Aby dowieść nieprawdziwości ciężkich oskarżeń rzuconych przez skrajnego publicystę wobec prof. Jerzego Kłoczowskiego, potrzebne były rozległe kilkuletnie badania przeprowadzone przez wnikliwego historyka.
Książka ponad 800-stronnicowa, w tym 500 stron dokumentów, to dzieło zawsze trudne do czytania. Ale lektura dzieła Macieja Sobieraja „Między oporem a lojalnością. Działania SB wobec KUL na przykładzie rozpracowania prof. Jerzego Kłoczowskiego” nie pozostawia złudzeń, że takich prac potrzeba w polskiej historiozofii jak najwięcej.
Najlepiej treść książki oddają: wstęp autora oraz przedmowa prof. Andrzeja Friszkego. Te dwa teksty szczególnie polecam, nawet tym, którzy chcieliby tylko pobieżnie przekartkować tę pracę.
W 2004 i 2005 roku w prasie i na forach internetowych pojawiły się informacje, że prof. Jerzy Kłoczowski, jeden z nestorów nauk historycznych w Polsce, człowiek o wielkim dorobku naukowym nie tylko na gruncie polskim, ale i europejskim, to wieloletni tajny współpracownik, noszący jakże znamienny pseudonim „Historyk”. Choć Maciej Sobieraj był wtedy pracownikiem IPN zajmującym się udostępnianiem dokumentacji archiwalnej na potrzeby osób pokrzywdzonych przez aparat represji, zarówno niemiecki, jak i komunistyczny, był zaskoczony tą informacją. Jak pisze: „Było to dla mnie tym bardziej przykre, że prof. Kłoczowski był moim nauczycielem, odkrywającym już od pierwszego roku studiów urok obcowania z materią historyczną, otwierającym nowe perspektywy badawcze na polu historii społeczno–religijnej, wreszcie człowiekiem, który w zbrojnej walce z niemieckim okupantem został ciężko ranny w Powstaniu Warszawskim, a za swoje autentyczne bohaterstwo na polu walki był odznaczony krzyżem Orderu Wojennego Virtuti Militari”. Można dodać, że w 2004 roku Jerzy Kłoczowski otrzymał też najwyższe odznaczenie cywilne – Order Orła Białego.
Sobieraj postanowił przeprowadzić gruntowną kwerendę w archiwach. Łatwo bowiem rzuca się oskarżenia, ale odpowiedzi mogą, a właściwie muszą być dużo bardziej skomplikowane. Autor stanął przed bardzo trudnym zadaniem. Opisując przypadek prof. Kłoczowskiego, musiał przeanalizować ogromną dokumentację, w tym sięgać do wielu akt pośrednio tylko związanych z tematem, m.in. dotyczących innych osób oraz instytucji, w tym wypadku KUL, korespondencji i sprawozdań esbeckich komórek.
Omawiając tę pracę wykonaną przez Macieja Sobieraja, Andrzej Friszke stwierdza: „Dzieło, które powstało, jest wybitne”. Zdaniem Friszkego „po raz pierwszy w takim stopniu i z tak ciekawymi wnioskami opisano walkę z Katolickim Uniwersytetem Lubelskim. Obejmowała ona zarówno inwigilację, szykany, naciski i inspirację, podejmowane wobec władz uczelni, by wpływać na ich kształtowanie, jak i negatywne opiniowanie prac habilitacyjnych i doktorskich”.
Na szczęście znalazł się kompetentny historyk, który parę lat życia poświęcił na zbadanie sprawy i wykazanie prawdy
Wiele stron poświęcił Sobieraj omówieniu kontekstu i historii KUL w latach 1956–1989. Jest mowa o „październikowym fermencie”, uroczystościach milenijnych, Marcu 1968 na KUL–u, operacji powołania SZSP na Katolickim Uniwersytecie, czasie „Solidarności” i stanu wojennego, działaniach operacyjnych wobec duszpasterstwa akademickiego. W kolejnym rozdziale omawia rolę tajnego współpracownika jako podstawowego instrumentu w prowadzeniu gry operacyjnej przez SB. Pisze też o tworzeniu sieci osobowych źródeł informacji, o agenturze kontrwywiadu i o tajnej współpracy niektórych osób z kierownictwa uczelni. W trzecim i czwartym rozdziale bezpośrednio ukazuje działania SB wobec prof. Jerzego Kłoczowskiego. Mówi o próbie werbunku, rozpracowywaniu i sieci agentów wokół historyka.
W książce umieszczone są także dwa aneksy: integralnie pokazane dokumenty zachowane w archiwach IPN oraz świadectwo samego prof. Jerzego Kłoczowskiego o przestrzeni wolności, jaką był Katolicki Uniwersytet Lubelski. Jest to świadectwo walki, jak sam profesor to nazwał. Dobrze, że i głos bohatera pracy został na końcu umieszczony. Znajdziemy także w publikacji wybór skanów samych dokumentów, biogramy funkcjonariuszy SB inwigilujących Jerzego Kłoczowskiego i służbowe opinie o nich. Lektura tych tekstów wymaga czasu i uwagi. Ale jest wprost fascynująca. Pozwala zrozumieć mechanizmy pracy SB oraz obrony tych, którzy stawali się ich obiektami.
Konkluzja warszawskiego profesora i redaktora „Więzi” jest puentą, która trafnie oddaje owoce olbrzymiej pracy wykonanej przez Sobieraja. „Można zadumać się nad łatwością oskarżeń, ciężkich oskarżeń sformułowanych wobec osoby powszechnie znanej i szanowanej przez publicystę o skrajnych poglądach, którego siła przekonań jest odwrotnie proporcjonalna do stanu wiedzy. Oskarżeń opartych na mniemaniach, cząstkowych zapisach i potężnym ładunku osobistej niechęci. Aby dowieść nieprawdziwości oskarżeń, potrzebne były rozległe badania przeprowadzone przez wnikliwego historyka. Konieczne też było udostępnienie przez IPN ogromnej dokumentacji, by kwerenda była wyczerpująca i trudna do podważania. Wszystko to trwało prawie dziewięć lat”.
Przez cały tez czas wyrządzano prof. Kłoczowskiemu ogromną krzywdę. Nie mógł odeprzeć oskarżeń kierowanych pod jego adresem, a podważona została jego uczciwość w prawie całym dorosłym życiu. „Na szczęście znalazł się kompetentny historyk, który parę lat życia postanowił poświęcić na zbadanie sprawy i wykazanie prawdy” – pisze Friszke. Co ustalił Sobieraj? Choć we wrześniu 1961 r. Kłoczowski został zarejestrowany jako tajny współpracownik, to w świetle gruntownych i starannych analiz opublikowanych w tej książce widać, że współpraca nie została nawiązana. Pseudonim „Historyk” szybko pojawił się wśród osób, z którymi kontakty SB uznała za nieudane, a już w sierpniu 1962 r. jego teczkę postanowiono złożyć do archiwum (co według esbeckich procedur oznaczało definitywne uznanie próby werbunku za nieudaną).
Można więc w uzasadniony sposób stwierdzić, że „Kłoczowski nie był tajnym współpracownikiem”. Podejmował nawet w tym okresie działania ryzykowne, grożące kłopotami z SB. „W 1964 r. został zarejestrowany jako figurant, przedmiot sprawy operacyjnej obserwacji, czyli inwigilacji. Sprawę zamknięto w styczniu 1969 r., ale zarazem kontynuowano w ramach tzw. kwestionariusza ewidencyjnego aż do roku 1982”.
Trzeba się też gorzko zgodzić z innym mało optymistycznym wnioskiem Friszkego: „Doświadczenie uczy, że raz rzucone oskarżenie lustracyjne żyje własnym życiem i niemało jest takich, którzy nie uwierzą żadnym dowodom, zaświadczającym, iż do oskarżeń nie ma podstaw. Siła mniemań, urojenia bywają silniejsze od dowodów. Również dlatego, że zapoznanie się z książką, podążanie za wywodem autora wymaga czasu, uwagi, zdolności czytania długich tekstów, a oskarżenia żyją w formie przekazywanych z ust do ust plotek lub agresywnych felietonów w pewnym typie gazet”.
Nie chcę tu wchodzić w szczegóły wywodów Macieja Sobieraja, bo jest to niemożliwe bez uproszczeń. Ale kilka sprawa trzeba wspomnieć. Sobieraj pisze o konfliktowaniu przez SB kadry wykładającej oraz o sterowaniu wyborami władz uczelni. Oparte o dokumenty IPN stwierdzenia autora odnoszą się do kilku wyborów rektora. Przykładowo: „Wybory rektorskie w 1971 roku były dla SB kolejną okazją do operacyjnych przedsięwzięć, mających na celu przede wszystkim utrzymanie na stanowisku rektorskim o. Krąpca, ponieważ miał mieć silną opozycję, m.in. ze strony b. rektora ks. prof. Rechowicza, grupy prof. Strzeszewskiego oraz grupy prof. Kłoczowskiego, do której miał się zbliżyć także doc. Bender”.
Sobieraj opisuje także postępujący proces lojalizacji władz rektorskich. Trzeba podkreślić, że działania SB w tym zakresie osiągały oczekiwane przez policję polityczną efekty. Wyraźnie widać więc, że władza poprzez SB jednych wspierała, a innym uniemożliwiała uzyskanie stopni naukowych czy stanowisk na KUL. Wykorzystywano istniejące w każdym środowisku podziały i ambicje, aby sterować wydarzeniami, pogłębiać animozje i osiągać zaplanowane cele.
Maciej Sobieraj podaje tabelę z nazwiskami pracowników KUL, tajnych współpracowników SB, którzy współpracowali w latach 1956–1990, a okres współpracy trwał co najmniej 10 lat. Znaczącą częścią pracy jest opis okoliczności nawiązania współpracy przez kilkadziesiąt osób oraz ukazanie przebiegu współpracy i znaczenia danej osoby. Niektóre z przypadków są omówione w sposób bardziej szczegółowy, np. o. Mieczysław Albert Krąpiec OP, ks. Stanisław Wielgus, Adam Stanowski. Lektura tej książki pozwala więc zobaczyć w całej rozciągłości proces inwigilowania Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego poprzez konkretnych współpracowników. Z drugiej strony trzeba jednak podkreślić, że to właśnie w środowisku KUL zrodziło się choćby znakomite podziemne czasopismo młodych katolików „Spotkania”. Choć SB potrafiła wpływać niekiedy na rozstrzygnięcia personalne, nie była w stanie kontrolować wszystkiego.
Po lekturze „Między oporem a lojalnością” wyraźnie widać, że gdy w kontekście KUL–owskim padają nazwiska konkretnych ludzi uwikłanych na różne sposoby w kontakty z SB, jak choćby o. Krąpca czy Stanowskiego – to aby cokolwiek twierdzić odpowiedzialnie, w każdym z przypadków należałoby wykonać pracę równie wielką w swym zasięgu i rzetelności, jak ta, której podjął się Sobieraj w przypadku Kłoczowskiego.
Nigdy nie da się do końca poznać smutnego czasu „oporu i lojalności”. Dzięki książkom takim jak ta można jednak zajrzeć poprzez akta IPN i świadectwa ludzi w głąb zdarzeń, których byli bohaterami. Należy mieć nadzieję, że i inni historycy podążać będą tym śladem. Na pewno ta książka będzie wywoływała dyskusje i spory, ale jest fundamentalnym zbiorem ocalałych źródeł, przemyślanych tez i hipotez, które teraz niech inni po podobnym wysiłku badawczym próbują naukowo krytykować.
Maciej Sobieraj, „Między oporem a lojalnością. Działania SB wobec KUL na przykładzie rozpracowania prof. Jerzego Kłoczowskiego”, Instytut Pamięci Narodowej Oddział w Lublinie, Lublin 2015.
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” nr 1/2016.
Od poczatku uwazalem sprawe TW Historyka za ” deta ” i wynikajaca z politycz
nej i srodowiskowej zawisci. Inna rzecz ze natretne propagowanie koncepcji ULB
Jerzego Giedroycia uwazalem za cokolwiek niesmaczne u starszego naukowca ktory w ten sposob odrabial politycznie ” stracone lata ” i pasje do ” wielkiego
swiata ” ktory bardzo lubil i ktory bardzo mu imponowal.
Kłamstwo potrzebuje 800 stron aby próbować przybrać pozory prawdy. Prawdzie wystarczy jedna strona donosów TW Historyka dotyczących Stanisława Michalkiewicza, które niedawno ujawniono w książce “Michalkiewicz. Biografia” Tomasza Cukiernika.