„Naśladowanie” nie jest lekturą prostą ze względu na powracające pytania, które wwiercają się w duszę i obnażają kruchość przywiązania do Jezusa.
W roku 500-lecia Reformacji, pośród coraz gorętszych sporów wokół obchodów tej rocznicy, trafiło w moje ręce nowe wydanie „Naśladowania” ewangelickiego teologa Dietriecha Bonhoeffera. Czytałam długo, powoli. I z zachwytem.
Współtwórca antyfaszystowskiego Kościoła Wyznającego, uczestnik antyhitlerowskiego spisku, męczennik II wojny światowej w historii teologii zapisał się przede wszystkim jako autor koncepcji bezreligijnego chrześcijaństwa, którą w ogólnym zarysie przedstawił w listach z okresu uwięzienia w Tegel. „Naśladowanie” jest pracą wcześniejszą, wydaną dokładnie 80 lat temu, stanowiącą efekt kilkuletnich przemyśleń i działalności dydaktycznej.
W moim bezlitośnie pokreślonym ołówkiem egzemplarzu, znaleźć można naprawdę wiele zaznaczonych wykrzyknikiem zdań. Poniżej tylko trzy, które wydają się szczególnie inspirujące dla katolików XXI wieku.
„Tania łaska to łaska bez naśladowania”
Trudno się dziwić, że luterański teolog konfrontuje się z zajmującym centralne miejsce w protestanckiej teologii pojęciem łaski. Jest przy tym jednak bardzo ostrym krytykiem wynaturzenia doktryny o usprawiedliwieniu. Wprowadza w tym celu frapujące rozróżnienie łaski drogiej i taniej.
„Łaska droga to Ewangelia, której trzeba szukać wciąż od nowa; dar, o który trzeba zabiegać; drzwi, w które trzeba kołatać” – pisze Bonhoeffer i ubolewa, że ta łaska została zapomniana przez błędnie interpretujących pisma Lutra protestantów. Powszechnie głosi się zaś łaskę tanią, która jest „nauką, zasadą, systemem; to odpuszczenie grzechów traktowane jak prawda ogólna”. A przecież łaska każdorazowo odnosi się do jednostki i jej odpowiedzi na powołanie.
Tania łaska jest zredukowaniem Ewangelii jedynie do dobrej nowiny o odpuszczeniu grzechów, przy jednoczesnym pozbawieniu jej jednoznacznego wezwania do naśladowania Chrystusa, co rodzić może wiarę pozbawioną praktycznych następstw, oderwaną od działania. W rezultacie „świat znajduje tanią przykrywkę dla grzechów, których nie żałuje i od których wcale nie pragnie się uwolnić”. Łaska tania utwierdza w nieposłuszeństwie, zamiast otwierać drogę do naśladowania. Łaska droga to natomiast pocieszenie dla tego, kto usiłuje iść drogą naśladowania, a odkrywa swoją nieuleczalną grzeszność i słabość.
Bonhoeffer pisze wprost o zgubnych skutkach takiego pomylenia założenia z rezultatem. Dla nas ważne jest jednak okrycie samego mechanizmu, który może rzucić nowe światło na wiele teologicznych sporów w łonie samego katolicyzmu. Pewnie również na debatę o kontrowersyjnych punktach „Amoris laetitia”.
„Tylko posłuszny wierzy”
W swojej pracy Bonhoeffer nie pomija również „kontrowersyjnej” kwestii uczynków. Analizując napięcie, jakie istnieje pomiędzy wiarą i posłuszeństwem, niemiecki teolog podkreśla nierozerwalność dwóch stwierdzeń: „Tylko wierzący jest posłuszny” oraz „Tylko posłuszny wierzy”. Posłuszeństwo jest według niego nie tylko następstwem, ale i warunkiem wiary: „Tylko nowa, powstała dzięki posłuszeństwu egzystencja umożliwia wiarę” – podkreśla. Powołanie przez Jezusa wymaga przede wszystkim posłusznej odpowiedzi. Bez niej nie może narodzić się wiara. Piotr, aby uwierzyć, musiał porzucić sieci, wyjść z łodzi. Dopiero poprzez taki krok – będący odpowiedzią na wołanie Chrystusa – kreujemy sytuację umożliwiającą wiarę.
Kiedy tkwimy w ciemności, wtedy zostaje nam jedynie przerażająca prostota posłuszeństwa
Bonhoeffer w prostym geście posłuszeństwa widzi również antidotum na rozterki sumienia i grzechy. Zamiast tłumaczyć swoje słabości zbyt małą wiarą, sugeruje raczej szukać wiary zaczynając od posłusznego zmierzenia się z grzechem.
Tylko tyle? – chciałoby się zapytać. A co ze zrozumieniem, z doświadczeniem wiary? Bonhoeffer oczywiście tego nie neguje. Daje nam jednak bardzo jasną wskazówkę. Kiedy tkwimy w ciemności, wtedy zostaje nam jedynie przerażająca prostota posłuszeństwa. Nie ma innej drogi. Tylko tak można na powrót stanąć na progu wiary.
„Bezpośredniość jest iluzją”
Tytułowe „naśladowanie”, którego proces i warunki tak skrupulatnie analizuje Bonhoeffer, jest naturalną konsekwencją spotkania się z Synem Bożym-Pośrednikiem. Chrystus „pozbawił wezwanego bezpośredniej relacji do rzeczywistości. On chce być środkiem, chce, aby wszystko zdarzyło się przez Niego. Nie tylko stoi między mną a Bogiem, lecz czyniąc to, w konsekwencji stoi miedzy mną a światem, między mną a innymi ludźmi i rzeczami”.
Człowiek, który podejmuje naśladowanie, zna już tylko Chrystusa, widzi tylko Jego, a nie wyznaczoną drogę, która jest przecież po ludzku zbyt trudna.
Również droga do bliźniego prowadzi jedynie przez Chrystusa. On już zawsze jest pomiędzy. „Uczeń nie zajmuje więc pozycji umożliwiającej mu zaatakowanie drugiego człowieka, lecz przystępuje do niego w prawdomównej miłości Chrystusa, bezwarunkowo ofiarując mu wspólnotę”. Tak, bezwarunkowo. To jedno słowo bezlitośnie odsłania naszą słabość. I na nowo każe uwierzyć w to, że nawet nieprzyjaciel jest naszym bratem, co więcej „jest łaską, daną nam przed sądem”. Naszą szansą.
Wezwanie Chrystusa staje też pomiędzy nami a naszym ja, radykalnie je przesłaniając: „Zapierając się Chrystusa, Piotr powiedział: «Nie znam tego człowieka» – tak samo o sobie samym powinien powiedzieć naśladujący Chrystusa”. Paradoksalnie więc „Chrystus musi być w swoim Słowie jednocześnie naszą śmiercią i naszym życiem”. To punkt wyjścia do naśladowania.
„Naśladowanie” nie jest lekturą prostą. Nie tylko ze względu na wąską ścieżkę, na którą nas wzywa. I powracające pytania, które wwiercają nam się w duszę i obnażają kruchość przywiązania do Jezusa. Jest to też tekst pełen niuansów. Dietrich Bonhoeffer pisze z głębi przeżywanego czasu (myśl jego kształtuje się wszak w cieniu niemieckiej historii lat 30. XX w.), a także z własnego intelektualnego i egzystencjalnego doświadczenia protestantyzmu.
Czytelnikowi z XXI wieku, poznającego jego rozważania w sercu polskiego katolicyzmu, przydałoby się zapewne więcej przypisów, objaśniających zarówno konotacje historyczne jak i tropy teologiczne. Nie oznacza to jednak, że sensowna lektura „Naśladowania” jest niemożliwa bez uprzedniego przygotowania. Nie orientując się nawet w meandrach teologicznej myśli XX w., siadamy bowiem z Bonhoefferem nad dobrze znanymi wersetami Pisma Świętego (autor dość drobiazgowo analizuje Kazanie na Górze) i odczytujemy je w nowym świetle. Ekumenizm jest wymianą duchowych darów. A w tej książce dostajemy od jednego z naszych braci protestantów coś naprawdę cennego.
PS. Zasadniczy tekst „Naśladowania” poprzedza w wydaniu CLC esej Tadeusza Mazowieckiego „Nauczył się wierzyć pośród tęgich razów”, który pierwotnie ukazał się w „Więzi” (nr 12/1971). Przypomniane tam szokująco aktualne kazanie o słabym Kościele Gedeona to tekst, do którego szczególnie warto powrócić.
Autorka nieostrożnie napisała, że D.Bonhoeffer był „współtwórcą antyfaszystowskiego Kościoła”. To prawda, ale używanie tego epitetu w dzisiejszym kontekście, gdy mianem „faszyści” szafuje się tak samo z rozmachem jak mianem „zdrajcy” grozi wciągnięciem w wir i utopieniem w bagnie postaci, która może łączyć. Dalsza część artykułu nie daje podstaw do przypisywania Autorce intencji instrumentalnego potraktowania D.Bonhoeffera i w ogóle chęcią zajęcia się polityką, ale w tych czasach lepiej słowu nie pozwalać wylatywać wróblem, nad czym ubolewam.
To przykre, że Pani Grażyna nie rozumie pojęcia łaski u protestantów… Łaska to możliwość pojednania, którą daje Bóg, przyjmowana wiarą. To jest prawdziwe zbawienie a naśladowanie to konsekwencja tegoż zbawienia. Tania łaska nie istnieje tam gdzie jest głoszona ewangelia. Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga nie z uczynków aby się nikt nie chlubił. Jesteśmy bowiem jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował Abyśmy je pełnili..efezjan 2