Zima 2024, nr 4

Zamów

Człowiek to sumienie polityków

Alexander Dubček i Václav Havel, 1989 r. Fot. Jaroslav Kučera / na licencji CC

Polityka jest sztuką łączenia tego, co możliwe, z tym, co niemożliwe.

Przemówienie wygłoszone w Bolonii 13.11.1988 roku z okazji otrzymania doktoratu honoris causa.

Nie mogę i doprawdy nie zamierzam ukrywać wzruszenia, jakie owładnęło mną w momencie, kiedy dotarła do mnie wiadomość o nadaniu mi doktoratu honoris causa w zakresie nauk politycznych. Jest to dla mnie bardzo wielki zaszczyt. Pragnę zapewnić wszystkich, że niezwykle wysoko cenię sobie decyzję Uniwersytetu Bolońskiego, która stanowi dla mnie wielkie, skierowane ku przyszłości zobowiązanie moralne.

Jestem obywatelem republiki, która chlubi się prastarym i znanym Uniwersytetem Karola w Pradze; republiki, na której terenie znajdowała się niegdyś Akademia Istropolitana w Bratysławie, gdzie działa obecnie młody Uniwersytet Jana Amosa Komeńskiego. Działalność bolońskiego Studium sięga jednak czasów odleglejszych. Jego imię, jego wpływy rozprzestrzeniały się, zwłaszcza w epoce Odrodzenia, w różnych zaalpejskich regionach. Wskazanie jedynie na jego wysoki poziom, jego badawczą rangę, dzięki którym naukowe poznanie rozszerzało się w Europie i świe­cie, a które przetrwały do dziś – oznaczałoby doprawdy zawężenie owej twórczej działalności, tak bardzo zróżnicowanej i posiadającej uniwer­salny charakter, która wciąż pozostaje żywym, niepowtarzalnym wkładem Uniwersytetu w Bolonii do naukowego skarbca ludzkości.

Świadom jestem, że znalazłem się w otaczanym szacunkiem świecie akademickim. Ogarnia mnie szczególne wzruszenie. Miejsce, w którym się znajdujemy, stanowi część terytorium Italii; Italii skąpanej wodami Morza Śródziemnego, które stanowi żywe połączenie pomiędzy waszym krajem a innymi wielkimi i starymi kulturami. Jakże uboższa byłaby cywilizacja europejska i światowa bez tego właśnie wkładu. Ku waszemu krajowi, ku waszemu uniwersytetowi kierują się zgodnie spoj­rzenia erudytów i bardzo wielu ludzi z różnych narodów, z najprzeróżniejszych krajów. Spoglądają ku wam z ogromnym szacunkiem, ponieważ właśnie to zasłużone miejsce zapisało się w dziejach kultury i cywilizacji całej ludzkości.

Bardzo długi byłby szczegółowy, sięgający od czasów najdawniejszych aż po dzień dzisiejszy, rejestr nazwisk znanych w świecie historyków, artystów, muzyków i śpiewaków, poetów, pisarzy, malarzy, rzeźbiarzy, wynalazców, politologów, uczonych. Ich dzieła stanowią bogactwo nale­żące nie tylko do Italii. Przemawiają oni do nas językiem wciąż żywym, w sposób, który zwłaszcza dzisiaj nie przestaje na nas oddziaływać. Myślę, że bez obawy o przesadę mogę powiedzieć, iż nasz świat, nasze życie byłyby niekompletne a nawet trudne do wyobrażenia bez starożytnego Rzymu, bez miejsc, w których narodził się Renesans, bez inspirującej roli tamtej przeszłości również we współczesnej Italii, a także w naszym wspólnym „europejskim domu”: w jego kulturze, sztuce, nauce, a bardziej ogólnie – w całej cywilizacji.

Wymogi humanizmu naznaczyły pierwotne idee socjalizmu

Jako człowiek polityki nie mogę nie powiedzieć o wpływie, jaki na rozwój i upowszechnianie się idei narodowej emancypacji również w przy­padku narodów Europy Środkowej, w dziele państwowej formacji Cze­chów i Słowaków odegrało Odrodzenie.

Polityka jest sztuką łączenia tego, co możliwe, z tym, co niemożliwe; przygotowanie do niej nie może się obejść bez nauki i praxis. Wielki przedstawiciel waszego średniowiecza, Franciszek z Asyżu, wszedł do historii dzięki swej niezwykłej wierze w człowieka. Mówił: „Boże, daj mi dość pokory, bym mógł znosić to, czego zmienić się nie da; daj mi odwagę potrzebną do tego, bym mógł zmieniać to, co zmienić można; daj mi tyle mądrości, bym odróżnić mógł dwoistość rzeczy”. W życiu człowieka, zbioro­wości, narodów, a także w dziejach państw, były i nadal są okresy upoko­rzeń i okresy męstwa, czasy, w których na przekór wszystkiemu człowiek musi pozostać sam na sam z sobą, zaryzykować pracę, honor, odpowie­dzialność za siebie, swoją inteligencję, serce, racje i sumienie.

Małe narody – a takimi są Czesi i Słowacy – stają nieustannie wobec pytania o sens swego istnienia. Nasz myśliciel i założyciel naszej nowo­czesnej państwowości Tomasz Garrigue Masaryk, który – podobnie jak Milan Ratislav Stefanik – nie doczekał się dotąd należnego uznania nawet ze względu na ogromną rolę, jaką odegrał w powstaniu wspólnego państwa Czechów i Słowaków, oświadczył: „To właśnie humanistyczny program nadał sens wszystkim naszym narodowym wysiłkom… Humanizm jest dla nas ostatecznym celem, zarówno w wymiarze narodowym, jak historycznym” („Kwestia czeska”, 1895). Wymogi humanizmu naznaczyły także w sposób zasadniczy pierwotne idee socjalizmu.

Nie chciałbym twierdzić, że treścią całej naszej historii była walka; należałoby raczej powiedzieć, że cierpieliśmy dla sprawy humanizmu. Prawdopodobnie nie będzie przesady w ocenie charakteru obu naszych narodów jeśli powiem, że opiera się on głęboko i w sposób zasadniczy na pełnym powagi i poszanowania stosunku do człowieka, do wielkich ludz­kich wartości. Dzieje się tak zawsze, że po latach zagubienia narody nasze powracają do owego głęboko odczuwanego sensu swoich działań. Wystarczy jedno wielkie poruszenie, jakim był na przykład nasz ruch odnowy z 1968 roku, żeby tkwiące głęboko w ludziach doświadczenia historyczne wróciły na powierzchnię życia i zostały zamanifestowane w sposób otwarty.

Przed dwudziestu laty nasz ruch na rzecz odrodzenia socjalizmu okreś­lił siebie jako poszukiwanie „socjalizmu z ludzką twarzą”. Chcieliśmy wyrazić w sposób najbardziej zwięzły i znaczący związek pomiędzy war­tościami humanistycznymi a dążeniami inspirowanymi przez socjalizm. Naszym założeniem była próba połączenia socjalizmu z demokracją, demokracji z socjalizmem. W tekście „Programu działania Komunisty­cznej Partii Czechosłowacji” z kwietnia 1968 roku wskazaliśmy na jedność, na syntezę demokracji i humanizmu oraz socjalizmu jako celu wszystkich naszych konkretnych działań.

W roku 1968 rozpoczęliśmy proces demokratyzacji za pomocą słów i działań

Sens i zawartość owego politycznego programu wynikały z potrzeby służby na rzecz człowieka, społeczeństwa, na rzecz poszanowania ludzkich wartości. Przyjmując taką koncepcję socjalizmu pragnęliśmy wnieść nasz skromny wkład. W tym znaczeniu nie uważam, by nasze działania były czymś wyjątkowym; każde społeczeństwo – małe czy duże – dąży do tego, by przyczynić się do postępu na całym świecie.

Z obserwacji i oceny, z każdego punktu widzenia, ewolucji, jaka po dzień dzisiejszy dokonuje się w socjalizmie, wyraźnie wynika, że znajdu­jemy się na rozstaju dróg. Zdajemy sobie sprawę z granic naszych możli­wości. Zastanawiamy się nad tym, co mogłoby otworzyć drogę nowemu postępowi socjalizmu, zarówno w teorii, jak i w praktyce.

W Praskiej Wiośnie, w jej wewnętrznym rozwijaniu się a następnie zdławieniu przez siły z zewnątrz, odbija się w formie skondensowanej wszystko: kryzysy i możliwości socjalizmu. Rok 1968 przekonał nas, że klucz do przezwyciężenia kryzysu, do ubogacenia społeczeństwa pod każ­dym względem nie znajduje się jedynie, ani nawet przede wszystkim, w sferze ekonomicznej. Ów klucz należał i należy do sfery działań polity­cznych. Nasze poszukiwania i wysiłki zmierzały do tego, by położyć kamień węgielny pod taki system, który byłby w stanie wyrazić i łączyć całe bogactwo różnorodnych opinii oraz wielorakość interesów.

Dążyliśmy do przekształcenia nieustannej walki „przeciw czemuś” w pozytywny pro­gram działań „na rzecz”, jakkolwiek bez wpływania w sposób negatywny na społeczną strukturę kraju, która już wtedy była istotnie zmieniona. Usiłowaliśmy przezwyciężać sprzeczności dotąd istniejące a także te, które pojawiały się na drodze działań pozytywnych, właśnie poprzez owo nowe podejście: nie „przeciw”, ale „o”.

Tylko w ten sposób możliwe jest, również dzisiaj, wnoszenie do dzia­łalności politycznej atmosfery zaufania, na takim też gruncie może wzra­stać wiara jednostek i narodu we własne siły, przeświadczenie o tym, że wiele można uczynić dla siebie i całego społeczeństwa w sytuacji, kiedy humanizm rządzi naszymi czynami. W przypadku naszych uwarunkowań socjopolitycznych możliwe do osiągnięcia rezultaty są wprost proporcjo­nalne do aktywności społeczeństwa. Nie będzie można jednak oczekiwać zasadniczych przejawów twórczej aktywności ludzi, grup społecznych i całego społeczeństwa, dopóki nie zmieni się dogłębnie klimat polityczny.

W roku 1968 na oczach całego społeczeństwa rozpoczęliśmy proces demokratyzacji za pomocą słów i działań. Również dzisiaj należałoby czynić podobnie. A nawet daleko więcej, ponieważ pogłębianie się gospo­darczej stagnacji, wyjałowienie i nieobliczalne straty moralne, jakie wystą­piły na przestrzeni minionych dwudziestu lat, stanowią dzisiaj nauczkę.

W polityce nie wystarcza wiedza, potrzebna jest wrażliwość

Jest jeszcze jedna sprawa, o której rozmyślałem przez wiele miesięcy. W naszym kraju wciąż nie mówi się o niej szeroko. Chodzi mi o oznaki demokratyzacji dyskusji politycznych, tolerancyjności, uwrażliwienia, postawy dialogowej. Nie chciałbym twierdzić, że na tym polu wszystko nam się udawało. Podejmowaliśmy jednak wysiłki. Upojenie wolnością słowa bywało czasem rzeczywiście przesadne. Tak było jednakże w atmos­ferze, która otwierała pewną perspektywę, w przeciwieństwie do tego, co dzieje się dzisiaj, kiedy żadnej formy dialogu praktycznie nie dopuszcza się do głosu. Wychowanie do tolerancji, do rozumienia i wysłuchiwania odmiennych opinii – wszystko to doprawdy stanowi bardzo złożony prob­lem autentycznej demokratyzacji. W przypadku braku zrozumienia dla czynnej i rzeczywistej tolerancji w działalności politycznej nie ma mowy o demokracji ani nawet o niezbędnym poziomie kultury społeczeństwa.

W związku z tym chciałbym przywołać postać wielkiego poety bengal­skiego Rabindranatha Tagore, który w roku 1930 spędził dwa tygodnie w Moskwie. W dniu swego odjazdu udzielił on dziennikowi „Izwiestia” wywiadu, który jednak ukazał się tylko w angielskiej wersji jego listów z Rosji (Kalkuta 1960). W owym wywiadzie Tagore pochwalił wielką ideę rewolucji, a jednocześnie wyraził swoje wątpliwości na temat metod jej realizacji. Oto cytat: „Zapytuję was, czy dobrze służycie waszym ideałom siejąc gniew i nienawiść klasową, kierując się żądzą zemsty względem każ­dego, kto nie utożsamia się z waszymi celami, względem tych, których wy uważacie za swoich wrogów? Jeśli skoncentrujecie się przesadnie na nega­tywnych aspektach zachowań waszych przeciwników, dojdzie do tego, że owa nienawiść i żądza zemsty nieoczekiwanie zwrócą się przeciwko waszym ideałom i zniszczą je. Tam, gdzie idee cieszą się wolnością, tam też musi występować brak zgodności”. Poeta stwierdza dalej: „Ponieważ wzięliście na siebie misję odnoszącą się do całej ludzkości, dlatego w interesie właśnie ludzkości, która jest organizmem żywym, winniście uznać istnienie różno­rodnych opinii. Stanowiska ulegają ewolucji jedynie dzięki swobodnemu ruchowi sił duchowych i przekonań moralnych. Przemoc rodzi przemoc i ślepą głupotę. Wolność idei jest czymś koniecznym do tego, by móc podjąć i zaakceptować prawdę, prawdę, którą zabija terror”. Były to słowa Tagore. Jego głębokie, przewidujące, wręcz „profetyczne” obserwacje zachowują głęboką wartość jeszcze dziś nie tylko w odniesieniu do sytuacji w Czechos­łowacji i wciąż czekają na urzeczywistnienie. Do tego stwierdzenia chciał­bym dołączyć ostrzeżenie wielkiego Bengalczyka: „Posłannictwo, któremu chcecie służyć, nie dotyczy wyłącznie waszego kraju, waszej partii”. To prawda – Tagore miał i nadal ma rację!

Szanowni zebrani! Mówiąc o res publica, nie mogę nie przypomnieć dwóch wielkich postaci waszego kraju, co nie oznacza, bym chciał przez to umniejszyć znaczenie wielu innych protagonistów waszej historii, uczo­nych, przedstawicieli świata kultury czy polityki. Mam na myśli postać Niccoló Machiavellego oraz Antonio Gramsciego.

Pierwszy z nich tworzył swoje dzieło na wygnaniu, pracując nad nim nocami. Drugi natomiast spędził wiele lat w więzieniu. Bez nich obu uboższa byłaby nasza współczesna wiedza o polityce. Nie jesteśmy zdolni do poznania wszystkiego i ta trudność będzie nam towarzyszyła również w przyszłości. Sama praxis społeczna nie szczędzi nam niespodzianek i to przy różnych okazjach. Nie dysponujemy politycznymi laboratoriami, gdzie można by poddawać eksperymentom nasze modele i nasze wyobra­żenia. Świat myśli, idei oraz praxis jest odzwierciedleniem przejawów życia społecznego, jest odbiciem racji i uczuć. Ludzie polityki należą do rzeszy tych, którzy dążą do rewolucji w umysłach i sercach. Nie wystarcza wiedza, potrzebna jest ponadto wrażliwość. Ludzie i całe społeczeństwo winni być sumieniem swoich polityków.

W praskiej wiośnie chodziło o połączenie socjalizmu i demokracji

To właśnie Niccoló Machiavelli jako pierwszy bronił konieczności autonomii polityki, choć wiadomo, że w jego pismach dają o sobie znać ograniczenia właściwe tamtym czasom. On prowadzi nas z kolei ku tym humanistom, o których Antonio Gramsci powiada, że poświęcili się poszu­kiwaniom całościowego udoskonalenia ludzkiego ducha, co jest jedynym dążeniem godnym człowieka. Z tych samych powodów cenię wysoko Gramsciego, który do głębi angażował się poprzez słowa i działania w rewolucyjny ruch socjalistów. Dla współczesnego nam świata polityki żywotność dzieła obu tych wielkich postaci stanowi wciąż aktualny przykład. Obaj oni wykazali, że w każdym ruchu politycznym musi istnieć ścisły związek pomiędzy teorią i praktyką, pomiędzy zdolnością progra­mowania i działania.

Wiem, że niemożliwe jest poszukiwanie odpowiedzi na różnego rodzaju problemy bez konkretnej analizy historycznej. Zdaję sobie zara­zem sprawę z ogromnej wagi, jaką posiada aktualny stan stosunków pomiędzy narodami, w epoce, która korzysta z niezmierzonych, wytwo­rzonych przez człowieka energii a jednocześnie jest przez nie, ich destruk­cyjne możliwości zagrożona. Niemniej jednak skłonny jestem przyznać rację rewolucjoniście, demokracie i humaniście Antonio Gramsciemu, który akcentował rolę podmiotu, jakim jest człowiek. W moim kraju często cytuje się słowa, które widnieją na insygniach prezydenta Republiki: „Prawda zwycięży”. Przytaczając te słowa należałoby dodać, że wynika­jące z nich zobowiązania nie są małe. Z tym naszym mottem współgrają słowa Gramsciego: „Prawda ma siłę rewolucji”.

Do dotychczasowych rozważań pozwolę sobie dodać uwagi dotyczące naszych doświadczeń z czechosłowackiej wiosny 1968 roku, kiedy podjęliśmy wysiłki na rzecz odrodzenia socjalizmu, bądź – używając określenia naszych włoskich przyjaciół – „nowego kursu”. Jest to okres, z którym niewątpliwie wiążą się wciąż liczne „białe plamy”.

Chciałbym powiedzieć, że nie zostały dotąd do końca wyjaśnione wszystkie zasadnicze momenty tamtego czasu. Jedno jest jednak pewne: że fakty i momenty decydujące dla wydarzeń w Czechosłowacji przemawiają przeciwko jakiemukolwiek historycznemu aprioryzmowi i przeczą każdej opinii o fatalizmie i nie­uchronnej konieczności. Przeciwnie, mówią w sposób przekonywający o tym, że istniały różne możliwości i warianty, wszystkie uzależnione od ludzkiej woli. Odnosi się to nie tylko do pojedynczych aspektów tamtych wydarzeń, ale pomaga w znacznym stopniu w badaniu i ocenie złożonego problemu Praskiej Wiosny.

O co przede wszystkim chodziło tamtej wiosny? Przedstawiłem już zasadnicze kierunki: chodziło o połączenie socjalizmu i demokracji, o przywrócenie pierwszemu z tych pojęć humanistycznych treści i doprowa­dzenia do tego, by stały się one widoczne. Mówiąc to nie mam na myśli wyłącznie pojedynczych lub występujących często przykładów nowego podejścia do życia politycznego, do działalności gospodarczej, do spraw kultury, nauki, wychowania czy techniki. Przecież to właśnie wtedy przy­pomniano wszystkie szkodliwe działania, wszystko to, co wymagało ujaw­nienia i usunięcia; wszystko to, co wcześniej określano jako subiektywizm, działalność nielegalną, samowolę, wywyższanie się jednostek bądź całych grup społecznych nad partię, zbiorowość i wspólnotę obywateli, wreszcie jako niedopuszczalny nieład w stosunkach pomiędzy partią polityczną i państwem.

Bez zewnętrznej ingerencji Praska Wiosna zakończyłaby się sukcesem

Nasze doświadczenia i praktyka potwierdziły, że stosunki międzyna­rodowe nie mogą opierać się i rozwijać na fundamencie kryteriów hierar­chicznych. Dlatego chciałbym jeszcze raz wyrazić swoje głębokie przeko­nanie, że bez zewnętrznej ingerencji w życie partii i społeczeństwa Czechosłowacji nasze wysiłki zakończyłyby się sukcesem. Istniały niezbędne ku temu warunki, ponieważ nasze społeczeństwo wykazywało wyjątkowo dużą dojrzałość.

Faktem jest, że ustąpienie władz partyjnych było potwierdzeniem, że system, który u nas panował przed rokiem 1968, godził właśnie w czło­wieka, hamował rozwijanie się jego aktywności, paraliżował decydujące dla socjalizmu zdolności twórcze. W moim kraju, gdzie zasadnicze bogactwo stanowiły zasoby tkwiące w człowieku, sytuacja pod tym wzglę­dem była tragiczna. W ludziach narastało zgorzknienie i przekonanie, że mimo ich wysiłków droga ku socjalizmowi odbywa się nazbyt powoli, że towarzyszą jej fatalne zapóźnienie i groźne skutki moralne w stosunkach międzyludzkich.

Stąd rodziły się także obawy o przyszłość socjalizmu i jego ludzkie oblicze. Jedni padli ofiarą demoralizacji, inni zaś utracili perspektywy.

Mając na uwadze te właśnie okoliczności, jestem przekonany, że koniecznością okaże się podjęcie fundamentalnych prac tamtego okresu. Nie były one małe i dotyczyły, można to śmiało powiedzieć, spraw naprawdę zasadniczych. Otaczająca nas rzeczywistość, którą oficjalna polityka dopuszcza do głosu i ujawnia wyłącznie wtedy, kiedy służy ściśle określonym i jednostronnym celom propagandy, mówi nam wystarcza­jąco jasno, jak wiele walk i prac pozostało jeszcze przed nami. Nie chodzi tutaj jedynie o to, że owa postawa, oparta na fałszu, prowadzi czasami do powstawania uproszczonych wizji i polemik, także ze strony nowych sił społecznych. Jednocześnie bowiem przeszkadza się młodym generacjom w wysiłkach zmierzających do uformowania w sobie w sposób samodzielny takiej wizji wydarzeń z niedawnej przeszłości, w której stanowiłyby one integralną część historii i kultury kraju, a nade wszystko – dążeń współ­czesnego społeczeństwa.

Sprawą najważniejszą jest dzisiaj to, że z różnych powodów, przy pomocy rozmaitych motywacji, w stosunkach międzynarodowych neguje się, bądź po prostu nie dostrzega, istnienia problemu czechosłowackiego. Skrywaniu faktu istnienia owego problemu służy nie tylko apologia poli­tyki interwencjonizmu, lecz – czy się tego chce czy nie – nieuwzględnianie bądź niedocenianie istniejącego wciąż w społeczeństwie czechosłowackim urazu. Jestem zresztą przekonany, że tym, co się liczy, jest zrozumienie dwóch momentów, posiadających w naszej historii siłę nośną: momentu narodowego i momentu społecznego. Wydaje mi się, że z tego co dotąd powiedziałem, jasno wynika, iż nie ubiegam się o zdobycie prestiżu, nie mam na uwadze jakichś interesów osobistych czy grupowych, ale że leży mi na sercu dobro całego społeczeństwa.

Pozwolą państwo, że zbliżając się ku końcowi tego wystąpienia uczynię pewnego rodzaju wyznanie, z perspektywy dwudziestu minionych lat. Czy jestem rozczarowany z powodu rezultatu moich wysiłków, a jeszcze dokładniej: naszych planów związanych z odrodzeniem socjalizmu? Odpowiem słowami naszego poety: „Zło, tylko zło odmierzane być może po prostu miarą bólu. Pomimo tego, co się stało i co nam uczyniono, właśnie tam, gdzie rozpoczynaliśmy, chętnie zacząłbym od nowa. Tak, jak uczony bada­jący bakcyle, które niosą mu śmierć”.

Niech mi będzie wolno przy pomocy następującego cytatu przedstawić w skrócie ideę przewodnią programu z 1968 roku: „Chcemy dążyć wytrwale, w duchu naszych tradycji i przyjętych postanowień, do rozwijania naszego kraju, społeczeństwa inspirowanego przez socjalizm dojrzały i wolny od przeciwieństw klasowych, do tworzenia społeczeństwa wysoko rozwiniętego pod względem gospodarczym, technicznym i kulturalnym, sprawiedliwego w zakresie spraw socjalnych i narodowościowych, zorganizowanego w sposób prawdzie demokratyczny, rządzonego kompetentnie. Wszystko to sprawi, że dzięki bogactwu tkwiących w społeczeństwie zasobów życie stanie się godne człowieka, w stosunkach między ludźmi zapanuje duch braterskiej współ­pracy, otworzy się przestrzeń potrzebna do rozwoju ludzkiej osobowości”.

Odpowiedzialność za własny kraj jest obywatelską odpowiedzialnością za nasz świat

Wypełnienie tych zadań wymaga jednak odejścia od słownych deklara­cji. Myślę, że gdybyśmy nawet sporo skorzystali z lekcji przeszłości i doświadczeń, nie byłoby to wszystko. Chodzi tu o odpowiedzialność za własny kraj, która jest jednocześnie obywatelską odpowiedzialnością za nasz świat. Jeśli będziemy do końca świadomi wszystkich czynników, jeśli nauczymy się widzieć możliwości – a nie tylko niebezpieczeństwa, jakie otwierają się przed każdym środowiskiem społecznym, przed wszystkimi narodami – dopiero wtedy będziemy w stanie odnajdywać stosowne spo­soby rozwiązywania problemów dnia dzisiejszego. W różnych krajach żyją ludzie, którzy podobnie jak ja i moi czechosłowaccy przyjaciele działają na rzecz połączenia w jedną całość socjalizmu, demokracji i humanizmu, dążeń całej ludzkości. W ten sposób możemy przyczynić się do powstania pokojowego i sprawiedliwego świata.

We Włoszech wiele już uczyniono i czyni się nadal dla tej sprawy, w świecie nowoczesnym a zarazem pełnym utrapień. Wnosi tutaj oczywiście swój wkład także Uniwersytet Boloński. W przeszłości wielokrotnie dawał on świadectwo swojej postępowości. Mówiąc to chciałbym przypomnieć inne świadectwo – z początków XV wieków, z czasów naszego rozkwitu i upadku. W tym okresie sprzeczności żył Jan Hus, który przeciwstawił się arcybiskupowi Pragi w związku z księgami Johna Wiklifa, angielskiego filozofa i teologa z XIV stulecia. To właśnie w Bolonii stwierdzono, że „księgi Wiklifa nie powinny być rzucone na stos, ponieważ czymś niemądrym byłoby spalenie podręczników logiki, filozofii, etyki i teologii, zawierających wszak wiele rzeczy słusznych, dobrych i stosownych” (Jin Spevaćek, „Vaclav IV – Venceslao IV”, Praga 1988, s. 434). Jakże niezwykłe świadectwo ducha postępu, świadectwo sprzed niemal sześciu wieków!

Podobnie dzieje się i dziś. Równie wyrazistym świadectwem jest Magna Charta uniwersytetów europejskich, która powstała z inicjatywy Uniwer­sytetu Bolońskiego w związku dziewięćsetleciem tej uczelni. Jest to doku­ment, który mówi o najbardziej uniwersalnych sprawach ludzi całej naszej planety. To orędzie o historycznym znaczeniu. W związku z nim chciał­bym przytoczyć słowa Jana Amosa Komeńskiego, czeskiego filozofa z połowy obecnego tysiąclecia, twórcy nowożytnej pedagogiki, który zapisał się w historii cywilizacji m.in. jako autor dzieła „Rady o naprawie wszyst­kich rzeczy ludzkich”. Czytamy tam: „Szkoły winny być we wszystkim kuźnią człowieczeństwa”. To otrzymaliśmy w spadku po wielkim uczonym.

Wesprzyj Więź

Szanowni zebrani! Pozwólcie, że na zakończenie dam wyraz mojemu wzruszeniu z powodu wielkiego wyróżnienia, jakie spotyka mnie z waszej strony i waszego Uniwersytetu. Przyjmuję je z całego serca i traktuję, podobnie jak moi przyjaciele – jako wyraz uznania dla wkładu moich rodaków w dzieło wysiłków społecznych, kulturalnych i humanistycznych, służących demokratycznej Europie.

W tym miejscu poświęconym zdoby­waniu wiedzy chciałbym pochylić głowę przed nauką w ogóle. Niech na całym świecie będzie ona w służbie życia, człowieczeństwa, wspólnych powinności i odpowiedzialności; niech służy naszej planecie, która nosi najpiękniejsze imię: Ziemia. To dla niej działamy dążąc do tego, by życie bez oręża, bez groźby wojny stało się jeszcze dla nas znakiem nowej jakości ludzkiego bytowania.

Tłum S. F. Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 1/1990.

Podziel się

Wiadomość