„Dobra zmiana” nie ominęła Polskiej Agencji Prasowej. W prawie każdym biuletynie zagranicznym PAP przypomina o rozbiorach, Armii Krajowej, Katyniu, Powstaniu Warszawskim, UPA, „żołnierzach wyklętych” i Smoleńsku.
Przyzwyczailiśmy się już do zawłaszczenia telewizji publicznej przez Prawo i Sprawiedliwość i przekształcona jej w medium narodowe, a mówiąc ściśle – rządowe. Materiały, w których TVP sugerowała, że powołanie Rady Imigrantów w Gdańsku będzie skutkować zamieszkami ulicznymi, albo informowała, że protesty przeciwko zmianom w sądownictwie są próbą „puczu” ze strony opozycji, świadczą o tym, że jej stacje pełnią rolę tuby propagandowej obozu władzy.
W odpowiedzi na „reportaż” o rzekomym kumoterstwie decydującym o przyznawaniu dotacji organizacjom pozarządowym sam wicepremier i minister kultury Piotr Gliński – występując w programie na żywo – zarzucił telewizji publicznej, że „to jest jakiś koszmar, dom wariatów”. „Państwo żeście oszaleli z tymi programami drążącymi organizacje pozarządowe, z tymi grafami łączącymi jakieś organizacje, pokazywanie zdjęć, przestępców, to wygląda jak listy gończe” – mówił Gliński.
Z mediów publicznych, które od lipca 2016 roku podlegają Radzie Mediów Narodowych, najmniej uwagi do tej pory poświęcono Polskiej Agencji Prasowej. Zwykli konsumenci informacji nie mają z nią bezpośrednio do czynienia. Wiele materiałów, które czytamy w gazetach i internecie lub oglądamy w telewizji, powstało jednak na podstawie depesz napisanych przez dziennikarzy PAP i następnie odsprzedanych innym mediom.
Aby klienci agencji mieli możliwość dopasowania materiałów (depesz, zdjęć, wideo) do swoich potrzeb – poprzez np. dopisywanie komentarzy – „produkty” dostarczane przez PAP powinny być możliwie jak najbardziej obiektywne i neutralne oraz przedstawiać „suche” fakty. To zresztą jej obowiązek prawny. Jak czytamy w ustawie: „Polska Agencja Prasowa, mająca charakter publicznej agencji prasowej, uzyskuje i przekazuje odbiorcom rzetelne, obiektywne i wszechstronne informacje z kraju i z zagranicy. (…) Nie może znaleźć się pod prawną, ekonomiczną lub inną kontrolą jakiegokolwiek ugrupowania ideologicznego, politycznego lub gospodarczego”.
„Dobra zmiana” nie ominęła jednak Polskiej Agencji Prasowej. Można się o tym przekonać na podstawie analizy jednego z produktów przygotowywanych przez PAP – „Daily News”. Za kilka tysięcy złotych rocznie podmioty niepolskojęzyczne mogą codziennie otrzymywać biuletyn po angielsku z wiadomościami o polityce nad Wisłą, a w mniejszych stopniu także o sprawach międzynarodowych, kulturze i gospodarce. Klientami tej usługi są m.in. ambasady i firmy zagraniczne.
Za przemianę PAP odpowiada zdymisjonowany niedawno prezes Artur Dmochowski
Za przemianę PAP odpowiada zdymisjonowany niedawno prezes Artur Dmochowski (założyciel kanału TVP Historia, były redaktor „Gazety Polskiej” i rzecznik prasowy szefa MSZ Witolda Waszczykowskiego, obecnie doradca zarządu PAP), o którym dzisiejsza „Gazeta Wyborcza” pisze, że doprowadził agencję do krawędzi bankructwa.
To za jego prezesury odnotowujemy istotne zmiany w treści biuletynów. Po pierwsze, bardzo utyły. Podczas gdy do początku 2017 roku nie przekraczały 30 stron (średnia za styczeń – 20 stron), z miesiąca na miesiąc wydłużały się, osiągając w czerwcu średnią 53 stron.
W ostatnim półroczu dwa biuletyny liczyły nawet ponad 100 stron. Pierwszy, datowany na 2 maja 2017, dużo miejsca poświęca reakcjom przedstawicieli obozu władzy na krytyczne słowa wypowiedziane pod adresem Polski przez Emmanuela Macrona, wówczas jeszcze kandydata na prezydenta Francji. Drugi najgrubszy biuletyn pochodzi z 26 czerwca i w niemal jednej trzeciej dotyczy tematów historycznych, w tym 299. rocznicy (sic!) pogrzebu Tadeusza Kościuszki na Wawelu, co – poza błędem w wyliczeniu (sprowadzenie jego zwłok ze Szwajcarii odbyło się w 1818 roku) – skłania do pytania, czy naprawdę taka informacja interesuje odbiorców tego serwisu.
Właściwie głównym powodem inflacji długości biuletynów jest umieszczanie w nich od kwietnia przypisów o historii Polski. Najwyraźniej redakcja PAP uznała, że obcokrajowcy są niedoinformowani w tej dziedzinie. Wobec tego należy w prawie każdym biuletynie przypomnieć o rozbiorach, Armii Krajowej, Katyniu, Powstaniu Warszawskim, UPA, „żołnierzach wyklętych” i Smoleńsku.
Nowy prezes agencji przeniósł rządowe zapędy do zajmowania się polityką historyczną na pracę PAP-u, choć propagowanie historii nie jest zadaniem agencji prasowych i przypisy w takiej formie są sprzeczne z regułami warsztatu dziennikarskiego – artykuł powinien być zrozumiały sam w sobie.
W przypisach biuletynu PAP tłumaczy afery: hazardową, podsłuchową czy Amber Gold. O SKOK-ach ani słowa
Inną funkcją umieszczania przypisów w biuletynach staje się wytłumaczenie tego, na czym polegały afery: hazardowa, podsłuchowa czy Amber Gold. Wybór jest oczywiście nieprzypadkowy: o SKOK-ach ani słowa… Znamienny pozostaje również sposób, w jaki została przedstawiona (albo nieprzedstawiona) opozycja. Na przykład, w biuletynie z 8 maja (pierwszy dzień roboczy po „marszu wolności” organizowanym przez PO 6 maja), temat marszu pojawia się wyłącznie pośrednio, w cytacie ze słów Jarosława Kaczyńskiego wypowiedzianych w Szczecinie, że „wolność w Polsce jest”.
W przeciwieństwie do zagranicznych mediów redakcja PAP-u nie zauważyła kilkudziesięciu tysięcy osób protestujących 6 maja na jednej z głównych arterii Warszawy. Poświęciła za to aż pięć wpisów obchodom Dnia Strażaka. Odnotowała też 39. rocznicę śmierci Henryka Magnuskiego (polskiego inżyniera, który wynalazł dla Motoroli walkie-talkie) oraz wyniki badań genetyków ze Szczecina, według których Piastowie być może mieli pochodzenie niemieckie lub celtyckie.
Reklamowała także artykuł „Siedem kroków do puczu”, opublikowany w prorządowym tygodniku „wSieci”.
Kompleksowa analiza biuletynów Polskiej Agencji Prasowej prawdopodobnie pokazałaby inne, mniej lub bardziej subtelne sztuczki z warsztatu propagandy i manipulacji. Weźmy jeszcze jedną. W biuletynie z 6 czerwca czytamy w „Temacie dnia”, że „plan Marshalla ogłoszony 70 lat temu pomógł Europie, ale nie Polsce”. Wybór tej historycznej rocznicy jako tematu głównego może co najmniej dziwić ze strony – przypomnijmy – agencji prasowej. Czy chodziło o podparcie tezy ideologów PiS-u, zdaniem których Polsce należą się pokaźne fundusze unijne i różne przejawy pobłażliwego traktowania (np. związane ze spaleniem węgla, z dumpingiem socjalnym lub z liczbą głosów w Radzie UE) z samego tylko powodu, że była ona ofiarą wojny i powojennego układu sił. Innymi słowy, chodzi o roszczeniowe oczekiwanie rekompensaty, bez dawania niczego od siebie?
Czy w taki sposób uda się PAP-owi wesprzeć dyplomację polityczną i historyczną prowadzoną przez władze PiS? Podpowiem, że w tym roku ambasada USA w Warszawie zrezygnowała z usługi „Daily News”.