Jesień 2024, nr 3

Zamów

Izrael a sprawa polska

Siły Obronne Izraela, 20 czerwca. Fot. Cpl. Yuval Shmueli / IDF Spokesperson's Unit

Redaktorzy „Teologii Politycznej” wykorzystali 50. rocznicę wojny sześciodniowej do wsparcia PiS.

5 czerwca 1967 roku Izrael, wyprzedzając uderzenie koalicji pięciu państw arabskich, zaatakował i pokonał swoich sąsiadów zdobywając między innymi Zachodni Brzeg ze wschodnią Jerozolimą, Strefę Gazy, Synaj i Wzgórza Golan.

50. rocznicy tej wojny „Teologia Polityczna Co Tydzień” (nr 62) poświęciła numer specjalny pt. „Izrael. Państwo, które uwiera”. Lekturę zaczęłam z nadzieją.

„Izrael to państwo, które uwiera całe swoje bliskowschodnie otoczenie. Mówiąc wprost – uwiera świat arabski, który nie kryje się z formułowaniem tezy o wepchnięciu państwa Dawida do morza. (…) Militaryzacja jest wpisana w jego funkcjonowanie, bez niej nie byłoby możliwe utrzymanie własnego bytu, czego zdają się nie rozumieć rozleniwieni dobrobytem zachodni partnerzy” – pisze w zapowiedzi numeru redaktor naczelny Jan Czerniecki.

Egzystencja suwerennej Rzeczypospolitej nie jest zagrożona; Izraela – ciągle jest

Trudno się nie zgodzić. Jeśli sądzić po liczbie antyizraelskich rezolucji samej tylko ONZ i jej agend, Izrael jest najbardziej przestępczym, najmniej demokratycznym, rasistowskim i notorycznie gwałcącym prawa człowieka państwem na świecie. Diagnoza Czernieckiego dotycząca sytuacji Izraela jest – mimo pewnej egzaltacji i idealizacji – trafna. Choć mam wątpliwości, czy większość Izraelczyków zgodziłaby się z twierdzeniem, że bierze udział w wojnie cywilizacji.

Jednak po uważnym przeczytaniu przedostatniego akapitu, w którym autor pisze między innymi: „Jej [izraelskiej wspólnoty narodowej] stałe zagrożenie, zmagania w niesprzyjającym politycznym otoczeniu zbliżą ją mocno do polskiego sposobu przeżywania własnej państwowości i do naszych problemów geopolitycznych” –usłyszałam dzwonek alarmowy.

Rozbiory, brak własnego państwa przez ponad 120 lat, położenie geopolityczne II Rzeczypospolitej, sowiecka okupacja powinny – i w wielu wypadkach tak właśnie jest – uwrażliwiać Polaków na izraelskie argumenty dotyczące problemów bezpieczeństwa. Zarówno te dotyczące relacji z Palestyńczykami, jak i oceny zagrożeń w regionie. Wspólne przekonanie, że suwerenność i bezpieczeństwo państwa nie są dane raz na zawsze, że trzeba o nie dbać i je chronić, od wielu lat były podstawą coraz lepiej rozwijającego się dialogu Polski i Izraela. Ale czy naprawdę nasza sytuacja jest – jak pisze autor – „od kilku stuleci ciągłą walką o byt, trwanie i bronienie własnej niepodległości” i dlatego „bliższe przyjrzenie się Izraelowi pomoże wydobyć pewne wzory postępowania dla Rzeczypospolitej”? Jakie?

Zmilitaryzowanego państwa, „które opiera się ideom postnarodowym”? Państwa „narodowego, które oparte jest o paradygmat tożsamości, militarny i pryncypialnego traktowania własnego interesu”? 

Wzory, które podsuwa Czerniecki, brzmią niepokojąco. Ale przede wszystkim są intelektualnym nadużyciem. Bo sytuacja bezpieczeństwa obu państw anno domini 2017 – mimo historycznych analogii – wcale nie jest podobna. Mimo wyzwań i zagrożeń (rosyjski imperializm, brak pewności co do rzeczywistych celów polityki amerykańskiej, rozchwianie Europy) egzystencja suwerennej Rzeczypospolitej nie jest zagrożona. Izraela, niestety – ciągle jest.

Może więc redaktorom „Teologii Politycznej” wcale nie chodzi o 50. rocznicę wojny sześciodniowej ani w ogóle o Izrael? Może państwo żydowskie jest im potrzebne w zupełnie innym celu? Esej Agnieszki Kołakowskiej rozwiewa, niestety, wszelkie wątpliwości.

„Duch czasów, nasilający się w ostatnich dziesięcioleciach, każe potępiać Izrael i zwalczać rządy prawicy, całkiem niezależnie od treści polityki tych rządów i niezależnie od faktów” – pisze Kołakowska, oskarżając tym razem przede wszystkim państwa Unii Europejskiej o stosowanie podwójnych standardów. I znowu: z większością przykładów dotyczących Izraela trudno polemizować, choć prezentowany obraz jest jednowymiarowy. I, nawiasem mówiąc, dobrze znany z briefingów w izraelskim MSZ (notabene Kołakowska zasadnie pisze, że izraelski PR, inaczej hasbara, jest zaskakująco słaby).

Dowodów na stosowanie podwójnych standardów jest znacznie więcej niż te przywołane przez autorkę. Choćby powstanie i trwanie do dziś specjalnej agencji ONZ ds. uchodźców palestyńskich (UNRWA), jedynej adresowanej narodowo i wciąż, przez pokolenia podtrzymującej fikcję, że możliwy jest powrót w granice Izraela sprzed 1967 roku. W samej tylko Jordanii, w której Palestyńczycy (ponad dwa miliony) mają nie tylko obywatelstwo, ale stanowią większość – UNRWA prowadzi 10 obozów. Na Zachodnim Brzegu i w Strefie Gazy (terenach Autonomii Palestyńskiej!) – 27. Ich istnienie dziś trudno wytłumaczyć inaczej niż tylko w kategoriach politycznych i antyizraelskich.

W latach 1948-1970 z państw arabskich zostało wygnanych – w ramach retorsji – prawie milion Żydów. 800 tysięcy trafiło do Izraela. Nigdy nie słyszałam o jakiejkolwiek próbie objęcia ich międzynarodową pomocą. Nikt także nie chce dziś pamiętać, że Organizacja Wyzwolenia Palestyny powstała w 1965 roku, dwa lata przed wojną sześciodniową. I że w tym czasie jedyne „osiedla żydowskie” istniały wyłącznie na terytorium uznanego przez społeczność międzynarodową państwa Izrael.

Ale to tak naprawdę temat na zupełnie inną opowieść.

Wesprzyj Więź

Wróćmy do Kołakowskiej, której zdaniem podwójne standardy wobec Polski obowiązują od 2015 roku, konkretnie od wyborczego zwycięstwa PiS: „W przypadku Polski, jak w przypadku Izraela, nikt nie raczy przyjrzeć się faktom (…) W przypadku Polski nikt pośród protestujących nie umie wykazać, w jaki to mianowicie konkretny sposób rząd łamie prawo, poniewiera konstytucję, gardzi prawami obywatelskimi itd. itp. (…) Nie twierdzę, że wszystko, co robi PiS, ani wszystko, co robi Izrael, jest godne pochwały”.

Wydaje się, że wyraźniej już nie można. Jednak można, bo przecież, gdyby ktoś jeszcze nie zrozumiał: „Proponuję więc, by Polska, będąc świadoma tych podobieństw, zacieśniła swoje związki z Izraelem. Wydaje się oczywiste, że oba kraje powinny nawzajem się wspierać”.

Polska? A czemu po prostu nie PiS? Można by sobie szczerze porozmawiać o doświadczeniach obu narodów i o wspólnej historii. Na początek proponuję Jedwabne.

Podziel się

Wiadomość

Żydzi po II wojnie wyciągnęli wnioski. Mają broń atomową i solidną armię. Polacy, jak autorka artykułu, wolą się łudzić, że już nic nam nie grozi i nie ma co się martwić. Kolejny już rząd nie tworzy programu budowy bomby atomowej, choć potrzeba, jak pokazuje historia, jest oczywista. Bierzmy przykład z Izraela!

Czyżby obawy o bezpieczeństwo Polski od razu zapisywały do PIS ?
Nie należę i nie zamierzam należeć, ale mam poczucie, że temat bezpieczeństwa, polityki bezpieczeństwa nigdy nie był dobrze w Polsce zarządzany, i nie wiem czy teraz też jest…
Teraz takie pacyfistyczne i neutralne kraje jak Szwecja zaczynają zupełnie inaczej myśleć i podejmować działania nie znane w swojej dotychczasowej praktyce, dlaczego stygmatyzować PISem (jak rozumiem taki był cel), jeśli ktoś chce na poważnie myśleć o bezpieczeństwie?
Czy poglądy w naszym kraju można mieć tylko w 2 pakietach?