Jesień 2024, nr 3

Zamów

Nie tylko litania luterańska

Biblia. Fot. Jonas Ahrentorp/Flickr

Jaki wpływ na rozwój polskiej pobożności, kultury i polskiego języka miał Marcin Luter i Reformacja?

Czy Reformacja wywarła jakiś wpływ na współczesną pobożność, kulturę religijną, duchowość katolików? Ponieważ Reformacja jest długim i złożonym procesem, skupmy się może na luteranizmie. Na przykład dziś już zgodnie przyjmujemy – choć nie zawsze tak było – że fundamentem życia duchowego katolika są modlitwa i lektura Pisma Świętego. Czy to byłoby możliwe bez Lutra i Reformacji? Czy też byśmy do tego doszli?

Monika Waluś: W Polsce na pewno tak. Gdy bowiem patrzy się na historię polskiej duchowości i polskiej teologii, a jest ona dosyć dobrze udokumentowana, to praktyka stałej lektury Biblii wśród świeckich pojawia się dopiero pod koniec XVIII wieku, zupełnie niezależnie od luteranizmu. W Polsce wprowadzały ten zwyczaj głównie nowe wspólnoty, stowarzyszenia, zgromadzenia zakonne niehabitowe czy ruch tercjarski. A oni wszyscy w kwestii Reformacji mieli wiedzę raczej pobieżną, bo jednak na większości ziem polskich można było żyć bardzo długo i nie spotkać żadnego luteranina.

Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja w Niemczech. Tam nauczanie Marcina Lutra jest podstawą bardzo wielu wartości – od strony językowej, kulturowej, narodowej, teologicznej. Odniesienie do Lutra jest tam po prostu naturalne.

Kalina Wojciechowska: Jednak w Polsce też możemy mówić o pewnym wpływie Lutra, choćby przez przekłady Biblii na języki narodowe. Tłumaczenie Lutra stało się, rzecz jasna, ogólnym wzorcem dla przekładów protestanckich, przynajmniej luterańskich: ze swoją dynamiką, słowotwórstwem, przekonaniem, że należy przekazywać przede wszystkim idee, a nie literalną zgodność z tekstami oryginalnymi, że trzeba sięgać właśnie do tekstów oryginalnych, a nie do wersji łacińskiej, która przecież sama jest już przekładem. W Polsce ten rodzaj oddziaływania datuje się od czasów pierwszego przekładu Nowego Testamentu na język polski, którego dokonał pisarz reformacyjny Stanisław Murzynowski w połowie XVI wieku. A moglibyśmy sięgnąć jeszcze wcześniej i wziąć pod uwagę Mikołaja Reja. W tym sensie Reformacja miała wpływ na kształtowanie się języka polskiego – i literackiego, i religijnego.

Możemy powiedzieć, że dzięki przekładom narodowym Biblia trafiła pod strzechy?

Wojciechowska: Na pewno znalazła się w każdym luterańskim domu, bo Biblia jest pewnym stałym atrybutem ewangelika, co wpłynęło także na kulturę słowa i kulturę czytelniczą. Jeśli już miało się tę Biblię, to trzeba ją było umieć przeczytać – stąd dążenie do edukacji, do tego, by nauczyć się czytać i pisać.

Te umiejętności były po prostu przydatne, bo ówczesna pobożność nie była wcale wyłącznie kościelna, miała swoje odzwierciedlenie również w pobożności domowej, rodzinnej. W luteranizmie dość szybko rozwinęła się tradycja nabożeństw domowych, które prowadził najczęściej ojciec albo dziadek jako głowa rodziny. Po odczytaniu fragmentu Biblii, jeżeli sam nie miał kompetencji do tego, żeby ją wyjaśniać, używał postylli, czyli zbiorów kazań komentujących fragmenty Pisma Świętego. Nawet zatem gdyby ktoś znał Biblię na pamięć, powinien umieć czytać. Podobnie było z pieśniami odczytywanymi ze śpiewników.

Czyżby jakaś analogia z ortodoksyjnymi Żydami, wśród których obowiązek studiowania Tory wymuszał też naukę czytania, umiejętność myślenia, komentowania, analizowania, indagowania, zadawania pytań?

Wojciechowska: Widzę tu pewne podobieństwo.

Waluś: Moim zdaniem to jednak dalekie porównanie. Owszem, postylla leżała w specjalnym miejscu, jej odczytywanie miało charakter rodzinny, była przekazywana następnym pokoleniom. Do tego odnoszę się z najwyższym szacunkiem. Ale to jednak coś zupełnie innego niż nakaz studiowania Tory, czyli regularnego kształcenia się, dyskutowania, rozmawiania. Tutaj, owszem, ojciec rodziny występował w charakterze quasi-nauczyciela, ale jednak sam studiów nie odbywał. W ogóle w chrześcijaństwie, także w luteranizmie, nie było ani nacisków, ani zachęt, żeby świeccy studiowali teologię. Czym innym jest zatem żydowskie nastawienie, że cały czas trzeba studiować, a czym innym luterańskie (bardzo piękne!) nabożeństwo domowe.

Wojciechowska: Ale w luteranizmie, zwłaszcza wczesnym, też jest silne nastawienie, żeby non stop studiować Pismo Święte, cała pobożność jest bardzo biblijna. Gdy Luter mówi o modlitwie i medytacji, to chodzi o medytację nad Pismem i modlitwę słowami Pisma.

Waluś: Tyle że Luter głosił kilka kazań dziennie, a na Śląsku Cieszyńskim raz w tygodniu odbywało się nabożeństwo domowe.

Wojciechowska: Jednak nie sposób zaprzeczyć, że idee Lutra stopniowo i pośrednio docierały do jego zwolenników. Zauważmy, że na Śląsku Cieszyńskim luteranie wywodzili się właściwie z każdej warstwy społecznej – także tej ludowej! – i wszystkie te warstwy cechowało dążenie do edukacji.

Dyskusję prowadzili Ewa Buczek i Zbigniew Nosowski

Monika Waluś – doktor teologii katolickiej. Wykłada dogmatykę, teologię duchowości i teologię ekumeniczną na UKSW oraz w kilku wyższych seminariach duchownych. Autorka pracy „Spiritus sanctificator. Człowiek wobec Ducha Świętego według ksiąg wyznaniowych luteranizmu (1529–1537)”. Członkini Zespołu Laboratorium „Więzi”. Mieszka w Józefowie.

Wesprzyj Więź

Kalina Wojciechowska – ewangelicka teolog biblistka. Doktor habilitowany nauk teologicznych, profesor nadzwyczajny w Katedrze Wiedzy Nowotestamentowej i Języka Greckiego Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie. Członkini Komitetu Nauk Teologicznych PAN oraz Zespołu Języka Religijnego Rady Języka Polskiego przy Prezydium PAN. Mieszka w Ząbkach.

To jest fragment tekstu opublikowanego w kwartalniku „Więź”, jesień 2017.

KUP „WIĘŹ” w wersji papierowej lub elektronicznej!

Więź, jesień 2017
Kwartalnik „Więź”, jesień 2017: Polityka społeczna po 500+

Podziel się

Wiadomość