Liczba szkół przyjaznych łacinie maleje w Polsce w zastraszającym tempie, choć w innych krajach, np. w Niemczech, rośnie. Łaciny uczy się u nas zaledwie 2,9 proc. licealistów.
Mezopotamia – kolebka cywilizacji. Czy myśląc dziś o krainie od Aleppo po Zatokę Perską ktoś pamięta o Sumerach? Ślady ich obecności w Międzyrzeczu pochodzą z początku III tysiąclecia. Jako pierwsi na świecie już ok. 3200 roku przed Chrystusem stworzyli pismo – słynne pismo klinowe. Kliny służyły ekonomistom i urzędnikom. Sumeryjskie dzieci chodziły do szkół i na glinianej tabliczce zostawiły ślad po swoich wagarach. Z czasem pojawili się tam Semici i żyli z Sumerami w przyjaźni. Semici ok. 1050 roku przed naszą erą wynaleźli alfabet. Szybko przejęli go, zmieniając, Grecy, od Greków Rzymianie i tym alfabetem posługujemy się dziś, nazywając go łacińskim. Sumerowie przestali mówić po sumeryjsku ok. 1700 roku przed Chrystusem. Jednak ostatnie zapiski pochodzą z… ok. 100 roku przed naszą erą. Nie mówiono już martwym językiem, ale pisano i modlono się po sumeryjsku przez ok. 1600 lat. Czy Sumerowie podjęli decyzję o końcu swej cywilizacji? Czy może raczej wyszło to tak jakoś niepostrzeżenie? Archeolodzy odczytali to dawne, egzotyczne pismo na początku XX wieku.
W 1948 r. powstało państwo Izrael i dokonano rzeczy niezwykłej: wskrzeszono język martwy
Cywilizacja druga to ludzie Księgi. Wspomniani Semici pojawili się na terenach dzisiejszego Izraela ok. 3000 roku przed Chrystusem. Już od ok. 1000 roku przed naszą erą wszyscy w tym rejonie mówili po aramejsku. Jednak Hebrajczycy przez wieki spisywali i odczytywali natchnione księgi po hebrajsku. Rozproszeni po całym świecie, przez wieki porozumiewali się językami ludów, do których zawitali, lub powstałymi na ich bazie dialektami. Jednak językiem nauki i modlitwy dla wyznawców Jahwe pozostał hebrajski. Od końca XVIII wieku zaczęto wysuwać postulaty odrodzenia języka. Budziły większy sprzeciw niż traktowane jako dowcip powtarzające się głosy Finów i Włochów, by uznać łacinę za język urzędowy Unii Europejskiej. Z tą różnicą, że w wypadku hebrajskiego sprzeciw był związany z uznaniem za wartość języka martwego, więc niezmiennego, stałego, dającego poczucie bezpieczeństwa, które może zostać zaburzone przez zmiany znaczenia wyrazów. To, że językoznawca Eliezer Ben Jehuda, uznawany przez niektórych za ojca współczesnego hebrajskiego, tworzył nowoczesny słownik i mówił w domu po hebrajsku, traktowano z mniejszą życzliwością, niż dziś w Polsce traktuje się Letnią Wakacyjną Szkołę Łaciny Żywej na Uniwersytecie w Poznaniu (Schola Aestiva Latinitatis Vivae), dokąd z całej Europy przyjeżdżają ludzie, by uczyć się mówić po łacinie. W 1948 r. powstało państwo Izrael i dokonano rzeczy niezwykłej: wskrzeszono język martwy.
Cywilizacja trzecia to nasza, łacińska. W czerwcu zabrzmiały pełne gniewu słowa nowego francuskiego ministra edukacji, Jeana-Michela Blanquera: – Szczytem głupoty jest eliminowanie nauki łaciny i greki w ciągu ostatnich lat! – Minister, doktor nauk prawnych, wyjaśniał, że słownictwo i gramatyka to filary znajomości języka i apelował, by one odzyskały swoje miejsce w codziennym życiu uczniów.
Greka i łacina… Czy w Polsce się ich jeszcze uczy? Komunistyczne władze wyraziły zgodę na to, by tylko 30 proc. licealistów podejmowało naukę łaciny. W uchwałach zjazdu KC PZPR mowa o „perspektywie całkowitego wyrugowania łaciny ze szkoły”. Przez lata komunizmu zamiar ten jednak się nie powiódł. W niektórych szkołach uczono i greki, która do dzisiaj, np. w Niemczech czy we Francji jest normalnym przedmiotem. W Polsce w 2017 roku o jej obecności w liceach nie śni już prawie nikt. Polskie Towarzystwo Filologiczne przedstawia wyniki przeprowadzonej ankiety: liczba szkół przyjaznych łacinie maleje w zastraszającym tempie. W 2015 było ich w Polsce 206, rok później – 177. Łaciny u nas uczy się 2,9 proc. licealistów. Sekretarz Polskiego Towarzystwa Filologicznego, dr Katarzyna Ochman, zestawia stan nauki tego języka w Polsce z sytuacją w Niemczech, gdzie w latach 2002–2012 liczba uczących się łaciny w ponadpodstawowych szkołach ogólnokształcących (gimnazja) wzrosła z 28,1 do 31,8 proc.
Co czeka dzieci, gdy pójdą do szkoły, w której jest łacina? Niektórzy łacinnicy wykorzystują na lekcjach metodę naturalną, czyli mówią po łacinie:
– Nomen mihi est Alexandra. Quod est tibi nomen?
– Camilla.
– Tibi nomen est Camilla. Camilla est nomen Romanum!
I wszystko jasne. Inni łacinnicy niezłomnie wprowadzają uczniów w tajemnice gramatyki i pomagają odkryć z jednej strony swojskość łaciny obecnej we współczesnych językach. Z drugiej – pokazują odmienność języka, w którym, np. mówiąc o przyczynie skazania kogoś na karę śmierci, używa się innego trybu, gdy mówiący zgadza się z werdyktem sędziów, a innego, gdy się z nim nie zgadza. Są łacinnicy, którzy organizują Ligę Starożytniczą, czyli całoroczny cykl wykładów połączony z konkursem i nagrodami. Inni prowadzą wyprawy naukowe do Rzymu. Niektórzy na lekcjach posługują się osiągnięciami amatorów archeologii doświadczalnej i z uczniami wykonują przedmioty codziennego użytku.
Czy dziecko będzie szczęśliwsze, gdy w szkole będzie łacina? Wsłuchajmy się w słowa profesora Bogdana Wojciszke, który tak odpowiedział na pytanie, dlaczego w książce „Nie rób drugiemu, co Tobie niemiłe”, zacytował przeszło 20 starożytnych autorów i postaci mitycznych: „Dorobek klasycznych autorów jest częścią naszej tożsamości, kultury i cywilizacji. Uczy pokory, bo dowiadujemy się, jak wiele wiedzieli nasi przodkowie już dwa tysiące lat temu. Ale także bawi, bo wiele przywar i śmiesznostek zdaje się być niezmienną częścią ludzkiej natury. Choćby elementarna znajomość łaciny wydaje się konieczna każdemu wykształconemu człowiekowi. Nie tylko po to, by wiedział, kim jest, ale także dlatego, że łacina jest źródłem sporej części słownictwa większości języków europejskich. Jej znajomość po prostu ułatwia życie. Pozdrawiam serdecznie z Cambridge (gdzie łacina na różne sposoby jest wciąż obecna)”.
To rzecz oczywista, że jeśli dziecko opanuje w liceum podstawy łaciny, poszerzone o podstawowe informacje o grece, gdy zechce studiować polonistykę, będzie mogło czytać i analizować napisane po łacinie wiersze Kochanowskiego, Janickiego, Sarbiewskiego. Jeśli zapragnie studiować historię, zacznie czytać teksty źródłowe, również te do końca XVIII wieku w Europie spisywane po łacinie. Gdy pójdzie na medycynę, łatwiej opanuje „angielską” terminologię medyczną, której 90 procent pochodzi z łaciny i greki. Wybrawszy przedmioty ścisłe, znajdzie radość, odkrywając etymologię terminów, które będzie poznawać.
Jeśli bez łaciny w liceum pójdzie na kierunek humanistyczny, może na pierwszym roku pouczy się podstaw łacińskiej gramatyki i sentencji, o czym po rocznej nauce szybko zapomni. Jeśli zostanie filologiem klasycznym, może będzie pracować katalogując rękopisy. Mimo wojen w polskich bibliotekach jest ich jeszcze sporo, a spośród tych ocalałych wielu nie opisano, nie wiemy, co w nich jest, nie wspominając już o ich tłumaczeniu. Być może dziecko w dorosłym życiu będzie tłumaczyć z łaciny na polski. Nie brak nieprzetłumaczonych na polski tekstów starożytnych autorów. Tłumaczenia najwybitniejszych są u nas wznawiane rzadziej w porównaniu z innymi krajami. „Filipiki” Cycerona w XX i XXI wieku zostały przetłumaczone na angielski 6 razy – w latach: 1903, 1908, 1913, 1926, 1969 i 1986. W Polsce w tym okresie tłumaczenie dzieła rzymskiego klasyka opublikowano tylko raz: w 2002 roku. Pierwsze ukazało się w roku 1870.
Co się stanie, gdy dzieci nie będą się uczyć łaciny, poza tym, że nie zrozumieją reklamy sera ryckiego, w której pada obietnica, że kości zostaną wzmocnione? Na to pytanie czytelnik odpowie sobie sam, zgodnie z własnymi i swojej rodziny doświadczeniami, myśląc też o Sumerach.