Jesień 2024, nr 3

Zamów

Tajemnica sukcesu Sierpnia

Strajkujący i strajkowe dekoracje murów Stoczni Gdańskiej im. Lenina, sierpień 1980 r. Fot. Leonard Szmaglik / ECS

„Bunt” Anny Machcewicz to protest przeciwko zafałszowywaniu historii, kreowaniu nowych herosów i spychaniu w cień wydarzeń tamtych wielkich dni.

Są takie momenty, kiedy historia przyspiesza bieg i zmienia kierunek. Ale nie przyspiesza sama, lecz dzięki mobilizacji i zrywowi mas społecznych porwanych przez wielkich liderów. To są właśnie rewolucje, kamienie milowe historii, także wtedy, gdy przebiegają bez barykad, strzałów i krwi. Taki był Sierpień 1980 w Stoczni Gdańskiej. Tamta rewolucja była aktem inicjującym naszą drogę ku wolności, niepodległości i demokracji. I o tym jest nagradzana dzisiaj książka.

Książki bywają wybitne z różnych powodów. Czasami decyduje to, jak są napisane; niekiedy to, o czym są napisane; a czasami ważne jest to, czy trafiają w aktualne nastroje i potrzeby chwili. Wyróżniony Nagrodą im. Długosza A. D. 2016 prawie 500-stronicowy tom Anny Machcewicz pod tytułem „Bunt” spełnia z naddatkiem wszystkie trzy kryteria.

Po pierwsze, jest to książka, której autorka sięgnęła po niezwykle bogaty i wielostronny materiał źródłowy. Faktografię opiera na archiwalnych dokumentach, zarówno strajkujących, jak i ówczesnej władzy i aparatu opresji, na protokołach Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, listach postulatów, szkicach porozumień, ale także raportach milicji i SB, protokołach z narad partyjnych, wypowiedziach sekretarzy KC itp. Wzbogaca to relacjami uczestników wydarzeń, spisanymi przez nich opowieściami, ale także celowo zaaranżowanymi przez autorkę licznymi wywiadami. Dołącza też bogaty materiał fotograficzny. Rzetelnie uwzględnia również wcześniejszą literaturę na ten temat. Odkrywamy obraz wydarzeń imponujący drobiazgowością, precyzją i autentycznością. Ta mozaika tak różnorodnych elementów jest przy tym wpleciona w prostą, potoczystą i sugestywną narrację – czytelną nie tylko dla specjalistów, ale także dla wszystkich światłych obywateli. Już to wystarczyłoby pewnie na Nagrodę im. Jana Długosza.

Ale jeszcze ważniejsze jest drugie kryterium – o czym ta książka traktuje i jak to czyni. W odróżnieniu od innych książek o fenomenie „Solidarności” „Bunt” skupia się na samym strajku w Stoczni Gdańskiej, zdarzeniu najważniejszym, bo uruchamiającym lawinę. I pyta nie tylko, jak wtedy w sierpniu tam było, ale także jak do tego doszło i dlaczego.

Anna Machcewicz, „Bunt. Strajki w Trójmieście. Sierpień 1980”
Anna Machcewicz, „Bunt. Strajki w Trójmieście. Sierpień 1980”, Europejskie Centrum Solidarności, Gdańsk 2015

Ten nurt wyjaśniający biegnie dwutorowo. Najpierw poznajemy genezę – tę wieloletnią makrodynamikę procesu liczoną od lat siedemdziesiątych, od strzałów i ofiar Grudnia, z roku na rok, kiedy narastało niezadowolenie, frustracja i rewindykacyjne roszczenia robotników. Równolegle krzepła inteligencka opozycja demokratyczna skupiona w KOR, ROPCiO, Konwersatorium „Doświadczenie i Przyszłość” oraz innych podziemnych organizacjach, aby w pewnym momencie połączyć się z nurtem robotniczym w wybuchową mieszankę. Drugi kierunek wyjaśnienia to kilkunastodniowa mikrodynamika tych dni strajkowych, liczona z godziny na godzinę i ukazywana z zegarmistrzowską precyzją.

Jednak na takim opisie się nie kończy i nie w nim tkwi największa siła tej książki. Autorka korzysta kompetentnie z teorii socjologicznych, sięgając do klasyków teorii ruchów społecznych, rewolucji i zmian społecznych. Jej książka stanowi dzięki temu cenny przyczynek nie tylko do historiografii, ale i socjologii historycznej – stosunkowo nowej i szybko się rozwijającej dziedziny nauk humanistycznych. Mieści się także w obszarze socjologii i historii życia codziennego, bo – opisując zarówno genezę buntu, jak i jego przebieg – skupia się na doświadczeniach codziennych, banalnych: narzekaniach oraz rozmowach w pracy i na zakupach, w rodzinie i przy warsztacie, w domu i na ulicy. Bo tutaj właśnie, a nie gdzieś ponad głowami ludzi rodzą się i toczą wielkie procesy dziejowe.

Takie interdyscyplinarne podejście pozwala sformułować dwie lekcje. Pierwsza z nich to świadomość, że tajemnica sukcesu tkwi we wspólnocie. Był on możliwy wtedy, gdy walka o robotnicze interesy, nadająca siłę uderzeniową, połączyła się z inteligencką walką o wartości, nadającą kierunek. Tajemnica wcześniejszych przegranych w powojennym „polskim kalendarzu” – w latach 1950, 1956, 1968 i 1970 – to właśnie ówczesny brak poczucia ponadklasowej wspólnoty: raz brak busoli, kiedy indziej – determinacji.

Druga lekcja z lektury dzieła Anny Machcewicz to dostrzeżenie, jak żądania i roszczenia, skupione przez długi czas na sprawach materialnych i bytowych, w pewnym momencie przekształcają się w walkę o podstawowe wartości i osobistą, ludzką godność. Walizka pieniędzy na podwyżki, z którą przyjechał do Stoczni wicepremier Mieczysław Jagielski, tym razem nie wystarczyła. Bo, jak na okładce tygodnika „Kultura” głosił tytuł pierwszego reportażu wysłannika redakcji do Stoczni, Ryszarda Kapuścińskiego: „Im chodzi o godność”.

I wreszcie dochodzimy do trzeciego kryterium, które definiuje wartość tej książki, a mianowicie jej implikacji dla naszych dni. Choć autorka kierowała się przede wszystkim motywacją poznawczą, jej książka stała się niespodziewanie ogromnie aktualna i niesie dwojakie przesłanie wychodzące już poza tekst książki, przesłanie na dwa „p”: protest i przestrogę. Żyjemy w czasach, gdy władza, upojona wyborczym sukcesem, osiąga szczyty arogancji: szczuje małe kundelki na bohatera strajku gdańskiego Lecha Wałęsę, grozi usunięciem ze stanowiska głównego organizatora strajku Bogdana Borusewicza, a myślących inaczej od niej określa jako „gorszy sort”. I dlatego niech dzisiaj z Krakowa, ze sceny Centrum Kongresowego, zabrzmi właśnie protest i przestroga.

Jest to protest przeciwko zafałszowywaniu historii, kreowaniu nowych herosów i spychaniu w cień wydarzeń tamtych wielkich dni. Książka Anny Machcewicz kreśli sylwetki ówczesnych przywódców: Lecha Wałęsy, Bogdana Borusewicza, Jerzego Borowczaka, Andrzeja Gwiazdy, Anny Walentynowicz, Bogdana Lisa. Co więcej, pierwszy raz z imienia i nazwiska wspomina i nobilituje tych – bezimiennych dotąd – robotników, którzy pilnowali bram i mienia, drukowali i roznosili ulotki, gotowali w kuchni polowej dla kolegów. Odnajdujemy też w Stoczni Tadeusza Mazowieckiego, Bronisława Geremka, Bohdana Cywińskiego, Lecha Kaczyńskiego i innych doradców. Jasno widać, kto był wtedy kim, a kto był nikim i teraz próbuje dobudować sobie przy pomocy grona akolitów heroiczną biografię.

Wesprzyj Więź

A przestroga? Historia uczy, że ci, którzy gardzą znaczną częścią społeczeństwa, źle kończą. W czasach komuny ówczesna władza traktowała właśnie robotników i opozycyjnych intelektualistów jako „gorszy sort”. Dość szybko po strajku sierpniowym okazało się jednak, że „pierwszy sort” pozostał już tylko w gmachu KC PZPR przy Alejach Jerozolimskich. Historia lubi się powtarzać. Dzisiaj tylko przez jakiś czas ludzie będą zadowoleni z różnych „plusów” (500+, Mieszkanie+ itp.). Wkrótce odkryją, że istotne są nie tylko doraźne interesy, ale także fundamentalne wartości; rządy prawa, demokratyczne swobody, służebność władzy wobec narodu, trwałe miejsce w cywilizacji i kulturze europejskiej. Bo tylko to gwarantuje na dłuższą metę wolność i dobrobyt. I wtedy – podobnie jak gdańscy robotnicy w Sierpniu 1980 roku – przekształcą się z mieszkańców w obywateli w pełnym sensie tego słowa. Już to się zresztą dzieje: w niezależnych mediach, na ulicznych marszach czy niedawnych demonstracjach kobiet. I walizka pieniędzy obecnego wicepremiera, znacznie pokaźniejsza i bardziej luksusowa niż tamta ze stoczni – także już nie wystarczy. A „lepszy sort” prędzej czy później znajdzie się znów w izolacji i zamknie w warszawskich gabinetach.

„Bunt” Anny Machcewicz powinien zostać włączony do lektur szkolnych młodego pokolenia, dla którego Sierpień 1980 i stocznia to już odległa, bajkowa trochę kraina. To dopiero byłaby prawdziwie godna polityka historyczna. I tom ten powinien stać się także lekturą na kursach reedukacyjnych dla ludzi, którzy chcą abyśmy o tamtych wydarzeniach i ich bohaterach zapomnieli, bo tylko wtedy zdołają wynieść na pomniki samych siebie.

Laudacja wygłoszona 27 października 2016 r. w krakowskim Centrum Kongresowym z okazji przyznania Annie Machcewicz Nagrody im. Jana Długosza za książkę „Bunt”. Książkę w wersji elektronicznej można pobrać bezpłatnie tutaj

Podziel się

Wiadomość

„Żyjemy w czasach, gdy władza, upojona wyborczym sukcesem, osiąga szczyty arogancji: szczuje małe kundelki na bohatera strajku gdańskiego Lecha Wałęsę, grozi usunięciem ze stanowiska głównego organizatora strajku Bogdana Borusewicza, a myślących inaczej od niej określa jako „gorszy sort”.

Czemu recenzent czyni krzywdę tej książce? Po co to nachalne stawianie kropki na „i”? Po takiej :reklamie” wielu zwolenników PiS po nią nie sięgnie i się nie dowie, co recenzent chciałby, by się dowiedzieli. To jest próba odebrania Sierpnia tym drugim, odwet za to, że ci odbierają Sierpień tym pierwszym. Czy autorka sama tak upolityczniła książkę jak to czyni recenzent?