Czy nie nadeszła już pora na porzucenie teorii wojny sprawiedliwej i rozwijanie koncepcji sprawiedliwego pokoju?
W kwietniu 2016 r. uczestnicy międzynarodowej konferencji w Rzymie, zorganizowanej m.in. przez Papieską Radę „Iustitia et Pax”, wezwali Kościół i papieża Franciszka do porzucenia teorii wojny sprawiedliwej i zaproponowali, by Kościół intensywnie zaangażował się w tworzenie i promowanie pojęcia „sprawiedliwego pokoju” [1]. Czy jednak koncepcja, która znajduje swoje odzwierciedlenie w Katechizmie Kościoła Katolickiego, a przez wieki była podejmowana przez najwybitniejszych teologów i Ojców Kościoła, może być teraz rzeczywiście odrzucona? Na czym miałaby polegać zmiana strategii Watykanu?
Wojna sprawiedliwa wczoraj i dziś
Jezuici Gerald O’Collins i Edward G. Farrugia tak definiują pojęcie wojny sprawiedliwej w „Leksykonie pojęć teologicznych i kościelnych”:
„Wojna, którą można uważać za moralnie uzasadnioną. Twórcą teorii wojny sprawiedliwej jest według powszechnego mniemania św. Augustyn z Hippony (354–430), chociaż opierał się on na pojęciach pochodzących od Cycerona (106–43 r. przed Chr.). […] Do XX wieku ustalono następujące warunki usprawiedliwiające wojnę: (a) musi to być wojna obronna i powinna być odpowiedzią na niesprawiedliwą agresję, (b) musi być rzeczywista możliwość powodzenia akcji zbrojnej, żeby można było usprawiedliwić ofiary czasu trwania wojny, (c) musi istnieć jakaś proporcja między moralną i fizyczną ceną działań wojennych a oczekiwanym pokojem i lepszym porządkiem społecznym po przeprowadzeniu akcji, (d) tylko obiekty wojskowe, a nie bezbronna ludność cywilna, mogą być celami ataków militarnych, (e) przemoc użyta nie może być środkiem samym w sobie, nie wolno jej także użyć po to, by brutalizować porządek społeczny albo personel wojskowy” [2].
Nieco inaczej warunki wojny sprawiedliwej definiuje Katechizm Kościoła Katolickiego. Dla moralnego uzasadnienia obrony z użyciem siły militarnej trzeba:
„– aby szkoda wyrządzana przez napastnika narodowi lub wspólnocie narodów była długotrwała, poważna i niezaprzeczalna;
– aby wszystkie pozostałe środki zmierzające do położenia jej kresu okazały się nierealne lub nieskuteczne;
– aby były uzasadnione warunki powodzenia;
– aby użycie broni nie pociągnęło za sobą jeszcze poważniejszego zła i zamętu niż zło, które należy usunąć. W ocenie tego warunku należy uwzględnić potęgę współczesnych środków niszczenia” (2309).
W Polsce pojęciem „wojny sprawiedliwej” zajmował się Paweł Włodkowic, który bronił Polski przed zakonem krzyżackim
Jak pokazują O’Collins i Farrugia, pojęcie to przebyło klasyczną drogę: narodziło się w starożytnej Grecji, skąd zostało zapożyczone do myśli chrześcijańskiej za sprawą Ojców Kościoła. Rozumienie wojny sprawiedliwej krystalizowało się z biegiem wieków, by przybrać obecną postać w dwudziestym stuleciu. Istotny wkład w rozwój tego pojęcia miał św. Tomasz z Akwinu, natomiast w Polsce zajmował się nim np. Paweł Włodkowic, który skutecznie bronił Polski w sporach z ekspansywnym zakonem krzyżackim, próbującym motywować swoje militarne podboje właśnie doktryną wojny sprawiedliwej [3].
Nadużywanie tej koncepcji zapoczątkowało proces odwrotu Kościoła od jej propagowania. Bez wątpienia wielki wpływ na to miała hekatomba obu wojen światowych, a także różnych konfliktów etnicznych XX wieku oraz toczonego w okresie zimnej wojny wyścigu zbrojeń. Konstytucja II Soboru Watykańskiego „Gaudium et spes” odchodzi od używania terminu „wojna sprawiedliwa”, mimo że spora część dokumentu poświęcona jest kwestiom pokoju na świecie i unikania wojen. Ojcowie soborowi nie odmawiają narodom i państwom prawa do obrony, ale dopuszczają ją jedynie pod warunkiem „wyczerpania wszystkich środków pokojowych rokowań” i nazywają „obroną konieczną” (79).
Nie oznacza to, że pojęcie wojny sprawiedliwej zupełnie znikło z dokumentów kościelnych. Pojawia się zarówno w cytowanym wcześniej Katechizmie Kościoła Katolickiego, jak i w wydanym przed zaledwie kilkoma laty Youcat – katechizmie dla młodych.
Papieże za pokojem
Mimo tego, że Katechizm przywołuje pojęcie wojny sprawiedliwej, nauczanie papieży po II wojnie światowej ewidentnie skupia się raczej wokół pojęcia pokoju i potępiania wojen. Wspomniany Youcat wyjaśnia, że „wojna jest uzasadniona tylko jako środek ostateczny”, i dodaje:
„Kościół mówi jednoznaczne «Nie» dla wojny. Chrześcijanie powinni zrobić wszystko, aby już w zarodku zdusić nastroje wojenne: przeciwstawiać się zbrojeniu i handlowi bronią; walczyć z dyskryminacją na tle rasowym, etnicznym i religijnym; przyczyniać się do niwelowania dysproporcji gospodarczych i społecznych, i tym samym wzmacniać pokój” (398).
Katechizm dla młodych podaje też zatrważające dane, które pokazują, jak wzrastała liczba ofiar działań wojennych w kolejnych stuleciach. W XVI wieku było to ok. 1,5 miliona ludzi, w XVII – 6 milionów, w XVIII – 6,5 miliona, w XIX – niemal 40 milionów. Wojny XX wieku przyniosły prawie 180 milionów ofiar…
Kamieniem milowym dla Magisterium w podejściu do tematu wojny i pokoju była encyklika „Pacem in terris”. Jan XXIII ukończył ją tuż przed swoją śmiercią, czyniąc z niej szczególny element swojej spuścizny. Dokument został podzielony na pięć części, które mówiły o pokoju na poziomie interpersonalnym, społecznym, międzynarodowym oraz światowym, a ostatnia część to wskazówki duszpasterskie. Skierowany był nie tylko do katolików całego świata, ale „do wszystkich ludzi dobrej woli”. Encyklika powstała w jednym z najgorętszych momentów zimnej wojny, po kryzysie kubańskim. Świat stał nad atomową przepaścią i wiele wskazywało na to, że wojna – i to taka, której świat dotąd nie widział – jest nieunikniona. Głos „dobrego papieża Jana” był głosem rozsądku, wołaniem o oparcie idei światowego pokoju przede wszystkim na niezbywalnej godności ludzkiej i idei praw człowieka [4].
Sprawa pokoju na świecie została w „Pacem in terris” wpisana w szeroki kontekst gospodarczy, społeczny i polityczny. W ten sposób Jan XXIII przypomina, że sztuka pokoju nie polega jedynie na pisaniu traktatów pokojowych, wypłacaniu reparacji wojennych i realizowaniu kolejnego podziału terytoriów. Pokój – według tego świętego papieża – jest dobrodziejstwem całej ludzkości i każdego pojedynczego człowieka zarazem, a zatem dyskryminacja jakiejkolwiek osoby, grupy etnicznej czy narodu nieuchronnie prowadzić będzie do zachwiania podstaw pokoju na całym świecie.
W „Pacem in terris” ani razu nie mówi się o wojnie sprawiedliwej. Podobnie jak nie pada to pojęcie we wspomnianej konstytucji soborowej „Gaudium et spes”, ukończonej już za pontyfikatu Pawła VI. Owszem, przyznaje ona narodom prawo do „obrony koniecznej”, ale znacznie więcej miejsca poświęca na krytykę wojny (nakazuje wręcz wytężenie wysiłku na rzecz całkowitego zakazu wojny) i jej rozmaitych twarzy: wojny totalnej, wyścigu zbrojeń, nierówności gospodarczych itp. Kontynuując myśl poprzednika, Paweł VI ustanawia 1 stycznia Światowym Dniem Pokoju.
Przekonanie o istotnej roli modlitwy w procesie pokojowym najbardziej łączy papieży z Polski i Argentyny
O pontyfikacie św. Jana Pawła II napisano na łamach „Więzi” naprawdę wiele, cokolwiek więc o nim powiedzieć, będzie to pewien redukcjonizm. Na potrzeby tego tekstu warto przywołać jedno z najczęściej używanych określeń: pontyfikat pokoju. Pragnienie pokoju i wiara w jego realne urzeczywistnienie przenikały cały okres posługi Jana Pawła II. Jego dramatyczne wołanie „Nigdy więcej wojny!” dla wielu stało się symbolem całego pontyfikatu (nawet jeśli jedynie powtarzał apel Pawła VI). Jednoznacznie sprzeciwiał się on kolejnym wojnom. Zwłaszcza odmowa poparcia wojen w Zatoce Perskiej, wbrew presji Zachodu, z perspektywy czasu nabiera szczególnie profetycznego charakteru. Natychmiast reagował na akty przemocy i agresji (by wymienić choćby ludobójstwo w Rwandzie). Postawa ta stała się istotną częścią spuścizny Jana Pawła II. Zainicjował on również międzyreligijne modlitwy w intencji pokoju – to dziedzictwo Asyżu ma dziś niezwykle istotne znaczenie.
Być może właśnie to przekonanie o istotnej roli dialogu międzyreligijnego i modlitwy w procesie pokojowym najbardziej łączy papieża z Polski z dzisiejszym papieżem z Argentyny. Franciszek nieustannie przypomina o roli religii jako nośnika pokoju. Konsekwentnie rozróżnia religię i fanatyzm, który wykorzystuje zniekształconą wersję religii do generowania sobie ideologicznego paliwa. Taka postawa zjednała mu opinię duchowego przywódcy całego świata, jak podkreślali przedstawiciele wielu religii, a także laickiego humanizmu podczas tegorocznego spotkania „W duchu Asyżu”. Do najistotniejszych elementów pokojowego orędzia Franciszka należą także: nieustanne upominanie się o opiekę nad uchodźcami, sprawiedliwą ekonomię i troskę o środowisko naturalne.
Pora na sprawiedliwy pokój?
Być może jednak nadszedł czas na całościowe ujęcie tematyki pokoju i unikania wojny. Sytuacja dziś jest dość podobna do tej, w której powstawała encyklika „Pacem in terris”. Świat wówczas stał przed widmem atomowej zagłady. Dziś wojna atomowa nie zagląda nam w oczy tak wyraźnie, choć przecież arsenały jądrowe poszczególnych państw wciąż są olbrzymie. A jednak świat pogrążony jest w licznych walkach, wojnach, wojenkach oraz w chaosie zamachów terrorystycznych. A wszystko to jest tak gwałtowne, że papież Franciszek wielokrotnie mówił o „trzeciej wojnie światowej w kawałkach”.
Jak temu przeciwdziałać? Papieska Rada „Iustitia et Pax” wraz z organizacją Pax Christi International w dniach 11–13 kwietnia 2016 r. zorganizowały w Rzymie konferencję poświęconą kwestiom sprawiedliwego pokoju i walki bez przemocy oraz rozwojowi katolickiej myśli i zaangażowania w tej dziedzinie [5]. Do Wiecznego Miasta zjechali się teologowie i działacze społeczni, świeccy i duchowni. Co istotne, zdecydowana większość z nich przybyła z krajów, które od lat zmagają lub zmagały się z wojną, dzięki czemu konferencja nabrała bardzo praktycznego wymiaru. W liście do uczestników spotkania Franciszek wezwał ich do rozwinięcia koncepcji „czynnego odrzucenia przemocy”, tj. takiej formy odrzucania jakiejkolwiek przemocy, która jednocześnie nie będzie biernością.
Żyjemy przecież w kraju pokojowej rewolucji dokonanej bez przemocy przez „Solidarność”
Kardynał Peter Turkson, przewodniczący Rady „Iustitia et Pax”, podkreślił, że doktryna wojny sprawiedliwej była zbyt często używana do legitymizowania konfliktów, które generowały więcej krzywd niż dobra. Kilku prelegentów zauważyło, że dyskutowanie nad zasadnością użycia siły militarnej w danym konflikcie nie tylko jest kontrowersyjne, powoduje zamieszanie oraz prowadzi do kłótni, ale przede wszystkim jest marnowaniem środków i czasu, które od początku należy inwestować w formy czynnego odrzucania przemocy. Goście z Kolumbii, powołując się na przypadek swojego kraju, pokazywali, że do doktryny wojny sprawiedliwej często odwołują się obie walczące strony, co w wielu wypadkach kończy się powstaniem nierozwiązywalnego konfliktu. W przypadku Kolumbii chodzi o 50 lat wojny domowej, w której wierzący (także duchowni) byli przekonani o uzasadnionym użyciu przemocy.
O tym, że pokój najlepiej budować przez odrzucenie przemocy, przekonywał abp John Baptist Odama z Ugandy. W jego kraju udało się osiągnąć pokój dzięki międzyreligijnej inicjatywie, która mediowała pomiędzy stronami konfliktu. Podobne, niezwykle skuteczne rezultaty przyniosły pokojowe działania w Republice Środkowoafrykańskiej (która jest, swoją drogą, świetnym przykładem na to, że inwestowanie środków i poparcia dla organizacji non violence nawet w najbardziej krwawym okresie konfliktu przynosi dobre efekty), wcześniej w Mozambiku, na Filipinach i w wielu innych regionalnych konfliktach. Ale daleko szukać nie trzeba, żyjemy przecież w kraju pokojowej rewolucji dokonanej bez przemocy przez „Solidarność” – jakkolwiek pamięć o tym byłaby dziś zniekształcana w imię doraźnych interesów politycznych.
Organizatorzy rzymskiej konferencji przekonywali, najkrócej mówiąc, że pokój zbudowany na negocjacjach, mediacji i bezkrwawych rozwiązaniach jest znacznie trwalszy i skuteczniejszy niż ten oparty na decyzjach politycznych i operacjach militarnych. W dokumencie końcowym zwracają uwagę na ewangeliczne korzenie odrzucenia przemocy:
„W czasach pełnych ustrukturalizowanej, rozpowszechnionej przemocy Jezus głosił zupełnie nowy porządek, oparty na odrzucaniu przemocy i bezwarunkowej miłości Boga. Jezus wzywał swoich uczniów do miłości nieprzyjaciół (Mt 5,44) […]; do odrzucenia przemocy w oporze wobec czyniących zło (Mt 5,39); do budowania pokoju; do wybaczania i skruchy; oraz do bycia bogatymi w miłosierdzie (Mt 5–7). Jezus praktykował odrzucenie przemocy poprzez aktywny opór wobec systemowej dehumanizacji, jak wtedy gdy – wbrew regułom szabatu – uzdrowił mężczyznę z uschłą ręką (Mk 3,1–6); gdy przeciwstawił się możnym i kupcom na dziedzińcu świątynnym (J 2,13–22); gdy pokojowo, lecz zdecydowanie stanął w obronie kobiety oskarżanej o cudzołóstwo (J 8,1–11); gdy – w noc przed swoją śmiercią – nakazał Piotrowi schować miecz do pochwy (Mt 26,52)” [6].
Ten sam dokument apeluje do papieża o rozwijanie katolickiego nauczania na temat odrzucenia przemocy, zwłaszcza poprzez napisanie encykliki o „sprawiedliwym pokoju”. Wnioskuje się tam także m.in. o aplikację ewangelicznej postawy non violence w życie Kościoła na wszystkich jego szczeblach, włącznie z życiem sakramentalnym (niestety autorzy nie wyjaśniają, na czym miałoby to polegać); postuluje się porzucenie i zaprzestanie nauczania teorii wojny sprawiedliwej oraz apeluje o promowanie postaw odrzucenia przemocy na całym świecie, a zwłaszcza w strefach konfliktu.
Pokój pełen pasji
Skoro mowa o aplikowaniu pokojowej postawy w codziennym życiu Kościoła i katolików, warto się przyjrzeć, jakimi środkami praktycznymi dysponuje koncepcja sprawiedliwego pokoju w powstrzymywaniu wojen.
Jednym z motywów przewodnich tegorocznego spotkania „W duchu Asyżu” [7], organizowanego rokrocznie przez Wspólnotę Sant’Egidio, były słowa Jana Pawła II z 1986 roku, że „pokój jest warsztatem pracy otwartym dla każdego”. Zatem budowanie pokoju i wprowadzanie go w życie jest zadaniem dla każdego człowieka, a nie jedynie polityków lub elit. Prawosławny patriarcha ekumeniczny Bartłomiej podczas otwarcia tegorocznego spotkania w Asyżu zwrócił uwagę, że w erze globalizacji – jak nigdy wcześniej – szczególnie doświadczamy tego, że z pozoru nieistotne wydarzenie w jednej części świata może nieść istotne konsekwencje na odległym kontynencie.
Ciekawy przykład przytoczył mi abp Joseph Coutts, ordynariusz archidiecezji Karaczi w Pakistanie. Kiedy w Europie spadały na papieża Franciszka gromy w związku z jego wypowiedzią w drodze powrotnej ze Światowych Dni Młodzieży do Watykanu (odrzucającą przypisywanie islamowi szczególnej podatności na terroryzm) [8] – w Pakistanie, gdzie radykalne stosowanie szariatu zagraża mniejszościowym społecznościom chrześcijańskim, słowa te przyniosły niespodziewane ocieplenie stosunków partii islamskiej z Kościołem. Lokalni muzułmanie byli niezwykle wdzięczni za słowa papieża, choć tradycyjnie żywią przekonanie o szerzeniu przemocy przez chrześcijański Zachód (nie bez podstaw, przynajmniej jeśli chodzi o Zachód – nawet jeśli określanie go „chrześcijańskim” jest podobnym uproszczeniem, co nazywanie licznych aktów terroru w Europie „islamskimi”).
Doktryna sprawiedliwego pokoju musi być prezentowana jako postawa aktywna, pełna pasji i zaangażowania
Patriarcha Bartłomiej zwrócił uwagę na jeszcze jeden ważny skutek globalizacji. Skoro bowiem różne części świata współzależą od siebie coraz silniej, to i pokój budowany w jednej części świata może przyczynić się do rozpoczęcia podobnego procesu zupełnie gdzie indziej (niestety, to samo można powiedzieć o wojnie…). Pokój zaczyna się, przypominał Bartłomiej, od indywidualnej duchowości każdego człowieka – dlatego też dla wierzących podstawą pokoju powinna zawsze być osoba Jezusa Chrystusa. Pokój duchowy pozwala z kolei podjąć działania lokalne na rzecz ubogich, chorych, starszych i wykluczonych, by zaprowadzać sprawiedliwy pokój w miejscach zamieszkania. Działania lokalne mogą się rozwijać i w ten sposób przynieść korzyści ogólnospołeczne, a nawet międzynarodowe [9].
Jestem przekonany, że jeśli doktryna sprawiedliwego pokoju ma być atrakcyjna dla młodych, którzy przecież stają się coraz bardziej radykalni w poglądach i – zdaje się – chętni do przemocy, musi ona być prezentowana jako postawa aktywna, pełna pasji i zaangażowania. Podczas Światowych Dni Młodzieży w Krakowie papież Franciszek określił współczesną generację jako „pokolenie nudy” [10] . Ludzie znudzeni są zdolni zrobić wiele, by z tego stanu wyjść. Także wiele głupiego. Stąd sięganie po dopalacze, publikowanie obraźliwych memów i komentarzy w internecie, produkowanie „hejtu” w mediach społecznościowych i, last but not least, zaangażowanie w ruchy nacjonalistyczne, ksenofobiczne itp. Na drugim biegunie widzimy jednak niemalejącą popularność Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy wśród młodych, a także zaangażowanie wielu osób w działanie organizacji charytatywnych, o czym świadczy choćby popularność Fundacji Kasisi Szymona Hołowni.
W „arsenale” sprawiedliwego pokoju znajdują się więc liczne działania społeczne i lokalne. Jeśli w Warszawie jest wielu bezdomnych, warto dać młodym szanse poznania ich sytuacji. Jeśli na granicy w Terespolu wielu Czeczenów w fatalnych warunkach oczekuje na szansę wjazdu do Polski, można zaangażować lokalnych mieszkańców w dostarczanie im jedzenia i ciepłych ubrań. Jeśli społeczeństwo polskie się starzeje, należy dać szansę młodym i starszym na stworzenie przyjaźni międzypokoleniowej.
Taka aktywność może być dla młodych nie tylko szansą otworzenia się na potrzebujących, ale powinna także dawać poczucie bezpieczeństwa i świadomość korzyści, jakie z niej płyną. Stąd kluczowa rola edukacji – odejścia od indywidualistycznego modelu wyścigu szczurów do solidarności ze słabszymi, dowartościowania kategorii „innego” i „obcego” (choćby religijnie i kulturowo). Przechodząc od doktryny wojny sprawiedliwej do głoszenia sprawiedliwego pokoju, Kościół może mieć istotny wpływ na zmianę świadomości społecznej. Warunkiem koniecznym jest, aby przystąpił do tego wszystkimi dostępnymi środkami, zarówno poprzez postawę i troskę hierarchii, jak też aktywność wspólnot świeckich.
O tym, że aktywne zaangażowanie na rzecz pokoju może być atrakcyjne dla młodzieży, świadczy tegoroczne spotkanie „W duchu Asyżu”. Wzięło w nim udział tysiące młodych osób, które na co dzień pomagają osobom wykluczonym w swoich miastach. Mnie najbardziej zainspirowała historia Balangi, dwudziestoletniej studentki z Genui. Balanga pochodzi z Republiki Środkowoafrykańskiej. Do Europy – z ogarniętej wtedy wojną ojczyzny – wysłała ją rodzina, resztkami sił i pieniędzy. Na początku była bezdomna, nie znała języka. Uratowała ją pomoc młodych mieszkańców sycylijskiego miasteczka, do którego trafiła. Zapoznali ją ze Wspólnotą Sant’Egidio. Zaangażowała się w pomoc ubogim, poznała język i zaczęła studia.
Dziś z bólem mówi, że – choć w jej ojczyźnie wojna dobiegła już końca – jej rodzina wciąż cierpi na skutek wojny. Balanga wie, że jest nadzieją całej rodziny. – „Wierzę, że poprzez moje studia i przyjaźń z ubogimi będę mogła kiedyś wrócić do domu i pomóc w budowie pokoju” – powiedziała z uśmiechem na ustach i łzami w oczach jednocześnie.
Tylko pokój jest święty!
Po kilku miesiącach wiadomo, że prace zainicjowane podczas kwietniowej rzymskiej konferencji będą w Watykanie kontynuowane. Kard. Turkson zapowiedział, że owoce tej konferencji będą inspiracją dla papieskiego orędzia na Światowy Dzień Pokoju 1 stycznia 2017 roku. W wywiadzie dla „National Catholic Reporter”, przywołując słowa Franciszka, przewodniczący Papieskiej Rady „Iustitia et Pax” przypomina: „Nie można powstrzymać agresora poprzez bycie agresorem. Nie można powstrzymać konfliktu poprzez wzniecenie innego konfliktu. Nie można powstrzymać wojny, zaczynając kolejną wojnę” [11].
Na zakończenie tegorocznego spotkania w Asyżu Franciszek mówił: „Tylko pokój jest święty, nigdy wojna!”. Niewielu dziś twierdzi inaczej, choć w przeszłości bywało z tym różnie. Kościół w swoim rozwoju dojrzał do tego, by nie mówić o świętej wojnie. Czy również moralne usprawiedliwianie wojen przejdzie do historii? Czy czeka nas mała kościelna rewolucja i zastąpienie doktryny wojny sprawiedliwej głoszeniem sprawiedliwego pokoju?
Tekst ukazał się w kwartalniku „Więź” nr 4/2016.
[1] Przesłanie końcowe konferencji „Nonviolence and Just Peace: Contributing to the Catholic Understanding of and Commitment to Nonviolence”, zob. http://www.paxchristi.net/sites/default/files/documents/appeal-to-catholic-church-to-recommit-to-nonviolence.pdf.
[2] Leksykon pojęć teologicznych i kościelnych, przeł. ks. J. Ożóg SJ, B. Żak, Kraków 2002.
[3] Warto by się swoją drogą zastanowić, które z wojen na kartach polskiej historii można by uznać za „sprawiedliwe”. Patrząc na katechizmowe kryteria, raczej niewiele.
[4] Ten szeroki kontekst, tak istotny dla integralności myśli Jana XXIII, stwarzał możliwości rozmaitych interpretacji dokumentu, niekoniecznie zgodnych z intencjami papieża. I tak Zachód chętnie podkreślał, że Pacem in terris jest głosem w obronie praw człowieka, tak powszechnie poniewieranych w krajach komunistycznych. Natomiast świat komunistyczny próbował ukazać dokument jako protest przeciw kapitalistycznemu wyzyskowi. Doszło nawet do tego, że czechosłowacka wersja ruchu księży-patriotów nosiła nazwę „Pacem in terris”.
[5] Angielski tytuł konferencji: „Nonviolence and Just Peace: Contributing to the Catholic Understanding of and Commitment to Nonviolence”.
[6] Przesłanie końcowe konferencji…, dz. cyt.
[7] Inicjatywa Wspólnoty Sant’Egidio jest kontynuacją tradycji spotkań międzyreligijnych, zapoczątkowanej 30 lat temu przez św. Jana Pawła II. Na trzydniowe spotkanie intelektualno-duchowe zjeżdżają się przedstawiciele religii świata, aby poprzez wymianę doświadczeń, dyskusje i modlitwę budować przyjaźń między kulturami. Spotkania te odegrały kluczową rolę w licznych procesach pokojowych na całym świecie.
[8] Więcej można o tym przeczytać w poprzednim numerze „Więzi”, zob. A. Ivereigh, Strategia papieża wobec islamistów, „Więź” 2016, nr 3.
[9] Treść wystąpienia patriarchy Bartłomieja publikujemy w dziale „Dziedziniec dialogu”.
[10] Wszystkie przemówienia Franciszka z ŚDM można znaleźć tutaj.
[11] Cardinal Turkson: 'We do not stop war by starting another war’, https://www.ncronline.org/news/people/cardinal-turkson-we-do-not-stop-war-starting-another-war