Na wystawie „Krew: łączy i dzieli” w Muzeum Polin możemy oglądać słynną litografię Marca Chagalla, który przejmująco zilustrował historię Kaina i Abla – cała przyroda przesiąka czerwienią krwi i nie ma już nadziei na odwrócenie tego procesu, bo jako ludzie skaziliśmy świat nienawiścią i przemocą.
Od znaku ocalenia przed śmiercią w Egipcie po symbol Zagłady; od zakazu spożywania krwi po oskarżenia o używanie krwi chrześcijańskich dzieci do produkcji macy; od znaku przymierza z Bogiem do bratobójstwa; od ratowania życia do morderstwa – próżno szukać pojęcia bardziej dwuznacznego od krwi. Wielość perspektyw, jak również ich wieloznaczność, jest też jedną z głównych cech wystawy „Krew: łączy i dzieli” w Muzeum Historii Żydów Polskich Polin.
– Krew jest znakiem życia, ale też śmierci. Należy do sfery sacrum, jednak może również przynależeć do profanum. Oczyszcza i czyni nieczystym, ożywia i zatruwa – mówi Joanne Rosenthal, kuratorka oryginalnej wystawy w Londynie, którą dr Małgorzata Stolarska-Fronia zaadaptowała do warunków polskich. Dzięki temu możemy zobaczyć na wystawie nie tylko doskonale zachowane osiemnastowieczne narzędzia do obrzezania z Londynu, ale też między innymi piękny parochet (tkanina okrywająca aron ha-kodesz, najświętsze miejsce synagogi) ze zbiorów warszawskiego Żydowskiego Instytutu Historycznego oraz współczesne dzieła polskich artystów, np. Piotra Uklańskiego, Elizy Proszczuk i Doroty Buczkowskiej.
Poruszające jest to zestawienie historii i współczesności. Starożytne historie biblijne, w których pełno jest krwi – poczynając od krwi Abla przelanej przez brata, przez krew przymierza Boga z Abrahamem po krew paschalnego baranka – zostają zwiedzającym pokazane w nowych kontekstach, są jakby doświetlone przez dzieła sztuki współczesnej. Historię Kaina i Abla, w opisie której Biblia po raz pierwszy używa słowa „krew”, ilustruje słynna litografia Marca Chagalla. „Cóżeś uczynił? Krew brata twego głośno woła ku mnie z ziemi!” – mówi Bóg do Kaina; Chagall ilustruje to w sposób przejmujący – cała przyroda przesiąka czerwienią krwi i nie ma już nadziei na odwrócenie tego procesu, bo jako ludzie skaziliśmy świat nienawiścią i przemocą.
Poruszające jest to zestawienie historii i współczesności. Starożytne historie biblijne zostają zwiedzającym pokazane w nowych kontekstach, są jakby doświetlone, przez dzieła sztuki współczesnej
Idąc na wystawę muzealną, oczekuję, że będzie ona potrafiła poruszyć dwie odległe, choć powiązane przecież, sfery: intelekt i emocje. Chcemy przeżywać opowiadaną nam w muzeum historię, ale same emocje to przecież za mało, bo one w końcu opadną i pozostawią nas z tym nieznośnym pytaniem: coś przeżyliśmy, ale czy coś na tym zyskaliśmy? Dlatego cenimy sobie takie ekspozycje, po wyjściu z których mamy potrzebę przewertowania książek, internetu, przegadania kwestii z przyjaciółmi. Jeśli wystawę „Krew: łączy i dzieli” oceniać pod kątem oddziaływania na sfery intelektu i emocji, to należałoby wystawić jej bardzo wysokie noty.
Kogo nie poruszy praca Buczkowskiej, która w części ekspozycji poświęconej ofierze i koszerności zabiera nas w kąt pomieszczenia umazanego krwią (a raczej barwnikiem imitującym krew)? Kumuluje się w odbiorcy cały strach – no właśnie, kogo: człowieka, zwierzęcia? – stworzenia, którego krew została przelana. Albo haft Uklańskiego, który przywołuje na myśl kroplę krwi: jakie skojarzenia wywoła on u zwiedzającego? Przypomni o skaleczeniu z dzieciństwa i mamie, która jednym pocałunkiem powstrzymywała całe wynikające z tego cierpienie? A może to właśnie mama zraniła się, haftując coś dla dziecka?
Intelekt również wyjdzie z wystawy pobudzony. Jak to możliwe, że dzieje judaizmu i chrześcijaństwa – tak blisko ze sobą powiązanych – przez wielu naznaczone były przemocą i walką? Jak można było oskarżać Żydów o mordy rytualne dla zdobycia krwi chrześcijańskich dzieci, skoro Żydzi nie mogą spożywać krwi? Czy przelewanie krwi Żydów, których nazywamy przecież „starszymi braćmi w wierze”, w pogromach na ulicach europejskich miast nie skaziło naszej ziemi co najmniej tak bardzo, jak bratobójczy mord Kaina?
Wystawa „Krew: łączy i dzieli” poświęca sporo miejsca religii, ale również nauce i różnym paranaukom, np. eugenice. I choć wydaje się, że po tragedii Zagłady, w czasach badań nad ludzkim genomem, traktowanie krwi jako przekaźnika jakichś szczególnych cech rasowych czy klasowych, zostało skompromitowane – to ekspozycja wystawy w Polin podaje to przekonanie w wątpliwość. Okazuje się, że także w krajach przedstawiających się jako postępowe wyklucza się innych za „gorszą” krew, rozumianą zupełnie dosłownie.
Niepokój, który na początku budzi obraz Chagalla, wcale nie zanika pod koniec zwiedzania. I jak tu wierzyć w postęp?