Jesień 2024, nr 3

Zamów

Ks. Deselaers opowiedział Rosjanom o pracy w Auschwitz na spotkaniu w Moskwie

Ks. Manfred Deselaers. Fot. Eliza Bartkiewicz / episkopat.pl

Oświęcim jest nie tylko miejscem strasznej pamięci, stał się także miejscem działalności na rzecz pokoju – mówił ks. Manfred Deselaers.

Spotkanie z niemieckim kapłanem katolickim, ks. Manfredem Deselaersem, który od 27 lat służy w Centrum Dialogu i Modlitwy w Oświęcimiu, odbyło się 16 września w Chrześcijańskim Ośrodku Kultury „Wstriecza” (Spotkanie) w Moskwie. Kapłan opowiedział o tym, co zaprowadziło go do Oświęcimia, a także co można zrobić dla polsko-niemieckiego i chrześcijańsko-żydowskiego pojednania.

W 1974 r., po ukończeniu szkoły, Manfred Deselaers pojechał do obozu śmierci Auschwitz, gdzie faszyści wymordowali blisko 1,4 mln ludzi. – Przeżyłem przeogromny wstrząs. My w ogóle o niczym nie wiedzieliśmy! Do tej pory uważałem, że wszyscy Niemcy, których znam, są bardziej lub mniej miłymi ludźmi. Nie byłem sobie w stanie wyobrazić, że mój naród zdolny jest do czegoś takiego. Był to dla mnie wstrząs spowodowany moim poczuciem odpowiedzialności. Zrozumiałem, że być po prostu porządnym człowiekiem nie wystarczy – powiedział o. Manfred.

Wstrząs ten – jak opowiadał – najpierw zaprowadził go do grupy młodych niemieckich wolontariuszy, którzy postawili przed sobą zadanie „uczynić coś dobrego w krajach, które ucierpiały w wyniku wojny”. Jako woluntariusz niemieckiej organizacji Aktion Sühnezeichen Friedensdienste (Akcja Pokuty dla Świata) w połowie lat 70. XX w. rok przepracował w Izraelu w domu dla dzieci-inwalidów.

Szczególnie wryły mu się w pamięć spotkania z niektórymi Żydami, którzy ocaleli w faszystowskich obozach. Jedni z nich pokazali mu numery wytatuowane na rękach, inni – uchodźcy z Niemiec i Austrii – mówili tylko po angielsku, wyjaśniając niemieckiemu studentowi, że „wasz język jest dla nas nazbyt związany z bolesnymi wspomnieniami. Ale dobrze, że pan jest tutaj”.

Wróciwszy z Izraela, Manfred Deselaers zaczął studiować teologię w Tybindze, przyjął święcenia i został kapłanem. Pewnego dnia wraz z grupą parafian pojechał do Oświęcimia. Wtedy pojawiło się u niego pragnienie, aby przeżyć chociaż rok w tym miejscu. Ku jego zdumieniu, biskup akwizgrański Heinrich Mussinghoff od razu wyraził zgodę. A metropolita krakowski kardynał Franciszek Macharski przyjął niemieckiego kapłana i polecił mu napisać rozprawę doktorską. „Delegacja” trwała pięć lat, jej rezultatem była praca na temat „Bóg i zło w losach Rudolfa Hössa – komendanta Auschwitz”. Pierwsza, historyczna część tej monografii została przetłumaczona na języki polski i angielski, i jest sprzedawana w Muzeum Auschwitz. Obecnie trwają prace nad rosyjskim przekładem tej książki.

Po obronie doktoratu ks. Manfred zrozumiał, że nie może opuścić Oświęcimia – tego strasznego miejsca, „otwartej rany w sercu Europy”. Od 1995 r. na stałe zamieszkał w Oświęcimiu, służy w kościele i pracuje jako zastępca przewodniczącego Centrum Dialogu i Modlitwy.

– Do takiego sąsiedztwa nie można przywyknąć – mówił ks. Manfred. Przyznał się, że cały czas rozmyśla nad pytaniami: „Jeśli bym żył w tamtych czasach, jak bym postępował i kim bym był? Jestem Niemcem, po której stronie ogrodzenia obozu znalazłbym się? Najbardziej prawdopodobne, że mieszkałbym w mieście ale pewnie bym udawał, że niczego nie widzę i nie wiem i że wszystko to jest niezbędne dla szczęśliwej przyszłości Niemiec? Czy próbowałbym się sprzeciwić? Czy wystarczyłoby mi śmiałości, aby cokolwiek zrobić?”.

Gdy stara się postawić na miejscu więźniów, zadaje sobie kolejne pytania: „Jak bym postąpił umierając z głodu? Czy próbowałbym kraść chleb u współwięźnia, czy podzieliłbym się ostatnim kawałkiem? Czy spróbowałbym przeżyć za cenę życia innego?”. – Tę pracę wewnętrzną prowadzę nie tylko dla siebie jako Manfreda, ale dla siebie jako Niemca, dla chrześcijanina, katolickiego kapłana. Ale ważne jest nie tylko ciągłe doświadczanie siebie przed obliczem Oświęcimia, ale i udzielanie pomocy innym ludziom w przyjmowaniu tego miejsca – mówił.

Według jego obserwacji Oświęcim jest przyjmowany w różny sposób w zależności od kontekstu narodowo-historycznego. U przyjeżdżających z Niemiec otwiera się wtedy „szczególna niemiecka rana”. – Nie mogę powiedzieć, że jestem bezpośrednio winny, ale nie mogę też powiedzieć, że w ogóle nic mnie z tym nie łączy. Czuję, że ta pamięć coś ze mną robi – w taki sposób ks. Manfred opisał sposób recepcji Auschwitz przez Niemców. – Żydzi w tym miejscu odczuwają coś innego – tutaj zaczęła się zaplanowana akcja likwidacji narodu żydowskiego. Jest to obecne w pamięci całego narodu jak głęboka trauma. Polakom z kolei Oświęcim „przypomina o niemieckiej agresji, o likwidowaniu polskich elit, o uczestnikach Ruchu Oporu, których wysyłali do tego obozu i o tym, jak dwa systemy totalitarne, Niemcy i ZSRR dogadały się na temat zniszczenia Polski – kontynuował. Dla Rosjan zaś głównym tematem jest – „wyzwolenie Auschwitz, które w historiografii radzieckiej często funkcjonowało jako symbol wyzwolenia całej Europy od faszyzmu”. To, że około 50 tys. ofiar trafiło do obozu z radzieckiego terytorium, weszło do świadomości Rosjan stosunkowo niedawno – przyznał ks. Deselaers.

Wesprzyj Więź

Oświadczył, że Dom dla Gości w oświęcimskim Centrum Dialogu i Modlitwy jest otwarty dla wszystkich wyznań i ludzi niereligijnych i dla wszystkich narodowości. – Chcemy, aby ci, którzy przyjeżdżają odczuwali, że są tu szanowani i nikt nie uraża ich ran – dodał. – Nie pozostawię nikogo z Państwa samego, nie odejdę, nawet wtedy jeśli nie wiem, co Wam powiedzieć. Być tam, pomagać samą swoją obecnością – to też jest rzeczywista pomoc. W ciągu 27 lat nabrałem co do tego pewności. Oświęcim jest nie tylko miejscem strasznej pamięci, stał się także miejscem działalności na rzecz pokoju – mówił.

W Centrum realizowane są się programy międzyreligijne i międzynarodowe, na przykład spotkania i seminaria żydowsko-chrześcijańskie albo polsko-niemieckie. Niedawno odbyło się rosyjsko-polsko-niemieckie seminarium „Różna jest pamięć o wojnie, ale wspólna jest odpowiedzialność za przyszłość”. – Zaskakuje, że między nami zapanowało zaufanie, mogliśmy pokłócić się szanując się wzajemnie. A wieczorem w naszej kaplicy dźwięczała modlitwa za poległych i o pokój, najpierw w obrządku prawosławnym, a później katolickim – powiedział ks. Deselaers.

Źródło: KAI

Podziel się

Wiadomość