Argumenty odnoszące się do Zagłady Timothy Snyder ma opanowane w stopniu mistrzowskim.
Byłem nieufny wobec tej książki. Kartkując, trafiłem na rozdział „Nawiązuj kontakt wzrokowy i prowadź niezobowiązujące konwersacje”. Inne nie były lepsze: „Weź odpowiedzialność za oblicze świata”, „Gdy nadejdzie niewyobrażalne, zachowaj spokój”, „Bądź tak odważny, jak potrafisz”. Żachnąłem się. W pierwszym odruchu miałem wrażenie, że to Oprah Winfrey radzi, jak wyjść z depresji, żyjąc między ludźmi (w jakimkolwiek państwie). Dopiero w trakcie lektury sprawy stają się wyraźne.
Esej „O tyranii. Dwadzieścia lekcji z dwudziestego wieku” musiał powstać. Timothy Snyder napisał go w trakcie kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa, będąc zaskoczonym, jak populizm, publiczne poniżanie przeciwników politycznych oraz język przemocy zdobył uznanie wśród Amerykanów.
Podobnie „zwycięskie argumenty” dostrzegamy w innych krajach, również europejskich. Snyder to znakomity historyk, zajmujący się między innymi dziejami Europy Wschodniej oraz Holokaustem, autor rewelacyjnych książek „Skrwawione ziemie” i (bardziej kontrowersyjnej) „Czarna ziemia. Holokaust jako ostrzeżenie historii”. Wyobrażam sobie, że amerykański historyk, patrząc na to, co dzieje się obecnie w Ameryce i Europie, musiał doświadczyć bolesnego déjà vu. I wykazać się mądrością płynącą z bycia uczniem Klio: to, że historia się powtarza, nie oznacza, że nie można jej zmienić.
„O tyranii” przypomina zbiór felietonów. I choć wolę sążniste eseje, przyznaję, że ten pomysł jest atrakcyjniejszy. W gorących miesiącach, w ferworze ulicznej dyskusji, potrzebujemy konkretnych argumentów, wybranych przykładów, które będą w stanie obrazować większy problem. Snyder swoje felietony nazywa „lekcjami” i rzeczywiście prowadzi je jak nauczyciel: jest temat, następuje krótkie zasygnalizowanie problemu i 2-3 stronicowe uzasadnienie. Tylko w takim kluczu całość tekstu się broni (same tematy – jak te wypisane na początku – trącą niestety poradami z telewizji śniadaniowej).
Z wielu „lekcji” najmocniej wybrzmiewają te, w których Snyder odwołuje się do Holokaustu. We fragmencie nader lekko zatytułowanym „Pamiętaj o etyce zawodowej” pisze przejmujące zdania: „Gdyby prawnicy postępowali zgodnie z regułą, że egzekucji nie można wykonać bez wyroku, gdyby lekarze przestrzegali zasady, że na zabieg wymagana jest zgoda pacjenta, gdyby przedsiębiorcy poparli zakaz niewolniczej pracy, a urzędnicy odmówili zajmowania się dokumentacją dotyczącą zabójstw, reżimowi nazistowskiemu byłoby znacznie trudniej popełniać zbrodnie, z którymi go kojarzymy”.
Po wojnie większość „zwykłych zbrodniarzy” broniła się powtarzając mantrę o wykonywaniu rozkazów. Snyder jest błyskotliwy, gdy pisze, że najpierw jest etyka zawodowa, a dopiero później rozkaz, a to się czyta: przede wszystkim jesteś lekarzem, urzędnikiem, nauczycielem, prawnikiem. Patrzymy na świat przez pryzmat tego kim jesteśmy. Wierność etyce zawodowej szybko potrafi poddać krytycznej ocenie każdy rozkaz. I nie trzeba tu doprawdy przenikliwej mądrości.
W podobnym tonie jest wyrażona przestroga zatytułowana „Jeśli musisz nosić broń, bądź rozważny”. Służby mundurowe dysponujące bronią w tyranii szybko stają się mordercami. Działalność Einsatzgruppen nigdy nie przyniosła by tak krwawego żniwa, gdyby nie pomoc miejscowej policji. „Wielu z nich nie przygotowywano specjalnie do tego zadania. Po prostu znaleźli się na nieznanym sobie terytorium, otrzymali rozkazy i nie chcieli okazać słabości”. Policja, która broni ludności, może stać się mordercami, czyli swoją własną karykaturą. Przyznaję, że argumenty odnoszące się do Zagłady Snyder ma opanowane w stopniu mistrzowskim.
Przenikliwe spojrzenie dostrzega też szereg innych problemów. Kilka wypisów sporządzonych na marginesie z „lekcji” Snydera.
„Gesty mają znaczenie – gdy nasze pozdrowienie lub podniesienie ręki sprawia, że ktoś na nasz widok przechodzi na drugą stronę ulicy, to robi się groźnie”.
„Symbole mają znaczenie – najczęściej noszenie jakiś symboli zmusza innych obywateli do noszenia symboli przeciwnych; gdy jedni noszą swastykę, inni muszą nałożyć gwiazdę Dawida”.
„Zauważ, że władza, która ogranicza wolność w imię poczucie bezpieczeństwa (np. zagrożenie terrorystyczne), najczęściej zabiera jedno i drugie. Raz wprowadzony stan wyjątkowy podtrzymywany jest tak długo, jak tylko jest to na rękę tyranowi”.
„Instytucje nie obronią się same – im bardziej są anonimowe, tym mniej ci na nich zależy. Wybierz instytucję z którą się »zaprzyjaźnisz« – sąd, gazetę, ustawę, związek zawodowy – i stań po ich stronie”.
I być może najważniejsze:
„Nie siedź przed telewizorem – nic, co się nie dzieje na ulicy, nie dzieje się naprawdę”.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że w jakimś stopniu niewielka książeczka „O tyranii” jest spłatą długu zaciągniętego u Tony’ego Judta, autora monumentalnego „Powojnia”; Snyder był współautorem pisanej wraz z nim na cztery ręce wywiadu-rzeki „Rozważania o wieku XX”. „O tyranii” ma lekką formę felietonów, co pozwala na dyskusję nad tekstem, ba, wydaje się, że całość tekstu niejako objawi się w trakcie rozmowy właśnie. Ja sam zastanawiam się, jak przyjmą niektóre teksty Snydera moi uczniowie w czasie lekcji. Pewnie znowu mnie zaskoczą.