Dzień, w którym Adam Bodnar wygłosił w Sejmie sprawozdanie do niemal pustej sali, a wcześniej posłowie przyjęli przez aklamację uchwałę na cześć Narodowych Sił Zbrojnych, był jednym ze smutniejszych w historii polskiej demokracji.
15 września Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar zdawał przed Sejmem sprawozdanie ze swojej działalności oraz o stanie przestrzegania wolności i praw obywatela w 2016 roku. Wysłuchało go – dosłownie – kilku posłów. Kilka godzin wcześniej posłowie przyjęli uchwałę na cześć Narodowych Sił Zbrojnych, przez aklamację, na stojąco oklaskując jej treść. Ławy poselskie były wtedy pełne, na galerii sejmowej siedzieli dziennikarze i kombatanci NSZ.
Jeśli patriotyzm jest umiłowaniem ojczyzny, to nie rozumiem, jak frekwencja posłów (zakładam, że większość z nich, jeśli nie wszyscy, uważają siebie za patriotów) mogła się w tym dniu rozłożyć w ten akurat sposób. Dlaczego sprawozdanie RPO, tak istotne dla obywateli i dla wiedzy o tym, co wymaga szczególnej uwagi (i zmian legislacyjnych) w państwie, zostało w ten sposób zignorowane przez posłów? Bodnar informował o tym, z czym obywatele zwrócili się do rzecznika, uznając „że państwo i instytucje publiczne naruszają ich prawa”. Czy jest coś, co bardziej powinno zajmować posłów? Bez względu na opcję polityczną, bez względu na stosunek do osoby samego RPO? Zachowanie posłów było wyrazem najwyższej beztroskliwości o państwo i jego obywateli.
Wrażenie to potęgował widok pełnych ław poselskich kilka godzin wcześniej.
– NSZ były organizacją przynajmniej kontrowersyjną – jak powiedział prof. Dariusz Stola, dyrektor Muzeum POLIN w rozmowie w TOK FM. Te kontrowersje dotyczą różnych płaszczyzn działalności NSZ, między innymi otwartego antysemityzmu, o którym można przeczytać w tekście prof. Szymona Rudnickiego w „Więzi”. Tymczasem posłowie przyjęli uchwałę o NSZ przez aklamację.
Czemu ma służyć deprecjonowanie Polskiego Państwa Podziemnego?
Jeśli prof. Jan Żaryn, historyk i senator PiS, tłumaczy, że Polskie Państwo Podziemne i Rząd Polski na Uchodźstwie „jako jednoznacznie zadeklarowany sojusznik Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych pod dyktando tychże anglosaskich mocarstw były bez wątpienia stroną uznającą Związek Sowiecki jako partnera sojuszników Polski, a nie wroga” i „to był ten główny czynnik odróżniający jednoczący się w podziemiu obóz narodowy od pozostałych części wielkiej polskiej konspiracji, którą nazywamy dzisiaj Polskim Państwem Podziemnym”, to należałoby chyba dodać, że istotna część żołnierzy NSZ miała też trzeciego wroga, co również odróżniało ją od Polskiego Państwa Podziemnego – byli nim Żydzi.
Jako wolontariuszka Muzeum Powstania Warszawskiego w Archiwum Historii Mówionej przeprowadzałam rozmowy również z członkami NSZ. Nie twierdzę, że wszyscy w ich szeregach byli antysemitami (jak wiadomo były wśród tych żołnierzy nawet osoby żydowskiego pochodzenia), tak jak nie twierdzę, że nie było antysemitów wśród żołnierzy Armii Krajowej. Wiem również, że przynależność do NSZ czy AK była czasem wręcz przypadkowa, zależała od tego, z kim nawiązało się konspiracyjny „kontakt”, ale każda organizacja ma swoją politykę, ma swoje pisma polityczne i podejmując ocenę danego środowiska, powinniśmy patrzeć na to, a nie tylko na jednostkowe historie konkretnych ludzi. Tym bardziej, jeśli rozmawiamy o uchwale Sejmu. Nie ma nic złego w tym, że Sejm upamiętnia zasłużonych w walce i ponoszących często ogromne straty żołnierzy NSZ, ale w tym wypadku nie powinna być to aprobata dla całej organizacji. I to jest kolejny mój zarzut o beztroskliwość posłów.
Prof. Żaryn podkreślił, że „długie lata walczyliśmy w Polsce, by państwo polskie w sposób należyty uhonorowało Narodowe Siły Zbrojne. Tak się właśnie dzisiaj stało – zostało uhonorowane, czyli dzisiejsze państwo polskie także dało wyraźny sygnał, że ten świat wartości i te czyny, które towarzyszyły żołnierzom, oficerom i politykom związanym wówczas z obozem narodowym, a szczególnie z Narodowymi Siłami Zbrojnymi, są bliskie dzisiejszemu państwu”.
Ten świat wartości nie jest mi bliski i mam nadzieję, że nie jest bliski mojemu państwu i społeczeństwu, do którego należę.
Znam historię na tyle, aby nie rozumieć, czemu ma służyć deprecjonowanie Polskiego Państwa Podziemnego, które nie robiło niczego „pod dyktando anglosaskich mocarstw” i z pewnością nie traktowało Związku Sowieckiego jako sojusznika. Zainteresowanych odsyłam do dokumentów opracowanych przez dr. hab. Marka Gałęzowskiego na potrzebę szkolenia dla nauczycieli o fenomenie PPP – szczególnie do wprowadzenia, w którym są m.in. teksty: „Dziesięć przykazań walki cywilnej”, „Państwo polskie istnieje, działa i walczy” oraz „Testament Polski Podziemnej”.
Oprócz Niemców i Sowietów istotna część żołnierzy NSZ miała też trzeciego wroga – byli nim Żydzi
Odsyłam również do tekstu Piotra Szubarczyka, dostępnego na stronie IPN, w którym pisze m.in.: „Cele strategiczne Polskiego Państwa Podziemnego nie zostały osiągnięte – nie z powodu zaniechania czy też niedostatecznych starań, lecz z powodu zewnętrznych warunków politycznych, na które rząd RP nie miał już wpływu. […] Polskie Państwo Podziemne deklarowało oparcie polityki zagranicznej Polski na sojuszu z Wielką Brytanią, Stanami Zjednoczonymi i Francją. Deklarowało też ułożenie przyjaznych stosunków z Sowietami, pod warunkiem uznania przez nie integralności terytorium RP w granicach wytyczonych na wschodzie traktatem ryskim”.
Śmiem twierdzić, że jedynym mocodawcą PPP była słusznie pojęta przez nich racja stanu. Zasady i nakazy, ale też wyrażone w dokumentach wątpliwości PPP są tym światem wartości, w których mieści się mój świat wartości i którym – mam nadzieję – nadal bliskie jest moje państwo.
„Dziesięć przykazań walki cywilnej”, czyli odezwa Kierownictwa Walki Cywilnej do społeczeństwa polskiego z 7 maja 1942 r. kończyła się słowami: „Pamiętajcie, że w dniach wolności wszyscy będziemy musieli zdać rachunek z naszego obecnego stanowiska i naszych czynów”. To dotyczy również NSZ. Historia nie jest czarno-biała, nie jest historią tylko bohaterów i tylko zdrajców. Chcę słuchać dyskusji o historii i o problemach współczesnej Polski, a nie oglądać posłów, którzy klaszczą kiedy wypada, a wychodzą z sali, kiedy mówi się o konkretnych potrzebach zmian dla obywateli.
Juliusz Mieroszewski, wyraziciel polityki i poglądów „Kultury” Jerzego Giedroycia, pisał: „Poruszam sprawę rewizji polskiego poglądu historycznego, ponieważ pogląd jest zawsze bazą wyjściową działania politycznego”. Nie odwrotnie. Działanie polityczne nie powinno być bazą wyjściową do poglądu historycznego. Nigdy.
Adam Bodnar, kończąc swoje sejmowe wystąpienie, przypomniał słowa Tadeusza Mazowieckiego, który w exposé z 24 sierpnia 1989 roku powiedział: „Obywatele muszą mieć poczucie wolności, bezpieczeństwa i współuczestnictwa”. Poczucie wolności i bezpieczeństwa jest uwarunkowane względami, na które mamy ograniczony wpływ, ale poczucie współuczestnictwa – gdy państwo zawodzi beztroskliwością – zależy przede wszystkim od nas samych.
Trudno się z Panią nie zgodzić i jednocześnie nie być pesymistą. Postawa posłów to cynizm i nieuctwo, brak ciekawości świata, a tym wypadku także dziejów własnej Ojczyzny. Gdzie w czasie wystąpienia Pana Bodnara byli posłowie opozycji? Zapewne jak zawsze dumali co i jak zrobić, by „Polska rosła w siłę, a ludzie żyli dostatniej” (późny Gierek). Obawiam się, że „kaganek oświaty”, który Pani stara się nieść, w świetle świateł sejmowych będzie bardzo blady, ale jak powiadają nasi bracia Rosjanie:”wprawdzie wszystkiej wódki się nie wypije, ale próbować trzeba”
Adam Bodnar jest jedną z nielicznych postaci wiarygodnych po stronie opozycji i w ogóle życia publicznego. Bojkot jego wystąpienia, tak jak wcześniej mimo jej kontrowersyjności I prezes SN M.Gersdorf jest symptomem upadku obyczajów, by nie powiedzieć zdziczenia. Ale wiązanie tego faktu z uchwałą Sejmu ws. NSZ przerywa tę cienką nić porozumienia, które mogło się nawiązać między nami ws. A.Bodnara. Zarzucanie posłom uczczenia NSZ, a przecież uchwała Sejmu nie chwaliła ich za antysemityzm, jest podobnego kalibru, jak zarzucanie J.Kuroniowi zdrady, bo w latach ’70 za cel maksimum stawiał finlandyzację Polski, czyli godził się jakoby na niesuwerenność. Trzeba dopiero zinterpretować intencje czy to posłów, czy KORu by stawiać im zarzuty.
Szanowny Panie,
Pana porównanie jest niezbyt celne. Antysemityzm rzeczywiście był pewnym rysem przynajmniej części programu NSZ. Posłowie się o tym nie zająknęli. Natomiast taki zarzut, o jakim Pan pisze, wobec Jacka Kuronia byłby nieprawdziwy. Bo on wprost w „Myślach o programie działania” pisał, że finlandyzacja to program minimum, etap na drodze do niepodległości. Pozwolę sobie tylko wkleić tu fragment mojego tekstu na ten temat opublikowanego przy okazji rocznicy KOR jesienią 2016 r.
„Najbardziej emocjonalny charakter mają te elementy sporów o KOR, które dotyczą kwestii programowych. W narracji tworzonej przez sympatyzujących z grupą „Głosu” autorom właściwie tylko jej członkowie opowiadali się za odzyskaniem niepodległości i zmianą ustroju, podczas gdy pozostałym miało chodzić jedynie o poprawianie socjalistycznego państwa. „Oni byli rewizjonistami, a my niepodległościowcami” – stawiał kategorycznie sprawę w jednym ze wspomnień Piotr Naimski. To krzywdzące uproszczenie. Rzeczywiście znaczna część działaczy KOR, inaczej niż krąg Macierewicza, raczej uważała, że nie należy tego hasła akcentować jako głównego, z różnych powodów: niechęci do patosu i odstraszania radykalizmem potencjalnych współpracowników, filozofii stawiania sobie realnych celów. Nie znaczy to przecież że nie był on dla nich ważny! Sympatyzujący z Macierewiczem zupełnie pomijają oni to, że dla takich postaci jak Jan Józef Lipski czy „starsi państwo” o pięknej karcie niepodległościowej ten postulat był oczywistością. Zupełnie ginie przy tym chociażby jasno wskazany w pierwszym numerze „Robotnika” – który z grupą „Głosu” nie miał właściwie nic wspólnego – postulat niepodległości.
Pretekstem do tworzenia takiej narracji jest na ogół głośny tekst Jacka Kuronia Myśli o programie działania, w którym przedstawiona została wizja uzyskania przez Polskę statusu państwa o ograniczonej suwerenności zewnętrznej, wewnątrz posiadającego swobodę (co nazywano finlandyzacją). Tekst wywołał nieprzychylne reakcje także wśród członków komitetu na ogół przychylnych Kuroniowi, również z kręgu „komandosów”. W narracji niechętnej Kuroniowi pomija się jednak fakt, że owa finlandyzacja miała być etapem na drodze do odzyskania do niepodległości, nie zaś ostatecznym celem. Sam Kuroń o potrzebie uzyskania przez Polskę suwerenności pisał już wcześniej w tekstach wydanych na emigracji”
Porównywanie zarzutu mającego oparcie w faktach, z takim, które oparcia nie ma, niewiele wnosi.
Teoretycznie ma Pan rację, tyle tylko, że znając realną politykę obecnej władzy snadnie można przypuszczać, że antysemityzm w najlepszym razie, im nie przeszkadza. Mniej czy bardziej oficjalne poparcie kiboli czy faszyzujących organizacji, nie mówiąc o zachwycie wobec pewnej rozgłośni, znanej z tego, że bardzo „ceni” naród żydowski, daje już nie przypuszczenie, ale pewność co do intencji. Pewien znany pan nie musi formalnie ogłaszać swej nienawiści do Żydów, wystarczy, że użyje określenia „chwilowo nieczynny obóz koncentracyjny” i wszyscy zainteresowani wiedzą o co i o kogo chodzi. Zdaję sobie sprawę z tego, że chrześcijanin powinien być szczególnie ostrożny w wymierzaniu sprawiedliwości, ale to nie musi oznaczać paraliżu mojego umysłu i zdolności poznawczych tegoż umysłu. To w najmniejszym stopniu nie jest stwierdzenie aluzyjne do kogokolwiek.