Jesień 2024, nr 3

Zamów

Lektor

Lektorat. Fot. Abraham Sobkowski OFM / na licencji CC

Pobożny był od dziecka. Jako lektor służył przy ołtarzu przez piętnaście lat prawie codziennie. Nowy wikary, który zauważył, że Piotr rzadko przystępuje do komunii, oświadczył mu jednak, że „sieje zgorszenie”. Nie dał mu szansy.

Ma dziś 33 lata. Mieszka w Lublinie, jest samotny, nie założył rodziny i raczej tak już pozostanie. Wytrwałą pracą osiągnął wiele: spełniając swoje marzenie, kupił okazyjnie małe mieszkanko na strychu jednej ze staromiejskich kamienic, dokupił od wspólnoty jeszcze kawałek strychu i własnymi siłami przebudował całość, stwarzając elegancki i przytulny dom.

Pochodzi z małego miasteczka, gdzie mieszkają jego rodzice i starsze rodzeństwo. Dzieciństwo miał koszmarne: ojciec przemocowy, awantury, matka zastraszona, jedyną osobą, która małemu Piotrkowi okazywała jakieś uczucia, była babcia (matka matki). Dlatego w każdą Wigilię, póki jeszcze mieszkał w domu, chodził wieczorem na jej grób i tam płakał.

Od dziecka był bardzo pobożny, został ministrantem. Kiedy miał 14 lat, został uroczyście przyjęty do posługi lektorskiej. Było to dokładnie 8 grudnia 1998 roku, w uroczystość Niepokalanego Poczęcia NMP. Podczas mszy w kaplicy cmentarnej ksiądz nałożył mu białą albę, długą aż do samej ziemi. Od tamtego czasu pełnił lektorską posługę przy ołtarzu, w zasadzie codziennie. Trwało to przez piętnaście lat…

Poznaliśmy się w roku 2003, kiedy jako wolontariusz prowadziłem „grupę zaufania” w lubelskiej Odwadze. Potem utrzymywaliśmy kontakt, Piotrek odzywał się parę razy do roku, śledziłem w ten sposób jego losy. Któregoś roku zaprosił mnie i moją żonę do siebie do Lublina na swoje święto: zamiast imienin czy urodzin obchodził rocznicę swego przyjęcia do posługi lektorskiej – 8 grudnia. Zawsze był specjalny program. Najpierw msza, on służył przy ołtarzu, mnie proszono o odczytanie lekcji. Potem zwiedzaliśmy jakiś ciekawy obiekt – raz była to Kaplica Zamkowa z freskami, innym razem podziemia lubelskie, zakrystia w katedrze, obóz na Majdanku – potem smaczny obiad przygotowany przez niego (świetnie gotuje). W tych spotkaniach uczestniczyło czasami kilka innych osób, znajomych czy przyjaciół, wśród nich ksiądz.

Dwa lata temu poinformował mnie, że nie będzie urządzał swojej rocznicy. Co się stało? Przyparty do muru, opowiedział, co się wydarzyło. Do kościoła, w którym od dziesięciu lat niemal codziennie o siódmej rano służył do mszy, został przydzielony nowy ksiądz wikary, który zauważył, że Piotr rzadko przystępuje do komunii. Najpierw upomniał go, że powinien pójść do spowiedzi. Kiedy to nie odniosło skutku, zadał Piotrowi w zakrystii przy innych osobach pytanie, czy żyje w konkubinacie, bo jeśli nie, to nie ma żadnych przeszkód w skorzystaniu ze spowiedzi. I oświadczył mu, żeby w takim razie więcej nie przychodził służyć do mszy, bo „sieje zgorszenie”. Nie dał mu szansy na wyjaśnienie sytuacji, nie zaproponował przyjacielskiej rozmowy, tylko oznajmił krótko: „Więcej nie przychodź!”…

Wesprzyj Więź

Piotr poczuł się głęboko zraniony. Przestał chodzić – po latach – do swojego ulubionego kościoła, odwiedza inne, ale unika mszy. Wyznał mi, że uczestniczenie we mszy, kiedy stoi wśród innych osób, jest teraz ponad jego siły: patrząc z daleka na ołtarz, czuje taki ból, że trudno mu powstrzymać się od płaczu.

A jest silny, zahartowany, radzi sobie z przeciwnościami. Ja sam nigdy nie widziałem go załamanego, skarżącego się, ze łzami w oczach. Co mogę mu powiedzieć?

Zasmuciłby się papież Franciszek takim przykładem (nie)miłosiernego rozeznania…

Podziel się

Wiadomość

A może jednak poszukać innego księdza w innym kościele, bo ten ksiądz ma wyraźne braki duszpasterskie. Cóż, personel Kościoła bywa zróżnicowany, tak samo jak wierni. Trzeba szukać lepszego duszpasterza i rozmawiać, bo dialog nas zbliża i otwiera. Kazimierz Pacuski

Moim zdaniem żaden ksiądz nie może z powodu rzadkiego przystepowania do komunii lektora czy ministranta zabronić mu służenia do mszy sw.Wątpię czy ucieczka do innych kościołów jest rozwiazaniem.Ale też i bycie lektorem nie jest najważniejsze tylko wiara sumienie przykazanie milosci innych,jakże trudne,a nie miłość siebie samego jako kogokolwiek w tym przypadku lektora

Oczywiście masz rację, Kaziku. Tak sobie pomyślałem w pierwszej chwili. Ale Piotr nie jest małym dzieckiem, lecz dorosłym człowiekiem – ma swoją godność. Mój przyjaciel, proboszcz pewnej nadmorskiej parafii, dał taki lapidarny komentarz do przykrej historii Lektora: „Sacrum bez miłości to pogaństwo, sacrum z miłością to Ewangelia”. Dla Piotra trwanie przez długie lata w służbie ołtarza było jasną i piękną stroną jego trudnego życia. Teraz został w imię Kościoła kopnięty… Rana nieprędko się zagoi…

wyraźnie poruszyła mnie opisana sprawa 33-letniego Piotra. Został ewidentnie skrzywdzony przez nowego księdza, nie dano Mu nawet odrobiny szansy na jakiekolwiek swoje wytłumaczenie takiej sytuacji. Jak może tak postąpić osoba duchowna ?, jak może postąpić tak ksiądz, którego zadaniem jest wspieranie, pomaganie a nie – tak w ciemno – pomawianie, potępianie czy wykluczanie ze społeczności. Wyobrażam sobie, jak Piotr musiał się czuć, co przeżywał. Ważne jednak, że Jego życie ułożyło się dobrze, że jest porządnym i prawym człowiekiem. Jeśli to możliwe – bardzo Go pozdrawiam!

Króluj nam Chryste! Bardzo mnie poruszyła ta historia. Strasznie mi żal… :/ Rozumiem jego ból, ale niech nie porzuca mszy św! Tam jest sam najlepszy nasz przyjaciel Jezus Chrystus! To trudne iść do innego kościoła i kto nie oddał całe swoje życie parafii ten może tego nie rozumieć… Bądź co bądź niech wraca na mszę do Jezusa, który go nigdy nie odrzuci… Ja sam ofiaruję swoją modlitwę za niego +

Dorosły człowiek? No chyba nie za bardzo, skoro puścił focha na cały Kościół, co tylko pokazało, że ksiądz miał rację. Coś chyba jest nie tak, skoro ktoś uważa, że poza wybranym przez zdjęcie miejscem w k(K)ościele nie ma dla niego innego. Obserwuję to na niewierzących organistach, którzy po odejściu z grania w ogóle nie praktykują, to samo z ministrantami. Tu nie trzeba współczuć, tylko do psychologa wysłać.

Pomijając pogardliwy język, jakiego w stosunku do Lektora używa Magda, zgadzam się jej diagnozą: coś chyba jest nie tak. Ale gdzie, z kim? Czy tylko, jak pani sugeruje, z Lektorem, i z tymi wszystkimi „organistami, ministrantami”, którzy doświadczywszy Kościoła z bliska odsuwają się często od praktyk religijnych? … „Do psychologa wysłać” – radzi pani z poczuciem wyższości. Może i trzeba by pomocy psychologa, psychoterapeuty, tym wszystkim, którzy zostali poranieni przez ludzi Kościoła… Na szczęście jest psychologia, są psychoterapeuci. Bogu dzięki za Freuda! A co do reakcji niektórych gorliwych (w swym mniemaniu) katolików na opisaną przeze mnie historię Lektora, to ręce opadają…

Przeczytałem z uwagą. Kościół potrafi zranić. Zanim oburzą się CI, którzy o realnych ludzkich przeżyciach z tą instytucją mają niewiele wspólnego, niech przeczytają poniższe. Pochodzi to z osobistego doświadczenia, studiów i obserwacji. Nie jest to też generalizacja, odcinam się też od sakralizacji. Młody chłopak, zwłaszcza z trudnej rodziny, szuka akceptacji, poczucia przynależności etc. Można być harcerzem, kibolem, można grać w piłkę. Można też być ministrantem. To przyciąga. Jak praca w telewizji. Dobrze pokierowany, w pewnym momencie „odfrunie”. Niektórzy zostaną duchownymi, inni będą… kimkolwiek. Wskoczą na wyższy poziom. Problem w tym, że w polskim Kościele ten „wyższy poziom” w zasadzie nie istnieje. Są wspólnoty. Dla „zwykłego” kogoś nie ma oferty, bo nie ma odpowiedzialności. Nie ma dlatego, że Kościół jest nadmiernie sklerykalizowany i podzielony na segmenty. Lektor, wraz z wiekiem, przestał być potrzebny. Był, to był. Komunia to był pretekst. Niemoralny, ale pretekst. Tak to postrzegam. Wikary popełnił oczywiście podręcznikowy błąd. Postawił się w roli sędziego, mimo tego, że nawet w konfesjonale nigdy nim nie powinien być. Zabrał bohaterowi kawałek jego świata, nie proponując innego. Z pewnej perspektywy, wyrzucił go… z Kościoła.

W mojej parafii w Warszawie był przez jakiś czas wikary, ksiądz Jerzy, o pięknym głosie i wykształceniu muzycznym. Kiedyś wygłosił kazanie będące rozwinięciem jednej myśli: „Bądźmy delikatni, jak delikatny jest nasz Ojciec w niebie”. .. Innym razem spotkałem go na ulicy i rozmawialiśmy sobie o trudnym byciu księdzem w dzisiejszym społeczeństwie. W pewnym momencie ksiądz Jurek zatrzymał się i powiedział z naciskiem: „Żeby być księdzem, trzeba mieć coś tutaj” – i wskazał dłonią na swoje serce. W imieniu Piotra, bohatera tekstu „Lektor”, dziękuję wszystkim, którzy okazali mu zrozumienie i wsparcie.