„Pamiętajcie, że wyborcy PiS to nasze matki, bracia, sąsiedzi, przyjaciele i koledzy. Nie chodzi o to, żeby toczyć z nimi wojnę” – to mniej znana część apelu mężczyzny, który próbował wczoraj dokonać samospalenia w proteście właśnie przeciwko obecnemu stylowi rządów tej partii.
Przeczytałem wstrząsający list pozostawiony wczoraj przez mężczyznę, który próbował dokonać aktu samospalenia pod warszawskim Pałacem Kultury i Nauki. Ten płomienny apel o przebudzenie nie jest wcale tekstem napisanym przez człowieka niezrównoważonego psychicznie czy obłąkanego nienawiścią wobec rządów Prawa i Sprawiedliwości.
Owszem, autor (i zarazem ofiara) wczorajszego protestu nie szczędzi słów ostrej krytyki rządzącym i nawołuje zwolenników PiS do opamiętania się: „nawet jeśli podobają się wam postulaty PiS-u, to weźcie pod uwagę, że nie każdy sposób ich realizacji jest dopuszczalny”. Wzywa też gorąco krytyków PiS i osoby politycznie bierne do aktywności, do podjęcia publicznie działań na rzecz zmiany rządu.
Najważniejszy jednak dla mnie fragment ulotki rozrzuconej przez mężczyznę tuż przed podpaleniem się to wcale nie – najczęściej cytowany – 15-punktowy katalog działań PiS, przeciwko którym on protestuje. Te kwestie akurat dobrze znamy z debaty publicznej. I nie ukrywam, że przeciwko części z nich sam, na zupełnie inne sposoby, protestuję.
W liście autora (i zarazem ofiary) aktu samopodpalenia widzę wołanie o nową jakość polskiej demokracji
Przykuły moją uwagę zwłaszcza te słowa manifestu: „Proszę was jednak, pamiętajcie, że wyborcy PiS to nasze matki, bracia, sąsiedzi, przyjaciele i koledzy. Nie chodzi o to, żeby toczyć z nimi wojnę (tego właśnie by chciał PiS) ani »nawrócić ich« (bo to naiwne), ale o to, aby swoje poglądy realizowali zgodnie z prawem i zasadami demokracji”. Przeczytawszy te zdania, aż boję się czytać medialne i internetowe komentarze po wczorajszym akcie samospalenia. Ten czyn łatwo bowiem może być przez jednych zlekceważony (jako akt szaleńca), a przez drugich cynicznie wykorzystany (do zaostrzenia walki z rządzącymi jako politycznym wrogiem). Tymczasem manifest z ulotek podniesionych wczoraj przed pałacem noszącym ongiś imię Józefa Stalina to wielki apel o przebudzenie wszystkich Polaków – sformułowany, jak się wydaje, przez przekonanego demokratę. Przez obywatela, który doskonale zdaje sobie sprawę z demokratycznych reguł gry i ich ograniczeń.
On zna demokrację, a to oznacza także, iż wie doskonale, z kim i dlaczego się nie zgadza, przeciwko czemu protestuje. Wie również, że jego polityczni przeciwnicy nie są jego wrogami. Że w demokratycznej polityce musi być i dla nich miejsce. Ma im jednak za złe, że sprawując rządy, łamią te zasady, dążąc do uzyskania pełni władzy niejako „po trupach”. Nie trupach ludzkich, lecz trupach instytucji, które trzeba zniszczyć w rewolucyjnym zapale. Dlatego ów człowiek decyduje się na desperacki gest złamania reguł – postanawia wyrazić swój protest, dokonując samospalenia. Chce narazić raczej własne życie niż pozwolić na dalsze niszczenie Polski.
Nic nie wiem, jak my wszyscy dzisiaj, o tym mężczyźnie. Nie chcę czynić z niego bohatera. Po prostu czytam pozostawione przez niego słowa i widzę w nich wołanie o nową jakość polskiej demokracji. Taką, w której rządzący będą szanować prawa opozycji, a nie zwalczać ją, obrażać, oskarżać i wyśmiewać. Taką, w której opozycja będzie potrafiła walczyć o coś, a nie tylko przeciwko komuś. O taką demokrację, w którą jako kluczowa reguła wpisane będzie samoograniczenie – wstrzemięźliwość poszczególnych władz wynikająca z poszanowania odmienności innych i ze świadomości, że dobro wspólne nigdy nie jest tożsame z naszym partykularnym jego rozumieniem.
Jest to więc apel do wszystkich, lecz – co oczywiste – do niektórych bardziej. Owi niektórzy to aktualnie rządzący. Od tych, którym więcej dano (także więcej głosów wyborców), zawsze więcej należy wymagać. Zwłaszcza że w dzisiejszej Polsce sprawują oni pełnię władzy, decydują niepodzielnie i o treści ustaw, i o sposobie ich procedowania, i o funkcjonowaniu mediów publicznych, i o kształcie polityki imigracyjnej, itd. itp. Nie obniżając w niczym wymagań wobec opozycji, to w większej mierze od rządzących zależy, czy stanie się faktem samoograniczenie, do którego wszystkich nas wzywa wczorajszy akt samopodpalenia.
Ten desperacki akt łatwo może być albo zlekceważony, albo cynicznie wykorzystany
W tygodniu, w którym doszło do tego wydarzenia, w Warszawie odbywał się kolejny Dziedziniec Dialogu, zorganizowany przez Archidiecezję Warszawską i Centrum Myśli Jana Pawła II. Jako motto całego cyklu wydarzeń organizatorzy przywoływali w tym roku słowa papieża Polaka z wystąpienia do członków Zgromadzenia Ogólnego ONZ 5 października 1995 r.: „Kto zamyka się na odmienność albo – co gorsza – próbuje tę odmienność zniszczyć, odbiera sobie możliwość zgłębienia tajemnicy ludzkiego życia”.
Warto uważnie wczytać się w słowa św. Jana Pawła II z tego przemówienia: „Zjawisko »odmienności« i swoistość »innego« mogą być czasem postrzegane jako ciężar czy wręcz jako zagrożenie. Lęk przed »odmiennością«, wzmacniany przez resentymenty natury historycznej i celowo podsycany przez osobników pozbawionych skrupułów, może doprowadzić nawet do negacji człowieczeństwa »innego«, na skutek czego ludzie zostają wciągnięci w wir przemocy, która nie oszczędza nikogo […]. wiemy zatem, że lęk przed »odmiennością«, zwłaszcza wówczas gdy wyraża się poprzez ciasny i zamknięty w sobie nacjonalizm, odmawiający »innemu« wszelkich praw, może doprowadzić do prawdziwego dramatu przemocy i terroru. […] »odmienność«, uważana przez niektórych za tak wielkie zagrożenie, może się stać – dzięki dialogowi opartemu na wzajemnym szacunku – źródłem głębszego zrozumienia tajemnicy ludzkiego życia”.
PS. Znając realia internetowych dyskusji, wiem, że na pewno zaraz niektórzy będą pytać, gdzie byłem i co mówiłem, gdy siedem lat temu, także 19 października, doszło do mordu w łódzkim biurze Prawa i Sprawiedliwości. Otóż twierdziłem w komentarzu, że tego dnia „Wszyscy jesteśmy z PiS-u”. Przekonywałem (przyznam: bezskutecznie), że „wobec morderstwa, którego sprawca podaje motywy polityczne, kluczową sprawą wydaje mi się uznanie, że tego dnia wszyscy jesteśmy z PiS-u. Zwłaszcza politycy powinni reagować na mord polityczny tak, jakby ofiarą była osoba z ich własnego ugrupowania. Wszystko inne jest sprawą wtórną”.
Obawiam się, że to głosy wołających na puszczy, Pana i tego nieszczęsnego człowieka.
Chciałabym mylić się.
https://admin.over-blog.com/write/88569805
Oto mój komentarz do tragedii tego Człowieka …
Najgorsze co mozna zrobic z czynem tego czlowieka to rozrzedzac i zagadywac. To co uczynil i jak to wyraz bardzo konkretnej postawy i pogladu, m.in. takiego, ze obecna wladza cynicznie niszvzy ten kraj w imie mrzonek chorego z nienawisci szalenca. Jak to mozna racjonalizowac i minimalizowac? Samospalenie jest tez ostatecznym aktem sprzeciwu znanym z historii najnowszej. Chyba jasne jest dostatecznie, ze ani pis ani kosciol jeo zamierzaja robic niczego zgodnie z prawem gdyz „prawo to oni”. Czas przestac sie oszukiwac juz w tym temacie, naprawde. I zadac pytanie CO Z TYM ZROBIC.
Czytałam artykuł z nadzieją, że znajdę w nim próbę przedstawienia katolickiego poglądu na dopuszczalność samobójstwa w walce politycznej.
W artykule są zawarte głównie: analiza testamentu tego nieszczęsnego człowieka i wnioski z niego ważne dla naszego bytu społecznego i politycznego.
Pozostałam z wątpliwościami wobec tego, czy wolno i czy należy uznawać, nie do końca jasne, motywy samobójstwa altruistycznego za argumenty w dyskusji o wartości samego czynu dla osiągnięcia dobra w sferze, politycznej, społecznej czy też religijnej.
Od czasopisma katolickiego oczekiwałabym też pewnej powściągliwości i unikania pośpiesznego włączania się w polityczny szum w mediach wokół osobistej tragedii człowieka. Wobec śmierci w ogóle, a samobójstw w szczególności, czuję potrzebę współczującej ciszy.
Dziękuję za Pani głos. Słusznie Pani zauważyła, że mój komentarz nie był moralną oceną tego wydarzenia (a tym bardziej: tego człowieka), lecz próbą zrozumienia, co nim kierowało i co chciał nam powiedzieć przez swój desperacki krok – w oparciu o to, co było wiadomo w danym momencie.
Wydaje mi się zresztą, że nie włączałem się tym sposobem w żaden medialny, a już tym bardziej polityczny szum. Pomiędzy współczującą ciszą w reakcji na taki krok (co Pani postuluje) a politycznym czy medialnym wykorzystywaniem (czemu słusznie się Pani sprzeciwia) jest też możliwa inna reakcja: współczujące zrozumienie i takie komentowanie, aby ani samemu nie wykorzystywać, ani innych do tego nie zachęcać. Być może mi się nie udało, ale o to mi chodziło.