Od samego początku pontyfikatu Franciszek zachowuje sceptycyzm wobec stosowania zasad ogólnych do skomplikowanych sytuacji duszpasterskich.
Papież Franciszek posługuje się językiem jasnym, zrozumiałym dla każdego człowieka stojącego poza Kościołem. Często zamiast tradycyjnych sposobów wyrazu papież wykorzystuje mocno przemawiające do wyobraźni metafory. I tak na przykład jego słowa o „poobijanym” Kościele, który powinien wychodzić na peryferie społeczeństwa – by wszystkim ludziom, także tym, których sposób życia uznawany jest przez Kościół za nieuporządkowany czy „nieregularny”, głosić miłosierdzie Boga – szybko spotkały się z silnym odzewem.
Spokojny i ożywczy język papieża wywołuje jednak u niektórych w Kościele zdziwienie i potrząsanie głowami. Inni ledwo skrywają przerażenie brakiem należnego respektu papieża dla dziedzictwa Kościoła, wylewając przy tym łzy na rzekomą niezrozumiałość „Amoris laetitia”, która miałaby wynikać z niejednoznacznego sposobu wypowiedzi autora.
Ów nieprzejednany brak woli zrozumienia znalazł swój wyraz w oficjalnej prośbie czterech kardynałów, którzy domagają się odpowiedzi na pytania dotyczące prawdziwego przesłania adhortacji. I choć papież przedłożył żądaną interpretację najważniejszego – jak dotychczas – w swym pontyfikacie dokumentu w pełnym otuchy liście do biskupów regionu Buenos Aires, dziękując im za wypracowanie przepisów duszpasterskich odnoszących się do katechezy o małżeństwie oraz do sposobów traktowania wiernych żyjących w powtórnych cywilnych małżeństwach, kardynałowie uparcie trwają w swych publicznie wyrażanych wątpliwościach. Ta niechęć do zrozumienia przybliża ich do tego, co Tradycja moralna określa mianem ignorantia affectata – pozorowanej, chcianej niewiedzy.
Za trwaniem w przekonaniu o rzekomych niejasnościach związanych ze sposobem formułowania myśli przez papieża może jednak kryć się odmowa dokonania zmiany perspektywy, jakiej Franciszek domaga się od Kościoła. Jak pokazują różne, często sprzeczne reakcje na papieską adhortację, jej interpretacja zależy bowiem od sposobu, w jaki się odczytuje „Amoris laetitia”. Nie oznacza to jednak niejasności czy wątpliwości co do tego, który z tych sposobów sam Franciszek uznaje za słuszny.
Spór interpretacyjny
Jeśli wyjść z założenia, że papież Franciszek nie mógł i nie chciał powiedzieć niczego innego niż to, co na temat małżeństwa i rodziny zawarte już jest w wypowiedziach Magisterium, to interpretacja pójdzie w kierunku wykazywania zgodności wypowiedzi Franciszka z nauczaniem jego bezpośrednich poprzedników: Benedykta XVI i Jana Pawła II – zgodności pojmowanej jako nieprzerwana kontynuacja. W takim ujęciu „Amoris laetitia” wyróżniałaby się jedynie nowym, nietypowym stylem głoszenia przesłania Kościoła, co w historii już się zdarzało.
Ten sposób odczytywania adhortacji musi jednak uporać się z tym, co wszak w „Amoris laetitia” nie zostało powiedziane. Owe – pozorne tylko, jak chce mentalność doktrynerska – braki należy jednak pomniejszyć przez wykazanie, że to, czego nie wypowiedziała adhortacja, a co dotyczy ujęć tradycyjnych, zostało jednak implicite założone. Rzecz jasna, taki sposób odczytywania wyklucza możliwość dostrzeżenia daleko sięgającej zmiany paradygmatu, którą papież Franciszek przedstawił w swojej adhortacji.
Ale z reguły hermeneutycznej, że do dokumentu Urzędu Nauczycielskiego należy również to, czego on nie zawiera i o czym nie mówi, wynika jeszcze inny obraz. Oto bowiem ujawniają się nowe momenty i nowe elementy w sposobie narracji, ukazując argumentację zastosowaną w „Amoris laetitia”, i to tym bardziej widoczne, jeśli porównać je z wcześniejszymi enuncjacjami magisterialnymi. I tak na przykład nie sposób nie zauważyć znaczących różnic między wypowiedziami o seksualności, miłości, małżeństwie, rodzinie w „Amoris laetitia” a podobnymi wypowiedziami w adhortacji „Familiaris consortio” (1981) czy Katechizmie Kościoła Katolickiego (1992). Okaże się wówczas, że papież dąży do zmiany obiektywistycznej nauki moralnej, opartej na statycznej metafizyce, na bardziej ewangeliczną: na teologię bliższą praktyce, odznaczającą się wielkim szacunkiem dla problemów życia.
Owszem, papież Franciszek opiera swe wywody na licznych odniesieniach do nauczania poprzedników, widać więc wolę kontynuacji. Jednak obecny w „Amoris laetitia” właściwy mu sposób stawiania pewnych akcentów to coś więcej niż tylko mało znaczące zmiany.
Od samego początku pontyfikatu daje się zauważyć sceptycyzm Franciszka wobec stosowania zasad ogólnych do skomplikowanych sytuacji duszpasterskich oraz wobec łatwości, z jaką metoda dedukcyjna wyprowadza z norm ogólnych dalekosiężne wnioski dla każdej sytuacji szczegółowej (por. AL 2). Franciszek wyraża przekonanie, że konieczna jedność w nauczaniu i praktyce Kościoła nie stanowi przeszkody, „by istniały różne sposoby interpretowania pewnych aspektów nauczania lub niektórych wynikających z niego konsekwencji” (AL 3).
To jest fragment tekstu opublikowanego w kwartalniku „Więź”, lato 2017.