Z równym powodzeniem grał dziwaków i intelektualistów, chłopów i arystokratów, robotników i dyrektorów, księży i bezbożników, bożych szaleńców i sceptycznych racjonalistów. Franciszek Pieczka wpisał się na stałe w historię polskiego kina i teatru.
Pochodzi ze Śląska. Przyszedł na świat 18 stycznia 1928 roku w Godowie. Tak wspomina swoje lata dzieciństwa i młodości: „Mój ojciec pracował 40 lat w kopalni. Miałem sześcioro rodzeństwa i byłem najmłodszy. (…) Zgodnie z górniczą tradycją, w której idzie się śladami ojca, poszedłem pracować pod ziemię”. Studiował na Politechnice Gliwickiej, postanowił jednak zdawać do szkoły teatralnej. „Dostałem się! Kiedy powiedziałem o tym w domu, posypały się na mnie wszystkie śląskie pierony. Bo inżynier to porządny zawód, a aktor – w pojęciu mego ojca – będzie chodził głodny”.
Dla wielu widzów Pieczka pozostaje przede wszystkim Gustlikiem z „Czterech pancernych i psa”. Tymczasem ta rola to tylko epizod na jego drodze artystycznej. Postanowiłem go zatem nieco „odgustliczyć”. Nie oznacza to, że nie lubię „Czterech pancernych…”, wręcz przeciwnie, mam wielki sentyment do tego serialu, ale nie rola Gustlika stanowi o wielkości Pieczki. Z jego bogatego dorobku filmowego wybrałem zatem te role, które w moim subiektywnym odczuciu są najciekawsze i najwybitniejsze.
Już jego pierwsze epizody znamionowały aktora o ogromnych możliwościach. Choćby opętany Pacheco z „Rękopisu znalezionego w Saragossie” Wojciecha Jerzego Hasa. Sceny z Kazimierzem Opalińskim i Zbigniewem Cybulskim iskrzą dowcipem, kpiną i szyderstwem. Pamiętam rolę proboszcza z San Sisto w „Urzędzie” Janusza Majewskiego według prozy Tadeusza Brezy. Ów ksiądz ma kłopoty z hierarchią kościelną, reprezentuje bowiem „rewolucyjne” poglądy, które dopiero na II Soborze Watykańskim znajdą swoje uznanie. Zachowuje jednak spokój, gdyż wie, że kościół jest „długomyślny”.
W „Żywocie Mateusza” Witolda Leszczyńskiego zagrał jedną z najważniejszych ról swojego życia. Ten film to wzruszająca i poetycka impresja o pięknie życia, o samotności i o odtrąceniu, prowadzącym do dramatycznych i ostatecznych decyzji. Arcydzieło Leszczyńskiego pobudza do myślenia eschatologicznego. Tytułowy Mateusz w wykonaniu Pieczki to „jurodiwy”, boży szaleniec, wrażliwiec zjednoczony z otaczającą go przyrodą. Mieszka razem z siostrą w niewielkiej drewnianej chacie. Jego środowiskiem naturalnym są lasy, jeziora i ptaki. Mateusz jako człowiek bezbronny i bezradny nie przetrwa jednak sam. Pieczka niemal bez słów, w sposób skrajnie wyciszony, przedstawia nam tragedię mężczyzny, którego wartością jest tylko i aż „metafizyczność”; tragedię człowieka, który ze względu na swą inność nie potrafi znaleźć sobie miejsca na tym świecie.
Ważnymi osiągnięciami artystycznymi Pieczki są role w filmach Henryka Kluby – „Chudy i inni” i „Słońce wschodzi raz na dzień”. Obydwa obrazy miały kłopoty z cenzurą. Pierwszy z nich pokazywał solidarność robotników pracujących przy zaporze wodnej. Drugi przeleżał się aż pięć lat na półkach. „Słońce wschodzi…” – zrealizowane w konwencji ludowej ballady – pokazywało konflikt komunistycznej władzy ze społecznością wiejską, hermetyczną, trzymającą się własnych zasad i niezmiennych wartości. Haratyk Franciszka Pieczki był doskonałą egzemplifikacja takiej postawy. „Ogromny jak skała”, organizuje ludzi, przejmuje rząd dusz. Twardy i wierny zasadom był także Hubert Siersza z filmu Kazimierza Kutza „Perła w koronie”. To charyzmatyczny przywódca strajku górników w fikcyjnej kopalni „Zygmunt”. Rzecz dzieje się w 1934 roku. Pieczka nadał bohaterowi rys majestatyczności, autorytaryzmu i demokratyzmu jednocześnie, czuł się bowiem odpowiedzialny za życie strajkujących, był konsekwentny w działaniu.
Ważną częścią artystycznego życiorysu Pieczki jest jego współpraca z Andrzejem Wajdą. W 1971 roku Wajda zrealizował „Wesele” Wyspiańskiego. Pieczka zagrał Czepca. Stanisław Marczak-Oborski tak pisał o tej roli w „Kinie”: „ Na czoło postaci chłopskich wysuwa się Czepiec – Franciszek Pieczka, górujący siłą osobowości oraz instynktem wodzowskim nad całym otoczeniem. Ma w sobie porywczość, upór i zdecydowanie watażki, a równocześnie swoistą gospodarską godność podkrakowskiego wójta. Znakomicie operuje przy tym Pieczka elementami gry komediowej; soczyście prowadzona rola Czepca wielokrotnie ociera się o efekty humoru, ale bardzo subtelnie utrzymuje się na chybotliwej granicy między śmiesznością a sprawą serio”. Czepiec Pieczki jest przede wszystkim człowiekiem próżnym.
Niedługo po „Weselu” Wajda zekranizował „Ziemię obiecaną” według Reymonta. Pieczka zagrał Muellera, niemieckiego milionera, który chce być najważniejszy w Łodzi, chce być prawdziwym lodzermenschem. W postaci tego prymitywnego kapitalisty najpełniej i najbardziej prawdziwie objawia się widzowi ówczesna Łódź ze swoim nieucywilizowaniem i surowością. Konrad Eberhardt pisał po premierze filmu, że świat łódzkiego biznesu był tak „jawny i naturalny w swojej nikczemności, że aż – na zasadzie paradoksu – wydaje się światem, który w ogóle nie zetknął się z normami etycznymi, światem bez grzechu”. Mueller w interpretacji Pieczki to właśnie taki „bezgrzeszny” kapitalista.
W „Potopie” Jerzego Hoffmana wystąpił w roli starego Kiemlicza. Był przebiegły, cwany, a jak było trzeba – wierny, aż do oddania życia za swojego pana. Pamiętam także doskonale drugoplanową rolę Pieczki w filmie Stanisława Różewicza „Ryś” według noweli Jarosława Iwaszkiewicza „Kościół w Skaryszewie”. Jego Alojz to postać niejednoznaczna. Skazany przez podziemie na karę śmierci za rzekomą współpracę z hitlerowcami. Młody partyzant ma wykonać na nim wyrok. Ksiądz Konrad nachodzi Alojza i odkrywa prawdę, że w rzeczywistości przechowuje on w piwnicy dziecko żydowskie. Wyrok śmierci jest jednak nieodwołalny. Pieczka prostymi środkami i niezwykle przejmująco zagrał człowieka w potrzasku, świadomego swojej sytuacji, spokojnego, jakby pozbawionego emocji. Oto bohater, o którym wszyscy zapomną. Takie są prawa wojny. W „Bliźnie” Krzysztofa Kieślowskiego zagrał partyjnego dyrektora, który w obliczu strajku w jego zakładzie, zmienia poglądy, dostrzega bowiem bezsens systemu, który do tej pory tworzył i podtrzymywał.
Potem przyszedł czas bliskiej współpracy Pieczki z Janem Jakubem Kolskim. Zagrał u niego m.in. w „Pogrzebie kartofla”, „Janciu Wodniku”, „Pograbku”. Pieczka wspomina: „Spotkanie z Jankiem Kolskim było dla mnie sporym zaskoczeniem. Młody człowiek, dopiero na dorobku, a już mający wszystkie cechy rasowego reżysera. Ma określoną wizję filmu, ale też bardzo uważnie wsłuchuje się w sugestie aktorów”. Za najważniejszą rolę u Kolskiego aktor uznaje tytułową postać z filmu „Jańcio Wodnik”. Pieczka: „Jest to bardzo metaforyczna opowieść o życiu i przemijaniu. (…) Jańcio Wodnik to jakby święta postać z ludowych przypowieści”.
Na koniec zostawiam najciekawszą – moim zdaniem – rolę Pieczki. To postać karczmarza Taga z „Austerii” Jerzego Kawalerowicza według prozy Juliana Stryjkowskiego. Oskar Sobański notował w „Filmie”: „Wszystko, co Stryjkowski zawarł w postaci karczmarza, mędrca obdarzonego wiedzą o przyszłym losie jego społeczeństwa i nic nie mogącego zrobić, by się odwróciły wyroki Boskie, Pieczka wyraził do końca. Tag jest naszym przewodnikiem po świecie, który bez niego byłby tylko dziwny i obcy. Jego trzeźwy sceptycyzm, a przede wszystkim serdeczny, pełen miłości stosunek do wszystkich, których jego austeria przygarnęła na tę sądną noc wyłuskują ludzką prawdę spod masek, spod mylącej iluzji rytuału”. Pieczka jakby urodził się do zagrania roli żydowskiego mędrca, wolnomyśliciela. Jego Tag jest bezradny wobec nadciągającej historycznej nawałnicy. Ma świadomość nadciągającej katastrofy. Aktor stworzył przejmującą postać człowieka naznaczonego i wyobcowanego, pragmatycznego i mistycznego, żydowskiego i „ponadnarodowego”. I nade wszystko pogodzonego z losem, wspominającego już tylko piękne bale na dworze Franciszka Józefa, w czasach, które bezpowrotnie przeminęły. Nic więc dziwnego, że odrzuca propozycję ucieczki, w której chce mu pomóc jego przyjaciel, ksiądz katolicki; woli pozostać ze swoimi, choć wie, że w ten sposób skazuje się na pewną śmierć.
Franciszek Pieczka z równym powodzeniem grał dziwaków i intelektualistów (co zresztą nie musi być ze sobą sprzeczne), chłopów i arystokratów, robotników i dyrektorów, księży i bezbożników, bożych szaleńców i sceptycznych racjonalistów. Aktor wszechstronny, nie do zaszufladkowania.
Przeczytaj także: Ludzie czasem nie uciekają. Krzysztof Kieślowski, przypadek i Bóg
“W „Bliźnie” Krzysztofa Kieślowskiego zagrał partyjnego dyrektora, który w obliczu strajku w jego zakładzie, zmienia poglądy, dostrzega bowiem bezsens systemu, który do tej pory tworzył i podtrzymywał.”
Z pewnych powodów to jest dla mnie ważny film, więc “nie odpuszczę” wtrącenia swoich 3 groszy. Inaczej odczytuję rolę Pieczki w tym filmie. To nie był sprzeciw wobec systemu, a niezdolność do zła, do konfrontacji z innymi osobami, użycia wobec strajkujących przemocy przez człowieka dobrego (mimo, że partyjnego). Owszem, obie interpretacje mogą współistnieć, ale ja akcent stawiam na “personalistycznej” niż “politycznej” interpretacji, chociaż ona sama się narzuca, jest zwodniczo bardziej oczywista. Bo w końcu to był film Kieślowskiego.