Zima 2024, nr 4

Zamów

Rejestr pedofilów – narzędzie do linczu

Minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro, listopad 2017 r. Fot. P. Tracz / KPRM

Powszechnie dostępny rejestr pedofilów nie służy zapobieganiu przestępczości. Jego stworzenie to przykład populistycznej dehumanizacji i dechrystianizacji polskiego prawa karnego.

Z początkiem 2018 r. Ministerstwo Sprawiedliwości utworzyło Rejestr Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym, w istocie składający się z dwóch odrębnych wykazów: powszechnie dostępnego oraz o ograniczonym dostępie. To efekt obowiązywania ustawy z dnia 13 maja 2016 roku o przeciwdziałaniu przestępczości na tle seksualnym. Według jej zapisów rejestr jest jednym z trzech szczególnych środków ochrony przed tym rodzajem przestępczości – obok nałożonych ustawą na określone podmioty obowiązków weryfikacji osób ubiegających się o zatrudnienie oraz obowiązku określenia szczególnego zagrożenia przestępczością na tle seksualnym w formie policyjnej mapy zagrożeń przestępstwami na tle seksualnym.

O ile nakładanie pewnych obowiązków weryfikacyjnych np. na pracodawców przed zatrudnieniem osób pracujących z dziećmi czy też stworzenie policyjnej mapy zagrożeń przestępstwami na tle seksualnym – a nawet uruchomienie rejestru o ograniczonym dostępie, umożliwiającego weryfikację szczególnych grup zawodowych – może rzeczywiście w jakimś stopniu pełnić funkcję ochronną przed przestępczością seksualną, o tyle trudno uznać, by wprowadzenie powszechnego publicznego rejestru sprawców było rozwiązaniem racjonalnym.

Troska o poklask opinii publicznej zastępuje troskę o argumenty naukowe

Jest to narzędzie populistyczne, niehumanitarne i po prostu nieskuteczne. Gdy myślę o publicznym rejestrze – już teraz powszechnie nazywanym „rejestrem pedofilów i gwałcicieli” – z którym każdy może się zapoznać, od razu mam przed oczami sceny z filmu „Polowanie” w reżyserii Thomasa Vinterberga. Tam już samo oskarżenie wystarczyło, by zniszczyć życie głównego bohatera. Tutaj nie trzeba będzie oskarżenia, wyrok przecież już jest. Teraz tylko trzeba czekać na publiczny lincz.

Populizm penalny

Niestety, stworzenie takiego rejestru to kolejny krok w kierunku dehumanizacji polskiego prawa karnego. Co warto podkreślić, krok nie tylko związany z działaniami obecnej większości parlamentarnej, lecz obecny także w przeszłości. Przypomnijmy chociażby łamiącą zakaz podwójnej karalności ustawę z 22 listopada 2013 r. o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób (nazywaną wielokrotnie tzw. ustawą o bestiach), jak też mniej rażące, ale wyraźne działania oderwane od argumentów naukowych, jak chociażby stała tendencja do zaostrzania kar czy poszerzanie zakresu kryminalizacji bez uzasadnienia.

Obecnie już chyba żaden polski polityk nie potrafi merytorycznie i z przekonaniem ukazywać absurdów populizmu penalnego. Troska o poklask opinii publicznej zastępuje troskę o argumenty naukowe. Przedstawiciele nauki prawa karnego są w równym stopniu ignorowani przez kolejne ekipy rządzących. Nie chodzi mi jednak o lekceważenie środowiska naukowego – do tego zdążyliśmy przywyknąć. Chodzi o uporczywe wmawianie opinii publicznej, że mamy do czynienia z rozwiązaniami racjonalnymi, podczas gdy wszechobecny jest już li tylko populizm penalny.

Zwolennicy powszechnie dostępnego publicznego rejestru sprawców przestępstw na tle seksualnym powołują się przede wszystkim na argument, że ważniejsza od praw sprawców jest ochrona dzieci. To fałszywa dychotomia. Dobre prawo karne musi być tak ukształtowane, by chronić prawa każdej jednostki, starając się je wyważyć w ramach systemu, a nie tworzyć system ich konfrontacji.

Tworzenie powszechnie dostępnego rejestru niewiele ma wspólnego z rzeczywistą ochroną potencjalnych ofiar

Ponadto tworzenie rejestru publicznego dostępnego powszechnie niewiele ma wspólnego z rzeczywistą ochroną potencjalnych ofiar. Jest to raczej barbarzyńska wydmuszka, w środku której nie znajdziemy żadnej z zasad prawa karnego demokratycznego państwa. Nie ma tu zasady humanizmu (każdy, nawet najgorszy zbrodniarz nie przestaje być człowiekiem i nie może być pozbawiony godności osoby ludzkiej), subsydiarności (wprowadzając tego rodzaju rozwiązania trzeba udowodnić, że są absolutnie konieczne oraz bardziej skuteczne od innych), sprawiedliwości (wymierzanie sprawiedliwości karnej i działania z nią związane nie mają być odwetem czy zemstą), a nawet legalizmu (mimo że rejestr jest ukształtowany jako rozwiązanie administracyjnoprawne, w istocie wprowadza z mocą wsteczną sankcję karną, nieznaną ustawie w chwili popełnienia określonych przestępstw).

Krytykując ten publiczny i powszechnie dostępny rejestr, nie bronię, rzecz jasna, w żaden sposób zła wyrządzanego przez przestępców. Bronię człowieka, w istocie każdego z nas. Walka z przestępczością seksualną (zwłaszcza ochrona przed nią dzieci) winna być priorytetem każdego ministra sprawiedliwości. Chodzi jednak o to, by była ona prowadzona w poszanowaniu praw każdego człowieka i sensownie, nie zaś bazowała na ludzkich instynktach czy strachu.

Zadajmy sobie pytanie (raczej retoryczne): czy umieszczenie danego sprawcy w powszechnym publicznym rejestrze może zapobiec chociaż jednemu przestępstwu w ten sposób, że odstręczy potencjalnego sprawcę od bezprawnego działania? Jedyny skutek, jaki rejestr może odnieść, to napiętnowanie wszystkich, bez wyjątku. Rejestr nie ma przecież względu chociażby na sposób życia i postawę sprawcy po popełnieniu przestępstwa. Eksperci wskazują na przykład, że umieszczenie w rejestrze może przeszkodzić w skutecznej terapii sprawcy, który traci motywację do pozytywnej zmiany.

Otrzymaliśmy zatem narzędzie raczej do linczu, a nie do zapobiegania przestępczości. Rejestr to miejsce potępienia i ślepej, bo bezcelowej, dolegliwości. Brak jest natomiast jakiegokolwiek dowodu na to, by system mógł rzeczywiście zapobiegać przestępczości seksualnej wobec dzieci. To natomiast, że podobne systemy funkcjonują w innych krajach, nie zmienia oceny przyjętego rozwiązania. Otrzymujemy bowiem pozorowane działania, pozostajemy z nierozwiązanymi problemami. Tyle miałbym uwag z karnoprawnego punktu widzenia.

Człowiek się nie liczy

Pozwolę sobie jednak na dygresję luźno powiązaną z prawem karnym. Ostatnio premier Mateusz Morawiecki mówił o potrzebie rechrystianizacji Europy. Może zatem warto, aby poprosił Ministerstwo Sprawiedliwości, by dalej nie dechrystianizowało polskiego prawa karnego, wprowadzając kolejne rozwiązania, które gotowe są poświęcić godność osoby ludzkiej w imię realizacji populistycznych pomysłów. Niewiele osób uświadamia sobie, że wspomniane zasady polskiego prawa karnego (humanizm, sprawiedliwość, subsydiarność, legalizm) w istocie mają wymiar nie tylko uniwersalny, ale także da się znaleźć ich najgłębsze uzasadnienie w wartościach chrześcijańskich. Nie da się na przykład zgadzać z założeniami personalizmu katolickiego przy jednoczesnej zgodzie na zrównanie wszystkich w jednym powszechnym rejestrze.

Wprowadzając rozwiązania lekceważące godność osoby ludzkiej, Ministerstwo Sprawiedliwości dechrystianizuje polskie prawo karne

Czy uznając godność każdej osoby ludzkiej i wierząc w możliwość poprawy każdego człowieka, możemy godzić się na funkcjonowanie rejestru w takim kształcie? Czy naprawdę – jako społeczeństwo mieniące się chrześcijańskim – nie możemy poszukać innych pomysłów? Owszem, ktoś powie, że nie powinienem mylić porządku prawnego z wiarą. Jeśli jednak przekonania religijne mogą i mają wpływać na zakres ustawodawstwa w innych obszarach życia, to dlaczego nie miałyby być podstawą oceny instytucji systemu prawa karnego, stawiając na pojednanie, przebaczenie i karę sprawiedliwą, dolegliwą, nieuniknioną, lecz zachowującą godność każdego człowieka i dającą zawsze szansę na poprawę?

Wesprzyj Więź

Ponadto obawiam się, że ten rejestr to początek. Za chwilę może pojawią się projekty rejestru sprawców kradzieży, oszustów, nietrzeźwych kierowców. A może ktoś zostanie umieszczony w obecnie istniejącym już rejestrze przez przypadek? Cóż z tego, że potem omyłka zostanie wymazana z internetu? Wątpliwości jest więcej.

Tymczasem słyszymy, że otrzymaliśmy w prezencie noworocznym „wyjątkowy rejestr” i „sukces rządu”. Zamiast zwiększyć nakłady na pracę resocjalizacyjną ze skazanymi, w tym specjalistyczną terapię. Zamiast zwiększyć nakłady na edukację i kampanie społeczne uczące unikania niebezpiecznych sytuacji. Zamiast zwiększyć nakłady na kształcenie nauczycieli i wychowawców chociażby poprzez kursy psychologiczne, umożliwiające im adekwatną reakcję w sytuacji zagrożenia.

Kolejny raz człowiek się nie liczy. Zarówno ten, którego rejestr przed niebezpieczeństwem nie uchroni, jak i ten, który wyrządził zło i jest dalej zdolny do jego wyrządzania. Tak w istocie jest z każdym populizmem. Odwołując się do wielkich wartości, w istocie za nic je sobie poczytuje. Tymczasem nauka prawa karnego jest trudna, wymagająca dyskursu, wyważenia racji, ogromnego wysiłku, a przede wszystkim pogodzenia się z tym, że walka z przestępczością nie jest prosta. Wymaga bowiem przede wszystkim uznania, że każdy, nawet największy zbrodniarz pozostaje człowiekiem. A skoro tak, to ograniczając jego prawa, trzeba wykazać potrzebę i racjonalność takiego działania.

Podziel się

Wiadomość

Szanowna Pani Mirosławo,
W dyskusji o zasadności prowadzenia publicznego Rejestru Sprawców Przestępstw na Tle Seksualnym nikt nie kwestionuje praw ewentualnych ofiar takich przestępstw. Krytycy Rejestru wskazują na to, że narusza on inne wartości, że cele, które przyświecały jego twórcom, można osiągnąć innymi środkami (które nie naruszałyby innych wartości ) oraz, że możliwość osiągnięcia tych celów przez Rejestr jest w ogóle wątpliwe. Proszę bowiem zwrócić uwagę, że Rejestr nie zawiera informacji o wszytkich sprawcach przestępstw pedofilskich…

Szanowny Panie Tomaszu,
Bardzo dziękuję za mądry artykuł. Podzielam Pana oceny i niepokój co do drogi, którą podąża polskie prawo karne.
Za szczególnie cenne uważam Pana spostrzeżenie, że za rechrystianizację Europy zabierają się osoby niewiele wiedzące o prawdziwych chrześcijańskich (i europejskich) wartościach.
Pozdrawiam
Maciej Mielcarek

Bóg otacza swoją opieką wyjątkowo obrzydliwego mordercę jakim jest Kain. Potępia jego czyn, ale dalej jest On Jego stworzeniem. Dla chrześcijanina to jest rozstrzygające. Jahwe wprawdzie daje znamię Kainowi, ale po to by go nikt nie zabił. W omawianym przez autora rozporządzeniu jest dokładnie odwrotnie. To trudny, ale bardzo potrzebny artykuł P. Tomasza.

Szanuję Pana za pełne szacunku do człowieka niezależnie od tego jaki by nie był podejście. Mam nadzieję, że będzie Pan miał szeroki wpływ na prawo karne w Polsce, bo takich ludzi jak Pan, ten kraj potrzebuje,

Szanowny Panie dr,
komentarz jak najbardziej potrzebny do rozpoczęcia dyskursu w tej tematyce. Problem w prawie karnym pojawia się nie pierwszy raz. Jednakże sama przyczyna takiego stanu rzeczy wynika nie tylko z tego że minister chciał to zrobić ale musiał. Wynika to z bezczynności iurisprudenti w tej tematyce. A problem jak istniał tak istnieje. Nikt nie ma odwagi ?:( W ty miejscu przypomina mi się rola Toma Hanksa – J.B Donovan w filmie Most szpiegów. Jako adwokat zostaje z urzędu wybrany do obrony zdrajcy narodowego, co spotyka się z utożsamianiem jego osoby i rodziny ze sprawcą.
Nie jestem również zwolennikiem popadania z jednej skrajności w drugą. Jednakże to nie ofiara jest agresorem a sprawca. Więc Państwo powinno się przede wszystkim skupić na przeciwdziałaniu takim zdarzeniom, a następnie gdy popełniono błąd w ustaleniach faktycznych rektyfikować osobę pomówioną o ten czyn wszelkimi możliwymi sposobami. Dzisiaj taktowane jest to jako wizja futurystyczna.
Pragnę także zauważyć, iż na podstawie tegoż przepisu jak i komentarza Pana autorstwa może dojść do nawiązania wreszcie konstruktywnego dialogu i znalezienia złotego środka – modus vivendi. Pozostawienie tematu bez rozwinięcia i dokładnej analizy oraz komparystyki nie jest możliwe. W Pana artykule zabrakło mi rozpoznania sytuacji ofiary sprzed wejścia ustawy i skonfrontowania jej ze stanowiskiem pokrzywdzonego pomówieniem. Byłby to kompletny obraz.
Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, iż Pana artykuł emanuje trochę uprzedzeniami personalno politycznymi. Widocznie artykuł powstał immanentnie z emocjami i poglądami.
Widać to zwłaszcza przy wspominaniu osoby Pana premiera Morawieckiego, co przywołanie tej osoby mnie dziwi. Jako prawnik i osobą pełniąca funkcję publiczną wie Pan jaki jest proces legislacyjny.
Prosiłbym aby w następnym artykule odniósł się Pan do przeszłości gdzie problematyka tego zagadnienia pozostawiała cały ciężar popełnienia przestępstwa na poszkodowanych.
Odważny artykuł Pana autorstwa stworzył podłoże pod dalszą polemikę. Można śmiało zatem powtórzyć za Cezarem alea iacta est. A my miejmy nadzieję, iż trud Pana podjęcia się tak trudnego tematu nie przejdzie bez echa wśród prawników. Jeżeli pobudki Pana są oczywiście prawdziwe?

Zgodzić należy się z autorem tekstu. Niestety, w tym kraju, wszelkie normy o charakterze zdałoby sie podstawowym zostały przez polityków przekroczone. Zresztą – nie zasługują oni na miano polityków. Trudno nie spostrzec, jak daleko odeszli nie tylko od prześmiewczo noszonych na ustach haseł chrystianizmu, ale i od logiki, w tym od Arystotelesa, który przeciez politykę defininiował jako: rodzaj sztuki rządzenia państwem, której celem jest dobro wspólne….

Po zapoznaniu się z treścią artykułu, oczywiście w mojej subiektywnej i możliwie wadliwej ocenie, wybrzmiewają z wywodu autora poniższe założenia, z którymi nie sposób się zgodzić.

Autor zakłada, że „rejestr pedofilów” będzie narzędziem do linczu. Zważyć należy, że takie stwierdzenie zakłada a priori, że np. sąsiedzi osoby skazanej za przestępstwo na tle seksualnym, o którym mowa w art. 1 ust. 1-7 ustawy o przeciwdziałaniu zagrożeniom przestępczością na tle seksualnym z dnia 13.05.2016 r. będą wywierały presję psychiczną, fizyczną itp. (autor nie definiuje pojęcia lincz na tle swojego artykułu) na skazanego jest sprzeczne z:

a) nauką chrześcijańską, albowiem „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz”, Księga Rodzaju 1, 27, „A Bóg widział, że wszystko, co uczynił, było bardzo dobre” Księga Rodzaju 1, 31 (po stworzeniu człowieka),

b) domniemaniem niewinności z art. 5 k.p.k., kiedy to autor zakłada każdorazowy zamiar „linczowania” sprawy przestępstwa przez środowisko,

c) dotychczasową praktyką stosowania ww. ustawy, która weszła w życie dnia 01.10.2017 r., (a rejestr 01.01.2018 r.), a tym samym po prawie 1 miesiącu jego stosowania brak jest informacji, przynajmniej w przekazie medialnym, co do linczu ww. skazanych.

Wręcz przeciwnie, po zauważeniu możliwego skazanego z ww. rejestru przy szkole, rodzice dali wskazówki swoim dzieci, aby te nie wracały same do domu, chodziły tylko w większych grupach lub pod opieką dorosłych.

http://bialystok.eska.pl/newsy/uczniowie-jednej-ze-szkol-na-podlasiu-zauwazyli-mezczyzne-z-rejestru-pedofilow-to-juz-kolejny-taki-przypadek-w-polsce/655137

d) co istotne, polska procedura karna przewiduje podanie wyroku do publicznej wiadomości w art. 43b k.p.k.: „Sąd może orzec podanie wyroku do publicznej wiadomości w określony sposób, jeżeli uzna to za celowe, w szczególności ze względu na społeczne oddziaływanie skazania, o ile nie narusza to interesu pokrzywdzonego”. Czy podawanie wyroku do publicznej wiadomości (nota bene ta instytucja znana była już polskiemu kodeksowi karnemu z 1932 r. i 1969 r.),

e) „rejestr pedofilów” funkcjonuje w Kanadzie, Nowej Zelandii, Australii, USA, Wielkiej Brytanii i RPA.

f) artykuł pomija w całości istotne zagadnienia psychologiczno-resocjalizacyjne wynikające z ww. rejestru, a polegające na utrzymywaniu sprawcy ww. przestępstwa przez niego samego w powstrzymywaniu się przed popełnieniem tego rodzaju przestępstw m.in. z uwagi na łatwiejsze monitowanie jego funkcjonowania w środowisku lokalnym. Niewątpliwie dochodzi tutaj do konfliktu wartości, tj. prawa do prywatności skazanego a prawa do ochrony fizycznej i psychicznej dziecka. Ustawodawca zważył dwie ww. wartości i przyznał prymat tej drugiej. Nadto, zdecydowana większość sprawców przestępstw na tle seksualnym była recydywistami.

Pomijam zagadnienia odnoszące się do „politycznych”, antyrządowych konotacji autora, albowiem per se pozbawia to waloru naukowości takiemu wywodowi.