Te dwie Polski są nie do sklejenia. Ta wspólnota jest nie do odbudowania. Czy jest dla nas jakakolwiek nadzieja?
Gdy usłyszałem słowa prezesa Jarosława Kaczyńskiego o „zdradzieckich mordach”, „kanaliach” i „zamordowaniu brata”, a chwilę później zobaczyłem reakcję na tę wypowiedź tłumu zgromadzonego pod Sejmem, który skandował: „do psychiatry” – pomyślałem sobie, że to ostateczny koniec, tej przepaści nie da się już zasypać.
Gdy zobaczyłem posłów i posłanki Prawa i Sprawiedliwości, którzy i tuż po tym wystąpieniu, i następnego dnia gotują swemu wodzowi owację na stojąco, a w mediach bronią jak niepodległości słów nie do obrony – utwierdziłem się w swym przekonaniu.
Gdy wysłuchałem przemówienia wygłoszonego ze sceny protestacyjnej demonstracji, będącego bieda-psychoanalizą Kaczyńskiego, a później przeczytałem multum postów na ten sam temat w mediach społecznościowych, opatrzonych oskarżeniem, że sam „zabił swego brata” – byłem tego już absolutnie pewien.
Te dwie Polski są nie do sklejenia. Ta wspólnota jest nie do odbudowania.
Nie utraćmy wraz z niezawisłością sądów czegoś jeszcze ważniejszego
Tu nie chodzi o spór polityczny – nawet ostry. Chodzi o zadry, winy, żale, potrzebę zemsty, upokorzenie i chęć upokarzania, gotowość do nazywania się nawzajem mordercami, zdrajcami, puczystami. Oczywiście inne podziały, które trapią Polskę, są przynajmniej równie ważne: jak między elitami a (umownie rzecz ujmując) ludem, między centrum a prowincją, między tymi, którym się powiodło, a tymi, którzy znaleźli się na marginesie życia społecznego, politycznego i ekonomicznego. Nie można o tym zapominać, bo one również wpływają na siłę podziału, o którym tutaj mowa. I rzecz jasna – nie ma symetrii między najpotężniejszym człowiekiem w kraju, mogącym wszystko, który traci panowanie nad sobą, a tłumem pod Sejmem, który zawsze ma swoją dynamikę, a który – co więcej – może mieć wciąż uzasadnione poczucie, że nie może nic.
Od czasu tej pamiętnej wypowiedzi (pewne jest, że taką się stanie) i reakcji na nią chodzę struty. Przypominam sobie wszystkie opowieści o ludziach, którzy zerwali ze sobą kontakt. O przeoranych przez polityczne konflikty rodzinach. Zniszczonych przyjaźniach. Niepodawaniu sobie ręki. Obelgach i paskudnych słowach, które w komentarzach w mediach społecznościowych – pod imieniem i nazwiskiem – zamieszczali fani prawicy po śmierci na przykład Andrzeja Wajdy. O zupełnie identycznych wypowiedziach, które znalazły się na liberalnych czy lewicowych profilach po śmierci Lecha Morawskiego.
Czy jest dla nas – jako wspólnoty – jakakolwiek nadzieja? Inna niż narodowy kataklizm – taki jak wojna? Wobec Kościoła nie mam już w zasadzie żadnych oczekiwań – zbyt duża jego część zaangażowała swój autorytet w poparcie jednej partii, w efekcie wikłając w politykę całą instytucję i wspólnotę. Organizacje pozarządowe? Są równie podzielone jak całe społeczeństwo. Inne pomysły? Mnie ich brakuje.
Pozostaje wiara w działania na poziomie całkowicie międzyludzkim – między „ty” i „ja”. Próba oparcia się pokusie wyrzucania ludzi ze znajomych, nieodbierania od nich telefonów, zrywania kontaktów, niemówienia sąsiadowi „dzień dobry”. Czy to możliwe?
Pozostaje wiara w działania między „ty” i „ja”
Mimo wszystko myślę, że na tym najbardziej podstawowym poziomie, owszem. Więcej: ja wiem, że to jest możliwe. Wśród członków mojej absolutnie najbliższej rodziny – żony, rodzeństwa, rodziców, teściów – znaleźć można osoby, które w ostatnich wyborach głosowały na cztery różne partie: PiS, PO, Nowoczesną i Razem. Jedni za polskiego bohatera uważają Leszka Balcerowicza, inni Jarosława Kaczyńskiego. Są wśród nich osoby przekonane, że Antoni Macierewicz jest rosyjskim agentem, ale również wyznawcy tezy o smoleńskim zamachu.
Z wszystkimi mam świetny kontakt – oni między sobą również. Potrafimy ze sobą rozmawiać, oddzielamy człowieka, któremu zawsze należy się szacunek, od poglądów, z którymi nie musimy się ani trochę zgadzać. Tak – omijamy niekiedy co bardziej drażliwe tematy, nie każdą kwestię ktokolwiek z nas chce podnosić. Pewnie część z nich nie rozumie, dlaczego chodzę i wciąż będę chodził pod Sejm i Pałac Prezydencki – ale nikomu z nich nie przyszłoby do głowy, żeby z tego powodu nie usiąść ze mną do stołu. Wszyscy robimy krok w tył, by móc zrobić krok w przód – by ze sobą być, lubić się, dzielić wartościami i poglądami na mnóstwo innych, często ciekawszych niż polityka, tematów.
Nie wierzę, że jest to możliwe na ogólnonarodową skalę. Ale warto zacząć od siebie, swojej rodziny, swoich przyjaciół, swojego środowiska. By wraz z niezawisłością sądów nie utracić czegoś jeszcze ważniejszego, czego potrzebujemy niezależnie od systemu, w którym żyjemy – człowieczeństwa.
Nie dajmy sobie tego zrobić.
Piękny tekst. Tego ducha ja mam we wspólnocie modlitewnej. Jest w niej grupa głosujących na PiS, jest mniejsza grupa głosujących na opozycję i większość, owszem w większości głosująca, ale bez większego przekonania to na jednych, to na drugich albo jeszcze trzecich. Nikomu jednak nie przychodzi do głowy dzielić się według klucza politycznego, wymiana poglądów, bynajmniej nie ukrywanych, bo jesteśmy wobec siebie naturalni, w tej materii zdarza się rzadko i nigdy nie jest emocjonalna. Nikt nikogo nie naciąga, by głosował jak on sam. Nikt nam nie powiedział, by tego nie robić, nie wiadomo skąd wszyscy wiedzą, że byłoby to zerwanie świętości, która ma nas łączyć, że ten drugi jest dla mnie ważny, takim jakim jest, razem ze swoimi „głupimi” wyborami. To jest właśnie Kościół. Mnie Bóg doprowadził do tego takim oto pierwszym krokiem. U zarania naszej grupy, gdy jeszcze siebie słabo znaliśmy zobaczyłem w samochodzie u jednej z osób z grupy ulotki wyborcze, bo kandydował na radnego z ramienia postkomunistów. Ja, członek założyciel Ligi Republikańskiej, dla którego antykomunizm stanowił ważny element sensu życia dostałem w Kościele obuchem w łeb. Brzmi to śmiesznie, ale przez kilka dni w gorączce zastanawiałem się, co mam zrobić dla Kościoła, czy przynajmniej nie doprowadzić do wyrzucenia „hipokryty” z grupy. Ale przy każdym pomyśle ręce opadały, już za dużo o nim wiedziałem, że jest bezsilny. Nie opiszę całej drogi do pojednania z nim i ze sobą, bo był to jeden z etapów/warunków mojego nawrócenia. Niedawno Bóg powtórzył to przeżycie, gdy na rekolekcjach we Francji spotkałem ZOMOwca, który pacyfikował strajk w Nowej Hucie w maju 1988 r. A ja po tej pacyfikacji współorganizowałem solidarnościowy strajk studentów na Uniwersytecie Warszawskim, bez nadziei na zwycięstwo, raczej po to, by zrobić cokolwiek aby dało się godnie dalej żyć. Dlatego jego historia jest dla mnie ważna. ZOMOwiec-brat opowiadał, jak na jego kompanię, gdy szli przez jedną z hal hutnicy puścili na łańcuchach ogromne bele żelazne, jak spieprzali w panice, jak oficerowie lali ich po mordach by zapędzić z powrotem do hali, jak się zwierzęco bali. Ta jego historia jest mi potrzebna by dojść do stwierdzenia, że ONI TEŻ SIĘ BOJĄ. Ta wiedza zasypuje podziały. Lepiej ujął to ksiądz Twardowski w wierszu „Straciłem wiarę …”: „Nie wierzę, że Matki Bożej nie zobaczę, nie wierzę, że komunista nie płacze”. Najważniejsze, byśmy nie stracili wiary, że gazetowopolscy wyborcy PiSu i gazetowowyborczy wyborcy PO/Nowoczesnej potrafią i czasem chcą zapłakać, że też są w dobrym rozumieniu tego słowa słabi. Dopóki my nie stracimy w nich wiary, oni mają szansę pokonać te podziały, o których pisze Autor.
Dziękuję za to świadectwo.
Pięknie! Ale to taka polska choroba…
Dobry tekst! Zwłaszcza że oparty o osobiste doświadczenia.
„Kształtujesz swoje poglądy na podstawie swoich życiowych doświadczeń. Problem polega na tym, że wszyscy inni robią to samo.”
(niestety nie pamiętam, kto to powiedział)
Dla mnie nie jest żadnym problemem to, że ktoś myśli inaczej. Problem jest wtedy, kiedy swoje myślenie uznajemy za słuszne („gdybyś tylko przeżył to, co ja…”) – a no właśnie. Nikt nie przeżył życia innej osoby, nasze poglądy zależą od życiowych doświadczeń (a każdy ma inne), co więcej – nasze poglądy w toku naszego życia ewoluują! A mimo wszystko i tak upieramy się, że „TO JA MAM RACJĘ”, a jak ktoś myśli inaczej, to „jest głupcem” tudzież „boi się prawdy”.
„Staraj się bardziej rozumieć, niż być rozumianym”
– brat Roger z Taize
Przede wszystkim nie dajmy rządzić się naszym emocjom!
Nauczymy się rozmawiać i słuchać bez emocji!
Szanujmy siebie okazując szacunek rozmówcy!
Nie oceniajmy w emocjach, wyzbądźmy się pisania złośliwych i ironicznych postów na portalach społecznościowych!
Pamiętajmy o naszych wspólnych korzeniach i tradycjach chrześcijańskich i państwowych!
Pamiętajmy o tych, którzy złożyli na ołtarzu niepodległej Rzeczypospolitej Polskiej swoje życie w ofierze za nas, byśmy dziś mogli żyć w wolnej i bezliecznej Ojczyźnie – matce każdego z nas!
Pamietajmy siejąc miłość zbierzemy pokój, miłość, mądrość i wiarę w jedność i potęgę każdej polskiej rodziny a przeto w potęgę i chwałę Rzeczypospolitej Polskiej
Tu nie chodzi tylko o poglądy,a le niestety partia rządząca nie licząc się z nikim i niczym niszczy kraj odrywa nas od Unii Europejskiej , wprowadza standardy rządzenia gorsze niż na Białorusi,Jej przedstawiciele w obrzydliwy sposób obrażają inaczej myślących.I jak tu wydobyć choć cień sympatii do nich?
Do Azy- Pani wypowiedż pokazuje, że niestety nic Pani z tekstu nie zrozumiała. Czytamy bez rozumienia bo nasza racja jest najmojsza. Tego sie nie da skleić.
Dało się skleić Wietnam ,Niemcy da się i POLSKĘ.Ten sejm już wyczerpał swój mandat.jest źródłem konfliktu i nienawiści.
Marek Leskiewicz Radny Miasta Otwocka 20 lipca 2017 – 11:42 – Odpowiedz
Przede wszystkim nie dajmy rządzić się naszym emocjom!
Nauczymy się rozmawiać i słuchać bez emocji!
Szanujmy siebie okazując szacunek rozmówcy!
Nie oceniajmy w emocjach, wyzbądźmy się pisania złośliwych i ironicznych postów na portalach społecznościowych!
Pamiętajmy o naszych wspólnych korzeniach i tradycjach chrześcijańskich i państwowych!
Pamiętajmy o tych, którzy złożyli na ołtarzu niepodległej Rzeczypospolitej Polskiej swoje życie w ofierze za nas, byśmy dziś mogli żyć w wolnej i bezliecznej Ojczyźnie – matce każdego z nas!
Pamietajmy siejąc miłość zbierzemy pokój, miłość, mądrość i wiarę w jedność i potęgę każdej polskiej rodziny a przeto w potęgę i chwałę Rzeczypospolitej Polskiej
– mądre i piękne słowa, które powinny być wtapiane w serca i rozum wszystkich Polaków. I, myślę, że w szczególności tych , którzy uważają się za lepszych od innych tylko dla tego,że są szablonowymi KATOLIKAMI.
Pani Joanno, Pani również nie zrozumiała tekstu. Cytuje Pani „mądre i piękne” słowa, po czym, sama tworzy podział Polaków, podszyty emocją. Nie ma jednorodnego tworu o tych samych poglądach, szablonowych KATOLIKÓW. To jest zbiór jednostek, konkretnych ludzi, bardzo rożnorodnych. Nie wszyscy uwazają sie za lepszych, zapewniam. Przyklejanie takich etykiet krzywdzi wielu i poglębia podziały. Zacząć zmianę od siebie to powstrzymanie się również od takich komentarzy.
Bardzo dobry tekst. uwazam ze niestety nasze elity, intelektualne zwłaszcza, maja duzo za uszami. Generalnie spór w Polsce mozna okreslić dwoma słowami:
NIENAWIŚC i POGARDA. Nienawiśc prawej strony za lata upokorzeń odmawiania wręcz prawa do istnienia do zabierania głosu (vide Polska jednej gazety)
Pogarda elit wobec „sprzedajnej hołoty pińcetplus” która ze swymi bachorami wyjechała nad morze i uniemozliwiła tym samym celebrytom w spokoju cwiczenie jogi na Monciaku. Oczywiście przesadzam lekko ale do tych dwóch pojęc mozna sprowadzic całą dyskusję o Polsce. Tę pogarde widze od poczatku od pierwszych dni po częściowo wolnych wyborach 4 VI. kto o kim mówił „mohery” „ciemnogród”?
Ja nie widze szansy na pogodzenie sie tych dwóch Polsk bo niestety ale to elity musiałyby bardzo sie ukorzyc przed społeczeństwem, za podgrzewanie nastrojów za lata szyderstw kpin i pogardy wobec tym którzy nie mieli szans, umiejetnoscii , a może sprytu i braku zahamowań, by skorzystac na „demokracji” „wolnym rynku” etc.
Panie Stanisławie
Porównania z deczka bez sensu
jakie sklejenie Wietnamu?
Komunistyczna Północ zagarneła Południe
Niemcy? de facto to było rozszerzenie RFN o wschodnie landy.
Muszą mieć Państwo świadomość, że istnieją ludzie, którzy oceniają tekst pana Dudkiewicza niezwykle krytycznie i zupełnie się z tym tekstem nie zgadzają. Nie można założyć, że Autor, oraz komentujący tekst Państwo nie wiedzą co się w Polsce dzieje, jakie są przyczyny kryzysu, i z jakiego powodu właściwie PiS doszedł do władzy i realizując obietnice wyborcze zyskuje coraz większą popularność. Nie wierzę w to, by działali Państwo w niewiedzy. Państwo wiedzą o wszystkim. Jeśli trak, wnioski są przerażające. Państwo-komentatorzy działają w złej wierze; podają nieprawdę i za pomocą sztuczek erystycznych próbują zakłamać rzeczywistość, stosując też wiele znanych powszechnie technik manipulacji oraz pozwalają sobie na „błędy”, na przykład 'przesunięcie’ kategorialne, manipulują logiką, znaczeniami słów, składnią zdań. Przyczyny tego działania i źródła inspiracji niedługo się objawią. Do katolików zwracam się z przypomnieniem, że obowiązują Państwa Przykazania i Katechizm, i uznaję, że to, co Państwo mówią i robią jest tych Przykazań i Katechizmu zaprzeczeniem. I przypominam, że jest Ktoś, kto nas rozsądzi.
Panie Dudkiewicz, i ja dziękuję za tekst. To ważne, a nawet najważniejsze dla mnie hasło przewodnie, ALE, dodam od siebie, że jest coś, co naprawdę utrudnia/uniemożliwia wręcz to bycie, to rozmawianie, to „niezrywanie kontaktów”. Idzie to dalej niż poglądy, ambicje, czyny (często potworne). Niekiedy stoi to u podstaw tychże. Tym jest choroba psychiczna. Lub zaburzenie, lub kombinacja kilku (to wręcz częściej). Chory mózg. Po prostu. I to… trzeba po 1) umieć ROZPOZNAĆ, a po 2) nauczyć się z tym żyć, co MOŻE oznaczać „nauczyć się to wykluczyć ze swojego życia”.
Ś.P. Ks. Kaczkowski bodajże w „Ekskluzywnym żebraku” pisał, że Bóg nie wymaga od nas rzeczy niemożliwych. A ja myślałam, że tak, a całkiem niedawno zaczęłam rozumieć, że nie. I już. Pewnych ludzi, mimo wszystko, lepiej postawić poza nami i pech chce, że tymi ludźmi mogą być [o ironio! jakże często SĄ] nasi rodzice, małżonkowie, przyjaciele. A jeżeli my sami jesteśmy tym dotknięci, ha..! Czytając pana tekst czuję też niestety zazdrość, bo mnie się mimo wszystko tak wspaniale nie dogaduje z różnymi bliskimi. Ale całościowo i tak pana tekst dodał mi otuchy i przypomniał co ważne. Tylko tą świadomość choroby chciałam podkreślić, bo, cytując znajomego „problemy zdrowotne mogą dotknąć każdego, także przedstawicieli władz państwowych. Nie należy tego tematu unikać, ani -broń boże- piętnować! Takie osoby należy objąć opieką w wyspecjalizowanych ośrodkach, a obywateli edukować i uczyć, aby z podobnymi problemami zaobserwowanymi u siebie lub u członków rodziny, zgłaszali się po fachową pomoc.”
Drodzy państwo, moi rodzice zmarli w 1967 r. gdy miałem kilka lat. Skończyłem studia w 1989 r. Sporo je przeciągnąłem żeby nie pójść do wojska. Udało się. W latach 80. brałem udział w drukowaniu podziemnej prasy i ulotek oraz ich kolportowaniu. Od 1992 r. pracowałem w Expressie Wieczornym, którym kierowali ludzie z Porozumienia Centrum. Szefów PiS widywałem regularnie. Często słyszę zarzut, że w Polsce nie ma już wolnej prasy, że całą przejęli Niemcy i jakaś nieokreślona obca siła. Otóż nie jest to prawda. Kiedy przyszedłem do Expressu Wieczornego gazeta sprzedawała się codziennie w kilkuset tysięcznym nakładzie. Obserwowałem jednak jej upadek dzień po dniu. Polityczne manifesty kierownictwa PC były przez czytelników wyrzucane do koszy zaraz po kupieniu. Obserwowaliśmy to z okien redakcji. Nie można było szefom przetłumaczyć, że ich codzienne zamieszczanie nie ma sensu. W ciągu dwóch lat sprzedaż spadła do kilkudziesięciu tysięcy dziennie. Kilka lat później – 30 czerwca 1999 r. – wydaliśmy ostatni numer i rozeszliśmy się do domów. Niektórzy znaleźli pracę w innych gazetach, ale sporo musiało zmienić zawody. To nie byli postkomuniści. Mieliśmy po 25-30 kilka lat, większość z nas miała solidarnościowy lub enzetesowski rodowód. Sporo ludzi pracowało wcześniej w prasie podziemnej lub w Tygodniku Solidarność. Wracając jednak do tematu – nie jest prawdą, że ludzie PiS nie mieli swojej prasy, bo był nią właśnie Express Wieczorny. Ten Express, który został wykończony. I nie traktuję tego stwierdzenia jako zarzut, a stwierdzenie faktu.
Fałszywe jest też stwierdzenie, że to jacyś postkomuniści wyprzedali polski majątek. Obecnie rządzący też mieli w tym swój udział. Turecki wieżowiec, w którym mieściła się redakcja Wprost (al. Jerozolimskie na przeciwko dworca PKP Warszawa-Ochota) stoi na działce sprzedanej inwestorowi z Turcji przez właścicieli Expressu Wieczornego w połowie lat 90. W tym samym czasie kilkupiętrowy budynek redakcji wynajęto niemieckiemu bankowi, w dzisiejszej drukarni Expressu Wieczornego mieści się siedziba PiS. Nie przypominam sobie aby ktoś z kierownictwa martwił się wtedy o los kilkudziesięciu drukarzy.
Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego by uświadomić Państwu jak fałszywe bywają zarzuty polityków i ich deklaracje. Spora część tego co mówią jest tylko i wyłącznie pustą demagogią, hasłami obliczonymi na pobudzenie w wyborcach emocji, a głównie oburzenia i strachu. To właśnie te dwie emocje najsilniej wpływają na nasze decyzje. Jeśli ktoś nie wierzy to polecam lekturę Le Bona „Psychologii tłumu”. To podstawa politycznego marketingu. Na opisanych tam prawidłowościach opierają się dzisiejsze działania PiS. Na wszelki wypadek od razu dodam, że jestem tylko uważnym obserwatorem życia politycznego, a nie działaczem jakiejś partii. Z powyżej wspomnianych powodów moimi faworytami nie są jednak ludzie z PiS. Mam jednak znajomych, którzy pracują w jednym z tygodników popierających obecny rząd. Spotykamy się od lat i coraz częściej dostrzegam ich zacietrzewienie, coraz częściej słyszę – no to zdeklaruj się po której jesteś stronie. Chodząc do kościoła słyszę, że ludzie nie popierający PiS to pomioty lucyfera, postkomuniści i dzieci esbeków (autentyk). Czy tego należy oczekiwać w świątyni ? Mamy w rodzinie księdza, który co dwa tygodnie przyjeżdża na obiad. Przy okazji wygłasza przepełnione nienawiścią do „lewaków” i uchodźców przemowy. Według niego wszyscy jego koledzy w sutannach myślą podobnie. Kiedy przypominam mu o głoszonej przez Jana Pawła II potrzebie dialogu pomiędzy religiami reaguje podniesionym głosem, a przecież to od niego dostałem 30 lat temu zbiór encyklik Papieża Polaka. Czy tak powinien wyglądać dialog pomiędzy ludźmi o różnych poglądach, odmiennych religiach, filozofiach? Chyba nie.
Mam wrażenie, że zbytnio pozwoliliśmy się jako społeczeństwo zaangażować politykom w walkę o ich interesy. Nie jest w naszym interesie podporzadkowanie sądów politykom. Trójpodział władzy jest podstawą demokracji. Powie ktoś, że demokracja nie jest doskonałym ustrojem. Być może nie jest, ale nikt nie wymyślił doskonalszego. Nie jest nim na pewno nieograniczona władza jednej partii. Ich rotacja u władzy powinna być czymś normalnym, a nie wojną. Każda powinna mieć szansę, że potrafi coś zrobić lepiej i udowodnić to, ale w ramach ściśle określonych przez Konstytucję. To ona ma być gwarantem naszych praw i swobód. Także tych do własnego osądu rządzących. Dlatego podzielam pogląd autora, że powinniśmy ochłonąć i zanim użyjemy obraźliwego określenia wobec adwersarza pamiętajmy, że to nadaje mu moralne prawo do rewanżu. Czy tego właśnie chcemy? Czemu miałoby służyć nasze, za przeproszeniem, mordobicie? Mamy jakiś osobisty interes w tym, że do władzy dojdą jedni albo drudzy? Pamiętajmy – to będzie ich wygrana, a nie nasza.
Na koniec tego przydługiego tekstu dodam, że przez kilka lat przygotowywałem pewien projekt o osobach bezdomnych. Wiecie Państwo, że w rozmowach z nimi, a było ich kilkaset, nie przewijała się polityka? Kiedyś zapytałem dlaczego nie rozmawiają o polityce. Odpowiedź brzmiała – Politycy to ludzie, którzy muszą coś udowodnić światu. Nam nikt nie musi niczego udowadniać. To my jesteśmy tym światem.
To prawda – to Pan jest tym światem, Pani jest tym światem, i Pan, i Pani, i Pan też jest tym światem. Taki będziemy mieli świat jaki sami sobie tworzymy.
Dziękuję za Panski post. Chcialabym go udostępnić
Pozdrawiam
Popieram! Z przerażeniem patrzę na to, co teraz się dzieje. Na zrywane znajomości tylko dlatego, że „on jest z innego powodu”…
Ja sama jestem tolerancyjna. Nie rozumiem niektórych poglądów, ale i rozumieć nie muszę, bo to nie moja sprawa. Wychodzę z prostego założenia: szanuję człowieka i dopóki spotykam się z wzajemnością, żadnej znajomości nie zerwę. I to powinna być norma.