Pozytywną i realistyczną europejską strategię Bratysławy od warszawskiej, par excellence konfliktowej i opartej głównie na teatralnych gestach, dzieli polityczna przepaść.
W polskich mediach dominuje – co oczywiste – temat uchwalenia kolejnej rezolucji Parlamentu Europejskiego w sprawie praworządności i demokracji w Polsce, stanowiącej pierwszy formalny krok do zastosowania wobec naszego kraju tzw. procedury art. 7. Traktatu o UE. Warto jednak zwrócić uwagę na inne, dość znamienne wydarzenie, do którego doszło w tym samym miejscu, i które pokazuje, jak istotne różnice dzielą kraje Grupy Wyszehradzkiej i Trójmorza
W środę przed europosłami wystąpił prezydent Słowacji Andrej Kiska. Było to pierwsze przemówienie głowy tego państwa w PE od czasu wejścia kraju do Unii w 2004 roku. Prezydent, który w typowo kanclerskim modelu konstytucyjnym Słowacji zajmuje dużo słabszą pozycję od premiera Roberta Fico, przedstawił propozycję reformy UE. Pochodzący z Popradu i wywodzący się z opozycyjnych wobec gabinetu Fico środowisk centroprawicowych i chadeckich Kiska z pewnością musiał jednak ustalić linię swojego wystąpienia z rządem. Główne tezy przemówienia wskazują na spore różnice – jeżeli nie na polityczną przepaść – oddzielające pozytywną i realistyczną europejską strategię Bratysławy od warszawskiej, par excellence konfliktowej i opartej głównie na teatralnych gestach.
Prezydent podkreślił na wstępie, że nie podziela pesymistycznej wizji, zgodnie z którą obecna konstrukcja polityczna Unii prowadzi Stary Kontynent w przepaść i wymaga rewolucyjnych zmian. W działaniach naprawczych należałoby skoncentrować się raczej na wzmocnieniu zapomnianego dziś elementu unijnej solidarności niż rozluźnianiu istniejących związków między krajami członkowskimi. – Nie potrzebujemy rewolucji, lecz wspólnoty zogniskowanej wokół solidarnego rozwiązywania problemów – ocenił Kiska.
Odrzucił on jednocześnie obwinianie Brukseli za wszystkie realnie istniejące kłopoty i niedostatki projektu europejskiego. – Mówienie, że Unia uniemożliwia realizację interesów narodowych swoich członków, jest z gruntu błędne i prowadzi w swojej konsekwencji do wniosku, że tylko poza Unią dany kraj może odnieść sukces i zwycięstwo w polityce wewnętrznej i międzynarodowej – powiedział Kiska. Zauważył, że wciąż potężne siły populistyczne i ekstremistyczne w Europie nie mają w istocie, poza chwytliwą piarowo narracją, żadnych konkretnych recept na poprawę życia Europejczyków i polepszenie działania instytucji politycznych w świecie zachodnim.
Mimo to ugrupowania antyeuropejskie przyciągają wyborców swoim radykalizmem oraz wizerunkiem antysystemowych i nieskompromitowanych partii, oddanych obywatelom i swoim ojczyznom. – Oni mają rzeczywistą pasję, więc może przynajmniej w tym powinniśmy ich naśladować. Bronimy przecież słusznej sprawy: pokojowej i życzliwej współpracy pomiędzy państwami, dobrobytu ekonomicznego i poszanowania ludzkiej godności – tłumaczył. Dodał równocześnie, że współczesna Unia cierpi na brak skutecznego przywództwa potrafiącego budować szeroki konsensus, nie ma pewności siebie i nie potrafi przekonać rzesz obywateli, że mimo wszystkich słabości, jest wciąż najlepszym i zabezpieczającym rozwój projektem politycznym po II wojnie światowej.
Zdaniem słowackiego przywódcy debata na temat różnych prędkości Europy to zwykła strata czasu, który można przeznaczyć na pracę nad wzmocnieniem solidarności i współpracy. Unia nie powinna być tylko sejfem z pieniędzmi ani urzędem podatkowym, który co roku zbiera od swoich członków ustawowe daniny, ale ambitnym projektem dającym ludziom nadzieję na życie w silnych, choć opartych na zasadzie pomocniczości i poszanowania godności człowieka państwach narodowych połączonych wspólnymi wartościami poszanowania prawa i niezbywalnej godności każdego ludzkiego życia. Unia nie może zdaniem Kiski zrezygnować z działań na rzecz integracji z krajami bałkańskimi oraz obszaru poradzieckiego. Wejście tych państw do wspólnoty demokratycznych krajów europejskich wydaje się bowiem jedyną, trwałą zaporą przeciwko aktywnej propagandowo i nastawionej na wzbudzaniem podziałów w Europie polityce prowadzonej przez Rosję.
Niewyobrażalną klęską byłaby według prezydenta Słowacji sytuacja, w której budowany przez dekady projekt europejskiej jedności kapituluje przed rzeczywistością fake newsów oraz dezinformacji szerzącej się na portalach społecznościowych.
Trudno nie przyznać mu racji.