Papieska inicjatywa ponownego przebadania sprawy Galileusza nie była rewizją jego procesu, lecz próbą rozwinięcia dialogu pomiędzy nauką a wiarą, między Kościołem a światem.
Podczas plenarnego posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk, w listopadzie 1979 r., Jan Paweł II wyraził pragnienie ponownego przebadania sprawy Galileusza w celu przezwyciężenia nieufności, jakie utrzymują się ciągle między przedstawicielami myśli religijnej a reprezentantami nauk przyrodniczych. Inicjatywa ta skłoniła wielu dziennikarzy do oczekiwania na „rehabilitację” Galileusza. Jej przejawem miały być spektakularne gesty, którym towarzyszyłoby jednoznaczne wskazanie głównego winowajcy w dramacie z 1633 r. Tymczasem zamiast stylowego napiętnowania oponentów Galileusza przedstawiono wnikliwe analizy wypracowane przez komisję powołaną do przebadania problemów związanych z potępieniem Galileusza i należących do dziedzin egzegezy biblijnej, epistemologii, kultury i historii nauki.
Aby komisja mogła wykorzystać w swych pracach wszystkie dostępne dokumenty, w 1983 r. udostępniono cały zbiór protokołów Inkwizycji znajdujący się w tajnych archiwach watykańskich. Dzięki ich uwzględnieniu możliwa stalą się rekonstrukcja pełnej złożoności uwarunkowań składających się na dramat Galileusza.
Rekonstrukcja ta rozczarowała jednak potencjalnych łowców sensacji. Agresję skierowali oni w stronę papieskiego przemówienia z listopada 1993 r., w którym Jan Paweł II m.in. zwrócił uwagę, iż we współczesnej fizyce relatywistycznej kontrowersje wokół kopernikanizmu uzyskują nowy sens ze względu na równoprawność wszystkich układów fizycznych. W kilku wywiadach dla wielkonakładowej prasy znalazłem próbę uzyskania od fizyków słów krytyki skierowanych w stronę papieskiego odnośnika do teorii względności. Wymowa fizyki jest jednak w kwestii tej jednoznaczna; bulwersująca teza zaś stanowi elementarną, niekontrowersyjną prawdę. Fizycy, w odróżnieniu od niektórych dziennikarzy, nie zwykli gorszyć się pewnikami.
W tej sytuacji trzeba było szukać innych podstaw do uzasadnienia ideologicznych komentarzy związanych z dramatem Galileusza. W jednym z artykułów, który nadesłano mi do recenzji redakcyjnej, obok nie najlepszej opinii o papieżach średniowiecza, znalazłem „informację” o tym, że sprawa Galileusza obala tezę o nieomylności papieskiej. Jest to wniosek tym bardziej oryginalny, iż nikt do tej pory nie rozciągał nieomylności papieskiej na sprawy astronomii, natomiast w samym potępieniu Galileusza bezpośrednio zaangażowane było Święte Oficium, nie zaś papież Urban VIII.
Gdyby Galileusz sformułował tezy w późnym średniowieczu, byłyby one dyskutowane w ośrodkach akademickich
Formalne deklaracje o rehabilitowaniu Galileusza byłyby obecnie jedynie okolicznościowym gestem, gdyż od dawna Kościół uznawał, iż potępienie „Dialogu” stanowiło krzywdę wyrządzoną wielkiemu obrońcy kopernikanizmu. Jan Paweł II uznał formalnie jego zasługi nie tylko w astronomii i fizyce, lecz również w egzegezie biblijnej, kiedy w swym przemówieniu podczas posiedzenia Papieskiej Akademii Nauk poświęconego dorobkowi Einsteina powiedział 10 XI 1979 r.: „Wielkość Galileusza jest dziś uznawana przez wszystkich, podobnie jak wielkość Einsteina. Kiedy jednak czcimy drugiego z nich wobec kolegium kardynałów w Pałacu Apostolskim, nie możemy zaprzeczyć, że pierwszy musiał wiele wycierpieć od ludzi i instytucji kościelnych. (…) Galileusz sformułował ważne zasady epistemologiczne, które są niezbędne do pogodzenia Pisma Świętego i nauki (…). Wprowadził on zasadę interpretacji, która wychodząc poza literalne rozumienie uwzględnia intencję i typ wypowiedzi…”.
Papieska inicjatywa ponownego przebadania sprawy Galileusza nie była więc zamierzona jako spektakularna rewizja procesu z 1633 r., lecz jako próba rozwinięcia dialogu i stworzenia nowych warunków dla owocnej współpracy pomiędzy nauką a wiarą, między Kościołem a światem. Celowi temu miał służyć na płaszczyźnie refleksji teoretycznej list papieski skierowany do o. George’a Coyne’a SJ, dyrektora Obserwatorium Watykańskiego. Ten znakomity tekst ukazuje pasjonującą innowatorską wizję wzajemnej współpracy między przedstawicielami teologii i nauk ścisłych. Został on przyjęty z dużym zainteresowaniem w wielu ośrodkach badawczych i niewątpliwie przyczynił się do zmiany klimatu zgodnie z oczekiwaniami papieskimi. Zamiast oczekiwanej jeremiady ukierunkowanej w stronę winowajców, list przynosił głęboką refleksję nad stanem współczesnej kultury naukowej oraz konkretne propozycje interdyscyplinarnej współpracy między przedstawicielami różnych dziedzin. Rozwinięcie takiej współpracy stwarza szansę przeciwdziałania w przyszłości kreowaniu sztucznych konfliktów między przedstawicielami teologii i nauk przyrodniczych.
Nowa interdyscyplinarna perspektywa stanowi ważny owoc kilkunastu lat badań zainicjowanych przez Jana Pawła II. Osobnym następstwem tych badań pozostaje ukazanie osób odpowiedzialnych za potępienie Galileusza w całym kontekście intelektualno-kulturowym ich działalności.
Rekonstrukcja dramatu
Przeprowadzone analizy komisji badawczej powołanej przez Jana Pawła II upoważniają do sformułowania wniosku: Wielu tez zawartych w „Dialogu” Galileusza nie można było uzasadnić w kontekście nauki XVII stulecia. Argumenty teologiczne konsultantów Inkwizycji stanowią jednak smutne świadectwo niskiego poziomu teologii po Soborze Trydenckim. We wcześniejszym okresie wielu teologów, powołując siej na autorytet św. Augustyna, dopuszczało możliwość odejścia od dosłownych tłumaczeń przy interpretacji tekstów biblijnych. Atmosfera kontrreformacji sprzyjała preferowaniu rozwiązań prostych, nawet jeśli okazywały się one rozwiązaniami pozornymi. Richard J. Blackwell pisze o tym z goryczą: „Nieumiejętność wykorzystania przez Kościół w latach 1615-1616 własnego dziedzictwa egzegezy sięgającej czasów Augustyna, nawet po jego wskazaniu przez Galileusza, można pojąć jedynie jako aberrację spowodowaną przez przesadnie apologetyczną praktykę okresu kontrreformacji”[1].
Gdyby Galileusz sformułował swoje tezy w okresie późnego średniowiecza, byłyby one wszechstronnie dyskutowane w ośrodkach akademickich. W klimacie kontrreformacji decydujący głos należał do 11 doradców Inkwizycji broniących fizyki i metafizyki Arystotelesa. Wypracowane przez nich w 1616 roku orzeczenie głosiło, iż teoria heliocentryczna jest nierozumna i absurdalna pod względem filozoficznym oraz formalnie heretycka.
Galileusz nie dysponował argumentami, które dowodziłyby słuszności modelu kopernikańskiego
Współcześni historycy nauki różnią się co do interpretacji wyrażenia „formalnie heretycka”. Część autorów sądzi, iż określenia „formalny” użyto w tradycyjnym, scholastycznym sensie na oznaczenie doktryny, która ze swej istoty stanowi herezję. Inni interpretatorzy uważają, iż termin „formalny” jest komplementarny w stosunku do określenia „materialny”. W takim ujęciu oskarżenie o herezję dotyczyłoby tylko niektórych wersji teorii heliocentrycznej, nie oznaczałoby natomiast generalnego potępienia kopernikanizmu.
Orzeczenie jedenastu ąualicatores zostało zaaprobowane 25 lutego 1616 r. przez Święte Oficjum, które 3 marca wydało specjalny dekret, postulujący skorygowanie „De revolutionibus”. W postępowaniu badawczym główną rolę odgrywał wówczas kard. Bellarmin, znany zarówno z humanistycznych zainteresowań, jak i bliskich kontaktów z jezuickimi przyrodnikami z Collegio Romano. Giorgio de Santillana usiłuje obarczać Bellarmina odpowiedzialnością za potępienie Galileusza sugerując, iż kardynał obawiał się, że w przypadku odrzucenia arystotelizmu zachwiana zostanie cała podstawa racjonalnej interpretacji świata. R. J. Blackwell kwituje podobne przypuszczenia lakoniczną konstatacją: „Jest to nonsens. Bellarmin (…) odrzucił kosmologię Arystotelesa już w 1572 r.”[2].
To właśnie Bellarmin, traktowany przez współczesnych publicystów jako tępy hochsztapler, wielokrotnie wyrażał swoją sympatię wobec Galileusza i podejmował dyskusję na temat możliwości uzasadnienia kopernikanizmu. Jemu również, jak na ironię, powierzono upomnienie Galileusza w lutym 1616 r. Upomnienie z 1616 r., decydujące dla późniejszego uzasadnienia wyroku z 1633 roku, wolne było od dramaturgii przyszłego procesu.
26 lutego kard. Bellarmin poprosił Galileusza do swego pałacu, gdzie w obecności czterech dostojników kościelnych — wśród nich komisarza Świętego Oficjum – zobowiązał go do rezygnacji z propagowania teorii o ruchu Ziemi jako opisu realnych struktur przyrody. Szczegóły tego zobowiązania pozostają niejasne, gdyż w tajnym archiwum watykańskim nie zachował się oryginał oświadczenia podpisanego przez Galileusza. Sam Galileusz rozstał się z Bellarminem w przekonaniu, iż zakaz Świętego Oficjum nie pozwala traktować kopernikanizmu jedynie jako udowodnionej prawdy, pozwala natomiast przyjmować nowy model jako użyteczną hipotezę.
W 17 lat później, po ukazaniu się „Dialogu”, Melchior Inchofer, konsultant Inkwizycji, w wyniku szczegółowej analizy treści „Dialogu”, jako naczelny zarzut wysunie to, iż teoria kopernikańska traktowana jest w pracy jako prawdziwy opis struktury wszechświata. Ujęcie takie pozostawało w sprzeczności z ustaleniami z 1616 roku, które dopuszczały jedynie możliwość instrumentalnego przyjmowania kopernikanizmu jako hipotezy ułatwiającej obliczenia pozycji ciał niebieskich. „Gdyby autor nowego systemu – pisał Inchofer – wprowadził swe ujęcie hypothetice (ex mathe-matica hypothesi), pozostając na gruncie instrumentalizmu, w którym teorie stanowią jedynie użyteczne fikcje, akceptacja jego tez byłaby możliwa”. Galileusz uważał jednak swój system za realistyczną charakterystykę struktur przyrody. Opinii takiej nie można uzasadnić merytorycznie w 1633 roku, natomiast pozostawała ona w niewątpliwej sprzeczności z literą dekretu sprzed siedemnastu lat.
13 lutego 1633 r. Galileusz przybył do Rzymu na wezwanie Inkwizycji. 13 kwietnia odbyło się pierwsze przesłuchanie przez Święte Oficjum. Postawione zarzuty dotyczą nieposłuszeństwa wobec dekretu z 1616 roku oraz rozpowszechniania fałszywych dowodów ruchu Ziemi. Dramatyczny rys oskarżenia przejawia się tym, że oba postawione zarzuty byty prawdziwe. Galileusz nie dysponował argumentami, które dowodziłyby słuszności modelu kopernikańskiego. Brak przewidywanego przez ten model efektu paralaksy, krytycy kopernikanizmu przedstawiali jako falsyfikator astronomii Galileusza[3]. Ruchu Ziemi nie dowodziły przypływy morza, którym Galileusz przypisywał podstawowe znaczenie w swych argumentach. Fazy Wenus można było wyjaśnić na gruncie modelu proponowanego przez Tychona Brache.
Podstawowe tezy „Dialogu” okazywały się prawdziwe, mimo że wyprowadzono je z fałszywych przesłanek
Podstawowe tezy „Dialogu” okazywały się prawdziwe, mimo iż wyprowadzono je z fałszywych przesłanek. Współcześni Galileuszowi krytycy nie chcieli jednak przyjąć obrazoburczej prawdy. Koncentrowali swą uwagę na aspektach prawnych i rozróżnieniach epistemologicznych przyjmowanych przez scholastyków. Miał tu miejsce konflikt dwóch paradygmatów naukowych, podobnie jak w czasach nam bliższych przy ocenach darwinizmu czy genetyki. Dramat konfliktu uzewnętrzniał się w tym, iż przez pewien czas w nauce instytucjonalnej dominowali przedstawiciele rozwiązań zachowawczych.
Kolejne zaznania składał Galileusz 30 kwietnia i 21 czerwca. Te ostatnie dotyczyły intencji, jakimi kierował się pisząc dzieło. W towarzyszącej im przysiędze znajdowała się rytualna formuła informująca o możliwości tortur w przypadku fałszywych zeznań. Posłużyło to późniejszym komentatorom za podstawę do domysłów o domniemanym torturowaniu Galileusza. Popularność podobnych spekulacji jest w dużej mierze „zasługą” Dawida Brewstera, który w wydanej w 1841 r. pracy „The Martyrs of Science” utrzymywał, iż Galileusz był torturowany. Teza ta pozbawiona jest jakichkolwiek pozytywnych uzasadnień, natomiast można wskazywać wiele okoliczności (poczynając od wieku Galileusza), które wykluczały możliwość stosowania tortur.
Ostateczny wyrok został ogłoszony 22 czerwca 1633 r. Znamienne jest, iż spośród dziesięciu kardynałów, którzy stanowili trybunał sądowy, trzech nie wzięło udziału w ostatnim posiedzeniu i nie podpisało potępiającego wyroku. Byli to Francesco Barberini, Gasparo Borgia i Laudivio Zacchia. Wyrok zobowiązywał Galileusza do odrzucenia teorii heliocentrycznej, do zamieszkania w miejscu wyznaczonym przez Inkwizycję oraz do odmawiania jako pokuty raz w tygodniu siedmiu psalmów pokutnych do końca życia.
Ogłoszenie wyroku wywołało krytykę w rozległych kręgach, które ceniły wyżej odwagę intelektualnych poszukiwań niż ciasne posłuszeństwo literze prawa. Wśród pierwszych krytyków znalazł się arcybiskup Sieny Ascanio Piccolomini, w którego rezydencji zatrzymał się Galileusz, nim uzyskał pozwolenie zamieszkania w własnej willi w Arcetri.
Z powodu słabnącego wzroku odmawianie psalmów pokutnych sprawiało mu coraz więcej trudności; zwrócił się więc do Inkwizycji z prośbą o pozwolenie, by jego pokutę mogła odprawiać córka Maria Celeste, zakonnica karmelitańska. Najbliższe lata po wyroku wypełniła Galileuszowi refleksja nad zasadami nowej mechaniki. Wyniki przemyśleń opublikował w 1638 r. jako „Discorsi e dimostrazioni matematiche intorno a due nuove scienze”. Dzieło to uważane jest za najbardziej wartościową pracę Galileusza. Położyła ona fundamenty nowej fizyki, antycypując idee zawarte w newtonowskich „Principiach” (1687), i równocześnie zadecydowała o ostatecznym upadku fizyki Arystotelesa.
Dramat Galileusza należy rozpatrywać w kontekście epoki
Dramat Galileusza należy rozpatrywać w kontekście epoki, w której rodziła się nowa fizyka. Zanim Newton sformułował jej zasady na kartach „Principiów”, zanim w „Optyce” (1704) określono teoretyczne podstawy funkcjonowania teleskopu, intuicje badawcze – nie zaś uzasadnione argumenty – odgrywały podstawową rolę w określaniu kierunku rozwoju nauki. Kiedy intuicyjne odczucia dominowały nad logiką argumentów, instytucje ingerujące w proces poznania prawdy mogły pełnić funkcje antyheurystyczne. W przypadku Galileusza z możliwości tej skorzystano, ceniąc wyżej aksjomaty arystotelesowskiej kosmologii niż nasady hermeneutyki biblijnej znane już w czasach św. Augustyna.
Stan nauki w okresie młodości Galileusza niewiele miał wspólnego z dzisiejszą praktyką laboratoryjną. Przeprowadzając badania nad spadaniem ciał na równi pochyłej, Galileusz mierzył ich prędkość w łokciach na uderzenie pulsu. Klimat filozoficzny towarzyszący nowym badaniom był jeszcze bardziej odległy od obecnej atmosfery, kiedy zgodność z zasadami myśli Arystotelesa usiłowano traktować jako podstawowe kryterium wartości teorii przyrodniczych. Opozycja między powstającą nową nauką a przestarzałą fizyką Arystotelesa doprowadziła do pseudointelektualnych uzasadnień potępienia z 1633 r. W pół wieku później na podstawie zasad newtonowskich można już było wykazywać, dlaczego nie da się dłużej bronić fizyki Arystotelesa oraz wykazywać konsekwentnie, jakich efektów nie tłumaczy astronomia Ptolemeusza. Odkrycie paralaksy w 1838 r. wytrąciło broń najbardziej konserwatywnym oponentom Galileusza, akcentującym, iż nauce nowożytnej nie są znane zjawiska, które miały odgrywać podstawową rolę w potwierdzeniu nowej teorii.
Fakty a interpretacje
Kopernikański model świata nie został stworzony ex nihilo. Na jego postać przedstawioną przez Galileusza duży wpływ miały kinematyka Buridana i opracowania teoretyczne Bradwardine’a, nowatorska metafizyka kard. Mikołaja z Kuzy i dorobek matematyczny przyjaciół Bellarmina z Collegio Romano. Niezmiernie trudnym zadaniem okazują się rekonstrukcje historyczne, w których dałoby się wyraźnie ustalić wpływy poszczególnych czynników oraz przeprowadzić linię demarkacyjną między faktami przyrodniczymi a pozaracjonalnymi składnikami ich interpretacji. Ograniczenia epistemologiczne podobnych procedur są dobrze znane m.in. dzięki opracowaniom socjologii nauki, ukazującym, jak dużą rolę w nauce instytucjonalnej odgrywa element groteski, pastiszu, farsy[4]. Ich obecność sprawia, iż Galileusz ukazywany w rekonstrukcjach Ernesta Macha jako metodyczny empirysta różni się krańcowo od koniunkturalnego Galileusza ze sztuki Bertolta Brechta.
Występujące różnice są w pewnym stopniu nieuchronne. Historii nauki nie można bowiem uprawiać w oderwaniu od filozofii nauki. Zależnie od tego, jaki zbiór założeń filozoficznych uzna się za miarodajny i konieczny, otrzymuje się odmienne wizje Galileusza. Wymownego przykładu występujących różnic dostarczyć może prowadzona na łamach „Philosophy of Science[5]” polemika między o. Williamem Wallace’em OP i ks. Emanem McMullinem, dotyczącą wpływów Arystotelesa na młodego Galileusza. Analizując te same teksty młodego Galileusza, obaj wspomniani autorzy dochodzą do całkowicie różnych ocen intelektualnej zależności ich twórcy od perypatetycko-scholastycznej tradycji myślowej. Rozstrzygnięcie sporu wymagałoby szczegółowych odpowiedzi na pytanie, które z uwag zawartych w „Juweniliach” wyrażają myśl samego Galileusza, które zaś stanowią zwyczajne notatki z jego lektur; kiedy autor tych notatek operuje drwiną, kiedy zaś dyplomatycznie lub bezmyślnie powtarza opinie swych profesorów. Odpowiedzi na te pytania zależą już od przyjętych wcześniej założeń interpretacyjnych dotyczących zarówno stylu badań, jak i cech osobowościowych współtwórcy nowej astronomii.
Historii nauki nie można uprawiać w oderwaniu od filozofii nauki
Mimo utrzymujących się rozbieżności, prowadzone badania ukazują wyraziście, jak bardzo naiwna była dominująca od drugiej połowy XIX wieku wizja Galileusza spopularyzowana przez Ernesta Macha. Według tego ujęcia, Galileusz miał być empirystą, który definitywnie zerwał z przesądami średniowiecza i zdecydował się na genialny wybór niezawodnej metody naukowej. Oceniając historiograficzne praktyki Macha, w których przypisywano Galileuszowi nierealne zasługi bez zadawania sobie trudu analizy jego podstawowych tekstów, harwardzki historyk nauki I. Bernard Cohen pisze: „Zawsze wydawało mi się dziwne to, że Mach, który miał tak głęboki wgląd w proces rozwoju nauki, pozwolił się nabrać do tego stopnia, że uważał, iż jeden człowiek mógł stanowić całkowite fons et origo nauki nowożytnej”[6].
Bogactwo osobowości Galileusza: jego genialne intuicje naukowe, krewki temperament, talent retoryczny i pasja polemisty stwarzają szerokie możliwości konstruowania głęboko zróżnicowanych obrazów intelektualnego dramatu, który stał się udziałem autora „Dialogu”. Intelektualne i kulturowe zróżnicowanie epoki, w której klimat Odrodzenia niesie już zapowiedź paradygmatu nowej nauki, potęguje tę możliwość. Dlatego też nierzadko u tych samych autorów otrzymujemy zróżnicowane wizje wielkiego astronoma.
Opowiadał mi wybitny waszygtoński specjalista od tekstów Galileusza, William Wallace, jak kiedyś podczas naukowego zjazdu poczuł się zaszokowany słuchając wykładu swego byłego studenta, który usiłował potępienie „Dialogu” tłumaczyć spiskiem uknutym przez przeciwników kopernikanizmu. Wallace w trakcie dyskusji zapytał owego studenta, czym tłumaczyć radykalizm jego prostej wizji, skoro kiedyś podczas egzaminów ujmował on to samo zagadnienie zgoła inaczej. Nie czynił tego najprawdopodobniej z lęku przed profesorem, bowiem powtórzył te same tezy w oddanej do druku wartościowej monografii. Autor radykalnej interpretacji był wyraźnie speszony pytaniem; odpowiedział na nie za pomocą ogólników o tym, że każdy ma prawo do własnej wizji. W przerwie obrad podszedł natomiast do Wallace’a i przeprosił go mówiąc, iż w okresie przygotowywania referatu miał ważne problemy rodzinne, których obecność rzutowała mu na prostotę radykalnych interpretacji…
Logika rozwoju nauki podlega, niestety, wpływom uwarunkowań socjologicznych. Zależnie od tego, które z tych uwarunkowań uznamy za najbardziej istotne, otrzymujemy głębokie różnice interpretacyjne. Istotnie odmienny obraz dramatu Galileusza przedstawia np. Roman Juszkiewicz w swym wywiadzie dla „Polityki”. Wyraża on pretensje do kard. Pouparda, że jego podsumowanie prac komisji badawczej jest niczym więcej jak „tylko ukradkowym przyznaniem się do winy, sprawiającym wrażenie próby usprawiedliwienia siedemnastowiecznych fanatyków i intrygantów. (…) Po trzynastu latach pracy wystękała wprawdzie komisja jakieś «przepraszamy», w niczym jednak nie podważyła zasadności metod, które doprowadziły ongiś do skazania uczonego[7]”.
Logika rozwoju nauki podlega wpływom uwarunkowań socjologicznych
Pomijam emocjonalne sformułowania, które zdają się sprowadzać dramat potępienia do spisku fanatyków i intrygantów. Przy pewnej interpretacji można w nauce każdej epoki znaleźć sympatyków intrygi i fanatyzmu; problem pozostaje więc bezprzedmiotowy. Nie zgadzam się jednak, by wyniki prac komisji Pouparda były równie bezowocne, jak sugeruje to Juszkiewicz. Zadaniem tej komisji nie było powtarzanie faktów znanych już od dawna. Nie wydaje się bowiem szczególnie przydatne powoływanie specjalnych komisji, które orzekałyby, iż Ziemia nie jest płaska, zaś Żydzi – na przekór prognozom amerykańskich sympatyków New Age – bynajmniej nie zamierzają zalewać Arizony wodami Pacyfiku. Prace komisji Pouparda ukazały natomiast rzecz bardzo cenną — mechanizmy dogmatyzmu intelektualnego. Odsłoniły one, jak niebezpieczne jest absolutyzowanie prostych rozwiązań, które mają akceptację większości obrońców starego paradygmatu nauki. Ukazały wreszcie, iż w przypadku konfliktu między prawdą teologii a regulacją prawną nie można stawiać zarządzeń dyscyplinarnych ponad prawdę. Gdyby reguły te respektowano podczas procesu, dałoby się uniknąć tragicznego potępienia. Wyakcentowanie tego właśnie dorobku uważam za bardzo ważny składnik przydatny nie tylko w przebrzmiałych już konfliktach. Rzucać kamieniami w nieżyjących jest znacznie łatwiej niż poszukiwać środków, które chroniłyby kolejne generacje przed powtarzaniem starych błędów.
Niektóre z tych błędów są dla nas dziś dostatecznie oczywiste. Zasługi Galileusza możemy obiektywnie oceniać bez uciekania się do retuszów, które kochał nie tylko Mach. Dokładne określanie granicy dziedziny tych zasług przekracza jednak dostępne metodologiczne możliwości. Przekonałem się o tym osobiście, przygotowując pracę na temat epistemologii Galileusza w ramach współpracy z komisją Pouparda. Podczas lektury różnych pism późnego Galileusza zostałem szczególnie ujęty jego listem do Fulgenzio Micanzia. Zniedołężniały, schorowany autor listu informował swego przyjaciela, iż najbardziej boli go niezrozumienie jego idei przez współczesnych, wśród których być może rozumie go jedynie Kepler i to najwyżej w dziesięciu procentach. Tekst ten stanowił dla mnie dramatyczne świadectwo intelektualnej samotności Galileusza. Zatrzymałem się przy nim w dłuższym fragmencie pracy. Recenzujący moje opracowanie Ernan McMullin napisał krótko: „Nie przywiązywałbym większej wagi do przytoczonego listu. Galileusz, jak zwykle, przesadza ze spektakularną swadą”.
Gdzie kończy się przesada, a zaczyna dramat? Jakie są granice retorycznych popisów przy braku oczekiwanych konfirmacji empirycznych? Gdzie wolność badacza i jego intuicyjne odczucie bliskości nieznanej prawdy zwalnia krytyka z obowiązku merytorycznej oceny, która mogłaby okazać się wyrazem dogmatyzmu intelektualnego? Na te i podobne pytania znamy dziś odpowiedzi znacznie lepiej niż współcześni Galileusza. W dużym stopniu dzięki temu, iż stoimy na barkach olbrzymów. Inicjatywa badawcza inspirowana przez Jana Pawła II zaowocowała wielością publikacji, które umożliwiają nam dokładniejsze sprecyzowanie tych odpowiedzi. Aby przybliżyć się do prawdy, trzeba jednak sięgnąć do tych publikacji. Nie wystarczy lektura okolicznościowych przemówień i rozmowy z tymi dziennikarzami, u których łatwość gorszenia się idzie w parze z trudnością opanowania podstawowych tez fizyki relatywistycznej.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 9/1993.
[1] R. J. Blackwell, „Galileo, Bellarmine, and the Bibie”, University of Notre Dame, London 1991, s. 84.
[2] Tamże, przypis 32.
[3] Zagadnienia te i całość dramatu Galileusza omawiam w antologii „Sprawa Galileusza”, Znak, Kraków 1991.
[4] Zob. np. Michacl Mulkay, „Sociology of Science”, Indiana Universily Press, Bloomington 1991, s. 169-182.
[5] „Philosophy of Science”, 50 (1983) 171; 51 (1984) 504.
[6] I. B. Cohen: „History and the Philosopher of Science”, w: „The Structure of Scientific Teories”, red. F. Suppe, Urbana 1977, s. 317.
[7] „W nocy jest ciemno”, „Polityka” nr 23 (1993).