Jesień 2024, nr 3

Zamów

Asesorzy zależni od ministra Ziobry? Wiem coś o tym…

Zbigniew Ziobro podczas konferencji prasowej 3 marca 2016 r. Fot. P. Tracz/KPRM

Wchodząca w życie ustawa o sądach powszechnych podporządkowuje młodych prawników ministrowi sprawiedliwości. Doświadczyłem boleśnie, do czego może prowadzić uzależnienie kariery sędziowskiej od prokuratury.

Opinia publiczna przyjęła z zadowoleniem niespodziewaną deklarację prezydenta Andrzeja Dudy z 24 lipca, że wbrew woli prezesa Kaczyńskiego, swego politycznego demiurga, zawetuje on jako niezgodne z Konstytucją dwie uchwalone przez parlament ustawy, o Krajowej Radzie Sądownictwa i o Sądzie Najwyższym. Zachwyceni sukcesem protestów społecznych, i to z tak licznym udziałem młodego pokolenia, nie dość chyba zdajemy sobie sprawę z zagrożenia, jakie niesie trzecia kontrowersyjna ustawa, ta o sądach powszechnych, podpisana bez zastrzeżeń przez prezydenta i lada chwila mająca wejść w życie.

Nie jestem prawnikiem i nie zamierzam analizować całej ustawy. Chcę jedynie zwrócić uwagę na jedno z jej ustaleń, które mówi, że obowiązkowym etapem na drodze prawnika do nominacji na sędziego ma być „terminowanie” przez cztery lata w roli asesora, bezpośrednio zależnego od ministra sprawiedliwości, jednocześnie prokuratora generalnego. I to on (za pośrednictwem swoich wizytatorów) ma oceniać, kto się nadaje na sędziego, a kto nie.

Otóż doświadczyłem boleśnie, do czego może prowadzić takie uzależnienie kariery sędziowskiej od prokuratury – i chcę się tym swoim doświadczeniem podzielić.

Działo się to w latach 2005-2007, a więc za poprzednich rządów PiS, kiedy to ministrem sprawiedliwości, podobnie jak dzisiaj, był niejaki Zbigniew Ziobro, z poduszczenia Jarosława Kaczyńskiego ścigający wówczas korupcję, której rzekoma wszechobecność była elementem politycznej propagandy.

Moja żona Kinga pracowała wówczas w wydziale architektury urzędu gminnego w pobliżu Warszawy. Była samodzielnym specjalistą, odpowiedzialnym za plany zagospodarowania przestrzennego. Jak wiadomo, są one lokalnym prawem, niezwykle ważnym, bo służącym obywatelom, a jednocześnie strzegącym dobra wspólnego. Wtrącę, że brak takich planów uchwalonych przez organy samorządowe umożliwia różnego rodzaju nadużycia ze strony deweloperów.

A droga do uchwalenia planu jest skomplikowana i długa. No i zdarzyło się, że podczas sesji rady gminnej przeciągającej się długo w nocy przyjęto uchwałę, do której wkradł się drobny błąd techniczny: granicą planu były tereny kolejowe, a ściślej ich „południowa granica” – i tak było zaznaczone na załączonej mapie – tymczasem w tekście uchwały znalazły się słowa: „północna granica terenów kolejowych”. Nie powodowało to praktycznie żadnych skutków prawnych, bo tereny kolejowe tak czy owak są z planu wyłączone. Ale błąd, nawet tak drobny, mógł stać się pretekstem do zaskarżenia planu i uchylenia go, co pociągałoby za sobą konieczność rozpoczęcia całego złożonego procesu od początku.

Moja żona, spostrzegłszy błąd poniewczasie, chcąc „uratować” plan, poprawiła to jedno słowo w tekście uchwały. Wydawało jej się, że to drobiazg… Pech chciał, że tę nieistotną zmianę zauważył jeden z mieszkańców, który był w sporze z burmistrzem z powodu niewypłaconego mu przez gminę odszkodowania za kawałek działki, zabrany pod drogę – i na złość burmistrzowi zgłosił „przestępstwo korupcyjne” do prokuratury. Ta wszczęła śledztwo.

Żona, wzywana na policję i na prokuraturę, przyznała się i wyjaśniła wszystkie okoliczności. Pani prokurator okazała zrozumienie, ale oświadczyła, że nie może wziąć na siebie odpowiedzialności za umorzenie sprawy i musi ją przekazać do sądu, ale uspokajała moją żonę, że sąd z pewnością sprawę oddali… W tym samym czasie jednak słynny kardiolog doktor G. został na oczach kamer zakuty w kajdanki i wyprowadzony ze szpitala MSW, a pan minister Ziobro triumfalnie oświadczył na zwołanej szybko konferencji prasowej, że „przez tego pana już nikt życia pozbawiony nie będzie”.

Żona była spokojna, że w sądzie rejonowym oskarżenie przeciwko niej o złamanie prawa w postaci fałszowania dokumentów państwowych zostanie oddalone, choćby z powodu braku szkodliwości społecznej dokonanego „czynu”. Sprawa trafiła jednak do nowo utworzonego sądu rejonowego w P. i dostała się w ręce… młodej pani asesor, podlegającej wówczas ministrowi sprawiedliwości.

Odbyło się kilka rozpraw, zeznawali świadkowie, eksperci wyjaśniali, zdawało się, że zgodnie ze zdrowym rozsądkiem nastąpi uniewinnienie. Tymczasem pani asesor, która chyba niewiele rozumiała, wydała wyrok: pół roku pozbawienia wolności, w zawieszeniu na dwa lata… Żona i ja byliśmy w szoku. Taki wyrok, nawet jeśli nieprawomocny, to dla urzędnika państwowego jak wyrok śmierci. Oczywiście, jak należało się spodziewać, wrogowie burmistrza natychmiast ogłosili tę sensacyjną wiadomość w lokalnej prasie, z nazwiskiem żony, jako dowód na korupcję rzekomo panującą w urzędzie.

Czy muszę opisywać, cośmy przeżywali przez następne kilka miesięcy? Kinga – człowiek nieskazitelnej prawości, oddana swojej pracy, wracająca często z sesji rady w środku nocy – skazana na pół roku więzienia za złamanie prawa? Jakiś absurd!

Odwołaliśmy się do sądu apelacyjnego w Warszawie, a ten uznał całą sprawę za bezprzedmiotową od samego początku i unieważnił wyrok sądu rejonowego. Ale trauma pozostała.

Wkrótce potem asesorzy zniknęli, gdyż Trybunał Konstytucyjny uznał, że instytucja asesora właśnie z powodu podlegania ministrowi sprawiedliwości jest niezgodna z zasadą trójpodziału władzy. Gdy jednak do władzy znów doszedł PiS, wrócono do niekonstytucyjnych przepisów o asesurze, które właśnie niedawno weszły w życie, 20 czerwca 2017 r.

Wesprzyj Więź

Mamy niestety mocne podstawy do przypuszczania, że ten skandaliczny i niesprawiedliwy wyrok wydany przez panią asesor, zdezawuowany i anulowany potem przez sąd apelacyjny, był przejawem nie tylko niekompetencji niedoświadczonej prawniczki, której powierzono odpowiedzialność sędziowską, ale także jej niewątpliwego uzależnienia od prokuratury i zastraszenia atmosferą panującą wtedy w wymiarze sprawiedliwości, kierowanym przez polityka Zbigniewa Ziobrę.

Wyobraźmy sobie teraz, co może się dziać, gdy wejdzie w życie nowa ustawa o sądach powszechnych, a sądzeni będą ludzie już nie za takie błahostki, jak to było w przypadku mojej żony, lecz za czyny godzące w interes władzy, na przykład za udział w antyrządowych demonstracjach!

Dlatego, dopóki starczy nam sił, będziemy chodzili, moja żona i ja, i nasi przyjaciele, na wszystkie uliczne demonstracje, by wraz z innymi obywatelami upominać się o wolne i niezawisłe sądy.

Podziel się

Wiadomość

25.05.2017 do ministra sprawiedliwości wpłynęła petycja mieszkańców Elbląga o odwołanie prokuratora rejonowego jarosława żelazka. Dlaczego Ziobro nie opublikował jej na stronie ministerstwa zgodnie z ustawą o petycjach z dn.11.07.2014 (Dz. U. z 2014 r. Poz. 1195 art. 8 §1 )

Ja miałem podobną sprawę. Zostałem skazany na 5 miesięcy w zawieszeniu za działanie na szkodę spółki, której byłem prezesem. Dla mnie, wynajmującego się menedżera to też był wyrok śmierci. Oskarżyło mnie o to siedmiu kluczowych pracowników, którzy w zwartym szyku przeszli do konkurenta uruchamiającego konkurencyjny produkt i już tam zatrudnieni złożyli zawiadomienie by skomplikować mi obronę przed nieuczciwą konkurencją. Ich nowym pracodawcą była spółka, której udziałowcem był b.minister z początku lat ’90, Jacek M., jak się okazało, nie tylko tajny współpracownik, ale oficer kadrowy SB działający pod przykryciem w strukturach opozycji (drugi udziałowiec H.K. został potem aresztowany przez CBA za łapówki wręczane urzędnikom gminy). Już sam fakt, że konkurent był zatroskany o to, że jego konkurencji ktoś szkodzi powinno dać do myślenia prokuraturze i sądowi. Ktoś jednak popychał sprawę na najniższym szczeblu. Sąd apelacyjny uchylił wyrok jako wydany z rażącym naruszeniem prawa. Przy ponownym rozpatrzeniu przez I instancję zostałem uniewinniony, a prokuratura, co rzadkie, nie składała apelacji, bo sprawa była tak oczywista. Otóż mnie skazywał nie asesor, ale „ustabilizowany” sędzia Barbara Z., funkcyjna jednego ze stowarzyszeń sędziów występujących w obronie niezależności od Ziobry. Niezależności od oceniania jej niekompetencji. Sprawa wymagała wiedzy profesjonalnej z dziedziny finansów i księgowości, a sędzina odmówiła powołania biegłego (to był jeden z powodów uchylenia wyroku). Wyglądało to tak – na jednym z posiedzeniem podważam zarzut argumentując wiedzą księgową, to prawda, hermetyczną. Prokurator i sędzina milczą, przyjmują do wiadomości. Na kolejnym posiedzeniu (odbywały się co 5-8 miesięcy!) słyszę z jej ust niekompetentną polemikę z tym, co powiedziałem na poprzednim posiedzeniu. Po prostu, w międzyczasie z kimś rozmawiała kto w złej wierze albo sam nie będąc kompetentny wprowadzał ją w błąd. Myślę, że jednak w złej wierze, bo dlaczego nie zgodziła się na powołanie biegłego? Gdyby miała dobrą wolę, zgodziłaby się na to. Ale najmocniejszy zarzut do obrońców status quo podam teraz. Od postawienia zarzutu do uniewinnienia trwało to 8 lat (czułem się jak Pana żona tylko przez pierwszy rok, potem człowiek się przyzwyczaił do ciągania po sądach). Kosztowało mnie to dużo pieniędzy, bo adwokatowi z urzędu, z których wielu nie przykłada się do spraw i oprócz Ziobry nikomu to nie przeszkadzało, nie mogłem powierzyć swojej przyszłości. Dostałem zwrot kosztów po stawkach sądowych, które były ułamkiem wydanych na obronę pieniędzy. Zaskarżyłem to, oczywiście nieskutecznie. Tymczasem cały proces był efektem niedoskonałości państwa, bo nigdy nie powinien być wszczęty, więc państwo powinno ponieść koszt. Otóż nikt z obrońców establishmentu sędziowskiego nawet nie pochyli się nad problemem urealnienia kosztów sądowych. To jest właśnie ich kontakt z rzeczywistością, ze zwykłymi ludźmi. A tu przychodzi Ziobro, owszem, w oczach wielu osoba poszlakowana i stawia ten problem! Owszem, ja też nie zgadzam się by prokurator generalny decydował o karierach sędziowskich, ale demonstrować w obronie środowiska sędziowskiego, którego etos to sobiepaństwo i zero misji służby drugiemu człowiekowi nie będę. Nie chcę tym samym insynuować Panu i małżonce że właśnie o to wam chodzi. Rozumiem doświadczenie, które dla nas było wspólne gdy okazało się, że odziera się nas z godności. Ale proszę zauważyć, że chodząc na demonstracje, których liderem jest Borys Budka, minister sprawiedliwości w rządzie PO po którym nie widać, żeby miał jakąś refleksję nad systemem, który konserwował a który mnie i wiele innych osób skrzywdził sami Państwo wchodzicie na kurs na zderzenie z takimi jak ja. Co robić? Proponuję maszyny stop, zatrzymajmy się. Ja nie będę popierał Ziobry, wy nie popierajcie Budki i zastanówmy się nad nowym bez udziału polityków, z których większość ma interesy zniekształcające postrzeganie prawdy.

Dziękujemy Panu, panie Piotrze. Pańskie przykre doświadczenie z aparatem sprawiedliwości wzbogaca obraz sytuacji. My, moja żona i ja, wychodząc na ulice protestować przeciwko ustawom narzucanym bez dialogu ze społeczeństwem przez partię rządzącą, nie twierdzimy wcale, że nie jest potrzebna reforma poprawiająca godny ubolewania stan rzeczy. Prezydent Duda też stawia swoje weta, zapowiadając inne, poprawione projekty ustaw. Poprawiajmy stan Rzeczypospolitej, ale pod pretekstem wprowadzania koniecznych reform nie psujmy fundamentów demokratycznego państwa prawa. Skąd mamy mieć pewność, że prezes Jarosław Kaczyński wie, jak „poprawić stan moralny ” społeczeństwa (co deklaruje), skąd mamy mieć pewność, że „ręczne sterowanie” polityką personalną w aparacie sprawiedliwości przez ministra Ziobrę przyniesie uzdrowienie? Ja ani do jednego, ani do drugiego polityka nie mam zaufania i kwestionuję samą zasadę, że wystarczy „wymienić elity”.. Widzę w takim myśleniu, że trzeba „wymienić elity”, echo praktyk bolszewickich. To komuniści stosowali zasadę odpowiedzialności zbiorowej i niszczyli starą inteligencję. Na szczęście nie do końca im się to udawało. Panu jednak dziękuję szczerze za to dające do myślenia świadectwo!

Pozdrowienia i serdeczności dla Was obojga. Czytam Więź i podziwiam to, co piszecie. Doskonale pamiętam nesze sptkanie, myślę, że jest mało szans na to żebym przyjechał do Warszawy, ale staram się śledzić i boję się o Was. Czasem piszę blogi. Pozdrów wszystkich Przyjaciół … Jędrzej Bukowski z Francji