Za czasów Lutra augustianie szczególną uwagę zwracali na „grzechy cielesne”. Za dowód wyjątkowego upadku uważano w klasztorze samo spojrzenie na kobietę.
Przekroczywszy 17 lipca 1505 roku mury klasztoru augustianów-obserwantów w Erfurcie, Marcin Luter zostawił za sobą barwny świat uniwersyteckiego życia. Wiadomo, że będąc zakonnikiem, często też się spowiadał, zdarzało się, że spowiedź odbywał nawet kilkukrotnie w ciągu dnia. Co go dręczyło?
Wielu późniejszych badaczy jego życia wskazywało na wyrzuty sumienia, które odnosiły się do tzw. grzechów cielesnych. Pisze John M. Todd: „Wzmianki na tematy seksualne w pismach Lutra, jego późniejsze małżeństwo, rozmowy, jakie prowadził, wskazują przynajmniej na to, że spraw płci nie należy tu wykluczać. Można przyjąć, że pokusy seksualne – raczej onanizmu niż stosunku płciowego – potęgowały w jakimś stopniu jego poczucie winy. Mało jest jednak podstaw do przyjęcia tezy, że pokusy lub doświadczenia seksualne odegrały wówczas rolę dominującą”.
Zdarzali się kaznodzieje, którzy głosili otwarcie, że rozwiązłość jest grzechem najwstrętniejszym
Być może sąd Todda jest jednak nazbyt pospieszny. Po latach Luter dość otwarcie wspominał o nocnych polucjach, jakie miewał z „konieczności ciała”. Poza tym augustianie szczególną uwagę zwracali na „grzechy cielesne”. Za dowód wyjątkowego upadku uważano w klasztorze samo spojrzenie na kobietę. Zakonnicy byli zobowiązani przez przełożonych do śledzenia siebie nawzajem i informowania o wszelkich możliwych przewinach w tym zakresie. Tym, którzy zanadto sobie pofolgowali, groziło zamknięcie w celi o chlebie i wodzie; niekiedy winowajcom skuwano także nogi łańcuchem. W radach dotyczących dobrego odbywania rachunku sumienia mistrzowie zakonni nieustannie podkreślali wagę spraw cielesnych.
Ta klasztorna surowość odnośnie do spraw erotycznych znów zgodna była z duchem całej epoki. Jak tłumaczy Jean Delumeau: „Obsesja absolutnej czystości zmienia rachunek sumienia w nienawistne spojrzenie na wszelką pobłażliwość wobec spontaniczności cielesnej. Każdy grzech jest określany jako «nieczysty» i staje się prawie materialną substancją, która «bruka» duszę (do tego stopnia, że przekazanie grzechu pierworodnego wyjaśnia się poprzez biologiczną spuściznę prokreacji). Nadmierna materializacja winy sprawia, że nieczystość fizyczna zaczyna pociągać za sobą nieczystość religijną i moralną. Ta degradacja prowadzi nie tylko do potępienia wszelkiej rozkoszy cielesnej, ale również do prawdziwej odrazy wobec sprośności świata. W najtajniejszych głębiach psychiki odkrywamy odmowę zaakceptowania siebie wraz ze swoimi pragnieniami i swoim ciałem. Człowiek dotknięty obsesją chce iść prosto do czystości, nie zwlekając i nie pozwalając, by kierowała nim jego istota popędowa”.
Gdy czyta się pisma Lutra z późniejszego okresu jego życia, można odnieść wrażenie, że istotnie był on przekonany, iż pożądanie seksualne przenika całe życie człowieka. Przebywając w klasztorze, sądził pewnie, że libido to widomy znak skażenia ludzkiej natury. Mógł łączyć je z obrazami zbrukanej, gnijącej cielesności. Ówczesne podręczniki dla spowiedników zachęcały przecież wysłuchujących wyznań grzeszników kapłanów do śmiałych indagacji w tej kwestii. Rozpusta była jednym z grzechów głównych, choć – jeszcze za IV-wiecznymi ustaleniami Ewagriusza z Pontu – umieszczano ją często na końcu listy, co znaczy, że pychę, a nawet obżarstwo uważano za gorsze przewiny. Jednak w XV w. spowiednicza mentalność uległa zasadniczej zmianie. Zdarzali się kaznodzieje, którzy głosili otwarcie, że rozwiązłość jest grzechem najwstrętniejszym, godnym najbardziej surowego ukarania.
W jednym z podręczników dla spowiedników, zatytułowanym „Confessio generalis, brevis et utilis” (Wyznanie win ogólne, krótkie i użyteczne) spotkać można następującą hierarchię „grzechów nieczystych” (w kolejności od najlżejszego do najcięższego kalibru): 1. nieczysty pocałunek; 2. nieczyste dotknięcie; 3. rozwiązłość (tj. nieopanowanie w sprawach seksualnych); 4. rozpusta (w odróżnieniu od rozwiązłości określano w ten sposób często uwiedzenie dziewicy); 5. cudzołóstwo zwykłe (kiedy tylko jedno z partnerów ma małżonka); 6. cudzołóstwo podwójne (kiedy oboje partnerzy są w związkach małżeńskich z innymi osobami); 7. świadome świętokradztwo (kiedy jeden z partnerów złożył śluby zakonne); 8. porwanie i gwałt dokonany na dziewicy; 9. porwanie i gwałt dokonany na mężatce (uważano, że to grzech poważniejszy niż poprzedni, bo w grę w nim wchodziło również cudzołóstwo); 10. porwanie i gwałt na zakonnicy; 11. kazirodztwo; 12. masturbacja, pierwszy z grzechów przeciw naturze; 13. tzw. niestosowne pozycje (nawet jeśli do współżycia dochodziło między małżonkami); 14. nienaturalne stosunki płciowe (tj. np. seks oralny bądź analny uprawiany przez mężczyznę i kobietę); 15. sodomia (seks analny między mężczyznami); 16. zoofilia13.
Na liście tej dziwić nas może wysokie miejsce onanizmu. Był on rzeczywiście uważany za przewinę bardziej poważną niż gwałt.
To jest fragment tekstu opublikowanego w kwartalniku „Więź”, jesień 2017.
„A ja wam powiadam, kto choćby spojrzy pożądliwie na kobietę, już z nią w swym sercu popełnił cudzołóstwo”. A obrzydliwa to jest tak naprawdę „redukcja” z jaka autor artykuły traktuje chrześcijaństwo norzycami psychoanalizy. Słabe to i małostkowe. Cóż, przyjdzie inna moda to i w „Więzi” zaczniecie ćwierkać inaczej i ganić własną pobłażliwość, tak jak dzisiaj ganicie surowość xvi – wiecznych klasztorów. Nie ma to jak przyłożyć tylko lupę psychoanalizy zamiast zastanowić się nad tematem od strony moralności katolickiej. eh…