Jak to możliwe, by w świecie, w którym produkuje się o wiele więcej żywności, niż ludzkość jest w stanie spożyć, ludzie nadal umierali z głodu? Codziennie ponad miliard ludzi kładzie się spać głodnych. Nie tracę nadziei, że ludzkość upora się z tym hańbiącym problemem.
Polska Akcja Humanitarna wzięła się ze sprzeciwu wobec rzeczywistości i nie powstała dzięki mnie, a dzięki tym, którzy nas wspierali. Dzisiaj większość naszych środków pochodzi z datków prywatnych. Polskie społeczeństwo w taki właśnie sposób wspiera akcje pomocowe, a ten mechanizm pokazuje, jak wielką rolę odgrywa w nim jednostka ludzka – to pojedynczy ludzie chcą pomagać najbiedniejszym tego świata.
W październiku 1992 roku byłam przypadkiem w Sarajewie – choć przypadków nie ma − i wtedy po raz pierwszy zobaczyłam wojnę i ludzi, którzy bez zewnętrznej pomocy nie mogliby przetrwać. W grudniu 1992 roku wyjechał pierwszy konwój. Byliśmy wtedy kompletnie nieznaną organizacją, a w ciągu miesiąca zorganizowaliśmy konwój, wróciliśmy z Sarajewa i już były następne dary – ludzie bardzo żywo reagowali. Dziś już nie jeździmy z konwojami, choć ciągle jesteśmy z tym kojarzeni, tylko działamy przez stałe misje, które zakładamy w różnych krajach.
Każdy ma swoje miejsce w życiu. Każde działanie poszczególnych osób jest dobre
Każda organizacja humanitarna opiera się na ofiarodawcach instytucjonalnych czy prywatnych. W Polsce chyba w ogóle nie ma organizacji pomocowych, które istnieją z pieniędzy fundatora, który ma ich tak dużo, że nie potrzebuje wsparcia od innych. Dlatego tak ważne – choć jednocześnie tak trudne – jest budowanie świadomości. W 1993 roku do obiegu wprowadziliśmy pojęcie edukacji humanitarnej, edukacji rozwojowej i już dziś widać jej owoce – to młodzież, która jest o wiele bardziej otwarta i świadoma problemów dotyczących nie tylko nas, ale i całego świata. Im takich ludzi będzie więcej, tym większa będzie świadomość naszej siły, a wtedy zmiany dokonają się szybciej.
Zastanawiam się często, jak to możliwe, by w świecie, w którym produkuje się o wiele więcej żywności, niż ludzkość jest w stanie spożyć, ludzie nadal umierali z głodu? Codziennie ponad miliard ludzi kładzie się spać głodnych. W świecie, w którym posługujemy się najnowszymi technologiami komunikacyjnymi, to nie do zaakceptowania! Kiedyś wierzono, że XX wiek rozwiąże te problemy – i nie udało się. Nie tracę jednak nadziei, że ludzkość upora się z tym hańbiącym problemem.
Wbrew pozorom, przeszkodą są media. W zeszłym roku mniej więcej w tym samym czasie działy się wydarzenia w Libii, klęska suszy w Sudanie i trzęsienie ziemi w Japonii. O pomocy dla Japonii myśleliśmy w kategoriach symbolicznych, uznając, że nie można takiego kraju pozostawiać bez gestu solidarności – nie liczyliśmy na dużą zbiórkę pieniędzy. W mediach ta tragedia została jednak pokazana w taki sposób, by zadziałać na wyobraźnię ludzi – i w efekcie nagle zebraliśmy aż 1,2 mln zł. To pokazuje, jaką siłę mają media, ale czy mądrze ją wykorzystują?
Wolałabym rzadziej występować w mediach, byle były one rzetelnym przekaźnikiem informacji o świecie, miejscem, które przybliża ludziom różne problemy i podpowiada, jak można je rozwiązać. A ludzie już sami by sobie znaleźli tych, którzy to zrobią. Nie chodzi o to, by nasza organizacja była w mediach, ale o to, by poruszały one problemy, które są istotne, by wychowywały społeczeństwo do tego, byśmy wspólnie i świadomie mogli podejmować pewne akcje pomocowe.
Każdy ma swoje miejsce w życiu. Nie należy frustrować się tym, że jestem urzędniczką na poczcie i dlatego jestem gorsza. Tu chodzi o wrażliwość – urzędniczka na poczcie może wiedzieć tyle samo o problemach w Rwandzie czy Somalii, co człowiek, który tam pracuje. Każde działanie poszczególnych osób jest dobre – można zarabiać pieniądze i dzielić się nimi, można zakładać organizacje, a pomiędzy tym jest jeszcze cały wachlarz różnych możliwych działań. Gdybyśmy wszyscy zaczęli pracować w organizacjach pozarządowych, to musielibyśmy ze świecą szukać kogoś, kto by nas wsparł…
Od 2006 roku PAH działa w Sudanie Południowym, gdzie zajmujemy się budowaniem i reperowaniem studni. Najistotniejszą kwestią jest nadal wiedza – to ona jest najważniejszym elementem świadomości społecznej. Dotyczy ona relacji między krajami najbiedniejszymi i bogatymi, dotyczy wpływu, jakie te kraje na siebie wywierają. Już nie jest tajemnicą to, że kraje najbogatsze żyją kosztem krajów biednych, że wiele towarów luksusowych jest produkowanych w krajach najbiedniejszych, gdzie ludzie zarabiają bardzo mało albo wcale. Każdy z nas chciałby kupić dżinsy za 19 złotych, ale trzeba sobie zdać sprawę z tego, z czym to się wiąże – że wykorzystujemy pracę dzieci. Żebyśmy mogli dostać komórkę za złotówkę, ktoś ją musi bardzo tanio wyprodukować – jego praca zostanie potraktowana niesprawiedliwie.
Dzisiaj jest możliwość zdobycia takich informacji. Od każdego z nas zależy, czy będziemy wspierać wielkie koncerny, czy też będziemy kupowali na przykład czekoladę ze sprawiedliwego handlu. Warto to robić, pomimo że te produkty są czasem nieco droższe – kupując je w większej ilości, sprawimy, że stanieją. Świadomość, wiedza i myślenie o tym na co dzień pozwalają nam wpływać na sytuację ludzi z biednych krajów przez swoje codzienne wybory!
Bez odpowiedniej wiedzy, chcąc pomóc, można zaszkodzić – tak bywa z funkcjonowaniem pomocy międzynarodowej. Gdy mieliśmy do czynienia z głodem w Somalii, ludzie uciekali, skupiali się w jakichś miejscach, gdzie uważali, że będzie jedzenie. Tam przyjeżdżały organizacje pomocowe i ratowały ich od śmierci głodowej – i to należy bezwzględnie robić. Ratowanie ludzkiego życia jest pierwszym naszym obowiązkiem, ale zaraz za tym musi pójść refleksja. Nie można postępować tak, by ludzie w obozach pozostawali zbyt długo, nie można im tworzyć tam zbyt dobrej infrastruktury – bo to na nich samych wpływa destrukcyjnie.
Społeczność międzynarodowa powinna skupić się bardziej na wysiłku mobilizowania ofiar do powrotu do swoich miejsc zamieszkania, a tego się niestety nie robi. Ma to także swój wymiar finansowy. Gdyby wziąć pieniądze tylko z jednego dnia przeznaczane na utrzymanie wielkiego obozu dla uchodźców, to można by wywiercić kilkaset studni, które by rozwiązały problemy tych ludzi. Można dorzucić jeszcze zachętę do rozwoju rolnictwa, zaopatrzyć tych ludzi w narzędzia, potrzebne materiały i w końcu wyzwolić ich z pewnego sposobu działania, który ma w sobie dużo naleciałości biurokratycznych przyzwyczajeń z lat 60.-70., które powodują, że my sami sobie co roku „produkujemy” nowych ludzi, których trzeba wyżywić…
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 5-6/2012.