W sprawie delegowanych pracowników tylko Polska – jak zwykle od przejęcia władzy przez PiS – twardo stoi przy swoim i woli pełną porażkę niż kompromis zaakceptowany przez wszystkich.
Na starania prezydenta Francji Emmanuela Macrona, by rozbić jednoś grupy Wyszehradzkiej (Czechy, Polska, Słowacja, Węgry) w sprawie rewizji unijnej dyrektywy o delegowaniu pracowników, premier Beata Szydło odpowiedziała słowami: – Będziemy bronili do końca naszego stanowiska, ponieważ ono jest stanowiskiem, które jest w interesie polskich pracowników, a moim obowiązkiem jako premiera polskiego rządu jest prezentować takie stanowiska, które broni polskich interesów i polskich pracowników.
Okazało się, że nawet media nieprzychylne PiS, np. „Gazeta Wyborcza” („Macron zwolni tysiące Polaków. Rząd Beaty Szydło jest bezradny”) i „Polityka” („Wykolegowani”), podzielają narrację rządu. W oparciu o wypowiedzi „ekspertów” (sami prezesi agencji pracy lub ich lobbyści z tzw. inicjatywy mobilności pracy!) przedstawiają bowiem wolę reformy dyrektywy jako „protekcjonizm” i twardą obronę interesów zachodnioeuropejskich pracowników kosztem „prawa” Polaków do zarabiania dzięki niższym kosztom pracy.
Czy najbardziej zainteresowani, czyli polscy pracownicy oraz ich związki zawodowe, jak ryby, nie mają głosu?
Wszystkie trzy reprezentatywne centrale związkowe podpisały się pod wspólnym stanowiskiem, które brzmi następująco: „Popieramy ideę równej płacy za tę samą pracę w tym samym miejscu pracy. (…) Pozytywnie postrzegamy objęcie pracowników delegowanych powszechnie stosowanymi układami zbiorowymi pracy we wszystkich sektorach. Dla związków zawodowych układy zbiorowe są kluczowym instrumentem efektywnego reprezentowania interesów pracowniczych, co oznacza, że omijanie ich przez przedsiębiorców delegujących pracowników zagranicę jest dla nas nieakceptowalne. (…) Zaproponowane zmiany w Dyrektywie mogą nakłonić polskich przedsiębiorców do odchodzenia od konkurowania za granicą wyłącznie przy wykorzystaniu przewagi komparatywnej wynikającej z niższych kosztów pracy i szukania bardziej innowacyjnych ścieżek prowadzenia działalności. W wymiarze długookresowym będzie to zmiana pozytywnie wpływająca na możliwości rozwoju pracowników i zdolność polskiej gospodarki do przesunięcia się w górę łańcucha wartości dodanej”.
Gdyby jednak ktoś wątpił w reprezentatywność głosu związków zawodowych, wytłumaczmy po prostu, dlaczego to prezydent Francji Emmanuel Macron jest dziś najlepszym adwokatem polskich pracowników, a nie premier Beata Szydło.
Czym jest delegowanie pracowników?
Delegowanie jest mechanizmem prawnym, który pozwala firmom pozostawać w stosunku pracy z osobą, wykonującą pracę na terytorium innego państwa. Ten mechanizm służy w trzech typach sytuacji:
- np. polska firma budowlana wysyła pracowników, by wykonali roboty dla klienta w Finlandii;
- np. polska agencja pracy dostarcza francuskiej stoczni spawaczy, którzy są formalnie zatrudnieni w Polsce, ale pracują we Francji (różnica między pierwszym i drugim przykładem polega na tym, że usługa świadczona przez agencję pracy ogranicza się do dostarczenia pracowników, więc to tzw. firma-użytkownik, czyli klient we Francji, sprawuje nadzór nad realną pracą, a nie polski pracodawca);
- np. polski producent napojów wysyła przedstawiciela handlowego do Niemiec, gdzie istnieje oddział firmy, ale szef woli, by pracownik zachował umowę o pracę z centralą w Polsce.
Zarówno z powyższego opisu, jak i z definicji prawnej delegowania, wynika, że ten mechanizm może być wykorzystywany przez ograniczony okres. Jeżeli bowiem pracownik ma pozostawać długo w kraju, w którym faktycznie pracuje, powinien być w nim zatrudniony.
Dlaczego delegowanie pracowników jest korzystne?
Mechanizm delegowania pracowników ujęty w dyrektywie UE z 1996 r. stanowi, że pracownicy oddelegowani podlegają prawu państwa przyjmującego tylko w zakresie minimalnych stawek płacy, minimalnego wymiaru płatnych urlopów rocznych, maksymalnych okresów pracy i minimalnych okresów wypoczynku oraz przepisów BHP.
Oczywiście, formalny pracodawca może zaproponować oddelegowanemu pracownikowi lepsze warunki niż te minimalne standardy, ale nie musi – nawet gdyby na podobnym stanowisku lokalnie zatrudniony pracownik miał o wiele lepsze warunki, wynikające np. z branżowego układu zbiorowego. Może się to przekładać na spore różnice w pensjach, bo minimalne wynagrodzenie oddelegowanego pracownika potrafi być aż o 70 proc. niższe od lokalnego.
Ta dyskryminacja jest tolerowana ze względu na tymczasowy charakter obecności oddelegowanego pracownika. Jeśli pozostaje dłużej, trudno uzasadnić, dlaczego, wykonując tę samą pracę, zarabia mniej niż jego lokalnie zatrudniony kolega.
Delegowanie pracowników jest zatem korzystne dla firmy delegującej. Musi ona przestrzegać niewielką liczbę przepisów kraju, do którego wysyła pracownika. Z drugiej strony firma-użytkownik może w stosunkowo łatwy sposób zatrudnić ludzi z zagranicy, powierzając dopełnienie większości formalności (zgłoszenie do ZUS, wypłata pensji itp.) firmie delegującej.
Dlaczego wiele państw Europy Zachodniej, w tym Francja i Niemcy, chce nowelizować dyrektywę o delegowaniu pracowników?
Po pierwsze, dyrektywa obecnie wiążąca została uchwalona w 1996 r., czyli osiem lat przed wielkim rozszerzeniem Unii o państwa Europy Środkowej, Maltę i Cypr. Wówczas płace minimalne w najbogatszych krajach członkowskich były trzykrotnie wyższe niż w najbiedniejszych, teraz są wyższe dziesięciokrotnie.
Stopy składek na ubezpieczenie są często w państwach Europy Środkowej niższe niż na Zachodzie, co przy zasadzie płacenia składek w kraju delegującym stanowi formę dumpingu socjalnego. W przypadku choroby w okresie oddelegowania pracownik będzie bowiem korzystał ze służby zdrowia państwa przyjmującego, mimo że za nią nie płaci. A chyba nikogo trzeba przekonywać, że służba zdrowia w krajach zachodnich jest droższa, i na ogól nieporównywalnie lepsza, niż w naszym regionie Europy.
Drugą wadą dyrektywy jest brak precyzyjnego określenia „ograniczonego okresu”. Co prawda, pracownicy delegowani dłużej niż dwa lata podlegają systemowi ubezpieczenia społecznego państwa przyjmującego, natomiast pracodawcy (formalni i faktyczni) wciąż nie mają prawnego obowiązku traktowania ich na równi z ich lokalnie zatrudnionymi kolegami.
Komisja Europejska – z poparciem państw Europy Zachodniej – chce wprowadzić nową zasadę „równego wynagrodzenia za tę samą pracę w tym samym miejscu pracy”. Znaczy to konkretnie, że podstawą do wyliczenia wynagrodzenia pracownika oddelegowanego nie będą już minimalne stawki płacy, ale wynagrodzenie w kraju przyjmującym, włącznie z normami zawartymi np. w układach zbiorowych. A jeśli okres oddelegowania przekroczy dwa lata, pracownik będzie podlegać prawu pracy kraju przyjmującego. Francja chce nawet skrócić ten okres do 12 miesięcy.
Jakie jest stanowisko Polski?
Początkowo rządy Polski i wszystkich innych państw Europy Środkowej całkowicie odrzuciły możliwość nowelizacji dyrektywy. We wspólnym piśmie (ze strony Polski podpisanym jeszcze przez ministra pracy i polityki społecznej rządu PO-PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza) argumentowały, że ewentualne nadużycia mechanizmu delegowania nie wynikają z wad w legislacji, tylko z braku kontroli i niewystarczającej egzekucji istniejących norm. Ponadto wytłumaczyły, że „różnice w stawce wynagrodzenia stanowią jeden z uzasadnionych elementów przewagi konkurencyjnej dla usługodawców”.
Jest to kuriozalne rozumowanie, ponieważ mechanizm delegowania wcale nie ma na celu organizowania konkurencji między pracownikami, tylko ułatwianie firmom prowadzenia działalności za granicą oraz znalezienie specjalistów z rzadkimi kompetencjami potrzebnymi do realizacji złożonych zamówień.
Wytworzyły się sytuacje patologiczne takie jak zatrudnianie przez wiele lat oddelegowanych pracowników na stałych stanowiskach (np. w rzeźniach), ale przy regularnej zmianie firmy wysyłającej, by uniknąć płacenia składek do lokalnego ZUS. Nie można tego zwalczyć inaczej niż przez korektę podstawowej dyrektywy z 1996 r.
Koalicja 9 państw Europy Środkowej jest wciąż za mała, by zablokować proces nowelizacji. Kraje tak jak Estonia, obecnie sprawująca prezydencję w Radzie UE (premier Francji Édouard Philippe tam się wybrał na koniec czerwca), a po wizycie prezydenta Macrona także Czechy i Słowacja najwyraźniej są gotowe na kompromis i będą próbować złagodzić niektóre artykuły projektu legislacyjnego, zamiast odrzucić tekst w całości.
Tylko Polska – jak zwykle od przejęcia władzy przez PiS – twardo stoi przy swoim i woli pełną porażkę niż kompromis zaakceptowany przez wszystkich. Jest o tyle niezrozumiałe, że ze wszystkich kandydatów na prezydenta Francji to właśnie Emmanuel Macron (mimo szorstkich słów pod adresem Polski) miał najbardziej umiarkowane stanowisko w sprawie oddelegowanych pracowników. Inni po prostu chcieli w sposób unilateralny zawiesić stosowanie obecnej dyrektywy do momentu przyjęcia nowych zasad.
Powiedzmy na koniec, że wyrażana przez rząd Beaty Szydło chęć zachowania status quo nie jest żadną obroną interesu polskich pracowników, tylko obroną firm, które zarabiają na cudzej pracy. Gdy oddelegowani pracownicy będą musieli otrzymywać takie samo wynagrodzenie jak osoby bezpośrednio zatrudnione przez firmy-użytkowników, wielu z nich zacznie pracować bez pośrednictwa agencji pracy, a większości tych agencji nie będziemy żałować.
Przykro to się czyta. Gdyby redakcja zamieściła dwugłos, artykuł byłby jednym z uprawnionych punktów widzenia. Ale zamieszczanie tylko tego artykułu, tak jednostronnego w sprawie sporu z Francją … no nie sprzyja szukaniu prawdy, tylko wpisuje się w kontynuację sporu z PiS, na użytek czego prawda cierpi. To już nawet Krytykę Polityczną stać było na bardziej wyważone stanowisko. http://krytykapolityczna.pl/swiat/ue/sutowski-dla-macrona-polska-to-balast-i-to-niestety-nie-tylko-wina-pis/
Publikowanie dwugłosu nie gwarantuje, że czytelnik znajdzie prawdę pośrodku. Wolę przeczytać dobrze uargumentowany tekst, a potem ewentualnie dobrą polemikę.
Jednym zdaniem polski pracownik na tym traci obecnie !
W jaki sposób można wypisać się z newslettera? Nudzą mnie już te polityczne teksty.
Fajnie redakcja odwraca kota ogonem. Znam wielu delegowanych pracowników, którzy nie zgadzają się ze swym francuskim “obrońcą”, bo dobrze wiedzą, że jak wygra jego koncepcja, to będzie oznaczało koniec delegaci i związanych z nią obecnych profitów.
Szanowny Autorze,
z zaciekawieniem przeczytałem Pana artykuł. Również dlatego, że w bardzo negatywnym kontekście wspomniał Pan w nim Stowarzyszenie, którego jestem współzałożycielem. Pozwolę sobie krótko uzupełnić kilka faktów, które omyłkowo Pan pominął w swoim artykule .
Przede wszystkim, polskie agencje zatrudnienia nie potrzebują lobbistów, ponieważ od 2008 roku są zobowiązane Dyrektywą 2008/104/WE wypłacać pracownikom tymczasowym wynagrodzenie według tych samych zasad, według których jest ono wypłacane pracownikom wykonującym tą samą pracę w tym samym miejscu.
Po drugie, odniosłem wrażenie, że błędnie utożsamia Pan pracowników delegowanych z pracownikami tymczasowymi. Tymczasem pracownicy tymczasowi stanowią zaledwie 5% wszystkich delegowanych pracowników.
Po trzecie, stawia Pan bardzo odważną tezę, że o interesy polskich pracowników lepiej od obu ostatnich polskich rządów dba prezydent Francji. Zapewniam Pana, że prezydent Francji dba o pracowników francuskich, a władze polskie o polskich.
Po czwarte, związki zawodowe popierają postulat “równej płacy za tą samą pracę”, tymczasem w nowelizacji dyrektywy proponuje się zasadę “równej płacy za tą samą pracę w tym samym kraju”. Jest to postulat dyskryminujący pracowników z biedniejszych państw UE, gdyż wywoła taki skutek, że wynagrodzenie za tą samą pracę w bogatych państwach będzie nadal wysokie, a w biedniejszych nadal niskie. Francuska firma programiście we Francji będzie wypłacać znacznie wyższe wynagrodzenie, niż programiście wykonującemu tą samą pracę w Polsce.
Na koniec, proszę sobie wyobrazić sytuację, w której Polska zaczyna forsować przepisy zgodnie z którymi francuskie hipermarkety nie mogą w Polsce sprzedawać produktów po niższych cenach, niż sklepy polskie, a francuscy producenci win czy serów nie mogą eksportować ich do Polski dłużej niż przez rok, po którym to czasie muszą przenieść działalność gospodarczą do Polski. Na pewno uznałby Pan to za naruszenie podstawowych swobód europejskiego rynku. Tymczasem żądania Francji w dyrektywie o pracownikach delegowanych z ekonomicznego punktu widzenia będą miały identyczne skutki.
Z poważaniem,
Stefan Schwarz, prezes Inicjatywy Mobilności Pracy
Szanowny Panie,
Dziekuje za odpowiedz, traktuje zainteresowanie artykulem osoby majacej bezposredni interes w tej sprawie jako wyraz uznania i chec prowadzenia dyskusji.
Pan twierdzi, ze “pracownicy tymczasowi stanowią zaledwie 5% wszystkich delegowanych pracowników.” Czy Pan mowi o wszystkich delegowanych pracownikach czy o Polakach? Pan pewnie dobrze wie, ze w przypadku “bogatszych” panstw UE (np. Francja, ktora jest na trzecim miejscu krajow wysylajacych najwiecej oddelegowanych pracownikow) jest wiecej delegowanych pracownikow na zasadzie delegowania wewnetrznego lub wykonania kontraktu dla zagraniczego klienta. Polskie firmy jeszcze nie sa az tak potezne za granica i zdecydowanie wiekszy udzial na rynku delegowania maja agencje pracy. Przykladowo, we Francji, 1/4 delegowanych pracownikow to pracownicy tymczasowi. Ta kwota bylaby jeszcze wieksza, gdybysmy uwzglednili tylko polskich delegowanych pracownikow. Zreszta Pan powinien dobrze to wiedziec jako wiceprezes Polskie Forum HR – zrzeszenie… agencji zatrudnienia – oraz pracownik… ATERIMA (agencja pracy tymczasowej).
Zachecam tez Pana do uwazniejszego przeczytania stanowiska zwiazkow zawodowych, bo jest tam jasno napisane “Popieramy bowiem ideę równej płacy za tę samą pracę w tym samym miejscu pracy”.
Co do porownan, na pewno polscy pracownicy (takze Ci, ktorych Pana firma wysyla za granice) beda sie cieszyli, ze dla Pana to samo jest wysylanie win albo serow i delegowanie pracownikow, jakby mozna bylo dowolnie przenosic czlowieka po Europie bez konsekwencji dla niego i jego rodziny.
Z powazaniem,
Autor
Dodaje jeszcze – przepraszam za post scriptum, ale musialem to skonsultowac z prawnikiem -, ze w kwestii dyrektywy 2008/104/WE, Komisja Europejska jest innego zdania niz Pan skoro uznala za potrzebne dodanie niniejszego ustepu do projektu nowelizacji dyrektywy o delegowaniu pracownikow:
“Państwa członkowskie zapewniają, aby przedsiębiorstwa, o których mowa w art. 1 ust. 3 lit. c) [czyli agencje pracy – red.], gwarantowały pracownikom delegowanym warunki, które mają zastosowanie zgodnie z art. 5 dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady 2008/104/WE z dnia 19 listopada 2008 r. w sprawie pracy tymczasowej do pracowników tymczasowych wynajętych przez agencje pracy tymczasowej mające siedzibę w państwie członkowskim, w którym wykonywana jest praca.”
Artykulacja miedzy obiema dyrektywami jest bowiem niejednoznaczna w obecnym stanie prawnym, co otwiera furtke do obejscia przepisow zawartych w dyrektywie 2008/104/WE.
Szanowny Panie Redaktorze,
pracownicy tymczasowi stanowią jedynie 5% wszystkich delegowanych pracowników w całej UE. Komisja Europejska nie dysponuje w tym zakresie danymi z podziałem na poszczególne państwa członkowskie. Brak wiarygodnych danych moim zdaniem jest głównym źródłem konfliktu wokół delegowania pracowników, ponieważ pozwala na zastępowanie faktów stereotypami i subiektywnymi odczuciami, których nie da się zweryfikować.
Jestem świadomy, że polskie związki podpisały się pod stanowiskiem politycznym europejskiej unii związków zawodowych, w której są zrzeszone. W mojej ripoście starałem się bardziej odnieść do Pana wątpliwości, dlaczego polskie związki niechętnie angażują się w obronę postulatów prezydenta Macrona.
Moje doświadczenie zawodowe, jak również statystyki Polskiego Forum HR wskazują, że delegowanie pracowników tymczasowych do Francji stanowi niewielki ułamek działalności polskich agencji zatrudnienia. Na pewno przyczyną jest bardzo dobra sytuacja na polskim rynku pracy, ale również niestety dyskryminacyjne kontrole prowadzone przez francuskich urzędników, którzy coraz częściej i bardziej otwarcie nękają francuskich klientów korzystających z usług polskich firm. W następstwie zostały zmuszone do ograniczenia swojej aktywności na francuskim rynku, a wiele z nich zbankrutowało.
Nie mogę się z Panem zgodzić, że w kwestii dyrektywy 2008/104/WE Komisja Europejska ma inne zdanie niż ja. W projekcie nowelizacji faktycznie dodano wspomniany przez Pana zapis dotyczący równego traktowania pracowników tymczasowych, ponieważ kilka krajów europejskich mimo dyrektywy nie implementowało go do swojego prawa krajowego (np. Austria i Cypr). Polska i Francja zapisy te w całości implementowały, więc w zasadach wynagradzania pracowników tymczasowych delegowanych między tymi dwoma krajami nic się nie zmieni.
Nie mogę się z Panem również zgodzić, że francuskie sery i wina nie mają konsekwencji dla polskich pracowników i ich rodzin. Jeżeli dzięki swobodzie przepływu kapitału i towarów na unijnym rynku francuska sieć hipermarketów inwestuje w Polsce i sprzedaje importowane francuskie sery czy wina z minimalną marżą lub po cenach dumpingowych, to polskie sklepy oraz polskie fabryki serów i producenci win bankrutują. Polscy pracownicy tracą pracę. Myślmy wtedy, że tak musi być, bo takie są reguły europejskiego rynku. Ale, gdy polska firma usługowa chce skorzystać z tych samych zasad wspólnego rynku i np. wybudować basen we francuskiej szkole, to z ust francuskich polityków padają hasła o nieuczciwej konkurencji, zagrożeniu dla francuskiej gospodarki i jedności Europy. Przeciwko temu właśnie protestuje 12 biedniejszych państw członkowskich, w tym Polska.
Jeśli będzie Pan nadal zainteresowany tematyką delegowania pracowników, gorąco zapraszam do udziału w organizowanym przez nasze Stowarzyszenie V Europejskim Kongresie Mobilności Pracy. To największe wydarzenie w Europie na którym przedstawiciele wszystkich środowisk – naukowcy, politycy, urzędnicy oraz przedstawiciele pracodawców i pracowników wspólnie, bez polityki i uprzedzeń, szukają odpowiedzi na pytanie, jak skutecznie chronić prawa mobilnych pracowników bez protekcjonizmu i odbudowy granic między biednymi i bogatymi państwami UE.
Serdecznie zapraszam do Krakowa!
Stefan Schwarz, prezes Inicjatywy Mobilności Pracy
Mieszkam w Niemczech. Na każdym kroku brakuje rąk do pracy. Obecnie ponad 700 000 wakantów. Jestem pewien, że na tym co proponuje Macron zyska nie tylko pracownik. Taka same sprzeciwy jak w komentarzach pod tym artykułem były w Niemczech przed wprowadzeniem stawki minimalnej. Również mówiło się, że ludzie stracą pracę, firmy będą plajtować itd. Skutek jest odwrotny, bezrobocie spada z miesiąca na miesiąc, koniunktura się rozkręca. Pracownik ma więcej na konsumpcje a firmy większe zyski. I co najważniejsze likwiduje się niezdrową konkuręcje a to zapobiega niepokojom społecznym w krajach przyjmujących pracowników delegowanych.
Sam pracowałem kiedyś z delegowanymi rodakami. Ja zatrudniony w niemieckiej firmie za moją pracę otrzymywałem więcej jak koledzy fachowcy. Były nawet przypadki, że ludzie swoich pensji wogóle nie dostali i również nie mieli ubezpieczeń.
Szanowny Panie,
Dziekuje za odpowiedz oraz za zaproszenie – jesli moja redakcja sie zgodzi na delegacje, chetnie wezme udzial, bo jako dziennikarzowi zalezy mi na sluchanie wszystkich stron, a obecnie w debacie publicznym na temat delegowania zdecydowanie glosniejsza jest Pana organizacja niz przedstawiciele pracownikow.
Co do merytum, nie jest prawda, ze mamy do czynienia z sytuacja braku wiarygodnych danych. Kazdy pracownik oddelegowany do Francji musi byc zgloszony do francuskiej inspekcji pracy pomoca platformy SIPSI i tam formalny pracodawca musi podac swoje dane. Zatem francuska inspekcja pracy wie, jaki rodzaj firmy deleguje pracownikow na terytorium Francji – mowimy tu wylacznie o legalnie oddelegowanych pracownikach.
Jesli chodzi o ceny dumpingowe francuskich towarow, Pan pewnie doskonale wie, ze jest to praktyka zakazana przez prawo konkurencji. Czemu prawo zakazuje dumping cenowy w przypadku towarow, ale daje pozwolenie na dumping w przypadku pracownikow?
Z powazaniem,
Autor