Jesień 2024, nr 3

Zamów

Lektor. Postscriptum

Odniosłem „sukces pisarski” – ale czy poniekąd nie kosztem bohatera tekstu?

Tych wszystkich, którzy tak wnikliwie odczytali historię Piotra, opisaną przeze mnie dwa tygodnie temu w tekście „Lektor”, zaciekawi może, co działo się dalej.

Otóż Piotr, z którym od długiego już czasu jestem w bliskiej relacji – stał się przyjacielem domu, odwiedzał nas wielokrotnie w Warszawie, często rozmawialiśmy ze sobą przez komórkę – po ukazaniu się mojego wpisu na blogu zamilkł. Zastanawiałem się, dlaczego. Publikacja nie była przecież dla niego zaskoczeniem, bo wcześniej nie tylko wyraził na nią zgodę, ale nawet wniósł szereg zmian i uściśleń do pierwotnej wersji, którą mu przesłałem.

Spodziewałem się więc, że tekst zamieszczony w internecie, chociaż Piotr występuje w nim anonimowo, będzie dla niego ważnym przeżyciem, raczej dobrym. Tym bardziej że, jak się wkrótce okazało, publikacja wzbudziła żywy odzew – zajęła pierwsze miejsce w rankingu na najpopularniejszy tekst Laboratorium „Więzi” ostatniego tygodnia.

Komentarze były w większości życzliwe i pełne zrozumienia dla bohatera tekstu, wielu wyraziło swoje współczucie dla niego, sugerując, że sami doświadczyli podobnego losu. Ktoś sformułował nawet ciekawą tezę, że Kościół w Polsce jest nadmiernie sklerykalizowany i w parafiach nie ma odpowiedzialności dla ludzi świeckich.

W końcu po trzech dniach zadzwoniłem do Piotra i zapytałem go o wrażenia. „Mieszane” – odparł lakonicznie, a ja wyczułem w nim wyraźnie dystans wobec mnie. Zacząłem więc dociskać, o co chodzi. Wtedy wyznał, że poczuł się źle, bo tamtą sprawę sprzed lat udało mu się już w sobie jakoś „otorbić”, a teraz na skutek publikacji mojego tekstu rana się otworzyła i znów musi to wszystko przeżywać na nowo, w dodatku wystawiony w pewnym sensie na widok publiczny.

Zrozumiałem, że moja inicjatywa chyba nie do końca była przemyślana. Czy nie kierowałem się – przy zachowaniu pozorów lojalności wobec Piotra – egoistycznym w gruncie rzeczy pragnieniem, by po prostu napisać ciekawy tekst? No i odniosłem „sukces pisarski” – ale czy poniekąd nie jego kosztem?

Wesprzyj Więź

Uświadomiłem sobie jeszcze inny aspekt całej sprawy. Miałem niby „dobrą intencję”, by utorować Piotrowi drogę powrotu do życia sakramentalnego, po tamtym „wykopaniu z kościoła” przestał bowiem w ogóle chodzić na mszę. Ale czy była to moja rola? Czy nie powinienem był raczej zostawić rozwiązania tego problemu samemu Piotrowi i… Panu Bogu? Dobrymi intencjami jest piekło wybrukowane.

Refleksja na podsumowanie. Jak trudno jest pomóc drugiemu człowiekowi. Jak łatwo ześliznąć się w manipulację…

Postscriptum. Ksiądz, który przed trzema laty tak obcesowo i bezdusznie potraktował Piotra, zrobił tymczasem doktorat – zapewne z teologii duchowości? – i objął odpowiedzialne stanowisko w strukturach kościelnych.

Podziel się

Wiadomość

Bohater tekstu pomimo całej sympatii do niego, powinien przewidzieć, że powrót do dawno temu przeżytych wydarzeń może być bolesny. Zamiast zamykać się w sobie, trzeba się z tymi bolesnymi odczuciami zmierzyć i iść dalej przez życie. Spróbować dostrzegać to co dobre, a nie tylko to co złe.

Czy napisanie tego tekstu nie jest zgodne z wolą Boga autorze? Może właśnie jest… Jest potrzebne i pouczające. Uświadamia, że pewne zranienia z przeszłości wciąż czekają na zagojenie.

Pytanie podstawowe: czy zasadne jest szukanie zagojenia w Kościele, który raczej rani niż koi? Który jest tak naprawdę w swoim rdzeniu tzn. tradycji i oficjalnym nauczaniu nieprzychylnie, a nawet wrogo nastawiony do ludzi homoseksualnych, ich orientacji o związkach nawet tych bez współżycia seksualnego nie wspominając? Jak ofiara może czuć się godnie skoro jest napiętnowana na różnych poziomach nie tylko przez duchownych, ale także przez tradycję, teologie, oficjalne nauczanie.

Trzy miesiące minęły od czasu, kiedy ObserwatorŚwiata wpisał powyższy komentarz. Mało kto pewnie już sięga do tak „starych” tekstów, jak te moje dwa felietony: „Lektor” – i w dwa tygodnie później napisany „Lektor. Postscriptum”. Ja dziwnym trafem do nich dzisiaj sięgnąłem, a impulsem była moja kolejna dramatyczna rozmowa z Piotrem. On wciąż wraca do niezabliźnionej rany dzieciństwa i nie może zrozumieć, jak jego wychowawczyni w szkole – doskonale zdająca sobie sprawę, że jest katowany przez ojca – nie próbowała w żaden sposób interweniować, stanąć w jego obronie, iść mu na ratunek. Życie religijne i służba lektorska przy ołtarzu były dla kilkunastoletniego Piotra jedynym schronieniem, jedyną pociechą. Tak, dorosły Piotr jest homoseksualny. I jest głęboko wierzący, przywiązany do liturgii. Kościół w latach doznawanej strasznej krzywdy był mu – na obraz dobrego Boga – prawdziwym Ojcem i Matką. I po piętnastu latach Piotr został w pewnym momencie przez niemądrego księdza – papież Franciszek powiedziałby: księdza „nakrochmalonego” – potraktowany „z buta”. Cóż, warto było chyba napisać oba teksty o Piotrze, choćby tylko po to, by wzbudzić nimi tak celny komentarz, jak ten napisany przez ObserwatoraŚwiata. Dziękuję.