Gotowość do uznania, że dzieje Polski nie są tylko łańcuchem heroizmu, ale niosą w sobie kartę krzywd wobec Żydów, jest egzaminem na drodze do lepszej przyszłości polskiego narodu.
Wraz z ukazaniem się w roku 1987 w „Tygodniku Powszechnym” przełomowego eseju Jana Błońskiego „Biedni Polacy patrzą na getto” nastąpił w Polsce kres długotrwałego milczenia na temat postawy Polaków wobec Żydów w czasie II wojny światowej. Jednocześnie upadło, bezustannie powtarzane dotąd przez komunistyczny reżim, credo o Zagładzie – drętwe, nie wynikające z analizy badawczej i nie powodujące wstrząsu świadomości, jaki prawda o tych czasach wywarła już wcześniej na Zachodzie.
Błoński pisał o współwinie, spadającej na kraje i narody Europy, zaznaczając, że poczucie to winno być szczególnie silnie wyrażone w Polsce – kraju, w którym od wieków żyło tak wielu Żydów. Dotykał bez ogródek bolesnych prawd, ale znajdował przestrzeń oddechu i ulgi w poczuciu, że najbardziej zwyrodniałe i dławiące zło Polskę ominęło: „Kiedy czyta się, co o Żydach wypisywano przed wojną, ile było w polskim społeczeństwie nienawiści – można się nieraz dziwić, że za słowami nie poszły czyny. Ale nie poszły (albo szły rzadko). Bóg tę rękę zatrzymał. Tak, Bóg, bo jeśli nie wzięliśmy udziału w tej zbrodni, to dlatego że byliśmy jeszcze trochę chrześcijanami, że w ostatniej chwili pojęliśmy, jak szatańskie to było przedsięwzięcie”.
Tak myślał Błoński i tak myślało do niedawna wielu przyjaciół Polski. W obliczu rzezi w Jedwabnem nie da się więcej powiedzieć, że Polakom w czas Zagłady obce było zjawisko ludobójstwa.
Wiemy dobrze, że zmora okupacji hitlerowskiej w Polsce nie wykorzeniła antysemityzmu, że nie zniknął on również w okresie Zagłady, a nawet później. Znana jest plaga „szmalcowników”, upiornych łowców, którzy ścigali ukrywających się w polskim otoczeniu Żydów. Prasa konspiracyjna różnych odłamów narodowców nie stroniła od akcentów antyżydowskich i antysemickich przesądów. Tu i tam uzbrojone grupy „likwidowały bandytów żydowskich”, a mówiąc prawdę – mordowały po prostu drobne resztki Żydów, szukających po lasach ratunku i schronienia.
Polakom podczas wojny nie było obce zjawisko ludobójstwa
Nie da się też przemilczeć wyrazu demoralizacji, którą w 1946 roku, w zbiorze szkiców „Życie na niby”, przypisywał pewnym warstwom społeczeństwa Kazimierz Wyka: „Skrót bowiem gospodarczo-moralnego stanowiska przeciętnego Polaka wobec tragedii Żydów wygląda tak: Niemcy mordując Żydów popełnili zbrodnię. My byśmy tego nie zrobili. Za tę zbrodnię Niemcy poniosą karę, Niemcy splamili swoje sumienie, ale my – my już teraz mamy same korzyści i w przyszłości będziemy mieli same korzyści, nie brudząc sumienia, nie plamiąc dłoni krwią”. Ale takie głosy należały do rzadkości.
Na ogół – w ramach konsensu, przyjętego przez ludzi dobrej woli w Polsce i poza nią – twierdzono, że rażące grzechy przeciw bliźniemu polegały jedynie na marginalnych występkach pogrążonych w stanie dzikości chuliganów, lub były dziełem nieuleczalnych fanatyków, moralnie zagubionych w nieludzkiej rzeczywistości. Wierzono, że większość, albo przytłaczająca większość Polaków, cierpiąca i sparaliżowana brutalnym terrorem, zasklepiła się w kręgu własnych trosk i obaw.
Zwyczajni sąsiedzi?
Jedwabne rażąco wykracza poza ten schemat powszechnej obojętności i marginalnej dewiacji. Mord większej części mieszkańców ubogiego miasteczka przez ich współziomków i sąsiadów, z którymi ofiary żyły razem od pokoleń – ci ludzie znali się wzajemnie z nazwiska i z twarzy, znali rodziców i dzieci sąsiadów, razem z nimi trudzili się, by przetrwać dzień codzienny i, jak w innych miasteczkach, zapewne odwiedzali się wzajemnie w dniach rodzinnych uroczystości i zabaw – mord dokonany tylko ze względu na to, że ci inni byli Żydami, jest niesłychaną i nie dającą się pojąć zbrodnią. Narzędzia i metody dokonania tej zbiorowej masakry na ludziach bezbronnych i zupełnie zdanych na łaskę oprawców, dowodzą niewiarygodnego upadku ich człowieczeństwa.
Mord około tysiąca sześciuset ludzi, dokonany w sercu miasteczka, podobnie jak tocząca się w wyniku jego ujawnienia swoista „rozprawa sądowa” – zaskoczyły nas po sześćdziesięciu latach, jak niespodziewane odkrycie archeologiczne (jak to się stało, że dopiero teraz?).
Świadomość dokonania aktu zbiorowego morderstwa w Jedwabnem jest dla Polaków wielkim wstrząsem, kolidując z narodowym mitem o latach wojny. Zarówno trwająca nadal seria artykułów w prasie, jak i publiczne dyskusje i wypowiedzi, nie koncentrują się wyłącznie na wydarzeniach w Jedwabnem, ale obejmują szeroki zakres zagadnień, takich jak kwestia antysemityzmu w Polsce, stosunki polsko-żydowskie w okresach głębokich zmian, które zaszły w ciągu burzy wojennej i w czasie powojennym, sprawa i rozmiar odpowiedzialności za Jedwabne. Szeroka gama dyskusji jest przeważnie utrzymywana w tonie skupienia, bez tuszowania prawdy, częste są wyrazy skruchy i uczucia żalu. Gotowość narodu i społeczeństwa zdolnego do uznania faktu, że dzieje Polski nie są nieskazitelnym łańcuchem heroizmu i sprawiedliwości, że niosą także w sobie kartę krzywd, wyrządzonych słabym i niewinnym, nie świadczy o duchowym upadku, ale jest egzaminem mężnej siły w drodze do lepszej przyszłości.
Profesor Tomasz Szarota mówi w „Gazecie Wyborczej” w rozmowie z Jackiem Żakowskim: „Te niepodważalne fakty są tak wstrząsające, że nawet mnie – historyka, który dużo się naczytał i sporo pisał o różnych przejawach haniebnych zachowań Polaków pod okupacją niemiecką – zmuszają do zupełnie nowych konkluzji. (…) Gross swoimi publikacjami zmusił nas do zmiany poglądów na temat postaw Polaków w czasie II wojny światowej i to jest jego niepodważalna zasługa”.
Zmora okupacji nie wykorzeniła w Polsce antysemityzmu
Inny autor, Zdzisław Krasnodębski, pyta w „Znaku”, dlaczego książka „Sąsiedzi” Jana Tomasza Grossa dotyka do głębi polskiego czytelnika, podczas gdy na przykład ujawniająca również okropne fakty praca Christophera Browninga „Ordinary Men – Reserve Police Battalion 101 and the Final Solution in Poland”, której akcja rozgrywa się przecież także w Polsce, może być czytana ze znacznie większym dystansem. Odpowiedź jest prosta – „w tym wypadku zaangażowana zostaje narodowa tożsamość czytelnika”.
Takie podejście jest słuszne, ale tylko częściowo wyjaśnia sprawę. Nigdy nie zgadzałem się z twierdzeniem Browninga, że wykonawcami tej zbrodni byli „zwykli ludzie”. Niemcy w mundurach, którzy mordowali w „specjalnych akcjach” kobiety, starców i dzieci, nie byli „zwykłymi ludźmi”, lecz produktem hitlerowskiej ideologii i reżimu III Rzeszy. Jednak mord w Jedwabnem i także – co się obecnie ujawnia – w kilku innych pobliskich miejscowościach, został dokonany przez Polaków, którzy solidarnie odnosili się do Niemców jako do nieprzejednanych wrogów. Polacy nie byli umundurowanymi zbirami. Jak więc była możliwa ta zbrodnia i niepojęta wprost furia pragnienia ludzkiej męki i krwi?
Dlaczego?
Autorzy kilku artykułów, między nimi również prof. Szarota, stwierdzają jednoznacznie, że mordowali Polacy (to jest fakt bezsprzeczny), zalecają zbadać szczegóły wydarzenia i dodają, że należy poznać dokładnie wpływ i wkład Niemców w ten zbrodniczy czyn, co może chociażby częściowo zmniejszyć winę polskich mieszkańców Jedwabnego. Powołanie komisji ekspertów, celem dotarcia do pełnego i gruntownego obrazu wydarzeń, jest zrozumiałym i pożądanym krokiem.
Jednocześnie należy również sprawdzić oświadczenie Grossa, że rozkaz zniszczenia Żydów został wydany przez Niemców 10 lipca 1941. Komu został wydany taki rozkaz i na kogo nałożono jego wypełnienie, jak również i samo źródło rozkazu – to wszystko nie jest u Grossa wyszczególnione. Z relacji świadków i dokumentów z początkowego okresu okupacji terenów, zajętych latem 1941 roku, wynika, że podczas kampanii „Barbarossa” Żydzi byli pozbawieni wszelkich praw, ludność miejscowa podjudzana była do pogromów i bezkarnej grabieży. Natomiast masowe zabójstwa wykonywane były przez specjalne, umundurowane jednostki niemieckie (Einsatzgruppen), do pomocy którym mobilizowano siły ochotnicze spośród miejscowych zbirów. Jednak Polacy nie brali udziału w tego rodzaju kolaboracji.
Padło pytanie, czy powodem wybuchu nie była żądza rabunku i grabieży. Nasza wiedza o pogromach, dokonywanych w Rosji w ostatnich dziesięcioleciach XIX w., wskazuje na to, że pociąg do plądrowania doprowadzał do rabunku i niszczenia mienia, znęcania się nad ludźmi, do gwałcenia kobiet – ale raczej nie do masowego mordu.
Pojawia się więc kolejne, nurtujące i dręczące pytanie: co spowodowało zbrodnię masowego zabójstwa Żydów w Jedwabnem? Nie mniej zaskakujące jest to, że w orgii niszczenia i mordu w sposób widoczny brało czynny udział wielu mieszkańców Jedwabnego, jak również i to, że poza jedynym udokumentowanym przypadkiem pomocy i ukrycia siedmiu Żydów, nic nie wiemy o próbach ich ratowania albo uchronienia chociaż dzieci. Nie znamy też żadnego konkretnego konfliktu lokalnego, albo wydarzenia o zapalnych następstwach, które mogłoby być powodem wzburzenia takiej złości i złej krwi w Jedwabnem.
Ani „wszyscy” Żydzi, ani Polacy
Naród polski ma za sobą długą drogę niewoli i męczeństwa. Utarty autoportret zawsze przedstawiał Polskę w postaci ofiary, walczącej o swoje słuszne prawo do istnienia. Przyszedł czas uznać – i to nie tylko z powodu cienia Jedwabnego – że międzywojenna historia Polski niepodległej, a także następne chronologicznie rozdziały jej dziejów, splamione są krzywdą, wyrządzoną własnym obywatelom, zdanym na jej pomoc i zrozumienie.
W stosunkach polsko-żydowskich często powraca oskarżenie o nielojalność i demonstracyjną radość, z jaką Żydzi przyjęli wojska sowieckie, wkraczające na wschodnie połacie Rzeczypospolitej we wrześniu 1939 roku. Zarzuca się też Żydom, że zajmowali eksponowane stanowiska w aparacie administracyjno-policyjnym władzy sowieckiej.
Zarzuty te nie są bezpodstawne. Pojawienie się Sowietów było dla żydowskich mieszkańców i uchodźców wielkim odprężeniem i ulgą. Bo jedyną alternatywą w panującym stanie rzeczy był najazd hitlerowski i zapowiedź grozą przejmującej Żydów perspektywy.
W kraju Sowietów czekały Żydów, jak i innych, zło i okrucieństwo tego reżimu, ale pod panowaniem Niemców oczekiwał ich tylko – żydowski los. To prawda, że pewien odsetek młodzieży żydowskiej był nastawiony prokomunistycznie, ale kolaboranci znaleźli się wszędzie – wśród „swoich” i „nie swoich”. Żydzi zajmowali, co prawda, stanowiska w urzędach sowieckich (a warto tu przypomnieć, że tego rodzaju posady w niepodległej Polsce, szczególnie w ostatnich latach jej istnienia, były dla Żydów niedostępne), ale młodzież żydowska – syjoniści i członkowie Bundu – stworzyła też pod zaborem sowieckim ogniska konspiracyjne, a wielu z uchodźców, rozczarowanych, wyraziło nawet gotowość powrotu do swych miast i rodzin w zaborze hitlerowskim.
Źródłem zagłady Żydów był rasizm w wersji hitlerowskiej
Reżim sowiecki był nieszczęściem dla masy Żydów religijnych i dla uprawiających „tradycyjnie żydowskie” zawody. Żydzi, tak jak i Polacy, byli aresztowani i deportowani na głęboki wschód sowieckiej Rosji i do Kazachstanu. Jednym z paradoksów tej wojny był fakt, że znaczna część resztek Żydów polskich uratowała się właśnie na wygnaniu i w sowieckich obozach.
Z niemałym rozczarowaniem i zdumieniem czytałem obszerny artykuł nestora historii polskiego podziemia, prof. Tomasza Strzembosza „Przemilczana kolaboracja”. Autor stwierdza: „Ludność żydowska, w tym zwłaszcza młodzież oraz miejska biedota, wzięła masowy udział w powitaniu wojska sowieckiego. Z bronią w ręku. Biedota żydowska z bronią w ręku”. Słuchy i ogólnikowe oskarżenia, które Strzembosz gęsto przytacza, są wytworem fantazji i niegodne są ustosunkowania się do nich. Choć nie jest to jednoznacznie powiedziane, te sformułowania sugerują pewien bilans z Jedwabnem: wy nam – a więc i my wam!
Ciężko jest rozmawiać, gdy ciągle wracamy do tego, że „Żydzi, wszyscy Żydzi”, do stereotypu wrogości, gdy pozostajemy na szlaku Burbonów: nic nie zapominamy i niczego nowego się nie uczymy. Ci, których boli pamięć nieszczęścia, a jest ich wielu w Polsce, drogo płacą za opublikowanie tu czy tam czyichś profanacyjnych porównań. I jak zwykle utarte stereotypy, z którymi trudno się rozstać, rodzą z drugiej strony stereotypy biegunowo przeciwstawne.
Za zbrodnie na Żydach nie są odpowiedzialne instytucje reprezentujące naród polski podczas okupacji
Uważam, że źródłem katastrof, dzikości i zagłady Żydów był rasizm w wersji hitlerowskiej, brutalna agresja niemiecka i nieludzki reżim okupacyjny. Najlepiej wyrażają to słowa Paula Celana w wierszu „Fuga śmierci”: Der Tod ist ein Meister aus Deutschland – śmierć jest mistrzem z Niemiec.
Czy Polacy są narodem nieuleczalnych antysemitów? Nigdy tak nie myślałem i nie wierzyłem w to. Sądzę, że takie totalne określenie ma w sobie coś z plagi antysemityzmu. To prawda, że w szeregu ostatnich pokoleń antysemityzm zakorzenił się głęboko wśród Polaków, że istniał podczas wojny i okupacji, że dawał się ostro we znaki w czasie powojennym. Jego wyrazem są Kielce i fala zabójstw lat czterdziestych, jest też wypędzenie Żydów w latach 1968-1969, będące rezultatem porachunków odłamów partyjnych. Jednocześnie w honorowym poczcie Sprawiedliwych Świata, którzy z narażeniem, lub też z ofiarą swego życia i życia swych rodzin nieśli pomoc szczutym Żydom, jest stosunkowo wielka liczba Polaków. Oni czynili to bezinteresownie dla ludzi, których nie znali, żyli w ciągłej obawie i w nieustannym wysiłku. Ich los – nawet tych, którzy nie zostali wykryci przez Niemców – naznaczony był tragizmem. Zadanie ratowania Żydów było zapewne najtrudniejsze i najbardziej niebezpieczne właśnie w Polsce.
Nie uważam też, że za zbrodnie na Żydach odpowiedzialne są instytucje reprezentujące naród polski podczas okupacji: rząd na uchodźstwie w Londynie i akowskie podziemie w kraju, które – co prawda – niewiele dla ulżenia doli Żydów uczyniły.
Indywidualna wina – zbiorowa obojętność
Czy nikt nie jest zatem odpowiedzialny za masowy mord w Jedwabnem? Dużo już mówiono o odpowiedzialności indywidualnej albo ograniczonej odpowiedzialności lokalnej, szczegółowo rozważano aspekty odpowiedzialności i winy. Mówiono też o tym, że na narodzie i jego przyszłych pokoleniach nie ciąży odpowiedzialność za grzechy dalekich miasteczek.
Myślę, że taki sposób oceniania odpowiedzialności jest mylny. Istnieje odpowiedzialność osobista złoczyńców – i jest ona jedną stroną medalu. Nie da się jednak zaprzeczyć, że złowroga siła tego, co stało się w Jedwabnem, wykarmiła się rozpowszechnioną niechęcią do Żydów. Ta wrogość, która w Polsce doszła do szczytu w latach trzydziestych, kazała widzieć w Żydach, żyjących w tym kraju od stuleci, zagrożenie dla państwa, zagrożenie, które należy wyeliminować. Ten antysemityzm nie był tylko importem z zewnątrz, wyrósł na polskiej glebie, w polskiej, domowej rzeczywistości.
Narzucony przez Niemców reżim bezprawia i lekceważenia ludzkiego życia sprowokował tragedię Jedwabnego, tragedię, która jest tylko małym wycinkiem olbrzymiej tragedii Zagłady – a jednak stanowi nieszczęście dla Żydów i cios dla Polaków.
Antysemityzm nie był tylko importem z zewnątrz
Rozrachunki historyczne są w pierwszym rzędzie nauką wspólnoty istnienia i życia. Antysemityzm jest chorobą, która niełatwo daje się wykorzenić. Po doświadczeniach naszego wieku, na progu samozniszczenia rodzaju ludzkiego, należy strzec się pilnie różnej maści totalitaryzmów, rasizmu i antysemityzmu. Leszek Kołakowski pisał w 1956 roku w krótkiej pracy o antysemityzmie: „Elementarnym warunkiem krwawych pogromów żydowskich, rzezi i okrucieństw była zawsze społeczna atmosfera emocjonalna, tolerująca antysemityzm nawet w najbardziej złagodzonej i rozwodnionej postaci. System dyskryminacji i nieufności, choćby zgoła na pozór niegroźnych, wszędzie tam, gdzie później rodziły się zbrodnie, kumulował zawsze rezerwuary destrukcyjnej energii społecznej, które żywiły i hodowały zbrodniarzy”.
Świat, w którym obecnie żyjemy – a nie będzie on nigdy idealny – zmaga się w walce o wolność jednostki, narodów i warstw społecznych. W tej walce zadaniem naszym jest również dążenie do kształtowania i wychowania człowieka, którego świadomość jest samodzielnym zasobem pamięci, wiedzy i samodzielnym drogowskazem ku przyszłości.
Tekst ukazał się w miesięczniku „Więź” nr 4/2001. Został napisany jako przedmowa do opublikowanej przez Towarzystwo „Więź” książki „Thou Shalt Not Kill. Poles on Jedwabne”. Jest to antologia prezentująca ponad 30 wybranych artykułów dotyczących zbrodni w Jedwabnem, jakie pojawiły się w polskiej prasie – niektóre jeszcze przed opublikowaniem książki Jana Tomasza Grossa „Sąsiedzi”.
Gotowość do uznania, że dzieje Żydów nie są tylko łańcuchem heroizmu, ale niosą w sobie kartę krzywd wobec Polaków, jest egzaminem na drodze do lepszej przyszłości żydowskiego narodu.
Warto może zamieścić sporstowanie, że ofiar w Jedwabnem było prawdopodobnie nieco ponad 340 a nie 1600, a sprawców nieco ponad 40. Określenie tego pogromu jako ludobójstwo jest przejawem ignorancji lub złej woli autora, bo tego rodzaju pogrom w żaden sposób znamion ludobójstwa nie wypełnia.
Antysemityzm kreowany przez ks. Maksymiliana działał na umysły wiernych
Obecna krucjata ks. z Krakowa zmierza ku „świętości”
Białostocczyzna – kolebka przedwojennego antysemityzmu – tam to się stało.
Zofia Kossak -Szczucka naczelna antysemitka II RP jeszcze w czasie wojny pisała straszne rzeczy strasznymi słowami o żydach w prasie konspiracyjnej a jednocześnie kierowała Żegotą, którą zresztą powołano, w listopadzie 1942 czyli wtedy, gdy większość żydów polskich już nie żyła- zginąwszy w Treblince, Sobiborze, Chełmnie, Bełżcu i wielu innych miejscach.oraz oczywiście gettach na terenie całego obszaru GG.
Artykuł bardzo wyważony i dość wiernie oddający istotę tych ohydnych mordów sąsiadów przez sąsiadów.
Można mieć jedynie nadzieję, że mordercy smażą się po wieczne czasy w piekle – to im się należy.