To, że nie zgadzam się z autorem nie oznacza, że książka „Za grobem” jest niewiele warta. Przeciwnie: Philip Almond stara się wyrwać nas z błogostanu posiadania odpowiedzi na wszystkie pytania.
Próbując zajrzeć poprzez grób, niektórzy dostrzegają miasto lub ogród. Jeszcze inni, wytężając wzrok, rozróżniają trzy rzeki: Kokytos, Flegeton, Acheron. Są wreszcie tacy, którzy twierdzą, że świat umarłych dzieli się na trzy części, ale przeczą im ci, co twierdzą, że cztery. I wszystkie należą do piekła.
Geografia krainy umarłych siłą rzeczy musi być niekompletna: opowieści świadków się rwą, na mapie powstają puste plamy. Niektórzy widzą więcej, inni tylko się domyślają. O tych wszystkich wysiłkach – krótkowzrocznych i dalekowzrocznych – pisze Philip C. Almond w „Za grobem. Historia życia po śmierci”.
Pierwsze wzmianki o krainie umarłych są raczej enigmatyczne i być może dzięki temu bardziej szczere. Jest coś urzekająco szczerego w nazwie używanej przez Sumerów – Kraina Bez Powrotu. Przez długi czas, zarówno Grecy jak i Żydzi, są nader zgodni w opisie świata za grobem. Jest ciemno, jest smutno i jesteśmy tam wszyscy razem. Bez podziału na dobrych i złych, wojowników i chłopów, kobiety i mężczyzn, bohaterów i tych, co niczym się nie wyróżniają. Zupełnie, jakby te pierwsze wyobrażenia o tamtym świecie przekazywały jedną wspólną naukę: jak jest Tam – nie wiadomo, dlatego ciesz się życiem, które jest Tu.
Podróż poprzez wyobrażenia świata pozagrobowego w którą czytelnika zabiera Almond, jest fascynująca i kontrowersyjna zarazem. Fascynująca, bowiem kształtowanie się topografii krainy zmarłych przypomina wydzieranie kawałek po kawałku wiedzy tajemnej.
Pierwsza konkretyzacja losu umarłych, jak przekonuje autor, znajduje się niejako na marginesie Biblii hebrajskiej. Apokryficzna Księga Henocha (III w. p.n.e.) wspomina o czterech komnatach, ale tylko dwie precyzuje. Ich mieszkańcy mają jakiś dalszy los, zaś ci, którzy zamieszkują komnaty nieopisane, znikają nam z pola widzenia. Pozostają nasze pytania: czy to oznacza wieczne potępienie? Zapomnienie byłoby najgorszą z kar? A może po prostu nie wszystko możemy dostrzec i opisać, zmarli trzymają swoje tajemnicy zazdrośnie?
Brak rozstrzygających odpowiedzi musi być jedyną wskazówką w tej podróży po omacku. Nie ułatwia jej brak klarowności w pojawiających się nazwach: Hades, Otchłań, czy Gehenna? Piekło czy piekła? I wreszcie: raj czy niebo? Kolejne pokolenia zdają się posiadać coraz ostrzejszy wzrok i dostrzegają, że Hades jest miejscem dla wszystkich zmarłych, Gehenna zaś przeznaczona jest dla tych, którzy zostają skazani w wyniku Sądu Ostatecznego. Zawirowania wokół nazw podkreślają jeszcze wybory dokonane przez tłumaczy: tam gdzie Hieronim w Wulgacie używa słowa „Tartar” („Jeżeli bowiem Bóg aniołom, którzy zgrzeszyli, nie odpuścił, ale wydał ich do ciemnych lochów Tartaru, aby byli zachowani na sąd” – 2P 2,4), Luter w swoim przekładzie używa słowa „piekło”. A jeśli dodamy do tego osobiste podejście autora do zebranego ogromnego materiału badawczego, otrzymujemy książkę, która jest twórcza kłopotliwa.
Zasługą „Za grobem” jest zebranie najważniejszych prób rozwiązania problemów eschatologicznych
Zastanawiam się w jaki sposób określić „Za grobem” i wybieram jednak esej. Ta forma najlepiej pomieści zarówno naukowe podejście do tematu, jak również osobiste poglądy Almonda. Te ostatnie nie są bez znaczenia, ponieważ dodają ważnego kolorytu lekturze. Australijski historyk pisze m.in., że nie ma „idei nieśmiertelności duszy w dokumentach, które złożyły się na Nowy Testament” (s. 74). Trudno mi się z tym zgodzić, ale poczytuję to sobie za zasługę książki: musiałem przewertować NT, aby posiadać własne kontrargumenty. Podobnie jest z oceną apostoła Pawła: „Paweł, sceptyczny chrześcijanin z Koryntu, który wątpił w przyszłe zmartwychwstanie” (s. 91). Takie zdania-oceny odbieram bardziej jak puszczenie oka do czytelnika: zgadzasz się, myślimy podobnie?
To, że nie zgadzam się z Almondem nie oznacza, że książka jest niewiele warta. Przeciwnie: autor pisze starając się wyrwać z błogostanu posiadania odpowiedzi na wszystkie pytania. Czasem trafia kulą w płot (przykład sceptyzmu Pawła wobec zmartwychwstania), innym razem zmusza do uśmiechu. Analizując „Boską komedię” Dantego pisze, że czyściec nie znajduje pod ziemią, lecz na niej. Gdzie w takim razie znajduje się geografia stanu pośredniego? Almond stwierdza, że Australia, w jeden z tych bardzo upalnych dni, pasuje tutaj idealnie.
Największą zasługą „Za grobem” jest zebranie najważniejszych prób rozwiązania problemów eschatologicznych podjętych przez Zachód. Żałuję bardzo, że autor nie pokusił się o szersze spojrzenie w stronę prawosławia. Aż prosi się, aby na kartach jego eseju pojawili się Fidorow ze swoją filozofią „wspólnego czynu”, Bierdiajew zmagający się z „ludzkim Bogiem i nieludzkim człowiekiem”, czy wreszcie zagadkowy Rozanow. Dostajemy za to rozległy spacer po pismach filozofów i myślicieli protestantyzmu, które w Polsce nie są zbyt powszechnie znane.
Sola scriptura doprowadziła do ciekawych, nieoczywistych wniosków. Trudno przejść obojętnie wobec poglądów np. Johna Asgilla (zm. 1738 r.), który uważał, że ludzie umierają dlatego, że… boją się śmierci. „Jeśli zrozumiesz, że śmierć nie ma władzy nad tobą, to nie umrzesz, ale zostaniesz przeniesiony przed oblicze Boga” – pisał. To tylko jeden z przykładów pokazujących postulowane rozwiązania problemu eschatologicznych. Piękne jest to zamyślenie Kalwina: „Jesteśmy bardziej nieszczęśni niż wszyscy ludzie, jeśli nie ma Zmartwychwstania, ponieważ, mimo że jesteśmy szczęśliwi przed Zmartwychwstaniem, to nie jesteśmy szczęśliwi bez Zmartwychwstania”.
Czytając fragmenty pism czytelnik szybko zauważy, że większość znaków zapytania, tak zajmujących ówczesnych, dziś budzi raczej wzruszenie ramion. W jaki sposób zmartwychwstanie ktoś zjedzony przez kanibala? Czy dusza wiedzie świadome życie po śmierci? Czy Afrykańczycy po śmierci porzucą swą czerń i zmartwychwstaną jako biali? Co nam po penisach, pochwach, wątrobach i żołądkach w niebie, skoro nie będziemy ani jeść, ani się kochać? Te pytania, niektóre naiwne, inne śmiertelnie poważne, pokazują ile miejsca zajmowało dawniej myślenie o śmierci oraz o spodziewanych sądzie i zmartwychwstaniu.
Była to rzeczywistość oczekiwana, bliska, niemal namacalna. Ogrom przywołanego przez Philipa Almonda materiału każe zastanowić się nad energią, która kazała uparcie wpatrywać się przez zamglone okno grobu. Jedynym wyjaśnieniem może być tylko nadzieja. Nawet jeśli po Tamtej Stronie widok jest cokolwiek niewyraźny, to przecież coś się rusza, coś tam jest.
Philip C. Almond „Za grobem. Historia życia po śmierci”, przeł. Anna Kunicka, Aletheia, Warszawa 2017.