Antyżydowska kampania w wojennej prasie narodowej nie została przerwana nawet wtedy, gdy ze społeczności żydowskiej pozostały tylko jednostki ukrywające się przed wydaniem na śmierć.
Kiedy przed laty rozmawiałem z dawnymi działaczami Stronnictwa Narodowego czy ONR, protestowali, jeśli nazywało się ich nacjonalistami. Woleli, by mówiono o nich narodowcy. Słowo „nacjonalizm” należało do pojęć obciążonych skojarzeniami z faszyzmem, hitleryzmem, jednoznacznie negatywnie zabarwionych emocjonalnie. Ale już przed wojną polska prawica narodowa niechętnie określała się: „my, nacjonaliści”. Gdyby podzielić niechęć moich ówczesnych rozmówców do określania ich poglądów jako nacjonalistyczne, trzeba by uznać, że w Polsce nacjonalistów właściwie nie było. Tak też do dzisiaj uważają niektórzy spadkobiercy tradycji narodowej prawicy.
Cała ta terminologiczna gra wynika z wielkiej niejednoznaczności pojęcia. W tradycji anglosaskiej słowem „nacjonalizm” określa się różne prądy i ideologie, które akcentują znaczenie narodu. Wiek XIX – patrząc z tej perspektywy – jest wiekiem nacjonalizmów, ekstremizmy następnego stulecia typu narodowo-socjalistycznego czy frankistowskiego, są formą skrajną ideologii tworzonych przez romantycznych poetów, filozofów i demokratów. Gdyby przyjąć takie mgliste określenia nacjonalizmu, należałoby do tego samego nurtu myśli i działań wpisać Romana Dmowskiego i Józefa Piłsudskiego, Jana Ludwika Popławskiego i Bolesława Limanowskiego.
Przypomnijmy więc, co w Polsce nienacjonaliści rozumieli pod pojęciem nacjonalizmu. W 1932 roku Aleksander Hertz pisał, że nacjonalizm „wyrażał się w dążeniu do narzucenia grupom etnicznym, wchodzącym w skład danego państwa, kultury i języka grupy etnicznej, która uważała się, przynajmniej politycznie, w danym państwie za przodującą, a to na zasadzie całego szeregu założeń historyczno-tradycyjnych, gospodarczych itd.”. Przykładem była tu polityka germanizacyjna Józefa II. „W czasach późniejszych najsilniej występował motyw posłannictwa kulturalno-dziejowego danego narodu i danego państwa, motyw, w którym niejednokrotnie rozbrzmiewały wyraźne nuty mistycyzmu”. Nacjonalizm „zaczyna się wtedy, gdy dobro narodu uznaje się za normę absolutną, najwyższą, określającą wszystko inne”. Ośrodkiem postawy nacjonalistycznej jest „podział rzeczywistości na rzeczy swoje i obce”, uznanie za konieczność metafizyczną istnienia „antagonistycznej sprzeczności pomiędzy światami «swoich» i «obcych»”, nieprzyjmowanie żadnej wartości bardziej naczelnej, niż „nasze” i „wasze”.
Nacjonalista poczyniłby takie oto wyznanie: „Nieustannie natrafiam na ludzi obcych i na rzeczy obce, odczuwam granice własnej swojskości, moje odczucie rzeczywistości jest zamącone przez wtręty, przez jakieś elementy dysonujące. I stąd płynie moje dążenie, ażeby te wtręty usunąć, ażeby rzeczywistość moja przybrała charakter jak najbardziej jednolity, ażeby z mego pola widzenia zniknęło to, co obce, a zostało tylko to, co swoje. Rodzi się pragnienie uswojszczenia obcości”. W praktyce pragnienie takie może być realizowane albo przez asymilację – usuwanie cech decydujących o obcości i zaszczepianie cech swojskości, albo przez usuwanie obcych[1].
Inaczej na problem nacjonalizmu spoglądał współczesny historyk Tadeusz Łepkowski. Określał on nacjonalizm jako „patologię wybujałego patriotyzmu, jego ureligijnienie czy ukultowienie, coś, co da się określić jako nacjocentryzm (w naszym przypadku polonocentryzm)”. Pierwszym historycznie nacjonalizmem polskim był – jego zdaniem – sarmatyzm, drugim – nacjonalizm romantyczny okresu rozbiorów, trzecim – nacjonalizm nowoczesny, występujący w dwóch postaciach. Nacjonalizm narodowych demokratów „głoszący skrajnie antyromantyczny «egoizm narodowy», antygermanizm i antysemityzm, gloryfikujący słowiańską swojskość, nawiązywał do niektórych istotnych wątków sarmackich i postsarmackich. Między innymi przypisywał się do katolicyzmu (Polak-katolik), podporządkowanego nacjonalistycznemu (populistyczna wspólnota krwi) widzeniu spraw zbiorowości i państwa”. Prof. Łepkowski za drugą formę nacjonalizmu nowoczesnego uważał nurt piłsudczykowski, który „praktykował nacjonalizm militarno-państwowy («kultura państwowa»), laicki, choć nie odcinający się od tradycji katolickiej. Nawiązywał mniej do sarmatyzmu niż do nacjonalizmu romantycznego, insurekcyjnego. Otwarty na inne kultury i narody (program «federacyjny»), nieantysemicki, akcentował antyrosyjskość”. Łepkowski wymieniał jeszcze dwie najnowsze formy polskiego nacjonalizmu: zetatyzowany nacjonalizm komunistyczny oraz wewnętrznie zróżnicowany nacjonalizm antykomunistyczny.
Propozycja prof. Łepkowskiego budzi wątpliwości ze względu na swą niezwykłą pojemność. Pod pojęcie nacjonalizmu zostało podciągniętych tak wiele ideologii i nurtów myślenia, odczuwania, zachowania, że trudno właściwie zrozumieć, gdzie przebiega granica miedzy nacjonalizmem a nienacjonalistycznym patriotyzmem. Takiego oddzielenia Łepkowski nie ułatwia pisząc wręcz, że „nacjonalizm nie musi być koniecznie sprzeczny z otwartością, tolerancją, międzynarodową solidarnością lub – jak kto woli – internacjonalizmem”[2].
Nacjonalistyczny wątek sięgający głęboko w przeszłość dostrzega także J. M. Bocheński. Wyróżnia on trzy wyraziste polskie tradycje narodowe: klasyczną, obejmującą wieki XV-XVII, saską i porozbiorową. Wśród składników kultury i ideologii okresu saskiego znajdujemy jeden, który miał trwałe znaczenie: „nacjonalizm przejawiający się m.in. we wrogości do wszystkiego, co obce. Jest to o tyle ważne, że stanowi zupełne przeciwieństwo Polski okresu klasycznego, a zarazem jest uderzająco podobne do postawy narodowców XX wieku”. Sformułowana ostatecznie w XX wieku ideologia narodowców (nacjonalistyczna) odrzuca pluralizm językowy, a także kulturowy, przyjmuje hasło „dobro narodu jest najwyższym dobrem”, afirmuje katolickość Polski, przy czym ma „tendencję do reinterpretacji religijności polskiej w sensie nacjonalistycznym i nietolerancyjnym”.
Bliższe korzenie postaw nacjonalistycznych tkwią w XIX wieku. Badacze nacjonalizmów europejskich zgadzają się, że są one owocem romantycznej kultury
Zwracają uwagę także wymienione przez J. M. Bocheńskiego konsekwencje praktyczne tej ideologii: odrzucanie ustępstw terytorialnych wobec innych narodów (zwłaszcza odmowa wyrzeczenia się Wilna i Lwowa), przypisywanie osiągnięć dawnej Rzeczypospolitej jedynie Polakom etnicznym, wyraźna wrogość wobec Żydów, wreszcie relatywizacja pojęcia europejskości: „Wobec tego, że dobro narodu jest najwyższym dobrem, nie może być podporządkowane niczemu innemu, a więc także dobru wspólnoty europejskiej”[3].
Przedstawione powyżej próby zdefiniowania, scharakteryzowania i zakreślenia granic pojęcia nacjonalizmu pokazują skomplikowanie i niejednoznaczność problemu. Możemy wyczuć, o co chodzi, ale przedmiot zainteresowania rysuje się mgliście i ma niewyraźne kontury. Obawiam się, że przypomnienie innych definicji i ocen, np. wychodzących spod pióra Litwinów czy Ukraińców, pozwalałoby jeszcze rozszerzyć zakres zjawisk nazywanych słowem: nacjonalizm.
*
Dla wygody i z powodu braku odpowiednich kwalifikacji pominę problem źródeł postawy nacjonalistycznej w epoce sarmatyzmu i okresie saskim. Bliższe korzenie postaw nacjonalistycznych tkwią w XIX wieku. Badacze nacjonalizmów europejskich zgadzają się, że są one owocem romantycznej kultury. Ściślej, jednym z owoców. Są też wynikiem modernizacji, obalenia feudalnej struktury, upowszechnienia kultury, wejścia na scenę polityczną mas ludowych.
Dramatyczna historia Polski w XIX stuleciu wręcz zmuszała do myślenia i odczuwania rzeczywistości otaczającej w kategoriach narodowych. Uznanie dobra narodu, obrony praw narodu, języka narodu, kultury narodu, za wartości naczelne było zrozumiałe w warunkach niewoli i groźby wynarodowienia. W okresie szybkiej modernizacji i budowania podstaw społeczeństwa nowoczesnego zaszczepienie, nawet wyidealizowanego, obrazu przeszłości i kultury narodowej było konieczne, jeśli naród miał przetrwać. Siła więzi narodowej musiała być silniejsza, niż w krajach, gdzie tożsamość narodową uzupełniała państwowa.
Ów romantyczny idealizm narodowy, na którym wychowywały się pokolenia polskiej inteligencji, ale także uczyły się swojej narodowej tożsamości dzieci chłopskie i robotnicze, był zdecydowanie antyrosyjski, w znacznym stopniu antyniemiecki, nie kierował się jednak przeciw mieszkańcom wspólnej Rzeczypospolitej: Rusinom, Żydom, Litwinom. W dziedziczonym i umacnianym w kulturze okresu zaborów obrazie porządku społeczno-narodowego miejsca we wspólnym domu Rzeczypospolitej były jednak określone. Polakom (to znaczy polskiej szlachcie, potem inteligencji) wyznaczono rolę gospodarza. Kresowe ludy posługujące się językami litewskim, ukraińskim, białoruskim, miały pełnić funkcje podrzędne. Istniała zgoda co do ich kulturowej i językowej odrębności, ale ta wykluczała ubieganie się o status gospodarza. Podobnie, jako podrzędny, widziano status Żydów. Ten paternalistyczny porządek musiał być zakwestionowany w dobie wielkich przemian społecznych, odchodzenia od feudalizmu, powstawania kapitalizmu, w epoce równych praw i powszechnego głosowania.
Rozbudzone przez romantyczną kulturę i współczesne przemiany cywilizacyjne etniczne grupy ukraińska i litewska, a także białoruska, nabywały poczucia własnej odrębności i wartości, nie godziły się na status podrzędny, odmawiały uznania polskiego paternalizmu, a w rezultacie dążyły do separacji od Polski i polskiej kultury. Te separatystyczne dążenia zwykle przybierały postać nacjonalizmu.
Po polskiej stronie tylko niewielu polityków i publicystów zdawało sobie sprawę ze znaczenia i nieuchronności tych emancypacyjnych dążeń. Przeważało poczucie irytacji, niezrozumienia, krzywdy, że oto od dołu, w samej swojej podstawie masowej, zasięgu terytorialnym, rozpada się istniejący w zbiorowych wyobrażeniach gmach Rzeczypospolitej. Że oto dokonuje się kolejny rozbiór Rzeczypospolitej: przez ukraińskie dążenie do podzielenia Galicji, przez separatyzm litewski.
Nowoczesny polski nacjonalizm rodził się więc przede wszystkim jako forma organicznej walki narodowej przeciw obcym, zmierzającym do ograniczenia polskiego stanu posiadania. Zaczynał się jako ruch inteligenckich idealistów podejmujących jeszcze jedną próbę wznowienia demokratycznej myśli niepodległościowej. Narodowa Demokracja od początku jednak zwracała się ku warstwie plebejskiej, zwłaszcza chłopskiej, a to wymagało innych niż dawniejsze propozycji ideowych. Wskazano więc pola bieżącej walki organicznej i codziennej: w zaborze pruskim przeciw niemieckiej kolonizacji i ekspansji kulturowej, w Galicji głównie przeciw Ukraińcom. Paternalizm romantycznych patriotów zastąpiono zasadą egoizmu narodowego. W obrębie narodu polskiego głównych przeciwników nacjonaliści upatrywali w radykalnych demokratach, socjalistach, inteligencji polskiej pochodzenia żydowskiego. Wrogość obustronna została zaznaczona ze szczególną siłą w okresie rewolucji 1905-07 i pozostała już na długie dziesięciolecia głównym przedziałem w polskim życiu umysłowym i politycznym.
Od tego też czasu Narodowa Demokracja zaczęła zajmować miejsce i znaczenie konserwatystów, jako główna siła ładu społecznego, porządku, zachowawczości, obrony praw warstwy posiadającej, tradycyjnej moralności. W odróżnieniu od konserwatystów manifestowała jednak swój dynamizm, poszukiwała społecznej bazy w emancypujących się warstwach ludowych, zwłaszcza wśród chłopów, zamożnym mieszczaństwie i drobnomieszczaństwie. Mocniej zaczęła eksploatować stereotyp Polaka-katolika.
Oprócz wrogów zewnętrznych, głównym wrogiem wewnętrznym mianowano Żydów. Dało to nacjonalistom jeszcze przed 1914 r. silne oparcie w miastach, w grupach, które mogły odczuwać żydowską konkurencję
Dynamizm ruchu miała zapewnić mobilizacja wobec wrogów. Wrogiem głównym byli Niemcy oraz uznani za narzędzie ich ekspansji Ukraińcy. Wzgląd na zagrożenie niemieckie nakazywał szukać porozumienia z Rosją. Ten stworzony na kilka lat przed wybuchem I wojny światowej fundament myśli geopolitycznej stał się trwałym kanonem doktryny endenckiej.
Chociaż po 1917 r. bolszewizm w Rosji wykluczał jakiekolwiek z nią porozumienie, to jednak program antyniemiecki i antyukraiński pozostał – niezależnie od zmian politycznych w Europie – aktualny aż po czas dzisiejszy.
Oprócz tych wrogów zewnętrznych, głównym wrogiem wewnętrznym mianowano Żydów. Dało to nacjonalistom jeszcze przed 1914 r. silne oparcie w miastach, w grupach, które mogły odczuwać żydowską konkurencję.
Historia Drugiej Rzeczypospolitej jest w wielkiej mierze dziejami konfliktu między wizją nacjonalistyczną Narodowej Demokracji a wizją radykalnych środowisk inteligencji skupionych wokół Piłsudskiego, PPS, PSL-Wyzwolenia. Spór toczył się o zasadę państwa: narodowego czy paternalistycznego wobec obywateli niepolskiego pochodzenia. Dotyczył granic modernizacji kulturalnej, obyczajowej, miejsca i roli religii. Narodowi demokraci głosili, że radykalne, lewicowe, demokratyczno-liberalne idee polityczne, społeczne, kulturalne prowadzą do rozmiękczenia tradycyjnej kultury narodowej i religijnej, niosą dekadencję, relatywizm, erozję wartości i norm, a w konsekwencji torują drogę komunizmowi. Stąd też znacząca jest ewolucja endecji ku coraz głębszemu kwestionowaniu równości praw obywatelskich, zasady wolnych wyborów i parlamentaryzmu. Spór miał też wymiar ekonomiczno-społeczny. Narodowa Demokracja przejęła w pełni rolę stronnictwa obrony społecznego status quo. Walczyła o liberalne zasady gospodarcze, bezwzględne poszanowanie własności prywatnej, wolność dla prywatnej przedsiębiorczości, sprzeciwiała się społecznym i ekonomicznym eksperymentom, zwłaszcza etatyzmowi, interwencjonizmowi państwowemu, rozbudowie praw socjalnych dla robotników, z niechęcią i trudem akceptowała parcelację majątków ziemiańskich.
Ten konserwatyzm społeczny i ekonomiczny endecji utrudniał utrzymanie odpowiedniej dynamiki ruchu, szczególnie po 1926 r., kiedy zepchnięta do opozycji nie mogła już być po prostu stronnictwem mieszczańskim, zdominowanym przez ludzi zasobnych, sytych, urzędników administracji i działaczy gospodarczych. Nowych atutów i źródeł dynamizmu poszukała wtedy na drodze rozwijania szerokiej akcji walki z Żydami na wszelkich możliwych polach: ekonomicznym, kulturalnym, politycznym, w handlu i rzemiośle, na wyższych uczelniach i w organizacjach zawodowych, w kancelariach adwokackich i w gazetach, a także w bezpośrednich starciach na ulicach. Stawką w tej walce miał być – jak głoszono – czysty etnicznie, jednolicie narodowy kształt polskiej elity umysłowej, politycznej, ekonomicznej oraz zbudowanie potęgi rodzimego etnicznie drobnomieszczaństwa.
Obecne w myśli politycznej narodowych demokratów niemal od początku przekonanie o tym, że jedynie oni reprezentują prawdziwie polski, narodowy nurt polityki polskiej, zaś inni głoszą programy bądź klasowe, cząstkowe, bądź ulegają obcym, wrogim Polsce siłom, nasiliło się zwłaszcza w latach trzydziestych. „Toczy się dziś walka zażarta, często na śmierć i życie, między dwoma obozami, które stanowią dziś dwa odrębne światy, dwie odrębne kultury, dwa odrębne systemy moralne i które się wzajem wyłączają. Walka ta nie ominęła i naszego kraju. Z jednej strony stoi obóz klasowy, komunistyczny, socjalistyczny i masoński, liberalny i żydowski, z drugiej zaś obóz nowoczesnego nacjonalizmu” – mówił w 1937 r. Tadeusz Bielecki, wtedy wiceprezes, a wkrótce prezes Stronnictwa Narodowego[4]. Przekonanie to podzielały inne formacje nacjonalistyczne wywodzące się ze wspólnego pnia Narodowej Demokracji, zwłaszcza oba Obozy Narodowo-Radykalne. „Kierownictwem polityki, a w przyszłości władzą w państwie z żadnymi innymi ośrodkami woli i myśli politycznej dzielić się nie mamy ochoty” – zapewniał ideolog SN Jędrzej Giertych w książce „O wyjście z kryzysu” (Warszawa 1938). Przeświadczeniom tym towarzyszyła próba szkicowania przyszłego ustroju narodowego, który miał zapewnić trwałą władzę elity narodowej (nacjonalistycznej) oraz wyeliminować pluralizm polityczny. O projektach tych pisałem obszerniej w książce „O kształt niepodległej” (1989).
Zajmujący się myślą ideową polskich narodowców Bogumił Grott skłania się do przyjęcia (za Hugh Trevor-Roperem) podziału ówczesnych prawicowych ruchów autorytarnych, względnie totalitarnych na „dynamiczne faszyzmy” i „klerykalne konserwatyzmy”; jedynie ta druga nazwa budzi jego zastrzeżenia i proponuje inną: ruchy tradycjonalistyczno-katolickie. Do pierwszej grupy należałoby zaliczyć faszyzm włoski i hitleryzm, do drugiej Action Française, portugalski system Salazara, hiszpańskich karlistów, a także polskich narodowców. Cechą systemu ideowego nacjonalizmu endeckiego była jego symbioza „z wartościami, które reprezentował Polak-katolik. Symbioza ta była tym łatwiejsza, że zarówno Polak-katolik, jak i nacjonalista dawnego typu z zasady skłonni byli do negacji liberalizmu, szczególnie w sferze wolności myśli, niechęci do socjalizmu, wszelkiego rodzaju lewicowego radykalizmu, Żydów, (…) masonerii itd. Negacja owa wypływała, co prawda, z nieco innych pobudek u obu tych pierwotnie odrębnych formacji, ale w odczuciach ogółu różnice traciły na ostrości, a nawet właściwie zupełnie zatarły się. (…) Bez wątpienia dzięki zlaniu się integrystycznych skłonności Polaka-katolika z nacjonalizmem endeckim, zwiększył się społeczny zasięg formacji organizacyjnych tego środowiska politycznego i szanse wcielenia jego silnie już zmodyfikowanych koncepcji w życie publiczne”[5].
Podsumowując te rozważania trzeba podkreślić, że najbardziej charakterystycznym wyróżnikiem polskiego nacjonalizmu w jego dojrzałej postaci były: antysemityzm, negacja demokracji parlamentarnej oraz integryzm narodowo-katolicki.
Podłożem znacznej popularności ekstremizmu nacjonalistycznego w latach trzydziestych był kryzys i jego społeczne konsekwencje: ogromne bezrobocie, poczucie zbędności i braku perspektyw, zwłaszcza ludzi młodych. Oni też nadawali ton w polskich ugrupowaniach nacjonalistycznych: Obozie Wielkiej Polski, Stronnictwie Narodowym, Obozie Narodowo–Radykalnym, podzielonym wkrótce na ONR-ABC i ONR-Falanga. Nacjonalistyczne idee, a szczególnie antysemityzm, oddziaływały jednak szerzej, poza granice organizacyjne tych ugrupowań – do środowisk i związków katolickich, do części środowisk twórczych, na obrzeża ruchu chłopskiego. Stopniowo były absorbowane przez część obozu rządzącego.
Okres okupacji wpływał na rewidowanie niektórych założeń, zwłaszcza antysemityzmu i potępienia demokracji parlamentarnej, ale odbywało się to niezwykle wolno i dotyczyło jedynie części polskiego ruchu nacjonalistycznego. Namiętne teksty antyżydowskie drukowały niemal wszystkie pisma konspiracyjne związane z różnymi ośrodkami endecji. Antyżydowska kampania w prasie Narodowych Sił Zbrojnych, Stronnictwa Narodowego, Konfederacji Narodu nie została przerwana nawet wtedy, gdy ze społeczności żydowskiej pozostały tylko jednostki ukrywające się przed wydaniem na śmierć. Z wielką trudnością odchodzono też od potępienia demokracji parlamentarnej, uznawanej za formę rządów masonerii i żydowskiej plutokracji. Znalezienie się w sojuszu z Anglią i Ameryką, czyli krajami „masońskiego liberalizmu” było wojenną koniecznością, ale nie przeszkadzało deklarowaniu sympatii dla Francji Petaina, Hiszpanii Franco, a nawet czasem Włoch Mussoliniego. Na czas kończący wojnę snuto miraże rewolucji narodowej, przewrotu, ustanowienia Katolickiego Państwa Narodu Polskiego. „Pełne prawa polityczne mieć mogą tylko Polacy. W szczególności nie mogą ich posiadać Żydzi, Niemcy i Ukraińcy” – czytamy w konspiracyjnej prasie SN. Nie zapowiadano gwarancji dla wolności słowa, stowarzyszania się, nie pisano o przyszłym parlamencie i systemie wyborczym. Przypominano natomiast, że katolicyzm „stać się musi religią panującą. Panującą w duszy każdego obywatela, w życiu rodzinnym, społecznym, gospodarczym i państwowym. Musi znaleźć wyraz w formach ustrojowych i wytyczaniu linii politycznej”. Jedyne konkretniejsze projekty ustrojowe, jakie zostały opublikowane, wyszły ze środowiska NSZ i zapowiadały rządy elity nacjonalistycznej[6].
Z takim bagażem ideowym obóz nacjonalistyczny wkraczał w okres powojenny. Oprócz jednak spuścizny ideologicznej, dla utrwalenia obrazu tego ruchu w historii ważna jest także danina krwi. W czasie okupacji i okresie stalinowskiego terroru obóz nacjonalistyczny poniósł straty chyba największe spośród wszystkich wielkich ruchów politycznych. Z rąk niemieckich zginęła większość jego najbardziej znanych polityków i publicystów.
Terror stalinowski straty te jeszcze powiększył. W latach 1939-1947 zginęły setki najaktywniejszych działaczy terenowych, a niemal wszyscy znaczniejsi narodowcy przeszli przez ciężkie stalinowskie więzienia. Jeżeli obecnie powstają tak silne kontrowersje wokół problemu rehabilitacji Narodowych Sił Zbrojnych, to znajduje w nich odbicie pytanie, co jest ważniejsze: ideowe oblicze tej organizacji i jego konsekwencje w działaniach praktycznych, czy też osobiste męczeństwo konspiratorów i partyzantów?
Aleksander Smolar trafnie zauważył, że po wojnie na Zachodzie „dekompozycji ulegał tradycyjny typ świadomości prawicowej, skompromitowanej duchowym pokrewieństwem, choćby i bardzo odległym, z faszyzmem, kolaboracją z okupantem, wrogością do demokracji. W Polsce było inaczej. Ze względu na szczególne warunki prawica była zarazem narodowa, antyniemiecka, antysowiecka i antysemicka. Koniec wojny nie zmuszał jej do żadnych przewartościowań. Był tragedią narodu. Nie było kryzysu świadomości prawicowej. Specyficzna polska sytuacja prowadziła do wzmocnienia dwóch stereotypów, z jednej Polaka-katolika, z drugiej – żydokomuny. (…) Polak-katolik bronił Ojczyzny, jej tradycji, kultury, religii, przed komunistyczną władzą narzuconą przez Sowiety i z jej nadania sprawowaną przez Żydów”[7].
Okoliczności te spowodowały, że duża część społeczeństwa przechowała przez lata komunizmu wyidealizowany obraz przeszłości, bliskich im niegdyś obozów politycznych i polityków.
Głębsze przemiany ideowe przechodziło Stronnictwo Narodowe na emigracji. Wątki antysemickie zostały ucięte już w 1940 r. (po raz ostatni w sposób systematyczny były wykorzystywane w tygodniku „Jestem Polakiem”, zamkniętym pod naciskiem brytyjskiej cenzury wojennej). Zaniechano również ataków na demokrację parlamentarną, chociaż pozytywnych propozycji ustrojowych konsekwentnie unikano.
Punktem zwrotnym w transformacji ideowej Stronnictwa Narodowego na emigracji był zjazd londyński w 1948 roku. W przyjętych „Wskazaniach programowych” pisano: „Władza w państwie należy do narodu. Naród sprawuje ją za pośrednictwem swych przedstawicieli wybranych swobodnie na zasadach demokratycznych. Władza wykonawcza powinna być silna, ale poddana kontroli przedstawicielstwa narodowego. Musi ona szanować prawa człowieka i rodziny, wolności obywatelskie, prawa ciał samorządowych, prawa Kościoła Katolickiego, prawa innych związków religijnych, prawa mniejszości w życiu publicznym. Niedopuszczalne są rządy jednostki, kliki czy monopartii”[8].
W następnych dziesięcioleciach emigracyjne Stronnictwo Narodowe było organizacją pluralistyczną wewnętrznie, przy czym zaznaczał się nurt konserwujący przedwojenne założenia (zwłaszcza Jędrzej Giertych) oraz rewidujący je w duchu tworzenia współczesnej wersji demokratycznego narodowego konserwatyzmu (Wojciech Wasiutyński). Większość oscylowała pomiędzy tymi dwoma stanowiskami.
Tak obszerny wykład dotyczący Narodowej Demokracji jest uzasadniony faktem, iż była ona głównym nośnikiem polskiego nacjonalizmu. Upowszechniane przez nią przekonania, sądy i fobie były selektywnie wykorzystywane także w okresie PRL przez rządzącą partię (np. w 1968 r.) Pojawiają się również u części współcześnie żyjących Polaków.
Powracając do streszczonych wyżej klasyfikacji Tadeusza Łepkowskiego, nie mogę podzielić jego poglądu, że inną formę polskiego nacjonalizmu tworzył obóz piłsudczyków. Już samo pojęcie „nacjonalizm” wskazuje, że punktem wyjścia tej ideologii jest naród. Dla piłsudczyków kategorią podstawową był nie naród, ale państwo. Można więc mówić raczej o koncepcji etatystycznej, gdyby udało się to pojęcie rozszerzyć poza sferę idei gospodarczych. Piłsudczycy kontynuujący tradycje romantyczne wyznawali szczególny paternalizm — wobec społeczeństwa i narodu polskiego oraz wobec mniejszości narodowych. Paternalistyczny charakter miała idea federacyjna. Na sposób paternalistyczny próbowano określić rolę Piłsudskiego w walce o niepodległość, tworzeniu państwa i w państwie odbudowanym. Paternalistyczny, ale nie totalitarny charakter miały rządy pomajowe. Wątki nacjonalistyczne w języku politycznym rządzącej sanacji zaczęły się pojawiać dopiero po śmierci Piłsudskiego, w ostatnich latach przed wybuchem wojny.
Mówiąc o tradycjach polskiego nacjonalizmu zapomina się często o marginalnym nurcie neopogańskim, reprezentowanym zwłaszcza przez Jana Stachniuka i pismo „Zadruga”. Środowisko to wpływało na koncepcje programowe działającej w czasie okupacji grupy „Zrywu”.
*
We współczesnej Polsce próba bezpośredniego odrodzenia dawnych formacji nacjonalistycznych zakończyła się niepowodzeniem. Klęskę wyborczą w 1991 r. poniosło Stronnictwo Narodowe Macieja Giertycha, zdobywając 74 tys. głosów. Jeszcze mniejsze zaplecze mają Stronnictwo Narodowo-Demokratyczne Jana Zamoyskiego oraz Stronnictwo Narodowe „Szczerbiec” Mariana Barańskiego.
Polska Wspólnota Narodowa – Polskie Stronnictwo Narodowe Bolesława Tejkowskiego jest z pewnością partią marginalną, ale wykazuje pewien dynamizm, jako że przyciąga grupy młodzieżowe szczególnie upośledzone socjalnie i związane z subkulturą skinów. Zresztą PSN nawiązuje nie tyle do tradycji SN, co raczej ONR-Falanga, a może także grupy „Zadrugi”. Wątkiem naczelnym propagandy PSN jest radykalny antysemityzm. „Należymy do Narodu Polskiego, Szczepu Słowiańskiego i Rasy Aryjskiej” – głosi Tejkowski. – Obowiązuje nas czystość Rasy i Kultury (…). Jednocząc się w Polskiej Wspólnocie Narodowej zwiększycie Polską Siłę, która przeciwstawi się Żydowi Wałęsie i całej żydowskiej władzy rządu, sejmu i senatu. Ta antypolska władza narzuca Polsce okupację żydowsko-amerykańską i niemiecką (…). Chcemy Polskiego Nacjonalizmu, bo tylko on zapewni Polsce i Polakom wielkość, zapewni nam wolność, siłę i dobrobyt[9].
Więcej dynamizmu wykazały organizacje nowe, nawiązujące do tradycji Narodowej Demokracji, ale nie wprost, nie mieniące się bezpośrednią kontynuacją. Przede wszystkim chodzi o Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe, które łatwo uznać za kontynuatora, choć odległego i po znaczących rewizjach, Narodowej Demokracji. ZChN odrzucił antysemityzm i zastrzeżenia wobec parlamentaryzmu, chociaż pozostała w nim niechęć do liberalnego systemu wartości, wolnomularstwa, laickiej kultury. Szczególnie mocno nawiązał do tradycji Polaka-katolika, konserwatywnych, ocierających się o integryzm wizji katolicyzmu. Czy ZChN jest ugrupowaniem nacjonalistycznym? Sugerowałbym odpowiedź negatywną, choć niektóre wypowiedzi Marka Jurka, Jana Łopuszańskiego czy dawniejsze (z 1990-92 r.) Stefana Niesiołowskiego miały wyraźny podtekst nacjonalistyczny.
Im cięższe są warunki życia, im bardziej niepewna przyszłość ekonomiczna, gdy groźba bezrobocia i pauperyzacji zagląda w oczy, tym bardziej nośny staje się schemat zagrożenia Polski przez „obcych” z zewnątrz i wewnątrz kraju
Ugrupowania nacjonalistyczne nie zyskują dziś w Polsce szerszego oparcia i znaczenia. Nie znaczy to jednak, by w polskim życiu publicznym nacjonalizm był nieobecny. Jest on wręcz rozpowszechniony w społeczeństwie, o czym można się przekonać podsłuchując tramwajowe rozmowy o polityce. Nieufność do obcych, zwłaszcza Niemców i Rosjan, negatywne stereotypy Rosjan, Ukraińców, Czechów, poczucie zagrożenia ekonomicznego, zwłaszcza ze strony Niemców, idzie w parze z częstym doszukiwaniem się „Żydów” w naczelnych władzach Trzeciej Rzeczypospolitej. Z badań socjologicznych Tomasza Żukowskiego wynika, że podczas wyborów prezydenckich 1990 r. prawie 50 proc. elektoratu Wałęsy i prawie 25 proc. elektoratu Mazowieckiego – jest zdania, że „Żydzi mają w Polsce zbyt wiele wpływu”[10]. Im cięższe są warunki życia, bardziej niepewna przyszłość ekonomiczna, gdy groźba bezrobocia i pauperyzacji zagląda w oczy, tym bardziej nośny staje się schemat zagrożenia Polski przez „obcych” z zewnątrz i wewnątrz kraju. „Za jego pomocą można było wytłumaczyć, dlaczego ci, którzy dotychczas byli z nami, reprezentowali «Solidarność» i dążenia Polaków, nie sprawdzili się i nie mogą dalej gwarantować spełnienia oczekiwań” – pisze Ireneusz Krzemiński. – „Kategoria «Żyda» w polskim życiu politycznym potwierdziła swe znaczenie jako synonim «obcego», który nawet jeśli jest z nami zjednoczony, ma zawsze jakieś swoje własne, inne niż „nasze polskie» cele”[11].
Do takiego szeroko rozpowszechnionego tramwajowego nacjonalizmu odwoływał się w kampanii prezydenckiej Stanisław Tymiński, a także Lech Wałęsa. W ostatnich wyborach wątki takie eksploatowała zwłaszcza Partia X oraz Samoobrona, choć nie czyniły tego wprost, raczej „robiły oko” do antysemicko nastrojonej części elektoratu. Czy porażka obu tych partii oznacza, że tramwajowy nacjonalizm jest marginesem, czy też że jego wyznawcy zdecydowali się nie głosować, względnie oddali głosy na ugrupowania podkreślające potrzebę obrony sfery socjalnej, a jednocześnie bardziej odpowiedzialne, zadomowione na scenie politycznej i mające więcej szans na sukces?
Nie sądzę, by można się usypiać werdyktem ostatnich wyborów i głosić zupełną marginalizację postaw nacjonalistycznych. Prawie 50 proc. obywateli powstrzymujących się od udziału w głosowaniu, to niepokojąco wielki margines. Niejasno rysuje się również przyszłość postsolidarnościowej prawicy, która zbierała głosy także nacjonalistycznie nastrojonej części Polaków. Duży odłam społeczeństwa milczy i jedynie w swoim kręgu rodzinnym i przyjacielskim przeżywa frustracje. „Znamienne jest – pisze Jerzy Wertenstein-Żuławski – że tak mało było i jest zainteresowania tymi, których w Polsce tak wiele, a którzy nie mają ani teraz, ani w bliskiej przyszłości szansy skorzystania z zachodzących przemian. A jeśli już, to oni są nabywcami tanich towarów przywożonych przez «ruskich» na bazarach Siemiatycz, Łomży, Hajnówki i setek małych zapomnianych miasteczek «Wschodniej Ściany». To oni mieszkają w regionach „szczególnego zagrożenia bezrobociem» objętych uchwałą rządu z 1991 roku i nie mają pomysłu co ze sobą i swym życiem robić.
W takie «puste pole» łatwo mogą wkraczać różni demagodzy polityczni zwodząc obietnicami lub wskazując, kogo nienawidzić. Zjawisko takie widoczne było w Polsce w latach 1990-1992, tak w życiu politycznym, jak w działaniach i postawach dużej, bo ponad 30 proc. grupy ludności”[12].
*
Skoncentrowałem uwagę na problemie nacjonalizmu, chociaż ma on również swój rewers: groźbę kulturowego zagubienia, załamania poczucia tożsamości. Kryzys lat osiemdziesiątych spowodował znaczny spadek poczucia atrakcyjności polskiej kultury, więzi z tradycją i wspólnoty losu. Najbardziej znaczącym tego przejawem była ogromna fala emigracji oraz brak starań nowych emigrantów o stworzenie własnych instytucji kulturalnych i społecznych. Wydaje się, że starali się raczej możliwie szybko wtopić w nowe społeczeństwa i bez żalu porzucali więź kulturalną, społeczną i polityczną ze starą Ojczyzną. Jeśli nawet słowa te mogą brzmieć niesprawiedliwie, to przecież jest faktem, że kilkusettysięczna rzesza emigrantów prawie nie wyłoniła ośrodków integracji społeczno-kulturalnej; w małym stopniu korzysta też z podobnych ośrodków stworzonych przez starą emigrację.
Rozpowszechnione dziś we wszystkich grupach społecznych, ale chyba najbardziej wśród „ludzi sukcesu” postawy czysto konsumpcyjne, bezkrytyczna fascynacja najbardziej komercyjną kulturą amerykańską, odrzucanie ambitniejszej kultury i myślenia według wartości, niemal demonstracyjny ahistoryzm, cynizm życiowych postaw, są ogromnym zagrożeniem. Postawy te można rozumieć, są nuworyszowskim zachłyśnięciem się kapitalizmem, koncepcją indywidualnego awansu materialnego i – po latach przymusowej ascezy – konsumpcyjnego „wyżycia się”.
A jednak długotrwałe kształtowanie nowych elit w oparciu o podobne wzory może być bardzo groźne, może podważyć polską tożsamość kulturową, a także zagrozić budowie demokratycznego społeczeństwa obywatelskiego. Jak bowiem ma się tworzyć takie społeczeństwo, jeśli zabraknie podstawowego fundamentu wspólnych wartości, pojęć, tradycji, akceptowanej szeroko wizji przyszłości; jeśli pieniądz i drapieżna konsumpcja będą dominującym wzorem postaw życiowych ludzi, którym się powiodło; jeśli 30 proc. obywateli będzie miało poczucie odrzucenia, braku perspektyw, swojej zbędności.
Poruszamy się więc między Scyllą a Charybdą zagrożeń i trudno uwolnić się od niepokoju o przyszłość.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 11/1993.
[1] A. Hertz: „«Duch katastrofizmu» a nacjonalizmy”, w tomie A. Hertz: „Socjologia nieprzedawniona”, Warszawa 1992.
[2] T. Łepkowski: „Uparte trwanie polskości”, Warszawa-Londyn 1989, s. 23-34.
[3] J. M. Bocheński: „Co to znaczy być Polakiem?”, „Kultura” nr 4/1993.
[4] Zjazd przedstawicieli pracy narodowej na wsi, Warszawa 1937, s. 6.
[5] B. Grott: „Nacjonalizm chrześcijański”, Kraków 1991, s. 49/50, 294.
[6] Czytelnika pragnącego poznać problem bardziej szczegółowo musze odesłać do książki W. Borodzieja, A. Chmieląrza, A. Friszke i A. K. Kunerta „Polska Podziemna 1939-1945”, Warszawa 1991 oraz do moich artykułów zamieszczonych w tomach „Państwo w polskiej myśli politycznej”, Wrocław 1988 oraz „Polska – Polacy – mniejszości narodowe”, Wrocław 1992.
[7] A. Smolar: „Tabu i niewinność”, „ Aneks” nr 41-42/1986, s. 109.
[8] „Stronnictwo Narodowe w walce o Polskę”, Londyn 1948, s. 29.
[9] Odezwa Bolesława Tejkowskiego, 1992 r.
[10] K Gebert: „Rola antysemityzmu”, w: „Bitwa o Belweder”, Warszawa 1991, s. 245.
[11] I. Krzemiński: „Wybrać lepszy świat”, tamże, s. 224-225.
[12] J. Wertenstein-Żuławski: „Miedzy nadzieją a rozpaczą”, Warszawa 1993, s. 153.