Bez wątpienia „postsekularyzm” nie pozostawia obojętnym i zaprasza do myślenia. Czy jednak odpowiedź środowiska „Pressji” na to zaproszenie jest adekwatna?
Koncentrując się wyłącznie na próbach otworzenia sobie drogi do bramki, myślący kontrą wydają się nie zauważać, że mecz skończył się już jakiś czas temu, a gra, która zaczęła się tuż po nim, toczy się według innych reguł, w inny sposób i, co najważniejsze, w innych składach
Łatwo pojąć, że wynajdywanie pojęć ułatwiać może poszukiwanie prawdy – ale też żadne to pojęcie, które nie zaprasza do myślenia i pozostawia obojętnym. Bez wątpienia „postsekularyzm” zaproszenie takie stanowi, a odpowiedzi wymienionych wyżej autorów to najlepsze tego dowody. Zdarzało się jednak nad Wisłą i tak, że zaproszenie to trafiało pod zły adres. I nie chodzi mi bynajmniej o bezmyślność czy „bezmyślenie” (na które spuścić wolałbym zasłonę milczenia), lecz raczej o wyraźną tendencję do swoistego „kontrmyślenia” – myślenia „na kontrze”. Jeśli myślenie takie poprzedzone jest dogłębnym poznaniem, przynieść może efekty znakomite i reprezentować sobą najlepsze rozumienie akademickiej kultury sporu. Sęk jednak w tym, że czasem, koncentrując się wyłącznie na próbach otworzenia sobie drogi do bramki, myślący kontrą wydają się nie zauważać, że mecz skończył się już jakiś czas temu, a gra, która zaczęła się tuż po nim, toczy się według innych reguł, w inny sposób i, co najważniejsze, w innych składach.
Już z okładki opublikowanej w 2014 roku 36. teki krakowskich „Pressji” dobiega czytelnika perswazyjna formuła: „Intronizacja: ludowy postsekularyzm”, zaś z wnętrza numeru dowie się on na przykład, że „intronizacja może stać się podstawą rodzimej teologii postsekularnej”, a nawet, że „intronizacja jest prawdziwym ludowym postsekularyzmem, stanowi idealny wręcz przykład oddolnej, obywatelskiej inicjatywy, która w sposób nieco intuicyjny i w jakiejś mierze pozbawiony głębszego teologicznego czy filozoficznego namysłu wyraża sprzeciw wobec postępującej degrengolady”. Rzekomo oddolna inicjatywa, o której tu mowa, w otwierającym numer artykule „Ludowy postsekularyzm” autorstwa redaktora naczelnego „Pressji” Pawła Rojka, nie tylko zyskała na ukonkretnieniu („18 grudnia 2006 roku polski poseł Artur Górski zgłosił w parlamencie w Warszawie wniosek uchwały, w której Sejm nadałby Jezusowi Chrystusowi tytuł Króla Polski”), ale i skontrastowana została z frankfurckim wykładem Habermasa – po to, by „pokazać, że polskie starania o intronizację można traktować jako odpowiedź na niemieckie wezwanie do postsekularyzmu”.
Skoro wiemy już, z kim i na jaką bramkę gramy, pozostanie jeszcze osądzić (przed końcowym gwizdkiem, czyż nie?), że „klęska, którą ponosi” myśl niemiecka, „wskazuje na konieczność intronizacji” – i na wszelki wypadek powtórzyć to jeszcze raz: „Fiasko projektu Habermasa pokazuje, że dialog oświecenia z religią nie może się odbywać na warunkach dyktowanych przez świecki rozum”.
Jeśli zaś wiemy już nawet, kto wygrał, pozostaje jeszcze (skądinąd w reakcji na „Copyright na Jezusa” ks. Andrzeja Draguły i jego odpowiedź na upraszczające omówienie tej książki na łamach wcześniejszej teki „Pressji”) proklamować swój własny „zwrot postsekularny” i ustanowić własną „postsekularną semiotykę”. Marcin Suskiewicz napomni zatem Dragułę, że „stosowanie kategorii socjologicznych do zagadnienia sekularyzacji nie jest […] obiektywne, o czym świadczy fakt, że historycznie wywodzi się z zsekularyzowanej tradycji protestanckiej”, pouczy, że „chrześcijanin może obrócić postmodernistyczny sceptycyzm na swoją korzyść, przeciwko sekularyzmowi” – i podzieli się z nim swoim marzeniem dotyczącym dorobku „świeckich nauk”: „Marzy mi się […] projekt, który przepracowałby tenże dorobek zgodnie z kategoriami teologicznymi”.
Marzenie to (przedstawione jako „projekt” całego środowiska „Pressji”) ma, rzecz jasna, bardzo konkretne źródło – jest nim, włączana w obręb myśli postsekularnej, lecz zachowująca wyraźną odrębność, Radykalna Ortodoksja. Omawiający ją nieco szerzej Piotr Popiołek z aprobatą przywoła otwierające „Theology and Social Theory” Milbanka rozpoznanie nowoczesności jako projektu antychrześcijańskiego, wspieranego „nie przez jakąś neutralną, uniwersalną racjonalność, ale po prostu przez inny mit”. Nie może być inaczej, skoro – jak kontynuuje Popiołek:
„według Radykalnej Ortodoksji nie ma […] żadnej przestrzeni świeckiej, neutralnej światopoglądowo, wolnej od religii. Alternatywą dla religii są tylko idole, które próbują być przedstawiane jako neutralne. […] Zgodnie z tą diagnozą nie ma przestrzeni neutralnej dla chrześcijanina i osoby niewierzącej, wszelkie projekty – indywidualizm, liberalizm, marksizm itp. – są w rzeczywistości pewnymi (quasi)teologiami. Neutralna religijnie przestrzeń sekularna jest kłamstwem i złudzeniem”.
Takie ujęcie sprawy nie tylko blokuje Habermasowską pracę „przekładu”, ale w istocie uniemożliwia jakąkolwiek sensowną rozmowę.
To jest fragment tekstu opublikowanego w kwartalniku „Więź”, jesień 2017.
Mimo, że nie od dziś to zagadnienie bardzo mnie wciąga, nie wiem jeszcze, co myśleć o racjach obu stron. Autorowi tylko poradzę, by nie deprecjonował (to prawda, bez przekraczania granic) swoich adwersarzy pisząc o nich, że „pouczają”, „napominają” itp. bo osłabia w ten sposób siłę swoich argumentów. Dlatego, że u mnie, a może i innych czytelników pojawia się żółte światło, że może Autor kieruje się nieznanymi mi „przed-założeniami” lub ma stosunek emocjonalny do przedmiotu dyskusji nad którym nie potrafi zapanować, ergo nie jest gotowy przeprowadzić rzetelnego dialogu, którego wyłącznym celem jest prawda, Innymi słowy, nie jest otwarty, nie liczy się z ewentualnością przyznania drugiej stronie racji, nawet częściowo.