Zima 2024, nr 4

Zamów

Naśladujmy pasję radykałów. Bronimy słusznej sprawy

Prezydent Słowacji Andrej Kiska 15 listopada w Parlamencie Europejskim. Fot. European Parliament

Pozytywną i realistyczną europejską strategię Bratysławy od warszawskiej, par excellence konfliktowej i opartej głównie na teatralnych gestach, dzieli polityczna przepaść.

W polskich mediach dominuje – co oczywiste – temat uchwalenia kolejnej rezolucji Parlamentu Europejskiego w sprawie praworządności i demokracji w Polsce, stanowiącej pierwszy formalny krok do zastosowania wobec naszego kraju tzw. procedury art. 7. Traktatu o UE. Warto jednak zwrócić uwagę na inne, dość znamienne wydarzenie, do którego doszło w tym samym miejscu, i które pokazuje, jak istotne różnice dzielą kraje Grupy Wyszehradzkiej i Trójmorza

W środę przed europosłami wystąpił prezydent Słowacji Andrej Kiska. Było to pierwsze przemówienie głowy tego państwa w PE od czasu wejścia kraju do Unii w 2004 roku. Prezydent, który w typowo kanclerskim modelu konstytucyjnym Słowacji zajmuje dużo słabszą pozycję od premiera Roberta Fico, przedstawił propozycję reformy UE. Pochodzący z Popradu i wywodzący się z opozycyjnych wobec gabinetu Fico środowisk centroprawicowych i chadeckich Kiska z pewnością musiał jednak ustalić linię swojego wystąpienia z rządem. Główne tezy przemówienia wskazują na spore różnice – jeżeli nie na polityczną przepaść – oddzielające pozytywną i realistyczną europejską strategię Bratysławy od warszawskiej, par excellence konfliktowej i opartej głównie na teatralnych gestach.

Prezydent podkreślił na wstępie, że nie podziela pesymistycznej wizji, zgodnie z którą obecna konstrukcja polityczna Unii prowadzi Stary Kontynent w przepaść i wymaga rewolucyjnych zmian. W działaniach naprawczych należałoby skoncentrować się raczej na wzmocnieniu zapomnianego dziś elementu unijnej solidarności niż rozluźnianiu istniejących związków między krajami członkowskimi. – Nie potrzebujemy rewolucji, lecz wspólnoty zogniskowanej wokół solidarnego rozwiązywania problemów – ocenił Kiska.

Odrzucił on jednocześnie obwinianie Brukseli za wszystkie realnie istniejące kłopoty i niedostatki projektu europejskiego. – Mówienie, że Unia uniemożliwia realizację interesów narodowych swoich członków, jest z gruntu błędne i prowadzi w swojej konsekwencji do wniosku, że tylko poza Unią dany kraj może odnieść sukces i zwycięstwo w polityce wewnętrznej i międzynarodowej – powiedział Kiska. Zauważył, że wciąż potężne siły populistyczne i ekstremistyczne w Europie nie mają w istocie, poza chwytliwą piarowo narracją, żadnych konkretnych recept na poprawę życia Europejczyków i polepszenie działania instytucji politycznych w świecie zachodnim.

Mimo to ugrupowania antyeuropejskie przyciągają wyborców swoim radykalizmem oraz wizerunkiem antysystemowych i nieskompromitowanych partii, oddanych obywatelom i swoim ojczyznom. – Oni mają rzeczywistą pasję, więc może przynajmniej w tym powinniśmy ich naśladować. Bronimy przecież słusznej sprawy: pokojowej i życzliwej współpracy pomiędzy państwami, dobrobytu ekonomicznego i poszanowania ludzkiej godności – tłumaczył. Dodał równocześnie, że współczesna Unia cierpi na brak skutecznego przywództwa potrafiącego budować szeroki konsensus, nie ma pewności siebie i nie potrafi przekonać rzesz obywateli, że mimo wszystkich słabości, jest wciąż najlepszym i zabezpieczającym rozwój projektem politycznym po II wojnie światowej.

Wesprzyj Więź

Zdaniem słowackiego przywódcy debata na temat różnych prędkości Europy to zwykła strata czasu, który można przeznaczyć na pracę nad wzmocnieniem solidarności i współpracy. Unia nie powinna być tylko sejfem z pieniędzmi ani urzędem podatkowym, który co roku zbiera od swoich członków ustawowe daniny, ale ambitnym projektem dającym ludziom nadzieję na życie w silnych, choć opartych na zasadzie pomocniczości i poszanowania godności człowieka państwach narodowych połączonych wspólnymi wartościami poszanowania prawa i niezbywalnej godności każdego ludzkiego życia. Unia nie może zdaniem Kiski zrezygnować z działań na rzecz integracji z krajami bałkańskimi oraz obszaru poradzieckiego. Wejście tych państw do wspólnoty demokratycznych krajów europejskich wydaje się bowiem jedyną, trwałą zaporą przeciwko aktywnej propagandowo i nastawionej na wzbudzaniem podziałów w Europie polityce prowadzonej przez Rosję.

Niewyobrażalną klęską byłaby według prezydenta Słowacji sytuacja, w której budowany przez dekady projekt europejskiej jedności kapituluje przed rzeczywistością fake newsów oraz dezinformacji szerzącej się na portalach społecznościowych.

Trudno nie przyznać mu racji.

Podziel się

Wiadomość