Nałożenie kar na posłów, którzy zagłosowali zgodnie ze swoim sumieniem, a nie z partyjną dyscypliną, to coś więcej niż błąd. Takie działania zawsze ostatecznie prowadzą do klęski.
Po głosowaniu w Sejmie nad skierowaniem do dalszych prac w komisji dwóch projektów ustaw dotyczących ochrony życia dziecka w łonie matki, po sieci zaczął krążyć mem, w którym ktoś, wspierając się ludzkim szkieletem, tłumaczy przewodniczącemu Platformy Obywatelskiej, czym jest strzał w kolano. Podobnymi sformułowaniami wielokrotnie skomentowano wynik środowego głosowania w różnych środowiskach. Jednak moim zdaniem rzeczywistym strzałem do własnej bramki było to, co się w opozycji, a zwłaszcza w największej partii opozycyjnej, zdarzyło następnego dnia. Nałożono bardzo surowe kary na posłów, którzy zagłosowali zgodnie ze swoim sumieniem, a nie z partyjną dyscypliną.
To coś więcej niż błąd. To bardzo ostra, wręcz brutalna ingerencja w sferę elementarnych wartości, stawiająca na pierwszym miejscu doraźny interes. To po prostu łamanie sumień. Wykluczanie tych, którzy chcą się w swoim postępowaniu konsekwentnie i na każdej płaszczyźnie nimi kierować. Także w aktywności politycznej. Takie działania zawsze ostatecznie prowadzą do klęski, niezależnie od tego, kto i w imię jakich poglądów politycznych, jakich ideologii, je podejmuje.
Dobrze ukształtowanego sumienia nie da się upartyjnić. Można natomiast budować ugrupowania polityczne, w których nie będzie miejsca dla ludzi wierzących, w tym dla chrześcijan traktujących serio swoją wiarę. To nic nowego. Historia pokazuje jednak, do czego takie działania prowadzą.
Niektórzy nazywali wystosowany przed sejmowym głosowaniem „Apel Prezydium Konferencji Episkopatu Polski ws. zatrzymania aborcji eugenicznej” próbą wywierania nacisku na posłów. Podobnie część komentatorów próbowała przedstawiać wypowiedź kard. Kazimierza Nycza. Tymczasem metropolita warszawski, indagowany przez dziennikarzy, postawił sprawę jasno: „Nie jest zadaniem Kościoła podpowiadać politykom, jak go mają rozstrzygać i jak mają procedować. Zadaniem Kościoła jest przypomnienie zasad, które są zawarte w nauce Kościoła, które przypominał przez cały swój pontyfikat Jan Paweł II i przypomina papież Franciszek. I my to będziemy niezmiennie robić”.
Czym jest sumienie – przypomniał 8 stycznia br. bp Roman Pindel podczas spotkania, w którym wzięli udział przedstawiciele władz różnych szczebli, w tym również członkowie rządu. „Wierność sumieniu to właściwie sprawa najważniejsza w naszym życiu. Każdego człowieka. Nie tylko takiego, który jest powołany pełnić służbę publiczną. To jest sprawa ważna, bo decyduje o naszej godności i zbawieniu” – przypomniał. Wskazał też dylematy, przed jakimi stają wyborcy, wrzucając kartkę do urny: „Sprawa sumienia jest poważna: kogo wybrać, jaką partię, czy wybierać takiego, który ma wspaniały program, ale prowadzi się niemoralnie, tłumacząc się, że przynajmniej program ma dobry? Czy wybierać człowieka, który jest uczciwy i zaangażowany, tylko nie należy do ulubionej partii?”.
Bp Pindel przywołał postać św. Tomasza Morusa, polityka, który poniósł śmierć za wierność swemu sumieniu. „Nieraz sumienie domaga się męstwa, a nawet heroizmu, zwłaszcza gdy ustawy uchwalane przez partię są sprzeczne z sumieniem. Są szkodliwe i krzywdzące, a obowiązuje dyscyplina partyjna” – podkreślił. Zapewne nie przypuszczał, że kilka dni później jego słowa nabiorą szczególnej aktualności w Polsce.
Jan Paweł II w 1995 roku mówił w Skoczowie, że Polska, stojąca przed wieloma trudnymi problemami społecznymi, gospodarczymi, a także politycznymi „woła nade wszystko o ludzi sumienia”. Tłumaczył, że bycie człowiekiem sumienia polega przede wszystkim na tym, aby w każdej sytuacji swojego sumienia słuchać i jego głosu w sobie nie zagłuszać, choć jest on nieraz trudny i wymagający.
Prawie ćwierć wieku później słowa świętego papieża nie straciły aktualności. Brzmią jeszcze bardziej przynaglająco, gdy miernikiem politycznej wartości człowieka, a nawet warunkiem obecności w ugrupowaniu politycznym, staje się umiejętność podejmowania decyzji wbrew własnemu sumieniu.
A nie prościej napisać wprost, że autor uważa, że najważniejsze jest to, żeby posłowie głosowali za zakazem aborcji? Żebym głosował w wyborach na kandydatów, którzy wg oceny mojego sumienia skrzywdzą wielu ludzi (na kandydatów nie należących do ,,ulubionej partii”, tej ze wspaniałym programem), ale którzy mają certyfikat moralności od Episkopatu? A może zamiast powtarzać ,,zakazać, zakazać”, należy mówić: zróbcie wszystko co możliwe, aby ułatwić ludziom unikanie złych wyborów; przecież możecie stanowić prawo, organizować pomoc administracyjnie i wolno wam dysponować publicznymi pieniędzmi; prosimy, chrońcie ludzi? Dodać do tego parę listów o godnym najwyższego szacunku poświęceniu ludzi doświadczonych trudnym rodzicielstwem i może,z pomocą Ducha Świętego, problem zniknie? A na marginesie: ,,motu proprio” o ogłoszeniu św. Tomasza Morusa Patronem rządzących i polityków to ciekawy materiał do rozważań.
Nie zgodzę się. Nie było mowy o głosowaniu: „za, czy przeciw aborcji”. Była mowa o dalszej analizie przez sejmową komisję projektu, pod którym podpisało się 400.000 tysięcy obywateli. Przez Sejm, opanowany przez partię, która obiecywała, że żadnego projektu obywatelskiego nie wyrzuci do kosza. Czy Autor artykułu ma mozliwość ustosunkowania się do tego przyrzeczenia publicznego?