Jesień 2024, nr 3

Zamów

Droga krzyżowa bez Męki

Byłem na drodze krzyżowej. To była droga krzyżowa bez Drogi Krzyżowej, nabożeństwo bez Pasji, kolejne pouczenie zamiast doświadczenia. Nie wierzymy w siłę Słowa ani w siłę opowiadanej Pasji. Wierzymy w moc dydaktycznych instrukcji.

Josif Brodski w przedmowie zatytułowanej „Bogowie wmieszani w tłum” do książki Roberta Calasso „Zaślubiny Kadmosa z Harmonią” pisze o autorze, że „nie chce wyjaśniać mitów, ale raczej skłonić mity, by wyjaśniały życie”. I ma oczywiście racje. Mity nie są do wyjaśniania, ale do ich nieustannego opowiadania na nowo. Książka Calasso traktuje o mitach greckich i aktualności greckiej mitologii dla europejskiej kultury. Mitologia – jak podkreśla Brodski – nie jest przeszłością. „Mitologia – jako sens życia – nie podlega historii; to tylko pisarz otwiera na oścież bramę historii, żeby wchodził przez nią, kto zechce”.

Co jednak ma wspólnego mit z drogą krzyżową? Na to pytanie – choć nie bezpośrednio – odpowiada Leszek Kołakowski, wyjaśniając kiedy rodzi się teologia. „Teologia to przede wszystkim sposób, w jaki mit broni się przed wrogami, a dopiero potem sposób, w jaki próbuje zrozumieć sam siebie, pragnienie zrozumienia samego siebie jest zapewne również pochodną konieczności obronienia się. Wiara, jeśli żyje, jest zrozumiała sam dla siebie, a mit, jeśli się w niego wierzy, jest zawsze jasny, nie będąc nigdy jasnym z zewnątrz, dla niewierzącego. Być wewnątrz mitu to uczynić go przejrzystym, nie odczuwając potrzeby wyjaśnień teologicznych. Być poza nim to ograniczyć mit do tego, co nie jest specyficznie mityczne – jego funkcji społecznych, psychologicznych, poznawczych” („Jezus ośmieszony”, s. 103-104).

Przyjmijmy, że mit to opowieść objawiona przez bóstwo (Boga), która wyjaśnia sens świata. Mit nie jest – podkreślmy to – nieprawdą, ale prawdą wyrażoną w formie symbolicznej opowieści. Na użytek tego blogowego wpisu możemy – z dużym uproszczeniem – uznać, że mit to historia święta, święte opowiadanie o początkach. Takim opowiadaniem jest Pasja, historia Męki Pańskiej. Wciąż – jak się okazuje, naiwnie – wydaje mi się, że gdy przychodzę na nabożeństwo drogi krzyżowej, to ktoś będzie mi tę historię, ten mit na nowo opowiadał. A przecież jest co opowiadać, w każdej stacji kryje się mnóstwo treści – tej dosłownej, tej duchowej, tej moralnej, tej mistagogicznej. Niestety, najczęściej słyszę coś zupełnie innego: wykorzystanie Męki Pańskiej – jak mówił o micie Kołakowski – „do funkcji społecznych, psychologicznych, poznawczych”. Tak jak ta pierwsza moja droga krzyżowa w tym Wielkim Poście, która była o trzeźwości i alkoholizmie. Od sensu moralnego Pasji do jej instrumentalizacji jest naprawdę niedaleko. Z biblijnej historii pozostały jedynie tytuły stacji. Reszta rozważania ignorowała to, co się akurat w historii Pasji dzieje.

Wesprzyj Więź

Pasja staje się pretekstem do dydaktycznych pouczeń. Pan Jezus bierze krzyż, rozmawia z kobietami, upada, spotyka Matkę, a my w kościele „rozmawiamy” o tym, że jest Tydzień Trzeźwości. Proponuję mały eksperyment. Spróbujmy sobie wyobrazić, że to się dzieje naprawdę (bo się tak właśnie dzieje), że On idzie drogą na Kalwarię, my za Nim. O czym się godzi mówić w tym momencie?

Ten postulat oczywiście nie dotyczy wyłącznie drogi krzyżowej. To dotyczy całego przepowiadania, którego źródłem – jak wciąż przypomina Kościół – ma być Słowo: opowiadane, powtarzane, aktualizowane. Historia święta nie jest historią minioną, ona – jak każdy mit – nie poddaje się przemijaniu. Co ma zrobić ksiądz, kaznodzieja, każdy, kto chce o niej mówić? Otworzyć „na oścież bramę historii, żeby wchodził przez nią, kto zechce”. Ale tej bramy nie da się otworzyć od zewnątrz. Trzeba najpierw samemu wejść do środka. Mit – pisał Kołakowski – tylko wewnątrz jest jasny i przejrzysty. Dopóki będziemy stać na zewnątrz, będziemy próbowali go wyjaśniać, tłumaczyć, próbować zrozumieć. Będziemy budowali jakieś „teologie”, które nie potrafią dotknąć sedna i obsuwają się w psychologiczne pseudoporady czy socjologiczne pseudodiagnozy. Bez wkroczenia w mit, bez wejścia „w przepaść Męki” nie stworzy się żadnej teologii, lecz jedynie jakąś jej karykaturę.

Na koniec powtórzę to, o czym pisałem wielokrotnie, ale nigdy dość przypominania tego, co fundamentalne. Kiedy po Zmartwychwstaniu dwaj uczniowie szli do Emaus, spotkany Jezus – tłumacząc dosłownie tekst grecki – „Pisma im otwierał”. I wtedy pałało im serce. Któż nam dzisiaj tę bramę Pisma pootwiera, „żeby wchodził przez nią, kto zechce”? 

Podziel się

Wiadomość

Tak rzeczywiście jest. Wydaje się nam (jakże często mnie też), że rozważanie Słowa musi owocować konkretnymi, chwalebnymi oczywiście, korzyściami. Każdego roku uczestniczę w osiedlowej drodze krzyżowej i przy wszystkich stacjach „załatwiamy” pobożne interesy, tak jakby Jezus każdy swój krok, każdy upadek dedykował jakiejś naszej konkretnej słabości .Taka uczuciowa „ścieżka dydaktyczna”. Zapewne przy dobrej woli,ale gdzieś gubi się istota tego misterium. A przecież ta niepowtarzalna więź, która może, która powinna się wytworzyć w czasie tej wspólnej drogi jest tym „pałaniem serca”. Reszta jest prostą konsekwencją. Jezus nie namawiał uczniów z Emaus by wrócili do Jerozolimy. Oni, którzy chcieli przed nocą znaleźć się w domu, po tym jak Go rozpoznali, w tej samej godzinie ruszyli w drogę powrotną do Jerozolimy i z pewnością, w sensie czysto fizycznym, nie był to miły spacerek. Podjęli ten trud i pewnie wiele innych, bo zobaczyli Jego, bo rozmawiał z nimi, bo łamał chleb. Podzielam ostatnie pytanie Księdza.

Trafne spostrzeżenie Autora tekstu. Zabrakło jednakże refleksji nad przyczyną swoistego trywializowania w tym przypadku Drogi Krzyżowej. Otóż wydaje się, że obecnie teologia katolicka (ogólniej chrześcijańska) przeżywa głęboki kryzys… nie jest już jasny sens Męki Jezusa. Wchodząc głębiej w sens wydarzeń Paschalnych nasuwają się pytania, które coraz bardziej dręczą nie tylko teologów, ale także pozostałych wierzących: czy Jezus musiał cierpieć, żeby dokonało się zbawienie? Dlaczego cierpienie, które pojawia się jako konsekwencja grzechu, ma być drogą zbawienia? Cierpiał człowiek, czy Bóg w Jezusie (jeśli Bóg, to jak pogodzić to z tezą o niecierpiętliwości Boga, jeśli człowiek – to jaka w tym ofiara Boga)… Pytań wiele, z którymi nawet księża sobie nie radzą, a teologowie udzielają coraz częściej rożnych, by nie powiedzieć sprzecznych, odpowiedzi… Czy nie łatwiej więc zamiast trudnej refleksji teologicznej, przeprowadzić pouczenie o trzeźwości, o rodzinie, o antykoncepcji, o związkach partnerskich… Coraz bardziej trywialna forma nabożeństw świadczy o ubóstwie refleksji teologicznej, o czym niżej podpisany niejednokrotnie się przekonał w kontekście dyskusji (a raczej jej braku) nad książką „O Bogu, który był. Nowa interpretacja Jezusa nauki o Bogu”…