Nie mogłem przewidzieć, że Muzeum II Wojny Światowej stanie się jedną z najważniejszych spraw publicznych w Polsce, symbolem obrony wolności historii i kultury przed politykami.
„Paweł jest trupem”. Taki krótki komunikat dziesięć dni po powstaniu rządu Prawa i Sprawiedliwości w listopadzie 2015 roku przekazał jednemu z moich najbliższych współpracowników w Muzeum II Wojny Światowej nasz wspólny kolega, historyk bliski rządzącej partii. Mieli mu o tym dobitnie powiedzieć jej czołowi politycy, z którymi pozostawał w zażyłych stosunkach. Dodał, że widział listę ludzi do zwolnienia z Muzeum i że nie mamy żadnych szans na przetrwanie.
Kolejne kilkanaście miesięcy obfitowało w równie mocne słowa i działania, formułowane oraz podejmowane pod adresem moim i muzeum, które tworzyłem. Nie było to całkowicie zaskakujące, ponieważ oskarżenia ze strony Prawa i Sprawiedliwości oraz wspierających je środowisk towarzyszyły nam od samego początku. Jarosław Kaczyński zarzucał nam brak „polskiego punktu widzenia”, a jeszcze w 2008 roku twierdził nawet, że Muzeum II Wojny Światowej to narzędzie, które ma służyć do „dezintegracji narodu polskiego”. Inni pisali, że wykonujemy polecenia Brukseli i Berlina.
Mimo to nie byłem w stanie przewidzieć całej gamy środków, które rząd mojego własnego kraju podejmie przeciwko największemu powstającemu w Polsce muzeum historycznemu, stawiając sobie za cel niedopuszczenie do jego otwarcia dla publiczności i zmianę jego wystawy.
Spodziewałem się usunięcia mnie ze stanowiska, ale nie przypuszczałem, że w tym celu minister kultury powoła inne, fikcyjne muzeum istniejące tylko na papierze i że posłuży się nim jako narzędziem unicestwienia Muzeum II Wojny Światowej. Nie sądziłem także, iż pewnej piątkowej nocy w kwietniu 2016 roku niespodziewanie obwieści na swojej stronie internetowej, że nasze Muzeum zostanie wchłonięte przez nieistniejące Muzeum Westerplatte.
Jeszcze niedawno wydawało się, że takie historie nie mogą się wydarzyć naprawdę, że przynależą raczej do świata groteskowych opowiadań i sztuk teatralnych Sławomira Mrożka. I nie mogłem przewidzieć, że Muzeum stanie się jedną z najważniejszych spraw publicznych w Polsce, symbolem obrony wolności historii i kultury przed politykami.
Ta historia nie potoczyła się jednak po myśli Jarosława Kaczyńskiego, jak niewiele innych w naszym kraju w ciągu ostatnich dwóch lat. Nie zostaliśmy błyskawicznie rozjechani przez rządowy i partyjny walec, jak miało się stać. Stawiliśmy opór, podjęliśmy obronę wystawy i próbę doprowadzenia do otwarcia Muzeum dla publiczności. Był to Stalingrad zamiast oczekiwanego przez rząd Blitzkriegu, by odwołać się do wojennych skojarzeń.
Dla wielu ludzi nasza walka o Muzeum była źródłem nadziei, że można skutecznie bronić wartości
Pomogła nam mobilizacja opinii publicznej w naszej sprawie i wstrzymanie na kilka miesięcy przez sądy formalnej likwidacji Muzeum na skutek skarg złożonych przeze mnie i Rzecznika Praw Obywatelskich. Minister kultury odwołał się do sądu wyższej instancji i w każdej chwili możliwe było nowe rozstrzygnięcie kładące kres naszej działalności.
Zaczął się wyścig z czasem, by stworzyć jak najwięcej faktów dokonanych: dokończyć budowę, rozpocząć montaż wystawy w budynku, tak by wszelkie jej przyszłe zmiany były trudniejsze. Działo się to wszystko pod ogromną presją, w warunkach stałego oblężenia i paraliżowania naszej pracy przez ministra kultury i cały jego aparat urzędniczy.
Ze względu na swój upór stałem się publicznym wrogiem władzy, a politycy i propaganda rządzącej partii zarzucali mi „brak wrażliwości narodowej”, „kosmopolityzm”, prowadzenie „niemieckiej polityki historycznej”. Jako historykowi coraz bardziej przypominało mi to czasy PRL, a zwłaszcza Marzec ‘68 i nagonkę „antysyjonistyczną”, podobnie jak teraz prowadzoną przez ludzi, którym z ust nie schodziła troska o dobre imię Polski.
Zgodnie ze sprawdzonymi, autorytarnymi wzorami próbowano też zrobić ze mnie osobę odpowiedzialną za rzekome „nieprawidłowości” i nadużycia przy budowie Muzeum. Minister kultury zaprzągł znaczną część swojego resortu do poszukiwania „haków”, które dałoby się wykorzystać do skompromitowania mnie i i moich współpracowników. Mimo całej tej mobilizacji – nie udało się.
Dla wielu ludzi nasza walka o Muzeum była źródłem nadziei, że można skutecznie bronić wartości i nie trzeba kapitulować wobec siły. W ciągu tych kilkunastu miesięcy działania w skrajnym napięciu nie wierzyłem, że to wszystko może się zakończyć zwycięstwem, czyli otwarciem Muzeum dla publiczności. Uważałem, że nie można zrezygnować i trzeba do końca próbować zrobić tyle, ile się da. Nie sądziłem jednak, że dotrwam do momentu, gdy w marcu 2017 roku Muzeum zostanie ukończone i otwarte, a ja będę wprowadzał na wystawę jako pierwszą zwiedzającą 96-letnią Joannę Muszkowską-Penson, łączniczkę Związku Walki Zbrojnej, więzioną na Pawiaku i w Ravensbrück, w latach osiemdziesiątych XX wieku działaczkę podziemnej „Solidarności”. Była ona dla mnie symbolem tego, co najlepsze w polskiej historii. Muzeum o takich właśnie ludziach opowiada, wbrew wszystkich kłamstwom, które zostały na jego temat publicznie wypowiedziane.
Po tej chwili triumfu błyskawicznie nastąpiła całkowita zmiana sytuacji, nie pierwszy zresztą raz w ciągu tych kilkunastu miesięcy, które przypominały emocjonalny roller coaster.
W dwa tygodnie po otwarciu, w kwietniu 2017 roku, dotychczasowe Muzeum II Wojny Światowej zostało ostatecznie połączone z Muzeum Westerplatte. Naczelny Sąd Administracyjny uchylił się od zajęcia stanowiska, stwierdzając, że nie leży to w ogóle w kompetencji sądu, co umożliwiło ministrowi kultury spełnienie jego planu. Tak oto zakończyła się operacja „łączenia muzeów”, zaczęta rok wcześniej w piątkową noc.
Nasze Muzeum zostało formalnie zlikwidowane, wykreślone z rejestru. Nikt nawet nie musiał zwalniać mnie z pracy, ponieważ po prostu zniknęła instytucja, której byłem dyrektorem. Minister kultury powołał w jej miejsce nowe muzeum, o tej samej nazwie, obsadzając je swoimi ludźmi, którzy mają zmienić stworzoną przez nas ekspozycję. Nie przekreśli to jednak tego, co udało się osiągnąć.
Muzeum nie da się już zamknąć, dotychczasową wystawę w ciągu kilku miesięcy zobaczyło kilkaset tysięcy ludzi. Wszelkie zmiany, wprowadzane na polecenie rządu, będą się teraz musiały odbywać przy otwartej kurtynie, na oczach opinii publicznej.
Fragment książki Pawła Machcewicza „Muzeum”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2017.
Wyrazy najgłębszego szacunku i wdzięczności za wieloletnią pracę i hart ducha do końca! Dla mnie, obok Puszczy Białowieskiej, to najbardziej poruszająca kwestia ostatnich dwóch lat. Jestem pełna podziwu.
Do Gdańska wybieram się z synem w czasie ferii, mam nadzieję, że do tego czasu nic z wystawy nie zniknie – film ją wieńczący mam zgrany i obejrzymy go na końcu zwiedzania ekspozycji.
Proszę przekazać to Panu Dyrektorowi, bo nie mam innej możliwości.
To, co się stało z Muzeum II Wojny Światowej to skandal. Chciałabym jednak , żeby ostatnie zdanie z tekstu nie pozostało tylko retoryką. „Wszelkie zmiany, wprowadzane na polecenie rządu, będą się teraz musiały odbywać przy otwartej kurtynie, na oczach opinii publicznej.” Jako socjologowi, w tym socjologowi pamięci, bardziej niż na oczach opinii publicznej zależy mi na oczach tysięcy zwiedzających wystawę. Widzę wielką potrzebę systematycznego monitorowania wszystkich zmian (każdego eksponatu, którego już nie ma) w pierwotnym kształcie wystawy, spisywania jakby takiej erraty (można byłoby ją rozdawać zwiedzającym, albo wieszać w internecie.). Zakładam, że istnieje muzealny scenariusz wystawy z katalogiem wszystkich eksponatów na dzień otwarcia muzeum oraz opis założonej przez twórców narracji. Moim zdaniem, w sytuacji, która zaistniała należałoby taki scenariusz upublicznić w internecie, żeby każdy zainteresowany miał możliwość, po pierwsze zauważenia poszczególnych zmian, jak i odstępstw od pierwotnej koncepcji wystawy. (tak jak np. zmiany w ostatniej sali, pierwotnie z kurtyną i dwoma ekranami). To poszerzyłoby społeczną debatę nad tym, co się stało i co się dzieje z muzeum poza opłotki różnych „salonów”. Udostępnienie szerokiej publiczności takiego pełnego katalogu wystawy, czyli upublicznienie, jest możliwe, ze względów zarówno formalnych, jak i technicznych, jak pokazuje przykład wystawy #Dziedzictwo, w Muzeum Narodowym w Krakowie. Zwiedzający mają tam do dyspozycji mały przewodnik (ze wszystkimi 607 eksponatami) w cenie biletu i do zakupu duży katalog z bogatą narracją wystawy. Wiem, że sytuacja w przypadku Muzeum IIWŚ jest inna, ale z tego właśnie względu widzę wielką potrzebę umieszczenia w internecie (może to być na wielu stronach, jak np. Więź) pierwotnego, szczegółowego scenariusza wystawy Muzeum II Wojny Światowej. Jest czas, by debata o muzeum objęła szersze kręgi, żeby kolejne tysiące zwiedzających mogły samodzielnie wyrobić sobie pogląd na temat tego, co było i tego, co jest w muzeum. (taki materiał byłby też niezwykle pomocny dla nauczycieli, przygotowujących dla swoich uczniów wizytę w muzeum).
Sprawa Muzeum jest na tyle ważna, że powinna zaistnieć „w sieci” jako odrębna domena.
Proszę o przekazanie komentarza p. dyrektorowi Machcewiczowi.