwencja Genewska i stosowne prawa polskie. Te grupy (bez wzgledu na przyczyny i powody powstania) działały poza tym prawem. NIektórzy dopuścili się zbrodni, za które w wolnej Polsce (gdyby taka wróciła wcześniej, powiedzmy w latach 50-tych) odpowiadali by przed sądeami RP.