Czołowi przedstawiciele polskiego rządu robią dobrą minę do złej gry, ale kolejne sygnały każą bić na alarm: w Polsce obcokrajowcy są coraz mniej bezpieczni.
Cztery dni po warszawskim Marszu Niepodległości – podczas którego wznoszono hasła takie jak „Sieg heil”, „Czysta krew, trzeźwy umysł”, „Biała Europa braterskich narodów”, „Biała siła, Ku Klux Klan” – premier Beata Szydło powiedziała w wywiadzie dla serwisu wpolityce.pl, że „Polska jest krajem wolnym od antysemityzmu i rasizmu”. Tuż po marszu minister spraw wewnętrznych Mariusz Błaszczak stwierdził z kolei, iż „na tym polega wolność, że możemy analizować te przypadki [rasizmu – B. B.] w sposób zupełnie otwarty i swobodny, bez żadnych przywiązań do skojarzeń”.
Czołowi przedstawiciele polskiego rządu robią zatem – „bez żadnych przywiązań do skojarzeń” – dobrą minę do złej gry, ale kolejne sygnały każą bić na alarm: w Polsce obcokrajowcy, osoby wyznające religie niechrześcijańskie (zwłaszcza muzułmanie), a nawet chrześcijanie innych niż rzymskokatolickie obrządków są coraz mniej bezpieczni.
Lawinowy wzrost agresji
Jeśli za miarę stosunku Polaków do obcych wziąć dane Prokuratury Krajowej na temat liczby prowadzonych postępowań w sprawie przestępstw popełnionych z pobudek rasistowskich lub ksenofobicznych, to możemy mówić o katastrofie. W ciągu dziesięciu lat między rokiem 2007 a 2016 liczba prowadzonych postępowań wzrosła o 2631%, tj. w liczbach bezwzględnych z 62 do 1631 rocznie[1].
Dane te są bezlitosne i pokazują, że nie ma czasu na lekceważenie problemu – liczba prowadzonych postępowań wzrasta lawinowo. Owszem, można przyjąć, że za tak gwałtowny wzrost odpowiadają różne czynniki, np. zwiększona wykrywalność przestępstw czy większe społeczne wyczulenie na tę tematykę w wyniku kampanii społecznych i medialnych. Jacek Mazurczak, główny specjalista ds. monitorowania przestępstw z nienawiści w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji w latach 2014–2016, rozwiewa jednak wszelkie wątpliwości: „Analizując te dane, zawsze trzeba się zastanowić, jak te zdarzenia są rejestrowane. Za część tego wzrostu odpowiada pewnie działalność szkoleniowa prowadzona wśród policjantów i prokuratorów. Sam fakt, że kwestie związane z przestępstwami z nienawiści zagościły w dyskursie publicznym też mają znaczenie dla zgłaszalności dla tego rodzaju przestępstw. Nie możemy patrzeć na wzrost tej liczby jako informacji tylko o tym, że dzieje się coś złego. Chociaż biorąc pod uwagę to, że te statystyki uwzględniają zmiany, których należałoby się spodziewać – widać w nich np. wzrosty liczby przestępstw wymierzonych np. przeciw muzułmanom, to możemy podejrzewać, że ta próba którą posiadamy, w wystarczający sposób mówi nam o tym, co się dzieje w społeczeństwie.
Gdyby wzrost liczby odnotowywanych przestępstw wynikał tylko z zainteresowania mediów czy zwiększonej świadomości organów ścigania, to raczej odnotowywalibyśmy wzrost w tych kategoriach, w których przestępstwa już były rejestrowane. Struktura byłaby taka sama. Natomiast struktura się zmienia, co świadczy o tym, że dane, które posiadają nasze organy ścigania, mówią coś o rzeczywistości. Zdecydowanie rośnie liczba przestępstw na tle ksenofobicznym wobec szeroko rozumianej kultury arabskiej, co jest związane z kryzysem uchodźczym”[1].
Możemy zatem mówić nie tylko o rzeczywistym wzroście ksenofobii w Polsce. Mazurczak zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt sytuacji: strukturalną zmianę wśród wszczynanych przez prokuraturę postępowań. Mówi o wyraźnym wzroście agresji wymierzonej konkretnie w muzułmanów i wiąże to zjawisko z kryzysem uchodźczym. Wypowiedź Jacka Mazurczaka odnosi się do raportu Prokuratury Krajowej za rok 2015 (cytowany wywiad był przeprowadzony latem 2016 roku). Najnowsze dane z 2016 roku pokazują, że ta strukturalna zmiana postępuje.
Okazuje się, że w ciągu roku niemal dwukrotnie wzrosła liczba spraw, w których podmiotem działania napastnika były osoby wyznania muzułmańskiego: ze 192 do 362, tj. z 12,4 proc. do 22 proc. ogółu spraw. To wielka zmiana w krajobrazie polskiej ksenofobii. Do tej pory najczęstszymi jej ofiarami byli Żydzi i Romowie, którzy w bardzo krótkim czasie zostali zepchnięci z czoła tego niechlubnego rankingu. Dodatkowo o 40 proc. wzrosła częstotliwość występowania przemocy fizycznej wobec muzułmanów.
Kim jest typowa ofiara?
Jak wzrost agresji objawia się w codziennym życiu muzułmanów mieszkających w Polsce? Malika Abdoulvakhabova – Czeczenka, która mieszka z rodziną w Polsce od ponad 20 lat – opowiadała już w „Więzi” o pierwszych przypadkach nieprzyjemności, jakie spotykały ją ze strony sąsiadów i zupełnie przypadkowych ludzi: „22 września 2015 r. jechałam akurat warszawskim metrem na posiedzenie Komisji Ekspertów ds. Migrantów przy Rzeczniku Spraw Obywatelskich. Miałam na głowie swój turban. Usiadłam koło pewnej kobiety, mniej więcej w moim wieku. Ona popatrzyła na mnie wrogo, fuknęła, wstała i się przesiadła. Można sobie wyobrazić, jak się wtedy poczułam. Parę osób to zauważyło, ale nic więcej się nie działo. Gdy ta kobieta wysiadała, ja również wysiadłam, wcześniej, niż zamierzałam, i podeszłam do niej. Powiedziałam jej: «Bardzo panią przepraszam, ale czy mogę dowiedzieć się, co oznacza to, co przed chwilą pani zrobiła? Bo to mnie dotyczy. Może pani nie odpowiadać, ale ja prosiłabym o odpowiedź». «Pani jest muzułmanką?». «Jestem, nie ukrywam tego». «Nie będę siedziała obok muzułmanki»… Byłam w szoku”[2].
Niestety, takich sytuacji robiło się coraz więcej. W drobnych, codziennych sytuacjach, w komunikacji miejskiej i podczas zakupów Abdoulvakhabovej dawano odczuć, że zasługuje na napiętnowanie jako muzułmanka. W końcu zdecydowała się na krok, który dużo ją kosztował, ale przyniósł tak potrzebne wytchnienie: – Zdecydowałam się zdjąć z głowy tradycyjną chustę, w której zawsze chodziłam. Nie chciałam się dalej narażać na jej zrywanie na ulicy i wyzwiska. Mam nadzieję, że jeśli to jest grzech, to Bóg mi go wybaczy. Teraz ja i inne kobiety w mojej rodzinie nie odróżniamy się za bardzo na ulicy od innych. Jest mi przykro, bo mój ubiór to część mojej kultury.
Trudniej mają osoby pochodzące z krajów etnicznie bardziej nam obcych niż Czeczenia, gdyż zdradza je kolor skóry. Muzułmanie raczej nie wychodzą sami na miasto, również z obawy przed przemocą.
Taka sytuacja nie dziwi, jeśli przyjrzymy badaniom społecznym stosunku Polaków do obcych nam kulturowo grup ludzi, zwłaszcza do osób pochodzących z krajów arabskich. Polacy ze wszystkich narodów najgorzej postrzegają Arabów – w badaniu CBOS z początku 2017 r. tylko 16 proc. Polaków deklarowało wobec nich sympatię (choć i tak jest to wyraźna… poprawa z 8 proc.w 2016 r.), aż 59 proc. deklarowało niechęć. Kolejne nacje, wobec których Polacy mają deklaratywnie najgorszy stosunek, to Romowie, Turcy, Rumuni, Rosjanie, Wietnamczycy, Ukraińcy i Żydzi[3].
Cytowany wcześniej Jacek Mazurczak wiąże wzrost przestępczości wobec muzułmanów z rozwojem kryzysu uchodźczego. Tę korelację widać po wynikach innych badań CBOS. Gdy w połowie 2015 r. spytano Polaków o stosunek do przyjmowania uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki (a było to już w szczycie europejskiego kryzysu migracyjnego), poparcie dla takiego pomysłu wyrażało 33 proc. ankietowanych, negatywną opinię wyraziło 53 proc. osób. W kolejnych miesiącach poparcie spadło do 26 proc., a sprzeciw wzrósł do 67 proc. W maju 2017 r. wskaźniki te wyniosły odpowiednio: 25 proc. i 70 proc.
Innymi słowy, wzrostowi niechęci wobec uchodźców z krajów arabskich towarzyszył wzrost niechęci wobec Arabów (jeszcze w 2011 r. niechęć wobec nich deklarowało 42 proc. badanych, w 2016 r. było to już 67 proc.) i wzrost liczby przestępstw z pobudek ksenofobicznych wymierzonych w muzułmanów. Muzułmanin, Arab, uchodźca – to „optymalny” profil ofiary polskiego rasisty.
Co więcej, niechęć wobec muzułmanów wśród Polaków wiąże się z… wyjątkową niewielką liczbą wyznawców tej religii żyjących w naszym kraju. Jest to więc stosunek do muzułmanów „wyobrażonych”. Dobrze pokazuje to wykres przygotowany przez portal uchodzcy.info w oparciu o dane prestiżowego ośrodka Pew Research Center.
Polityka a ksenofobia
Wyniki badań społecznych podpowiadają także, co – lub raczej kto – może stać za wzrostem niechęci wobec uchodźców. Paweł Cywiński, redaktor portalu uchodzcy.info – zajmującego się weryfikowaniem informacji na temat kryzysu uchodźczego w Europie – mówi, że w wynikach badań stosunku Polaków do uchodźców można dostrzec pięć tąpnięć.
– Pierwsze z nich miało miejsce miesiąc przed wyborami prezydenckimi w 2015 r., a drugie miesiąc przed wyborami parlamentarnymi w tym samym roku . To pokazuje nam, że temat był rozgrywany politycznie. Socjologowie oraz ludzie odpowiedzialni za kampanie polityczne powiedzieli mi, że było to związane z faktem, że nie wyszło referendum ws. JOW-ów i trzeba było bardzo szybko zmienić narracje wyborcze, a temat uchodźców świetnie do tego pasował[4].
Kolejne tąpnięcia, według Cywińskiego, miały miejsce po zamachach terrorystycznych w Paryżu, Brukseli i Nicei. Co istotne, jedynym zamachem z potwierdzonym udziałem osób, które dostały się do Europy nielegalnymi kanałami migracyjnymi, był zamach w Paryżu. Raporty Europolu i innych organizacji podkreślają, że nie można wiązać kryzysu migracyjnego ze wzrostem zagrożenia terrorystycznego.
Można więc powiedzieć, że Polacy stali się ofiarami „handlarzy strachem”, czyli w tym przypadku: polityków i ich zakulisowych strategów. Handel strachem polega tu na graniu kartą lęków przed uchodźcami i cudzoziemcami w kontekście spraw wewnętrznych. „Handlarze strachem” próbują wmówić społeczeństwu, że największym zagrożeniem dla jego dobrostanu jest wcale nie źle zarządzane państwo i samorządy, agresywna polityka korporacji i niskie płace, itp., lecz obcokrajowcy. Traktowanie obcokrajowców jako „kozłów ofiarnych” poskutkowało tym, że Polacy bardziej niż utraty pracy obawiają się uchodźców i zamachów terrorystycznych.
Po takim nastraszeniu społeczeństwa politycy oferują mu swoją pomoc w obronie przed zagrożeniem ze strony obcych. W zamian otrzymują poparcie polityczne. Końcowy etap całego procederu stanowi zapowiedź niewpuszczania muzułmańskich imigrantów do Polski, dzięki czemu stanie się ona ostatnią wyspą bezpieczeństwa i wolności w Europie.
Warto przy okazji dodać, że choć strategia „handlowania strachem” została w tym kontekście użyta dopiero w wyborach w 2015 r., to problem niechęci wobec obcokrajowców narastał w Polsce już w poprzednich latach, co pokazują przytaczane wcześniej dane prokuratury.
Najbliżsi obcy
Polityka gra istotną rolę nie tylko w kontekście arabskich uchodźców i imigrantów. Działacz mniejszości ukraińskiej opowiadał mi o tym, że także Ukraińcy odczuwają polityczne rozgrywanie ich obecności w Polsce. W ich wypadku wykorzystuje się zwłaszcza politykę historyczną, a istotną cezurą czasową jest rok 2013, kiedy w świadomości społecznej Polaków zaistniała powszechnie kwestia zbrodni wołyńskiej. Od wtedy strona polska szachuje nią mniejszość ukraińską w Polsce.
Dość typowym przypadkiem jest przypinanie Ukraińcom łatki propagatorów „zbrodniczego banderyzmu” (co samo w sobie jest bardzo nieostrą kategorią). We Wrocławiu na przykład pewien człowiek uznał ukraińskie godło – trójząb – za symbol banderyzmu, zniszczył ukraińskie flagi, które wisiały w szkole, do której chodził jego syn z okazji dni ukraińskich i krzyczał: „Ukraińcy to mordercy!”. Opinia publiczna i władze samorządowe tolerują akty wandalizmu wobec ukraińskich miejsc pamięci, zwłaszcza na Podkarpaciu. Zdarzają się akty niszczenia cmentarzy, a nawet atakowania procesji greckokatolickichh, jak to miało miejsce w Przemyślu w 2016 r. Ukraińcy w Polsce mają też trudności z wynajmowaniem przestrzeni do organizowania wydarzeń kulturalnych, czego najsłynniejszym przykładem był Festiwal Kultury Ukraińskiej w 1995 i 1997 r. W tym drugim przypadku dopiero interwencja premiera Cimoszewicza uratowała imprezę.
– W każdej sprawie, w której społeczność ukraińska została jakoś skrzywdzona, natychmiast jako swego rodzaju usprawiedliwienie ktoś podnosi argument wołyński – mówi mój rozmówca.
Stosunek Polaków do Ukraińców jest o tyle istotny, że to przecież właśnie nasi wschodni sąsiedzi są naszymi „najbliższymi obcymi”. Nie tylko geograficznie, ale przecież także demograficznie – dziś w Polsce pracuje lub przebywa na stałe kilkaset tysięcy Ukraińców, a ich odsetek w największych miastach jest na tyle duży, że spotykamy się z nimi w zasadzie codziennie. Można się spodziewać, że imigrantów zza wschodniej granicy będzie w Polsce raczej przybywało, niż ubywało. Zwłaszcza że, jak mówił mój rozmówca: – Polacy należą do najbardziej lubianych przez Ukraińców narodów. Dzięki polityce dialogu i pojednania udało się Polsce zyskać na Ukrainie wielki wpływ kulturalny i społeczny. Polska stała się dla Ukrainy wzorem, ale ten dorobek może zostać zaprzepaszczony przez nierozsądną politykę historyczną.
Polacy stali się ofiarami „handlarzy strachem”, czyli w tym przypadku: polityków i ich zakulisowych strategów
Działacze ukraińscy wskazują na jeszcze jeden istotny problem polityczny. Mianowicie kwestia mniejszości ukraińskiej w Polsce jest nie tylko przedmiotem polskiej polityki wewnętrznej, ale także polityki międzynarodowej. Rosja wykorzystuje tę kwestię w wojnie hybrydowej, a środowiska kresowe – raczej z nieświadomości niż przekonania – są niezwykle podatne na rosyjską narrację.
Przemoc w stosunku do Ukraińców w Polsce przestaje dotyczyć już tylko kwestii symbolicznych: pomników, cmentarzy i barw narodowych – ich niszczenie stało się stałym elementem krajobrazu społecznego na terenach, gdzie historycznie mieszkali Ukraińcy. Mój rozmówca podaje przykład Rzeszowa, gdzie wracający do akademika studenci z Ukrainy zostali zaczepieni przez miejscowych i spytani o to, do kogo należy Lwów. Ukraińcy zostali oskarżeni o banderyzm i pobici za odpowiedź, że Lwów należy do Ukrainy.
Pomóc Innemu
Malika Abdoulvakhabova mówi o jeszcze innej kwestii: ogólnej społecznej znieczulicy. – Jechałam niedawno metrem do urzędu po odbiór dokumentów. Naprzeciwko mnie siedziała młoda dziewczyna, była wpatrzona w telefon, widziałam tylko, jak porusza przy tym ustami. Zorientowałam się, że bardzo żarliwi się modli. Starsza pani, która jechała obok dziewczyny, nagle przesiadła się w inne miejsce, inni stojący tylko się przypatrywali. W końcu dziewczyna skończyła modlitwę i zaczęła straszliwie płakać. Przysiadłam się i spytałam, co się stało. Dziewczyna mówiła, że nikt jej nie może pomóc, zaczęłam więc jej tłumaczyć, że to nieprawda: «Tak się pięknie modliłaś, przecież Bóg na pewno wysłucha Twojej modlitwy!». Udało mi się ją trochę uspokoić, ale musiałam zaraz wysiadać. Kiedy wychodziłam, ludzie, którzy stali wokół i wszystkiemu się przypatrywali, plotkowali i wypytywali się, co się stało dziewczynie. Ale żaden nie podszedł, żeby jej pomóc!
Dziewczyna była katoliczką. Malika nie wie, czy ktoś później do niej się przysiadł. – Żałuję, że wyszłam z wagonu. Byłam umówiona do urzędu, ale przecież można to było jakoś przesunąć, a czy tej dziewczynie ktoś pomógł? – pyta sama siebie. Później opowiadała tę historię swojej córce, która się przy tym rozpłakała. – Moja religia nie mówi, żeby współczuć tylko innemu muzułmaninowi. Chcemy pomóc każdemu, kto jest w potrzebie. Skoro wy sami siebie traktujecie z taką obojętnością, to czego my możemy od was oczekiwać?
Jednocześnie zarówno emigrantka z Czeczenii, jak i mój ukraiński rozmówca przyznają, że spotkali w Polsce mnóstwo życzliwych, uczciwych, pomocnych ludzi. – Mamy bardzo pozytywne zdanie o Polakach, mamy tu wielu przyjaciół i nie zmieni tego ta dzisiejsza szalona, polityczna narracja – mówi Malika Abdoulvakhabova.
Czy ci, którzy w przyszłości trafią do Polski, będą mogli o Polakach powiedzieć to samo?
[1] Prokuratura Krajowa, Wyciąg ze sprawozdania dot. spraw o przestępstwa popełnione z pobudek rasistowskich, antysemickich lub ksenofobicznych prowadzonych w 2016 roku w jednostkach organizacyjnych prokuratury, https://pk.gov.pl/plik/2017_04/46b9332fd07c9910e8dac6569d09b3be.pdf, data dostępu: 16.11.2017.
[2] „Mazurczak: Problemów to dopiero możemy się spodziewać”, „Res Publica Nowa”, http://publica.pl/teksty/mazurczak-problemow-to-dopiero-mozemy-sie-spodziewac-58309.html, data dostępu: 15.11.2017.
[3] Zob. dyskusja „Czy to nasza sprawa?”, „Więź” 2015, nr 4.
[4] Komunikat z badań CBOS nr 21/2017, http://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2017/K_021_17.PDF, data dostępu: 16.11.2017.
[5] Wypowiedź podczas dyskusji „Syria oczami świadków”, zorganizowanej przez Klub „Tygodnika Powszechnego” w Warszawie, 21 czerwca 2017 r.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź”, zima 2017.