Jeszcze w 2012 roku Jarosław Gowin potrafił, wbrew swojej partii, bronić własnego rozumienia Konstytucji. Co takiego się stało, że dziś stać go jedynie na niepodnoszenie aplauzu po złamaniu ustawy zasadniczej?
„Ze zrozumieniem przyjmujemy weto Pana Prezydenta Andrzeja Dudy do ustawy o Sądzie Najwyższym. Krytyczne argumenty podniesione przez Głowę Państwa są zbieżne z zastrzeżeniami, jakie nasza partia podnosiła na forum koalicyjnym wobec projektu ustawy. Ubolewamy, że przygotowane przez nas poprawki nie znalazły się w ostatecznej treści ustawy” – napisało w swoim oświadczeniu Prezydium partii Polska Razem dzień po ogłoszeniu przez prezydenta Andrzeja Dudę decyzji o zawetowaniu ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa.
Przypomnijmy zatem: wszyscy parlamentarzyści Polski Razem, na czele ze swoim liderem Jarosławem Gowinem, głosowali w dniach 20-22 lipca za przyjęciem ustawy o Sądzie Najwyższym. Nikt się od głosu nie wstrzymał, wszyscy byli obecni na sejmowych i senackich salach głosowań. Skąd zatem nagła aprobata dla weta Andrzeja Dudy? Dlaczego Jarosław Gowin i koledzy głosowali za ustawą, która była wadliwa, jak sami nieśmiało przyznali w dalszej części swojego oświadczenia? Czy chodzi tylko i wyłącznie o pazerność na pozostanie przy władzy?
Filozofia Gowina
Odpowiedzi proponuję poszukać w postawie lidera formacji. Po ogłoszeniu wyników głosowania nad ustawą o Sądzie Najwyższym wszystkie kamery skupiły się na ławach rządowych. Aplauz na stojąco, euforia, wielkie zwycięstwo. Tak reagowali wszyscy… z wyjątkiem jednego. Wicepremier Jarosław Gowin siedział zamyślony w pierwszej ławie, podparty na jednej ręce, entuzjazmu nie sposób było się u niego doszukać.
Według Gowina tylko polityk skuteczny może być moralny
Niektóre media ogłosiły, że oto Jarosław Gowin dał dowód swojemu oporowi wobec łamania zasady trójpodziału władzy. Inni naigrywali się z ministra nauki, pytając: a cóż to za opór? Istotnie, tragikomicznie wyglądał ten obrazek człowieka, który najpierw przyłożył rękę do ustawy zdecydowanie ograniczającej demokrację w Polsce, a potem zasępiony słuchał wiwatów ze strony swoich rządowych kolegów. Zareagowała redakcja miesięcznika „Znak”, która usunęła swojego byłego redaktora naczelnego z członkostwa w Zespole redakcyjnym.
Postawa Gowina nijak mnie jednak nie zaskoczyła. Pamiętam jak w lutym 2013 roku, będąc jeszcze ministrem sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska, wykładał swoją filozofię polityczną uczestnikom szkoły zimowej Instytutu Tertio Millennio. Tłumaczył nam wtedy, że moralność w polityce jest powiązana ze skutecznością. Twierdził, że polityk nieskuteczny jest niemoralny (jako przykład podawał wtedy Marka Jurka), gdyż głosy na niego oddane nie mają przełożenia na życie wyborców, a zatem – w rozumieniu Gowina – idą one na marne. Nie miało to oznaczać, że każdy polityk skuteczny jest moralny, ale raczej to, że tylko skuteczny polityk może być moralny.
Minister prelegent bronił jednocześnie zdecydowanie zasady prymatu sumienia. Tłumaczył, że polityk musi się w swoich decyzjach kierować przede wszystkim sumieniem, dlatego nie może ślepo podążać za zdaniem zewnętrznych autorytetów, np. Kościoła.
W imię trwania Dobrej Zmiany
Wiele się od tamtego czasu zmieniło w politycznym życiu Jarosława Gowina, ale patrząc z dzisiejszej perspektywy, widać że konsekwentnie trzyma się on tamtej filozofii. Wszystkie jego ruchy, jak odejście z PO, szukanie przestrzeni politycznej między PO a PiS, aż wreszcie założenie Polski Razem i późniejsza afiliacja z PiS – były naturalną konsekwencją obranej przez niego strategii politycznego postępowania. Wszystkie te ruchy służyły temu, by Jarosław Gowin mógł pozostać u władzy, aby skuteczniej realizować swoje cele polityczne.
Trzeba jednak zapytać, czy w ostatnich dniach moralność polityczna wicepremiera Gowina nie została doszczętnie skompromitowana? Cóż to w praktyce za moralność, która dopuszcza się łamania Konstytucji w celu utrzymania obecnego obozu rządzącego? Taki właśnie przekaz płynie wprost z oświadczenia Polski Razem, a jeszcze bardziej z komentarza samego Gowina na Twitterze: „Wylano tu na mnie morze hejtu. Liczono, że ulegnę presji, rząd się rozpadnie, establishment wróci do władzy. Wytrzymałem. Dobra Zmiana trwa” (wielkie litery w ostatnim zdaniu – w oryginale).
Prezydent jako jedyny w obozie rządzącym zaryzykował. Gowin zabrał głos już po wszystkim
Groteskowo wygląda dziś, niemal heroiczna wówczas, wypowiedź Gowina z 2012 roku. Pytany przez dziennikarzy „Gazety Wyborczej”, czy nie obawia się, że Donald Tusk może go wyrzucić z rządu za konserwatywne poglądy – Gowin odpowiedział: „Jako minister ślubowałem wierność Konstytucji. Jeśli oceniam, że jakaś ustawa jest niezgodna z Konstytucją, to mam obowiązek przed tym ostrzegać”. Wtedy stać go było na świadectwo pójścia pod prąd. Znajdując się w rządzie PiS, kierował się już, jak widać, innymi zasadami.
Po ostatnich decyzjach lidera Polski Razem warto sobie uświadomić, na czym polega jego moralność w polityce. Przede wszystkim jest to moralność, która przyjmuje za słuszne stwierdzenie „cel uświęca środki”. Dla utrzymania się przy władzy (ładniej mówiąc: w imię trwania Dobrej Zmiany) można poświęcić coś, co – nominalnie – uważamy za ważne i czego obrona jest naszym obowiązkiem.
To moralność uciekająca przed odpowiedzialnością. Jeszcze jako członek PO i minister rządu Donalda Tuska, Jarosław Gowin potrafił wziąć na siebie odpowiedzialność za wyrażanie opinii sprzecznych z większością w swoim klubie parlamentarnym (tak było np. w kwestii ustawy o związkach partnerskich) i zagłosować – w zgodzie z sumieniem – przeciw niemu. Dziś – choć dostrzegał nieprawidłowości w projekcie ustawy o Sądzie Najwyższym – nie zdobył się na nawet na symboliczne publiczne wzięcie na siebie odpowiedzialności za zgodność swej działalności politycznej z własnymi przekonaniami, jakim byłoby wstrzymanie się od głosu.
Na więcej niż gest zdobył się zastępca Gowina w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego, prof. Aleksander Bobko. Jako senator RP (bezpartyjny, choć wybrany z listy PiS) zgłosił bardzo poważne zastrzeżenia do ustawy o Sądzie Najwyższym, które jednak pozostali senatorowie PiS karnie odrzucili, zgodnie z partyjnym zaleceniem, by nie wprowadzać porpawek do ustawy uchwalonej przez Sejm.
Bronić Konstytucji, ale wybiórczo
Całą odpowiedzialność wziął więc na siebie prezydent Andrzej Duda. On, jako jedyny w obozie rządzącym, naprawdę podjął ryzyko. Zaryzykował utratę części poparcia społecznego ze strony twardego elektoratu PiS, ale przede wszystkim zaryzykował utratę zaufania Jarosława Kaczyńskiego. Ten w furii upokorzył premier Beatę Szydło, która w poniedziałek – gdy prezydent ogłosił decyzję o podwójnym wecie – jeździła jak mały chłopiec (czy raczej: dziewczynka) na posyłki między siedzibą Prawa i Sprawiedliwości a Belwederem, gdzie przebywał Andrzej Duda.
Kto będzie chciał współpracować z Gowinem, który był aż tak bardzo „za, a nawet przeciw”?
A wicepremier Gowin – wraz z pozostałymi liderami Polski Razem – zabrał oficjalnie głos dopiero we wtorek, kiedy wszystko już było jasne, po ogłoszeniu decyzji prezydenta o podwójnym wecie. Krążą, co prawda, pogłoski, że Gowin zakulisowo wpływał na decyzję Dudy – i jest to niewykluczone. Podobnie jak możliwa jest ewentualna ich współpraca w tworzeniu nowego, bardziej umiarkowanego ugrupowania, nazwijmy to, „lepszej dobrej zmiany”. Trudno jednak będzie Gowinowi pozbyć się opinii najbardziej skompromitowanego polityka ostatnich dni. Bo na czyj głos z wnętrza rządu mieli bardziej liczyć w kryzysie sądowym konserwatywni państwowcy, troszczący się o dobro instytucji, jak nie Jarosława Gowina? Kto będzie chciał z nim współpracować, gdy okazał się być aż tak bardzo „za, a nawet przeciw”?
Jeśli przyjąć, że w polityce rzeczywiście „cel uświęca środki”, to wraz ze zmianą celów relatywizacji ulegają poglądy. Jeśli w rządzie Donalda Tuska celem Jarosława Gowina było uproszczenie i uporządkowanie przepisów prawa, to był on dla osiągnięcia swojego celu gotów poświęcić inne swoje postulaty, w danej sytuacji mniej dla niego istotne. Natomiast, jeśli dziś – jak piszą w swoim oświadczeniu politycy Polski Razem – celem jest po prostu utrzymanie i kontynuacja tzw. dobrej zmiany, to dla osiągnięcia tego celu można poświęcić inne poglądy.
W ten sposób naturalną konsekwencją filozofii politycznej Jarosława Gowina stało się to, że jako polityk posiada poglądy na tyle płynne, aby – jeśli na horyzoncie zobaczy choćby mętną perspektywę zyskania dla siebie, nawet enigmatycznej, większej korzyści – był w stanie zrezygnować z ich obrony na rzecz subiektywnie większego celu. To dlatego, jeszcze w rządzie PO, był gotów bronić Konstytucji – w sprawie mniej oczywistej niż dzisiaj – a teraz stać go co najwyżej na niepodnoszenie aplauzu po złamaniu Konstytucji. Bo dobrem wyższym jest „Dobra Zmiana”.
Smutno patrzeć na taki upadek dawnego ucznia Tischnera. Smutno, zwłaszcza widząc, w jak dehumanizujący sposób potrafi on dziś mówić o muzułmanach. W 1998 roku pisał we wstępniaku do „Znaku” tak: „W przypadku islamu (…) miejsce niewiedzy zajmują fałszywe stereotypy, jakie czerpiemy z mass mediów. (…) Zapominamy, że islam już dawno przekroczył granicę świata arabskiego, że wciela się w różne kultury, przybierając tam często formy, które nie mają nic wspólnego z fanatycznym fundamentalizmem”. Dzisiaj natomiast jego partia straszy migrantami z krajów muzułmańskich nawet w… oświadczeniu dotyczącym Sądu Najwyższego. W ten sposób Jarosław Gowin, z obiecującego ucznia Tischnera, stał się handlarzem strachem. O ile tylko strach obywateli da mu wystarczające poparcie do dalszego realizowania nakreślonych przez siebie celów, nie zawaha się go użyć.
Autor jest bardzo przekonywujący. Ale by tak mocno pisać o braku przyzwoitości drugiego człowieka dobrze by było samemu mieć na koncie zwycięskie wyjścia z sytuacji bez wyjścia. Niczego takiego o Autorze nie wiemy.
Zasadniczo drogowskaz nie musi iść w stronę, w która wskazuje. Nie jest też bohaterem tekstu, a tylko (aż) autorem
To nie była sytuacja bez wyjścia. Pan Gowin miał i wybór i dokonał jakiego dokonał, stanął po stronie łamania konstytucji. Wstyd i tyle.
Zgadzam się z autorem artykułu.
Pan Jarosław Gowin występując w mediach zawsze podkreśla swoje poglądy jako wysoko etyczne i moralne. Ale jego postępowanie przez wszystkie lata ( jako ministra sprawiedliwości, ministra nauki i szkolnictwa wyższego ) przeczy jego wypowiedziom.
Jeśli nie zgadza się z ustawami to nie powinien na nie głosować. A przede wszystkim dlatego, że są niezgodne z konstytucją.
Co on odpowiedziałby dzisiaj studentom prawa?
Jeśli decyzje mają uderzać w ludzi jak powiedział jeden z rozmówców, to nie można ich akceptować.
Jeśli moja postawa moralna nie zgadza się z polityką to nie mogę w niej uczestniczyć i jej popierać.
Trzeba zrezygnować z ambicji bycia politykiem za wszelką cenę, przecież jest tyle innych zawodów.
I nie ma co później robić smutnych min.
Jaka sytuacja bez wyjścia? Po prostu albo jesteś przyzwoity i nie przykładasz ręki do rozpieprzenia SN i to jeszcze w tym żenującym trybie pod auspicjami Piotrowicza, albo jesteś chorągiewka i polityczną prostytutką i zrobisz wszystko dla utrzymania się w rządzie. Naprawdę, to nie jest sytuacja „że imię jego czterdzieści i cztery”.
Piłat też był w sytuacji bez wyjścia?
Panie Ciompa też niczego o panu nie wiem i… to mi nie przeszkadza, a nawet cieszy.
Czytam komentarz i nie wierzę własnym oczom. Jaka sytuacja bez wyjścia? Czy to jest obóz koncentracyjny, czy w środku nocy mają przyjechać po pana Gowina? Każdego autora takim argumentem można „uwalić”. Lekarz nie musi chorować na daną chorobę, by ją leczyć, spowiednik by prowadzić duchowo penitenta z powodu jego np. cudzołóstwa, nie musi najpierw sam zgrzeszyć, a potem powstać.
Założenie, że sądzić może tylko ktoś, kto jest bez winy, albo ktoś, kto sprostał temu, czemu sie sprostał sądzony – jest absurdalna. Wystarczy trochę wyobraźni, by ten absurd sobie uświadomić. Osądźcie taką drogą, złodzieja, mordercę…. albo wyobraźcie sobie sąd ostateczny, to bez sensu. Czy wytknąć komuś kłamstwo może tylko ktoś, kto nigdy nie skłamał, czy raczej ten, kto kłamał i zna cenę kłamstwa? Winę może wskazać tylko ten, kto zawinił, czy tylko niewinny? Rozważania beznadziejne.
Zabawne, że im słabiej ktoś zna konstytucję, tym śmielej się wypowiada na temat tego, co jest jej łamaniem, a co nie. Przypomnę, że autor studiował jedynie psychologię i slawistykę. Czy ukończył choć jeden z tych kierunków – nie wiadomo.
Być może Pan nie słyszał, Panie Piotrze… W ostatnich dniach dość często w Polsce na ten temat dyskutowano. Ba, nawet partia Jarosława Gowina wydała na ten temat oświadczenie, cytowane zresztą w komentarzu Bartosza Bartosika. Pewnych rzeczy nie trzeba więc udowadniać po raz enty.
„Zabawne” jest to, że Autora zaatakowano w komentarzach po pisowsku, ad personam, a nie podjęto dyskusji z tezami na temat upadku doktrynera w otchłań hipokryzji, tezami, które są nader przekonujące…
Jeszcze jest pytanie i wewnętrzny paradoks, co to za „dobra zmiana”, która zakłada łamanie konstytucji?
Ustawy o sądach najbardziej jaskrawo pokazują: jeśli czegoś nie jesteś w stanie osiągnąć konstytucyjnymi środkami, to znaczy, że nie powinieneś tego robić. Sprawiedliwość wymierzana przez upolitycznienie całego procesu – od prokuratury po sędziów, w tym Sąd Najwyższy, nie jest sprawiedliwością.
Tłumaczenie Gowina jest idiotyczne.
Brawo dla autora! kawał świetnej roboty dziennikarskiej, brawo za „przekopanie” wstępniaków J.Gowina, a swoją drogą nieźle pisał. Co do Pana Jarosława Gowina, to pewnie zapuści teraz brodę, by chyba ma jeszcze resztki przyzwoitości – o czym świadczy brak aplauzu – i nie spojrzy sobie w oczy.
PS. @Roman, komentarze rzeczywiście w stylu troli.
„Gowin stał się handlarzem strachem” ciekawe co powiedzą ludzie na prowincji , którzy boją się powiązań sędziów z biznesem i władzą. Pewnie uśmieją się z Pana artykułu.
Gabi, jestem z prowincji i uważam, że autor znakomicie zrecenzował obrzydliwe zachowanie Gowina i jego spółki. Sprzedać Polskę byle tylko trwały rządy „dobrej zmiany”. Skazać kraj na dyktaturę (PiSowscy sędziowie orzekaliby ważność bądź nieważność wyborów!!!), w zasadzie oddać Polskę w ręce Putina, oderwać od UE byleby rządy PiSu trwały na wieki wieków.
Ludzie na prowincji w marginalnym stopniu odwiedzają sąd., bardziej ulegają opowieściom jak to sędziowie niemal napadają na niewinnych ludzi na ulicach niż w ogóle mieli kiedykolwiek styczność z sądem.
” Ludzie na prowincji w marginalnym stopniu odwiedzają sąd…” , dobre, a tu jeszcze lepsze” ..ulegają opowieściom jak to sędziowie niemal napadają na niewinnych ludzi na ulicach niż w ogóle mieli kiedykolwiek styczność z sądem”. Bardzo dobre:)
A tu droga Pani artykuł z Rzeczpospolitej. Sądownictwo , niestety jest uważane za zblatowane z biznesem i władzą.
http://www.rp.pl/Sedziowie-i-sady/303079907-Wizerunek-wymiaru-sprawiedliwosci-w-spoleczenstwie-jest-zly.html#ap-1
Z pośród osób oburzonych moim komentarzem odpowiem tylko p.Krysztofczykowi bowiem jako jedyny obok Autora podtrzymuje zarzuty etyczne wobec drugiego człowieka podpisując się nazwiskiem, co szanuję. Nie podnosiłem kwestii merytorycznych, czy ustawa o SN naruszała czy też nie konstytucję (prywatnie uważam, że powierzenie prokuratorowi generalnemu nadzoru nad składem Sądu Najwyższego naruszało trójpodział). Gdyby Autor zarzucał J.Gowinowi wyłącznie błędy w zrozumieniu sprawy, nie odzywałbym się. Tyle, że podniósł zarzuty etyczne, osądził intencje, uznał swoją wiedzę za pełną. Skoro wybrał moralizatorski ton, miałem prawo pod nazwiskiem zapytać, czy sam był w podobnej sytuacji co J.Gowin, gdy człowiek dużo „zainwestuje” w jakąś sprawę i nagle musi ją porzucić?. Ja, w daleko mniejszej skali jako radny byłem i wyszedłem z tego jak myślę w połowie zwycięski, w połowie przegrany. Co robić, jeżeli moja nonkonformistyczna decyzja swoimi konsekwencjami uderza w niewinnych ludzi, niszczy ich zamiary? W artykule Autora nie widzę śladu, by chciał J.Gowinowi (lub podzielającym jego wybór) pomóc, a raczej zdyskredytować, wykluczyć z grona ludzi przyzwoitych. Dlatego Pana metafora lekarza/spowiednika chybiona. I żeby Pan miał większy kłopot przyznam, ze w zarysowanym przez Autora przeciwieństwie J.Gowin-M.Jurek bliżej jest mi do Marka Jurka. Jego odejście z funkcji marszałka Sejmu jest i pozostanie na długo ważnym punktem odniesienia dla polskich polityków. Dlaczego więc nie uważam, że J.Gowin powinien zachować się teraz podobnie? Może powinien, ale mam zbyt mało informacji, by ocenić coś więcej niż decyzję – człowieka. Jarosław Gowin jest człowiekiem przyzwoitym, któremu może zdarzają się błędy.
Ponieważ niejako zostałem „wezwany do tablicy” to jeszcze jedna refleksja. Conrad napisał bardzo mądre, powiedziałbym z mojej perspektywy, genialne zdanie określające zadanie pisarza. Ma on pisarz wymierzyć sprawiedliwość widzialnemu światu. To jest zadanie nie tylko pisarza, ale każdego myślącego człowieka. Oceniać mogę p. Gowina na podstawie tego, co jest możliwe do poznania. Według mnie autor artykułu ten warunek uczciwie wypełnił. Nie wiem co p. Gowinowi ” w duszy gra”, jeżeli to ujawni może zmieni to mój osąd. Jest takie, przyznaję że niezbyt mądre stwierdzenie: – nie jestem Duchem Świętym, żeby coś tam wiedzieć. Tak to prawda – nie jestem. Poseł Gowin jest osobą publiczną, zajmuje eksponowane stanowisko, mam pełne prawo oceniać jego poczynania polityczne, (przecież nie osobiste, prywatne, choć i to dopuszcza się wobec polityków). Nie słyszałem aby ktoś powiedział, że J. Gowin to zły człowiek, że kanalia. Sens krytyki jest taki, że pogubił się w polityce, że wybrał niewłaściwą drogę i bardzo wątpliwą hierarchię wartości. To oczywiście rodzi pewne konsekwencje, choćby takie jak tytułowa kompromitacja. Wydawanie sądów, ocen i krytyk, jest czymś naturalnym, choć oczywiście (chrześcijanina dotyczy to szczególnie) należy zachować szacunek wobec ocenianego. Sami też podlegamy ocenie i to na co dzień, a bywa, że także przez profesjonalne sądy. Zawsze mamy szansę na pokorę, uznanie błędu i nawrócenie, ale też na obronę jeśli uznamy, że opinia – sąd jest niesprawiedliwy. Nikt tego prawa p. Gowinowi nie odbiera.
No dobrze, krytykę Autora wycofuję, bo trafia do mnie argument, że J.Gowin jako osoba publiczna nie podlega pewnej ochronie w daleko większym stopniu, niż skrytykowany przeze mnie autor artykułu publicznie krytykując jego uczciwość. Artykuł jest uprawniony (co nie znaczy trafny). Jednak ze względu na jego tonację bardziej widziałbym jego miejsce na jakimś portalu politycznym typu wpolityce.pl czy natemat.pl niż w laboratorium Więzi, która zajmując się aspektami politycznymi życia katolików powinna mieć więcej dystansu do polityki. Dzięki za wymianę komentarzy, nawet jeśli nie do końca się zgadzamy, to chyba nadajemy na wspólnej częstotliwości, czego życzmy politykom.
Na miejscu p. Gowina nie przejmowałbym się wyrzuceniem z zespołu „Znaku”. „Znak” już dawno przestał być „Znakiem”… P. Dominika Kozłowska pogrzebała go chyba na wieki. To jedno. Po wtóre, tak naprawdę przegnano p. Gowina za poglądy. Dziś wszyscy się znamy na prawie; ja zaś nie mam pojęcia, czy ustawy PiS-u łamały konstytucję, ale jestem pewien, że wszyscy jej dzisiejsi obrońcy bezczynnie przyglądali się jej nierespektowaniu bądź wręcz łamaniu . Stąd moje przypuszczenie, że w tym całym ambarasie nie chodzi o zasady, ale jakąś czegoś politykę…
Dziekuje za komentarze pod tekstem, ciekawie się je czytało.
Do Pana Piotra Ciompy: Pana stwierdzenie z pierwszego wpisu w zasadzie wyklucza dyskusję, bo oznaczałoby, że tylko empiryczne doświadczenie daje nam prawo do wypowiadania sądów na ten temat. Nie znalazłem się nigdy w sytuacji Pana Gowina, ale nie uważam, by to odbierało to wiarygodność mojej krytyce.
Zgadzam się z Panem Rafałem Krysztofczykiem, że nie mamy prawa oceniac tego, co tak naprawdę sobie myśli w swojej duszy J. Gowin. Wyborcy i dziennikarze mają rozliczać z polityków z tego, co robią i mówią. Ja nie oceniam p. Gowina z jego moralności (choć, oczywiście, pytania o nią są zasadne przy takim jego zachowaniu), ale z jego politycznej wiarygodności. Innymi słowy, nie dowodzę, że JG jest złym człowiekiem, ale że jest politykiem, któremu absolutnie nie można wierzyć.
I jeszcze jedno, mam nadzieję, że nigdy nie przeczytają Państwo na tym portalu żadnego paszkwilu. Takie regularnie ukazują się na wpolityce.pl albo natemat.pl. Tutaj naprawdę chcemy być rzeczowi, dlatego moim celem było ostrzeżenie przed JG na podstawie tego, co o nim wiemy. To osoba niebezpieczna dla polskiej polityki, jeśli jest ktoś w stanie dowieść, że się mylę albo że przeoczyłem coś z zachowania JG, co by tę ocenę zmieniało, to pierwszy to docenię. Gowinowi poświęciłem artykuł, bo wobec niego można do niedawna było mieć jakieś złudzenia. Do ludzi takich jak Schetyna, Petru, Kaczyński i Błaszczak od dawna złudzeń nie miałem.
Pozdrawiam
Myślę jednak, że brak osobistego doświadczenia odbiera wiarygodność Pana krytyce. Zabiera pan głos z pozycji moralnego autorytetu, osądza i feruje wyrok. Zgoda – na polityka, nie na człowieka. Ale we mnie, podobnie jak w p. Ciompie z automatu pojawia się pytanie – a kimże Pan jest by tak ocennie się wypowiadać? Czy naprawdę gdyby przeżył Pan podobny do p. Gowina dylemat, wypowiadałby się Pan tak radykalnie? Stawiam tezę że nie. Ma Pan pełne prawo krytykować (zresztą niektóre Pan argumenty wydają się ciekawe i trafne), ale dla mnie krytyka z takiej pozycji nie poparta własnym przeżyciem jest całkowicie niewiarygodna. Pozdrawiam.
Ad. Rafał Milewski. Zastanawiam się, czytając Pański komentarz, nad paroma kwestiami.
1. Jakiego rodzaju osobiste doświadczenie musiałby mieć Bartosz Bartosik, żeby móc – stosując Pańskie kryterium – wiarygodnie wypowiadać się na ten temat?
2. Czy zastosowałby Pan to swoje kryterium do wypowiadania się na temat wszystkich polityków, czy tez jedynie wobec bohatera tego artykułu?
3. Skąd Pan wie, jakie doświadczenia ma, a jakich nie ma autor artykułu?
Ponadto zastanawiam się też, czy – czysto pragmatycznie patrząc – Jarosław Gowin nie osiągnąłby więcej, głosując jako wicepremier przeciw nowelizacji ustawy o SN (którą uznawał za niedobrą) niż głosując za, a potem oświadczając, że jest w głębi duszy przeciw.
Mnie wydaje się, że głosując przeciw, a nawet wstrzymując się od głosu – wzmocniłby swoją pozycję w koalicji z PiS. Pokazałby, że prezes PiS musi poważniej go traktować, a nie poniewierać jego osobą (jak działo się z teką ministra obrony narodowej). Wybrane przez JG, ewidentnie złe, rozwiązanie,ani nie wzmocniło pozycji Polski Razem wobec PiS, ani nie wzmocniło pozycji samego JG jako polityka z zasadami. Wręcz przeciwnie – pokazało, że się zakiwał i zgubił busolę.
Jedyne pragmatyczne uzasadnienie jego decyzji, jakie widzę, to przekonanie, że głosując przeciw, przyczyniłby się do przyspieszonych wyborów, a w nich jego partia przepadłaby z kretesem, bo za karę nie znalazłaby się na listach PiS, a sama nie dałaby rady przekroczyć progu. Nie jest to motywacja wybitnie szlachetna, choć w polityce dopuszczalna i bardzo częsta.
Tyle że akurat od Jarka można było – i należało – oczekiwać więcej.