Promocja

Jesień 2024, nr 3

Zamów

Słowacja: władzy trzeba patrzeć na ręce

Premier Słowacji Robert Fico, wrzesień 2017 r. Fot. Raul Mee / EU2017EE

Kraj został opanowany przez partię premiera Fico. Korupcja na Słowacji jest tak bezczelna, że dziennikarze śledczy mogą wybierać, czym się akurat zajmą – mówi Martin M. Szimeczka.

Tomasz Maćkowiak: Czytam od lat prasę słowacką i widzę właściwie bez przerwy doniesienia o kolejnych śledztwach reporterskich, afery wyciągane przez dziennikarzy, tajne dokumenty wywlekane przez prasę…

Martin M. Szimeczka: Tak, to prawda, ale to nie znaczy, że mamy aż tak wybitną grupę dziennikarzy śledczych. Widać to w porównaniu z Czechami. Tam było podobnie, ale oni jakiś czas temu zrobili u siebie reformę, która sytuację zmieniła. Mianowicie prokuratura i policja w Czechach zostały oddzielone od polityki, co sprawiło, że obie te instytucje mogą niezależnie pracować. Efekt był taki, że zaczęło się zamykanie do więzienia także polityków. Słynny był przypadek Davida Ratha, który kierował regionem środkowoczeskim. W pewnym momencie upadł nawet rząd premiera Neczasa – właśnie dlatego, że policja miała wolne ręce i mogła tropić przestępców na najwyższych szczeblach władzy. Korupcja oczywiście nadal jest tam spora, ale już nie na tak wysokim poziomie.

Wracając na Słowację: niezwykła aktywność naszych dziennikarzy śledczych bierze się stąd, że policja i prokuratura nie robią absolutnie nic i dlatego próbują ją wyręczać reporterzy. Druga przyczyna jest taka, że ci nasi reporterzy mają o czym pisać, bo Słowacja jest krajem bardzo skorumpowanym. Według międzynarodowych wskaźników jest u nas gorzej niż w Czechach. Utrzymujemy się gdzieś na poziomie mocno skorumpowanych Węgier. Z Polską się tego porównać nie da, bo u was tak wielkiej korupcji nie było chyba nigdy.

Słowackie środowisko dziennikarskie czuje, że obowiązkiem mediów jest pilnowanie władzy

Dziennikarzom pomagają też ustawy przyjęte za poprzednich, chadeckich rządów. To są przepisy regulujące kwestie jawności postępowań publicznych. Każdy przetarg, każde zamówienie publiczne jest z automatu publikowane w internecie. Na pisemną prośbę dziennikarzy instytucje publiczne muszą odpowiadać i muszą udzielać w bardzo szerokim zakresie informacji, szczególnie dotyczących finansów. Zamordowany Jan Kuciak pracował  głównie w ten sposób.

Faktem jest również to, że Słowacja to mały kraj, rządzony w bardzo specyficzny sposób.

Co to konkretnie znaczy?

– Kraj został opanowany przez SMER – partię premiera Roberta Fico. I ta partia zmieniła panujący w kraju schemat korupcji. Wcześniej było tak, że operowało tu środowisko oligarchów, którzy prowadzili skorumpowane interesy na styku państwowego z prywatnym i jednocześnie opłacali się politykom z różnych szczebli.

SMER zmienił to w taki sposób, że cała ta partia działa jak firma. Posłowie, działacze, politycy tej partii mają swoje własne firmy i sami się korumpują. Już nie ma prowizji od wpływowych ludzi biznesu – teraz nielegalne interesy prowadzą sami politycy. Jest tego tyle, że to aż kłuje w oczy. Dziennikarze mogą sobie wybierać, czym się akurat zajmą.

Brzmi to szokująco.

– Niektóre ze spraw opisywanych przez dziennikarzy w ostatnich latach to złodziejstwo tak bezczelne, że naprawdę trudno w to było uwierzyć. Na przykład głośna sprawa przedsiębiorcy od nieruchomości z otoczenia ministra spraw wewnętrznych Roberta Kaliniaka. Gdy się w te dokumenty wczytać, widać wyraźnie, że jak ktoś ma u nas znajomych w fiskusie czy w wydziałach policji gospodarczej, to te dwa miliony euro mu z państwowej kasy skapnie bez problemu i nikt za to nie zostanie pociągnięty do odpowiedzialności.

Zatem: dziennikarzy śledczych na Słowacji będzie może z dziesięciu. To nie jest wielkie środowisko. Optyczne wrażenie jest takie, jakie jest, ale to złudzenie.

Ale kolejne teksty o kolejnych aferach się w kółko pojawiają.

– Tak, ale ja nie jestem zadowolony z ich poziomu. Kolejne przypadki są wyciągane z tej korupcyjnej magmy, są opisywane, ale nikt na to nie reaguje, rządzący wzruszają ramionami i nadal robią swoje. Z tego powodu rośnie wśród dziennikarzy frustracja, więc wyciągają kolejne sprawy. Poprzednie kwestie pozostają niedokończone, bez konsekwencji, bez oficjalnego zamknięcia. Efekt jest właśnie taki, jak mówisz: odbiorca mediów ma wrażenie, że z jednej strony korupcja jest powszechna, ale z drugiej – że nikt za to nie idzie do więzienia.

A politycy nic z tym nie próbują robić?

– Niestety, efektem jest wzrost ekstremizmu. Opozycja jest w strasznym stanie. Kompletnie rozbita, skłócona, w dodatku coraz więcej środowisk skręca w stronę skrajnej prawicy. Sławna w europejskich mediach partia neonazisty Mariana Kotleby nie przestaje gardłować o korupcji, złodziejach itd. Podobnie robią inni nasi ekstremiści, a jest ich coraz więcej. Wzrost takich nastrojów jest jednoznacznie związany z korupcją.

Pamiętam lata 90. na Słowacji, kiedy jako pierwsi w regionie doświadczyliście antydemokratycznego regresu: na samym początku transformacji władzę przejęli populiści i wasze elity musiały walczyć o wartości zupełnie podstawowe. I wygrały! Mam wrażenie, że po tamtej walce z Vladimirem Mecziarem zostało u was wyjątkowo silne poczucie, że władzy trzeba patrzeć na ręce, wszystko jedno, jaką ideologią ta władza szermuje.

– Tak, to prawda. Środowisko dziennikarskie za czasów Mecziara przeszło przez wielką próbę odwagi w obronie wolności. Dziennikarze byli wtedy inwigilowani, podsłuchiwani, śledzeni, zdarzały się pobicia. Tajne służby były naprawdę brutalne i pierwsza generacja naszych dziennikarzy na własnej skórze poczuła, że to nic przyjemnego, kiedy władza nie jest kontrolowana.

Mamy też doświadczenie, którego nie posiada ani Polska, ani Czechy czy Węgry. Mianowicie pierwsza faza prywatyzacji za Mecziara to było coś niesamowitego. Oni te fabryki po prostu sobie rozdawali. Tak bezczelnego złodziejstwa nie da się zapomnieć. Dziennikarze to widzieli, nikt nie był w stanie zamknąć oczu i mówić, że to cena transformacji. Poziom tej korupcji był taki, że opinia publiczna przeżyła szok. To też ma swoje konsekwencje.

Niedokończony tekst zamordowanego Jana Kuciaka opublikowały solidarnie wszystkie słowackie gazety i portale – to prawdopodobnie najpopularniejszy dziennikarski tekst w historii Słowacji

Szok był tak potężny, że dziennikarzom chęć demaskowania nieuczciwej władzy nie przeszła. Następny rząd – ten, który odsunął od władzy Mecziara – też był skorumpowany, ale od samego początku dziennikarze byli wobec nich krytyczni. Nie było odpuszczania, nie było tolerancji czy myślenia, że przecież za Mecziara było gorzej. Środowisko dziennikarskie – dziś to już drugie pokolenie – czuje, że obowiązkiem mediów jest pilnowanie władzy.

Ale też opozycji. Minęło już ponad 20 lat od tego czasu, a ja nadal nie mogę się otrząsnąć z wrażenia po publikacji tygodnika „Domino Forum”, którego byłeś wtedy naczelnym. Tuż przed decydującymi, historycznymi wyborami, w których dzięki powszechnej mobilizacji szykował się koniec Mecziara, wy opublikowaliście materiały kompromitujące opozycję.

– Chodziło o to, że ludzie z ich sztabu wyborczego próbowali przekupywać dziennikarzy, żeby o nich ładnie pisali. A przecież dziennikarze i tak sprzyjali opozycji.

Przyznaję, że jak o tym wtedy przeczytałem, to pomyślałem, że zwariowaliście. Taka szansa, żeby odsunąć niebezpiecznego dyktatora od władzy – a wy walicie w opozycję!

– Długo się nad tym naradzaliśmy, to wcale nie była łatwa decyzja. Ale myślę, że mieliśmy rację, na przyszłość się to opłaciło. A opozycja i tak wygrała wybory. Wtedy w środowisku dziennikarskim ustanowiona została najważniejsza zasada: dziennikarz nie może wspierać żadnej partii politycznej, choćby i najsłuszniejszej.

Widzę to teraz, bo znam polską sytuację i różnica jest wyraźna. Na Słowacji w zasadzie nie istnieje podział na dziennikarzy, którzy wspierają Fica oraz takich, którzy go krytykują. Podział polityczny nie przenika do świata mediów. Myślę, że dziś większość dziennikarzy jest wobec premiera bardzo krytyczna. Również z tego powodu, że on się zachowuje jak chuligan i potrafi po chamsku dziennikarzy obrażać.

A udało się u was ocalić media publiczne?

– Publiczna telewizja była jeszcze do niedawna bardzo dobra, krytyczna wobec wszystkich, wyważona, na solidnym poziomie. Niestety, niedawno partiom rządzącym udało się wprowadzić do władz telewizji publicznej ludzi, którzy tej niezależności już nie gwarantują. Wygląda na to, że czekają nas niedobre zmiany. Nie sądzę, żeby zaczęli się podlizywać premierowi, ale obawiam się, że telewizja straci to krytyczne ostrze. Już wycofano z ramówki jeden program reporterski.

Z drugiej strony patrzę na to, jak oni informują o wydarzeniach wokół zabójstwa Kuciaka i jego dziewczyny i wygląda to bardzo dobrze. W ogóle się nie boją rządzących. Są bardzo sprawiedliwi. Fico na pewno z ich podejścia się nie cieszy.

Tylko pozazdrościć. W Polsce dziennikarze są podzieleni na dwa obozy – dokładnie tak samo, jak politycy.

Sytuacja jest inna także z tego powodu, że u was przez kilkadziesiąt lat krzepł obóz dziennikarzy niechętnych „Gazecie Wyborczej, Michnikowi itd. To jest w jakiejś mierze spór ideowy. Tej waszej dziennikarskiej prawicy trzeba przyznać, że oni naprawdę wierzą w to, co robią i co głoszą. W pewnym zakresie są autentyczni.

Tymczasem u nas nie ma dziennikarzy, chyba ani jednego, który by serio, z przekonaniem bronił postępowania premiera Fico i jego partii. Jest tak dlatego, że ta partia nie ma propozycji intelektualnej dla elit, nie ma ideologii, ani nawet idei, którą by próbowała zarażać ludzi. Dlatego nie ma u nas sporu ideowego. Chodzi o sprawy czysto praktyczne: pieniądze i władzę.

Ale wy w ogóle macie praktyczne podejście do życia. W Polsce dziennikarze uważają się za artystów, wymyślili nawet nieznane chyba w żadnym innym języku słowo „reportażysta”. Na Słowacji nikt tak nie myśli. Dziennikarstwo to rzemiosło.

– Rzeczywiście, nie ma takich wyobrażeń, nie spotykam się z dziennikarzami, którzy by sądzili, że są Bóg wie jakimi intelektualistami. Tę pracę traktuje się raczej jako zwykłą harówkę. Taki był też Kuciak. Ślęczał przed komputerem, chodził po archiwach…

Czy jego śmierć coś na Słowacji zmieni?

– Napisałem to w komentarzu prasowym i jestem tego pewien, że Fico na pewno nie miał zamiaru zabijać czy pozwalać na zabijanie dziennikarza. Podobnie reszta naszych polityków. Oni po pierwsze nie są tak głupi, żeby wywoływać taki skandal, ale po drugie nie są to bandyci, oni nie chcą mieć krwi na rękach. Widziałem ich reakcję na ten mord: byli absolutnie przerażeni. Od tego momentu działają w panice, miotają się. Widać wyraźnie, że sytuacja ich przerosła.

Ale ten mój komentarz nosił tytuł To był mord polityczny – i z tego się nie wycofuję. Fico i jego ludzie zbudowali to państwo i ochraniali układ polityczno-biznesowy wokół niego. Fico przez lata ignorował albo ośmieszał dziennikarzy, wyzywał ich od hien, pasożytów. Dziennikarze wynajdywali kolejne przypadki korupcji i naciskali, a system czuł się ich działaniami zagrożony. Napięcie rosło i coś musiało w końcu pęknąć. System zaczął bronić swoich przywilejów. Kuciak prawdopodobnie trafił na jakąś wielką sprawę – i tak doszło do zbrodni.

Czy ten system się zawali po tym wstrząsie?

– Po raz pierwszy widzę realną możliwość końca Roberta Fico. Robi amatorskie błędy w komunikacji, panikuje.

Ten niedokończony tekst Kuciaka opublikowały solidarnie wszystkie słowackie gazety i portale. To jest prawdopodobnie najpopularniejszy dziennikarski tekst w historii Słowacji. Czytali to wszyscy. Do wszystkich więc dotarło, że wokół premiera kręcą się ludzie podejrzani o kontakty z mafią. Teraz układ rządzący może się załamać w bardzo szybkim tempie.

Ale czy upadek rządu będzie oznaczał zmianę obyczajów politycznych? Czy też skorumpowany system będzie się reprodukował?

Wesprzyj Więź

– Niestety, obawiam się, że będzie gorzej. System będzie się nie tyle reprodukował, ile się rozłoży. Ale co pojawi się w jego miejsce? O opozycji już mówiłem – jest w strasznym stanie. Kariera naszych ekstremistów jest zbudowana w ogromnej mierze na powszechnym w kraju poczuciu, że elity są skorumpowane. Jeśli teraz, po brutalnym zabójstwie takie tematy zaczną odgrywać kluczową rolę w kampanii wyborczej – strach pomyśleć, kto te wybory może wygrać i przejąć władzę.

Martin M. Szimeczka – ur. 1957, słowacko-czeski pisarz, publicysta polityczny i dziennikarz.

PS.
W piątek pochowano narzeczoną Jana Kuciaka, Martinę Kusznirovą. Pogrzeb odbył się w jej rodzinnej wiosce Gregorovce na wschodzie kraju. Mszę odprawił koszycki biskup pomocniczy Marek Forgacz. W kazaniu nawiązał do gestu powszechnie krytykowanego za tolerowanie korupcji premiera Roberta Fico, który po zabójstwie wyznaczył nagrodę za wskazanie sprawców. Na konferencji prasowej Fico stał obok biurka, na którym leżały pliki banknotów: milion euro w gotówce. Przecież to cynizm! – mówił biskup Forgacz. Przecież ta tragedia wydarzyła się właśnie z powodu nieuporządkowanej miłości do pieniędzy. Słowacja nie chce dziś oglądać pieniędzy na stole. Słowacja potrzebuje przywódców z charakterem, którzy wezmą na siebie pośrednią i bezpośrednią odpowiedzialność i odejdą ze sceny. To byłby gest ojcowski. To byłby gest męski. To byłby gest chrześcijański.

Podziel się

Wiadomość